Zamorduję cię! - Niczyja
Proza » Obyczajowe » Zamorduję cię!
A A A
Od autora: Czy to co nas otacza dzieje się naprawdę?

„Zamorduję cię!”

 

- Gdzie jesteś? Basiu, gdzie jesteś? – Leżąca w łóżku kobieta obmacała poduszkę obok. Była pusta.

Odrzuciła kołdrę i wstała, omal nie przewracając się. W ciemnościach trafiła do pokoju męża.

- Nie ma jej! Nie ma! – krzyknęła kilka razy. – Zniknęła!

- Kochanie, uspokój się. – Wybudzony mąż przesunął się na łóżku. – Chodź do mnie.

- To ty chodź ze mną. Zobacz. Nie ma jej!  – powtarzała jak w amoku.

- Później zobaczę – uspokajał. – Teraz połóż się.

Dygocząc położyła się obok niego, drżały jej dłonie. Przylgnął do niej na łyżeczkę, tuląc mocno w ramionach, aż zasnęła. Oddech uspokoił się, jego ręka na jej brzuchu łagodnie wznosiła się i opadała. Nie mógł zasnąć, ale wiedział, że musi. Rano będzie miał kilka pilnych spraw do załatwienia.

 

*****

Gdy Daria jeszcze spała zadzwonił do znajomego doktora.

- Dzień dobry, Piotrze. Mam prośbę, wiesz jaką.

- Znowu? Na ile dni? – spytał doktor, niezbyt zadowolony, że przeszkadzano mu podczas śniadania.

- Na razie na trzy dni. Może wystarczy.

- Dobrze. Podjedź dziś do mojego gabinetu. Zwolnienie będzie czekało w rejestracji zaadresowane na twoje nazwisko.

- Bardzo dziękuję – ucieszył się Marcin.

- Nie ma sprawy. Od czego ma się przyjaciół.

Czekając, aż zaparzy się kawa, wybrał kolejny numer. Tym razem do psychologa, do którego w kryzysowych sytuacjach chodziła Daria. Umówił ją na półtoragodzinną sesję. Pijąc kawę, patrzył na ogród. Z drzewa smętnie zwisała bujana wiatrem huśtawka. W piaskownicy zebrały się opadłe liście. Deszcz głucho bębnił o parapet okienny.

Marcin odstawił pusty kubek do zlewu i poszedł do żony.

- Kochanie, obudź się. – Delikatnie pogłaskał ją po nagim ramieniu.

Nie zareagowała od razu. Zauważył tylko, że gałki oczne poruszały się pod powiekami.

- Dario, wstań proszę. Zawiozę cię na terapię.

- A co z pracą? – Nagle oprzytomniała. -  Dziś poniedziałek. Muszę iść do pracy!

- Załatwiłem zwolnienie na trzy dni. Musisz odpocząć.

- Dobrze kochany. Czuję się taka zmęczona.

- Wiem…

Czekając, aż będzie gotowa, wyprowadził auto z garażu. Białe Audi. Gdy wsiadła, ruszyli. Wycieraczki migały na najwyższych obrotach. Nie rozmawiali. W samochodzie panowała cisza. Zerkał czasem na żonę, widząc szalejące na twarzy emocje. Kłębiące się myśli marszczyły jej czoło w poprzek i wzdłuż. Usta poruszały się w niemym słowotoku. Prawa dłoń zagłębiała we włosy i wykonywała niekontrolowane ruchy. Zatrzymali się przy zielonym budynku.

- Poradzisz sobie? – spytał z troską.  – Czy mam cię zaprowadzić?

- Dam sobie radę.

- To dobrze. Przyjadę po ciebie. Czekaj tu na mnie.

Daria weszła do budynku prywatnej przychodni lekarskiej i znajomym korytarzem podążyła  do gabinetu numer pięć. Zapukała. Odezwał się zapraszający męski głos.

- Proszę usiąść, pani Dario – powiedział.

Powiesiła płaszcz na stojaku przy drzwiach, a potem zapadła się w miękkim fotelu.

- Nie ma jej! Znowu zniknęła…

Mężczyzna ze spokojem patrzył na roztrzęsioną kobiecą postać. Jej dłonie zaciskały się na poręczach fotela. Stopy wystukiwały nerwowy rytm na podłodze.

- Pani Dario. Zdarzył się wypadek. Pamięta pani?

Patrzyła na niego niekojarzącym wzrokiem. Przerażenie rysowało się w jej oczach.

- Pani córka wypadła z okna, z trzeciego piętra. Basia nie żyje.

Kobieta zaczęła szlochać, jakby dopiero teraz dotarła do niej prawda. Zaczęła walić się pięściami w głowę. Psycholog, znany specjalista od traumatycznych przypadków, wiedział co robić. Poczekał, aż dotrze do niej realność sytuacji.

- To moja wina. To wszystko moja wina! Gdybym pojechała do niej w tamtą niedzielę, żyłaby.

- To był nieszczęśliwy wypadek. Pani nie jest niczemu winna - uspokajał ją.

Tragedia wydarzyła się dwa lata wcześniej. To były pierwsze kolonie Basi. Podczas  poobiedniej ciszy dzieci bawiły się w chowanego. W obszernym pokoju nie było wiele możliwości ukrycia się. Dużo łóżek i stojących obok nocnych szafeczek. Pomiędzy oknami kilka szaf na ubrania. Basia była bardzo żywotną, obdarzoną wyobraźnią dziewczynką. Podczas odliczania do dziesięciu wspięła się na parapet okienny i schowała za jedną z szaf. Zaciągnęła zasłonkę. Szukająca odnajdywała po kolei ukryte pod łóżkami koleżanki. Ustalony czas poszukiwań minął i Basia radośnie chciała obwieścić pozostałym, że wygrała. Że nikt jej nie znalazł. Nagle zachwiała się. Stopa ześlizgnęła się po spadzistym parapecie. I próbując chwycić się zasłonki, wypadła przez otwarte okno. Spadając, uderzyła główką o podmurówkę budynku. Gdy wszyscy zbiegli się na miejsce wypadku, dziecko już nie żyło. Zasłonka w oknie powiewała na zewnątrz budynku. Poinformowani o tragedii rodzice przyjechali jak najszybciej. Matka – Daria rzuciła się na siedmioletnie ciałko i wyła z bólu. Nie mogła przestać płakać. Za przyczynę wypadku obwiniano młodą wychowawczynię, która zamiast zaglądać do dzieci uprawiała amory z innym wychowawcą.

- To przeze mnie. To moja wina. Ona na mnie czekała. Obiecałam, że do niej przyjadę.

- To był wypadek - mówił delikatnym głosem psycholog. - Proszę się uspokoić.

- Miałaby teraz dziewięć lat. Ciągle wraca do mnie jak żywa. W snach, urojeniach, wyobrażeniach  – tłamsiła się zwierzeniami.  – Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Jak mam zamordować moją wyobraźnię? No jak? Kiedyś ją zamorduję…

 

*****

W tym czasie Marcin zawiózł zwolnienie lekarskie do pracy żony. Potem zajrzał do swego biura. Był właścicielem firmy informatycznej. Mieli wielu zleceniodawców. Cieszyli się dobrą renomą na rynku. Sam pracował głównie z domu, zdalnie kierując zespołem pracowników.

Zaparkował Audi przed zielonym budynkiem i wszedł, szukając żony. Czekała przed gabinetem. Jak zwykle nieobecna myślami wpatrywała się w muchę wędrującą po nieskazitelnie białej ścianie. Nie zauważyła, że przyszedł i usiadł obok niej.

- Kochanie, już jestem. Jak się czujesz?

- Nijak – odparła apatycznie, ale przynajmniej spokojnie. – Sama nie wiem.

- Może idź teraz do kawiarni i poczekaj tam na mnie. A ja porozmawiam z psychologiem. Dobrze?

- Dobrze – zgodziła się obojętnie.

Gdyby powiedział jej, że ma teraz skoczyć z dachu, pewnie wykonałaby i tę jego prośbę. Nie miała ochoty na nic. Na życie. Na oddychanie. Każdy dzień był męką. A przecież kiedyś była inna. Gdy ją poznał była cudownym, pełnym woni kwiatem o rozchylonych wciąż w uśmiechu płatkach. Taka przestała być tamtego feralnego dnia… Wtedy zapadła się w siebie. Zagubiła.

Zapukał do drzwi gabinetu i wszedł.

- Dzień dobry. Chciałem spytać o Darię.

- Dzień dobry – zaczął doktor. - Niestety muszę pana zmartwić. Nie widzę żadnej poprawy. Trzeba będzie chyba zastosować terapię psychotropową.

- Nie. Nie chcę tego! To ją całkowicie zmieni. Stanie się rośliną. Nie chcę jej takiej.

- Ale przecież sam pan widzi – kontynuował psycholog – że nie radzi sobie ze swoimi wyobrażeniami. One ją opanowują. Zamiast walczyć, poddaje się im. Jest bezwolna.

- To co pan radzi, zamiast leków?

- Najlepiej gdyby zaszła w ciążę. Pojawiłby się nowy cel w jej życiu. Dziecko.

- Staramy się – wyznał ze wzruszeniem Marcin. – Bardzo tego pragnę dla niej i dla siebie.

- Cóż więcej mogę powiedzieć. Musi bywać wśród ludzi. Nie może być sama, inaczej własna wyobraźnia ją zamorduje. Znam takie przypadki. To może doprowadzić do szaleństwa.

- Dziękuję – powiedział Marcin niewyraźnie, wcale nie mając ochoty ruszać się z miejsca.

- I jeszcze jedno – kontynuował psycholog. – Najlepiej wyjeźdźcie państwo gdzieś. Może nad morze? Ona teraz potrzebuje spokoju, ciepła i wyciszenia.

- Dobry pomysł, dziękuję za radę.

Marcin opuścił gabinet. Westchnął głęboko i poszedł do kawiarni. Daria siedziała przy pustej filiżance, trzymając łyżeczkę przed oczami. Przeglądała się w niej jak w lusterku. Ocknęła się dopiero, gdy przed nią stanął. W zaciszu domowego ogniska i pod troskliwą opieką męża trwała w stanie uspokojenia. Większość czasu, o ile pozwalała na to pogoda, spędzała w ogrodzie. Grabiła liście, spacerowała. A najczęściej siedziała na werandzie, czytając książki.

 

*****

Czwartek, czas powrotu do pracy zbliżał się wielkimi krokami. Nie chciała tam wracać. Nienawidziła tego miejsca. Wydawało jej się, że wszyscy spiskują przeciwko niej.

Gdy budzik zadzwonił, natychmiast się zerwała. Automatycznie wykonała poranne czynności i pognała na przystanek autobusowy. Nie lubiła się spóźniać. Wolała być na stanowisku pracy przed szefową. Skrytą, starą panną i dewotką na dodatek.

Zaparzyła kawę mieloną, której smakiem jedynie ona się delektowała. Potem uruchomiła komputer i zajęła miejsce na stanowisku pracy. Była księgową. Od dziesięciu lat  wykonywała te same czynności, znając na pamięć numery kont i działanie programu. Rutyna. Cechowała ją rutyna, do której nie miała prawa wkraść się odrobina nowości, czy zmian. Lata przyzwyczajenia uczyniły ją mistrzynią niemyślenia.

Wiedziała o tym bezpośrednia przełożona i głównodowodzący całym zespołem prezes. Nie powierzano jej nowych zadań, bojąc się, że im nie podoła. Trzymano ją, bo była dobra w tym co robi. Spędzała w pracy osiem godzin, żyła wśród ludzi, ale jakby obok. Nie razem. Unikała spotkań przy kawie w kuchni. Idąc korytarzem do drukarki miała wrażenie, że rozmowy cichną, bo akurat była obgadywana.

Żyła w nieustającym lęku, że chcą ją zwolnić. W każdym najmniejszym nawet geście, czy zachowaniu odbiegającym od normy podejrzewała spisek. I już chora wyobraźnia rysowała scenę wręczania jej wypowiedzenia ostatniego dnia miesiąca. Obraz ten powtarzał się regularnie, co miesiąc. Była umęczona wizjami rysowanymi w głowie. Dzieliła się nimi na bieżąco z mężem. Czy to przez telefon, szeptem, po cichu, czy pisząc emaile. Dlatego wybrał opcję pracy z domu, aby nikt inny nie słyszał, ani nie widział ile czasu spędza na wybijaniu żonie z głowy jej urojeń.

Był zmęczony tą sytuacją. Ona jeszcze bardziej. W przypływie rzadkich chwil rozsądku krzyczała do siebie: „Zamorduję cię! Zamorduję cię moja chora wyobraźnio! Daj mi odetchnąć”. Takie momenty zdarzały się jednak coraz rzadziej. Pogrążała się w urojeniach i czasem tak głęboko zapadała w ciemność, że ręka szukająca wyjścia nie sięgała krawędzi cembrowiny studni. Nie widziała żadnego światła.

Po kilku dniach nieobecności było jeszcze gorzej. Brak cytryny we własnym pojemniczku w lodówce nie oznaczał zwykłej kradzieży, lecz dążenie do zwolnienia jej z premedytacją. Bo po co komu cytryna, skoro lada dzień ma go tu nie być. Wychodzenie szefowej z telefonem z pokoju, który dzieliły razem oznaczało nic innego, jak poszukiwanie kandydata na jej miejsce. Długie namowy z prezesem lub innymi managerami, to samo. Nadmierna krytyka kierowniczki lub bycie wyjątkowo miłą oznaczały redukcję, może nie w natychmiastowych, lecz dalekosiężnych planach. Wszędzie węszyła podstęp i krzywdę, które miały jej się przydarzyć.

Daria snuła się po biurze zaszczuta jak pies. Sama w taki stan się wprowadzała. Zdarzało jej się wstawić gorącą herbatę do lodówki, a brudny talerz wrzucić do kosza na śmieci, zamiast do zmywarki. Niekiedy dzwoniąc do kogoś wybierała  NIP z wizytówki, zamiast numeru telefonu. Potem przychodziły chwile refleksji.

Z pracy wychodziła tak umęczona wyobrażeniami, że zasypiała w drodze powrotnej. Nieraz zdarzało jej się przejechać własny przystanek. Czasem przystawiała pracowniczą kartę magnetyczną i zdziwiona była wielce, że drzwi od domu nie chciały się otworzyć. Z płaczem szarpała za klamkę. Raz nawet omal nie załatwiła się do nowo zakupionej muszli klozetowej stojącej na korytarzu. Rozebrała się, usiadła, i dopiero w ostatniej chwili oprzytomniała, że to nie ubikacja.

 

*****

Pojechali nad morze. Na długi urlop do Palangi. Szerokie, pokryte miałkim piaskiem plaże, smagał tam roztańczony wiatr. Opatuleni w ciepłe kurtki spacerowali wzdłuż morza, uciekając przed napływającymi falami. Trzymali się za ręce, jak lata świetlne temu.

Jesienią było tutaj pusto. Wędrowali, nie spotykając  nikogo, z wyjątkiem surferów odważnie skaczących po grzbietach wodnych potworów. Czasem zmęczeni chodzeniem odpoczywali w wiklinowych schronieniach. Okryci kocami czytali książki lub po prostu wpatrywali się we wzburzone morze. Daria trzymała nogi na udach Marcina, a on czule głaskał jej stopy. Bawił palcami. Wiedział, że to ją uspokaja.

Na plaży, tuż przy wydmach stała drewniana, całoroczna knajpka. W sezonie tłoczna, teraz byli w niej jedynymi gośćmi. Wchodziło się do niej po zadaszonych schodach, bez poręczy. Klamka była dziwna i często zostawała w rękach, gdy próbowało się otworzyć drzwi. Wtedy pukali w szybę, aby przywołać pracującą tam dziewczynę. Ospale podnosiła głowę znad laptopa, na którym zazwyczaj coś pisała. „Spokojna aura sprzyja wenie. Piszę opowiadania.” – wyjaśniała im, gdy pytali co pisze.

Zamawiali kawę, piwo lub białe wino Chardonnay. Zależnie od tego na co mieli ochotę. Wybór dań był ograniczony do kilku prostych potraw, typu zapiekanki, tosty, małe ziemniaczane kulki, frytki, zupki w proszku. Słodycze i słone przekąski. W tle cicho leciała muzyka. Dziewczyna delikatnie stukała w klawiaturę. A oni patrzyli przez okna lub czytali nagromadzoną w stojakach prasę. Otaczał ich spokój. Donikąd się nie śpieszyli. Przy stałej obecności Marcina i dodatkowo w tym miejscu, Daria odzyskiwała wewnętrzny ład. Zapomniała o wyobrażeniach z pracy. Nocne koszmary budzące ją w domu, tutaj odegnało poczucie bezpieczeństwa i bliskość, której tak potrzebowała.

Zasypiała w ramionach męża, na łyżeczkę. Spała długo. Nie budził jej. Wstawał po cichu i zaparzał kawę. Kochali się często. Nieśpiesznie. Przypominając sobie zapomniane pieszczoty i erotycznie czułe punkty. Kobiety wiedzą! Wiedziała, że coś się zmieniło. Jej ciało zachowywało się dziwnie inaczej. Często ogarniała ją senność, piersi bolały przy najlżejszym nawet dotyku, oczy stały się rozmyte, straciły moc koloru. Okres się spóźniał. Wiedziała. Nie musiała nawet kupować testu, aby potwierdzić, że jest w ciąży.

Czekała na odpowiedni moment, aby powiedzieć mężowi.

Któregoś słonecznego dnia, gdy morze było wyjątkowo spokojne, a plaża nie najeżdżana przez nadciągające wojska fal była cała dla nich, poprosiła by usiedli w wiklinowym schronieniu. Zgodził się. Zgadzał się na wszystko, o co prosiła.

- Jestem w ciąży! – wyznała mu.

- Kochanie… - Nie potrafił wyksztusić z siebie nic więcej. Jego oczy lśniące radością i wzruszeniem mówiły więcej niż słowa.

- Jesteś pewna? – spytał, gdy ochłonął z pierwszych emocji.

- Tak. Kobiety wiedzą takie rzeczy – mówiła spokojnie.

- Myślę, że powinniśmy jak najszybciej wrócić do domu – niepokoił się Marcin. – Musisz iść do ginekologa. Nie chcę, żeby stało się coś złego.

- Wszystko jest w porządku. Chcę tu zostać jeszcze kilka dni.

- To zostaniemy – odrzekł ugodowo.

Przykrył jej nogi kocem i głaskał palce dłoni. Ich radość, choć spokojna, była ogromna. Tak długo czekali na ten dzień. Na tę nowinę.

 

*****

Po powrocie z urlopu Daria rzuciła pracę. Odeszła stamtąd na własne życzenie. Nie musiała pracować, mogli sobie pozwolić na ten komfort. Potrzebowała spokoju dla siebie i dzieciątka. Dla Asi. Rosnąca nadzieja uśpiła mroczne wyobrażenia. Oddaliła je w cud niepamięci.

Jak przepowiadał psycholog, było to jedyne jasne rozwiązanie tej sytuacji.

Znów była cudownym, pełnym woni kwiatem o rozchylonych w uśmiechu płatkach. Na nich jednak widniały już ciemne pionowe ryski – przeszłość i bagaż doświadczeń.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niczyja · dnia 10.08.2016 20:49 · Czytań: 753 · Średnia ocena: 3,86 · Komentarzy: 23
Komentarze
Gorgiasz dnia 10.08.2016 21:57
Generalnie dobrze napisane, prawie w reportersko-sprawozdawczym stylu, choć muszę przyznać, że trochę się rozczarowałem (ale na pewno nie jestem odpowiednim targetem). Fabula uporządkowana i przewidywalna, aczkolwiek raczej nieprzewidywalne zakończenie, bo nic specjalnego się nie wydarzyło. I ono po części sprawia wrażenie reportażu, bo zapewne w życiu taki finał jest jak najbardziej pożądany i oczekiwany, ale z punktu widzenia literackiego wrażenia nie robi; podobnie jak całość, będąca relacją z wypadku, depresji, choroby oraz prób wyjścia na prostą i nadziei na powrót do normalnego życia. Ale warto przeczytać.

Cytat:
- Gdzie jesteś? Basiu, gdzie jesteś? – leżąca w łóżku kobieta obmacała poduszkę obok.

- Gdzie jesteś? Basiu, gdzie jesteś? – Leżąca w łóżku kobieta obmacała poduszkę obok.

Cytat:
- Kochanie, uspokój się – wybudzony mąż przesunął się na łóżku.

- Kochanie, uspokój się. – Wybudzony mąż przesunął się na łóżku.

Cytat:
Czekając aż zaparzy się kawa, wybrał kolejny numer.

Czekając, aż zaparzy się kawa, wybrał kolejny numer.

Cytat:
- Kochanie, obudź się – delikatnie pogłaskał ją po nagim ramieniu.

- Kochanie, obudź się. – Delikatnie pogłaskał ją po nagim ramieniu.

Cytat:
- A co z pracą? – nagle oprzytomniała.

- A co z pracą? – Nagle oprzytomniała.

Cytat:
Czekając aż będzie gotowa, wyprowadził auto z garażu.

Czekając, aż będzie gotowa, wyprowadził auto z garażu.

Cytat:
- Ale przecież sam pan widzi – kontynuował psycholog. – że nie radzi sobie ze swoimi wyobrażeniami.

- Ale przecież sam pan widzi – kontynuował psycholog – że nie radzi sobie ze swoimi wyobrażeniami.

Cytat:
Bardzo tego pragnę dla niej, i dla siebie.

Bardzo tego pragnę dla niej i dla siebie.

Cytat:
Od dziesięciu lat  wykonywała te same czynności, znając na pamięć numery kont i działanie programu. Rutyna. Cechowała ją rutyna, do której nie miała prawa wkraść się odrobina nowości, czy zmian. Lata przyzwyczajenia uczyniły ją mistrzynią niemyślenia.

Jakby się bliżej zastanowić, to trochę nie tak z tą nieobecnością nawet odrobiny nowości. Bo przez dziesięć lat, każdy program komputerowy, łącznie z jakimkolwiek do księgowania, ulegał kilkakrotnym modyfikacjom, a i sprzęt w firmie zapewne się zmienił, podobnie jak i kontrahenci z ich numerami kont, jedni przyszli, inni odeszli lub zmienili numery.

Cytat:
Wiedziała o tym jej bezpośrednia przełożona i głównodowodzący całym zespołem prezes. Nie powierzano jej nowych zadań, bojąc się, że im nie podoła.

Powtórzone "jej". Dalej również często się powtarza.

Cytat:
Raz nawet omal nie załatwiła się do nowo zakupionej muszli klozetowej stojącej na korytarzu. Rozebrała się, usiadła, i dopiero w ostatniej chwili oprzytomniała, że to nie ubikacja.

Ten fragment wydaje mi się zbędnym. Nie świadczy o czymś nowym w jej stanie, a teoretycznie może przydarzyć się każdemu - zmęczenie, roztargnienie, zamyślenie. Drzwi, które nie chcą się otworzyć, są znacznie lepszym zakończeniem tego fragmentu, nawet symbolicznie i metaforycznie.

Cytat:
Tam szerokie, pokryte miałkim piaskiem plaże smagał roztańczony wiatr.

Zmieniłbym szyk zdania: Szerokie, pokryte miałkim piaskiem plaże, smagał tam roztańczony wiatr.

Cytat:
Wędrowali nie spotykając  nikogo, z wyjątkiem surferów odważnie skaczących po grzbietach wodnych potworów.

Wędrowali, nie spotykając  nikogo, z wyjątkiem surferów odważnie skaczących po grzbietach wodnych potworów.

Cytat:
- Kochanie… - nie potrafił wyksztusić z siebie nic więcej.

- Kochanie… - Nie potrafił wykrztusić z siebie nic więcej. (wykrztusić)
Nero dnia 11.08.2016 02:41 Ocena: Bardzo dobre
Tekst przeczytałam jednym tchem, ponieważ ukazuje głębię przeżyć kobiety - matki, żony i wyobcowanej poprzez swoją inność osoby. Zakończenie również mi odpowiada, ponieważ ukazuję i podkreśla znaczenie miłości w życiu człowieka i w rodzinie.
Pozdrawiam
Niczyja dnia 11.08.2016 10:11
Gorgiaszu,
Dziękuje za Twój jak zawsze trafny i analityczny komentarz, świadczący, że dokładnie zapoznałeś się z tekstem. Dziękuję za cenne uwagi i wyłapanie potknięć.
Cieszę się, iż tekst mimo, że nie jesteś jego targetem przeczytałeś i polecasz go innym czytelnikom, jako wart przeczytania. Błędy oczywiście poprawię, jak będę miała taką możliwość. Tu gdzie teraz jestem - nie mam.

Nero,
Witaj pierwszy razem u mnie:)
Tak, tekst miał być taką właśnie analizą psychologiczną kobiety. Czytając Twój komentarz, widzę, że udało mi się spełnić to założenie.
Tak, miłość jest najważniejsza. Bez niej nie byłoby niczego, nic by nie było.

Pozdrawiam serdecznie Was oboje:)
Niczyja
Usunięty dnia 11.08.2016 11:17 Ocena: Świetne!
Sądzę, że bardzo dobrze ukazałaś świat psychiczny rozbitej po traumatycznym wydarzeniu kobiety. Zrobiłaś to bardzo... namacalnie. Czytając, czułem to, co ona czuła i zalewała mnie fala współczucia.
To opowiadanie to jeden wielki smutek (i dobrze!), aczkolwiek cieszę się, że zdecydowałaś się zakończyć je tak ciepło i pozytywnie. Aż mi ulżyło! :)
Pozdrawiam,
A.
skroplami dnia 11.08.2016 13:08 Ocena: Świetne!
Dziękuję, za takie zakończenie :).
Częściowo bajkowa treść, bo rzadko taką miłość, takich mężów, można spotkać.
Ale można, ok :).
Dlatego inny wniosek: nie spieszcie się, szukajcie ;).
Bo bólów będzie dużo w życiu, wtedy ta druga para dłoni i serce bardzo pomocna.
Cóż, o bólu po stracie dziecka nie będę. Chociaż rozumiem koncentrację treści na kobiecie, za mało o bólu męża, dla pełni rzeczywistej. Bo on tez istnieje, latami, do śmierci.
Nie o to chodzi w opowiadaniu? Ok, świetne :).
Niczyja dnia 11.08.2016 13:47
Arturze,
Ciesze się, że zostawiłeś po sobie ślad. To rzadkość;)
Tym bardziej doceniam wyjątkowość Twojej opinii i oceny.
Tak, opowiadanie jest smutne. Wiesz, że piszę uczuciami. Pisałam je długo, zastanawiałam się nad zakończeniem i wybrałam takie... Cieszy mnie, że się spodobało i że Ci aż ulżyło:)


skroplami,
Witam Ciebie u siebie. Choć żem daleko, Ty zawsze blisko mnie;)
Długo myślałam nad zakończeniem i uznałam, że takie będzie najlepsze. Radam, że i Ciebie cieszy. Opowiadanie nie musi być rzeczywistością, może być ukazaniem pragnień... przeróżnych, prawda?
Bardzo dziękuję za Twój komentarz i ocenę.

Pozdrowienia dla obu Czytelników:)
Niczyja
bemik dnia 11.08.2016 22:10
Niczyja, przeczytałam Twoje opowiadanie, ale dla mnie zabrzmiało to jak bajka. Nie, nie samo pogrążanie się w depresji, ale według mnie pozwoliłaś bohaterce za głęboko wejść w chorobę, żeby ciąża ją tak szybko wyzwoliła. To niestety nie jest tak, że "dobry uczynek" usuwa całą traumę. Prędzej spodziewam się, że po przeżytej chwilowej euforii choroba nawróci z jeszcze większą siłą. Prawdopodobnie napady depresji, nadopiekuńczości i inne historie związane z poczuciem winy sprawią, że życie tego dziecka nie będzie można uznać za miłe i szczęśliwe. Więc choć teoretycznie zakończenie ma zwiastować happy end, według mnie jednak nie będzie on miał miejsca. Przykro mi, ale takie jest życie.
I jeszcze taki drobiazg - napisałaś, że Basia zginęła na koloniach. I co? Ile czasu leżało tam ciało, że matka zdążyła przyjechać i rzucić się na córkę?
Niczyja dnia 12.08.2016 09:05
bemik,
Cieszę się, że przeczytałaś. Jak bajka? Hmm...
Moje zakończenie jest pozytywne, z nadzieją, że będzie dobrze. Ale przecież wiadomo, że taka przeszłość, taki bagaż doświadczeń nie znika gdzieś w przestrzeni, nie wyparowuje. Jest w bohaterce i zawsze będzie... ale na pewno łagodniejsze będą już objawy.
Cytat:
Znów była cudownym, pełnym woni kwiatem o rozchylonych w uśmiechu płatkach. Na nich jednak widniały już ciemne pionowe ryski – przeszłość i bagaż doświadczeń.



Dziękuję Ci za podzielenie się ze mną Twoimi wątpliwościami i prognozami a propos przyszłości bohaterki i jej dziecka. Zdaję sobie sprawę, że tak może być. Ale nie muszę o tym pisać, prawda? Niech każdy Czytelnik dopowie sobie co chce, wg. własnego pomyślunku...

Pozdrawiam wakacyjnie:)
Niczyja
ArienneMD dnia 15.08.2016 08:25 Ocena: Dobre
Mnie historia się podoba - ale jak mawiała moja polonistka z liceum: "jeśli coś jest dobre, szkoda czasu na chwalenie (;))", tak więc skupię się na stylu.
Przyznaję, momentami czytało się ciężko. Ciężko w zasadzie tylko dlatego, że stosujesz, droga autorko, krótkie zdania pojedyncze. I prawdę mówiąc, nie wiem - może to tylko subiektywne odczucie, może tylko ja mam z tym problem (tym bardziej, że bardzo często zarzuca się mi "rozwlekanie" wypowiedzi).
Mimo wszystko, moje odczucia są jak najbardziej pozytywne.
Niczyja dnia 15.08.2016 12:14
Witaj ArienneMD - śliczny kocie/kotko o niebieskich oczach.
Cieszę się, że historia Ci się podoba:)
a.d.stylu
Wiesz, gdy tworzę nie zastanawiam się jakimi zdaniami piszę. Po prostu piszę. Płynę z moimi myślami, żeby ich nie stracić i tego co chcę przekazać.
Nie wiem, może masz rację, może nie. Nie mnie oceniać moje pisanie. Niech robią to Czytelnicy.

Bardzo dziękuje za wizytę, komentarz i ocenę.
Pozdrawiam serdecznie:)
Niczyja
Aronia23 dnia 16.08.2016 00:26 Ocena: Dobre
Niczyja. Opowieść przejmująca, smutna, ale Daria ma i tak szczęście - kochającego i wyrozumiałego męża, choć momentami i on zmęczony tą całą sytuacją. Co mnie uderzyło w tej historii, to automatyzm tej kobiety. Ale i niesamowite zalęknienie. Jak ona mogła w ogóle funkcjonować w tej pracy, choć napisałaś "Cechowała ją rutyna, do której nie miała prawa wkraść się odrobina nowości, czy zmian. Lata przyzwyczajenia uczyniły ją mistrzynią niemyślenia." Ale z drugiej strony piszesz, ze ciągle myślała o Basi, chyba, że myślenie wyłączała w pracy. Nic dziwnego, że bała się zwolnienia - jednak więc myślała. Z tą toaletą to bardzo dziwne zdarzenie, rozkojarzenie na maksa. Lub wybijanie PINU, zamiast nr tel. Dziwne życie. Cała biedna i zagubiona. A od leków człowiek nie staje się od razu rośliną, pomagają w tak trudnych sytuacjach, tu tego Marcina nie rozumiem. Załatwia jej zwolnienia lekarskie, uspokaja, jednak z marnym skutkiem. Jest jeszcze zdanie "Musi bywać wśród ludzi. Nie może być sama, inaczej własna wyobraźnia ją zamorduje. Znam takie przypadki. " Wyobraźnia nie może zamordować, ale chora do szaleństwa doprowadzić, owszem. I nie wśród ludzi, których się boi. Opieka tylko w naprawdę kryzysowych sytuacjach, czego tez nie rozumiem. I koniec - nowe dziecko - odtrutka? Dziwnie mi po przeczytaniu opowieści. Tacy w niej wszyscy bezradni, i ulegający znerwicowanej kobiecie. Ale może tak rzeczywiście bywa.
Ależ się rozpisałam, mam też nadzieję, ze niczym nie uraziłam, bo wiem, ze Jesteś bardzo wrażliwa. Muszę przyznać, ze piszesz naprawdę przejmujące opowieści.
Niczyja dnia 17.08.2016 08:35
Aronio,
Jetem na wakacjach stąd taka opieszałość w odpisywaniu.
Bardzo dziękuję za komentarz. Powinnam się już przyzwyczaić do Twoich ostrych czasem komentarzy, jednak zawsze udaje Ci się mnie zaskoczyć. To dobrze! (Potrzebne jest takie zimne spojrzenie na życie.) Są jak wbijanie kija w mrowisko i wiercenie nim w rożnych kierunkach. Z pasją i zawziętością. Może tak lubisz, może tak już masz. Każdy jest inny i trzeba to zaakceptować.
To, że ja nie piszę, bo nie chcę, takich komentarzy, nie znaczy, że inni tego robić nie będą.

Wracając do Twojego komentarza.
Jest bardzo szczegółowy, analizujący każde zdanie i czuć Twoją niechęć do głównej bohaterki. Powinnam się cieszyć, że wywołała w ogóle jakieś uczucia, a że złe, to też dobrze, prawda?

Mam nadzieję, że mimo tylu pytań i podważających sedno tekstu wątpliwości podobał Ci się choć trochę. Tak, piszę przejmujące opowieści, bo tak odbieram świat. Na maxa, zmysłami.
Jeszcze raz dziękuję za ocenę i komentarz.

Pozdrawiam z deszczowej krainy,
Niczyja
Aronia23 dnia 17.08.2016 11:15 Ocena: Dobre
Niczyja, miłego wypoczynku w dalekich krainach. Cieszę się też, że zaakceptowałaś (chociaż po części) moje nie zawsze cukierkowe kom. Tak, każdy jest inny, ja odebrałam właśnie tak tę kobietę i jej otoczenie. Steruje wszystkimi, bo jej na to pozwalają, w rzeczywistości też tak czasami bywa, ale ja mam twardość w sobie, nie mogłabym tak na nikim wisieć, jak powyższa. Ale, Niczyja, takie opowieści, jak ta są potrzebne, romantyzm - tego znowu ja się muszę uczyć. Dziękuję, Koleżanko, N.
Niczyja dnia 18.08.2016 09:55
Aronio, ona nie wisi, źle ją oceniasz. Ale nieważne.
Ty jesteś taka, ja jestem inna. Mamy nowy dzień i uśmiechamy się do całego świata, prawda?
Miłego dnia:)
Niczyja
Aronia23 dnia 18.08.2016 14:09 Ocena: Dobre
Niczyja, przepraszam, może źle oceniłam Darię, a raczej odebrałam? Może, rzeczywiście, po przeżyciu takiej traumy - śmierć Basi - tak matka ma prawo się zachowywać. Ja się cieszę, że w ogóle przeczytałam tę historię i po głębszym zastanowieniu, zaczęłam podziwiać Jej heroizm. I to, że się nie poddała, próbowała funkcjonować w świecie normalnie. Oj, dobrze, że tak to zaczęłam . Mam już dwie interpretacje powyższego. Pozdrawiam, N. Wypoczywaj. A23. Nowy dzień i uśmiech - obie, obowiązkowo.
Nalka31 dnia 28.08.2016 04:53
Bezsenne noce mają to do siebie, że za dużo mamy czasu na myślenie. Ja chyba za dużo mam na czytanie, bo odsuwam od siebie coś, co powinno być dawno zrobione. Ale nie nie jestem w depresji, jak bohaterka. takie traumy są ciężkie do przejścia. Dają się we znaki całemu otoczeniu. Cieszy mnie pozytywne w gruncie rzeczy zakończenie, chociaż to, co stało się z Basią na pewno jeszcze nie raz wróci, a może nawet odbije się na kolejnym maleństwie w jakiś sposób. Po takich historiach często lęki są przerzucane na kolejne dzieci, ale nie musi tak być w tym przypadku. Tak czy tak przyjemnie było poczytać, bez zagłębiania się w techniczne sprawy. To nie moja domena i nie dlatego czytałam.

Serdeczności Niczyjko. :)
Niczyja dnia 28.08.2016 12:15
Nalko31,
Jak miło Cię u mnie gościć. Ja też ostatnio nie mogę spać, za dużo myślę, o dużo za dużo...
A co takiego odsuwasz od siebie, co powinno być dawno zrobione? Pytam, bo sama o tym wspominasz. Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj na to pytanie.

Tak, moja bohaterka jest w ciężkiej depresji. Nie ma chyba nic gorszego dla chorej i jej otoczenia.
Miło mi, że przyjemnie było poczytać i dziękuję za Twój komentarz.

PS. Uwielbiam, gdy ktoś zdrabnia mój nick. Podobnie moje prawdziwe imię. To takie słodkie:)

Odserdeczniam Nalko,
Niczyja
Quentin dnia 28.08.2016 23:38 Ocena: Dobre
Prawda jest jak matka.

Mam mieszane uczucia, Niczyja. Z jednej strony dobra robota, dość solidna od strony literackiej, ale w samej historii jakby czegoś zabrakło. Myślę, że dobrze zaczęłaś, ale im bliżej końca, tym troszkę nam się sypie ten zamek z piasku.

Na pewno poprawnie odwzorowałaś psychikę matki po utracie dziecka. Znaczy tak sądzę, bo pewności mieć nie mogę i nie chcę. Da się na pewno wyczuć tę degradację umysłu, dzięki której mamy niezły klimat.

Szczerze mówiąc mam pewne wątpliwości czy psycholog doradziłby drugie dziecko w takiej sytuacji. Znaczy czy doradziłby je jako swego rodzaju "zamiennik". To raczej mocno dyskusyjna kwestia, ale o to należałoby pewnie już pytać specjalistów.

Muszę przyznać, że i mnie chodziła swego czasu po głowie historia o matce, która po stracie dziecka próbuje żyć, ale u mnie kończyło się to dużo gorzej. Więc może lepiej, że nie powstało. Przynajmniej jeszcze ;)

Reasumując uderzasz dobrze w emocje i to chyba najważniejsze. Może coś nie zagrało do końca z fabułą, choć tu nie ma co szaleć. W końcu nie wszystko musi kończyć się eksplozją wieżowca.

Pozdrawiam serdecznie
Quen
Niczyja dnia 29.08.2016 21:19
Quentin, witaj!

Dziękuję za szczerość i z pokorą przyjmuję uwagi kogoś o niebo lepszego ode mnie, mam na myśli warsztat pisarski, bo nie znam Cię jako osoby, nie wiem kim jesteś.

Może tak było, że zaczęłam pisać z pasją, w później myśl uleciała i coś ją oderwało. Potem nadleciały inne myśli. Tak to jest, że rzeczywistość rozprasza, życie rozprasza nasze pierwotne zamierzenia i założenia pisarskie... przynajmniej u mnie. Może dlatego masz mieszane uczucia, bo wyczułeś to. Może. Nie wiem.

W każdym razie dziękuję za Twój cenny komentarz i ocenę:)

Degradacja umysłu... dobrze to ująłeś. Nie jestem psychologiem, ani psychiatrą, próbowałam wyobrazić sobie zaistniałą sytuację. I spisałam tylko własne myśli.

Piszesz, że Twoje próby podejścia do tematu kończyły się dużo gorzej. Tym zdaniem ukazujesz, że jednak daleki jesteś od ocenienia tekstu jako naprawdę dobry. Wyczuwam to, ale nie obrażam. Doceniam uwagi lepszych, zdolniejszych w piórze.

Są też dobre strony, jak widzę, że dobrze uderzam w emocje. Emocje to esencja mnie samej i podobnie piszę - emocjami. To chyba dobrze, prawda? Akurat daleka jestem od czytania, pisania, czy oglądania eksplozji wieżowców - tego u mnie raczej nie zobaczysz;)

Pozdrawiam również serdecznie,
Niczyja
Margharet dnia 03.09.2016 10:16 Ocena: Bardzo dobre
Witaj Niczyja, ( przepraszam za brak polskich znaków, córka przestawila na holenderskie ustawienia) To na pewno straszne stracic dziecko. Po pierwsze bohaterka obwinia sie ze nie byla przy dziecku i go nie upilnowala, po drugie, ze kiedy umieralo nie bylo jej przy nim, a po trzecie, ze wyslalala je na te kolonie. Pewnwe rzeczy nie musza wynikac bezposrednio z tekstu, ale autor umie naprowadzic na pewien tok myslenia i Ty to zrobilas. Sprzatalam kiedys dom u pewnej rodziny , ktorej syn umarl. Po dwoch latach zwolnilam sie bo nie wytrzymalam psychicznie. Ojciec niby sié pozbieral, a ona ciagle plakala. Bywaly dni gdy byla radosna. taka hustawka nastrojow. Nie dziwie sié, ze Twoja bohaterka bala sie , ze ja wyrzuca z pracy, moze nie byla juz taka wydajna. Bala sie, ze ja obgaduja bo czula sie winna smierci dziecka i byc moze myslala, ze inni tez tak uwazaja. Ciekawi mnie jak dlugo uda jej sié odganiac zle mysli. Moze na okres ciazy? Moja babcia piecdziesiat lat po smierci swojej coreczki ciagle ja oplakiwala. W fajnym momencie przerwalas historie, teraz mozemy domyslac sie jak sobie Daria poradzila, albo czekac na druga czesc. Pozdrawiam M.
Niczyja dnia 05.09.2016 19:28
Margharet,
Nie mogę nie spytać o tę zagadkową córkę. Po co jej holenderski? Uczy się go?
Tak, dobrze wywnioskowałaś. Daria obwinia się za śmierć Basi, czego następstwem są jej nocne koszmary i dzienne urojenia. Ciężko tak żyć...
Lubię zostawiać otwarte zakończenia. Nie zamykać Czytelnikowi pola dla wyobraźni, jego własnej wersji wydarzeń.
Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
Margharet dnia 05.09.2016 21:42 Ocena: Bardzo dobre
Witaj niczyja, od dziesięciu lat mieszkamy w Holandii, Julia ma teraz siedemnaście lat. W szkole używa mojego laptopa, ale ja już nauczyłam się przestawiać go na polską klawiaturę. W domu czytamy z mężem książki po polsku, aby poprawnie władać mową ojczystą.. ale to poważnie zabrzmiało no nie? Serdecznie pozdrawiam
Niczyja dnia 06.09.2016 09:37
Margharet,
Nie wiedziałam, teraz już wiem:) Bardzo dobrze, że czytacie. Znam całe rodziny, w których domu nie ma ani jednej książki. Dla mnie tacy ludzie są ubodzy, bardzo. Mogą mieć majątek liczony w milionach, ale są ubodzy duchem...
Holandia, fajnie brzmi. Może będę w Amsterdamie jesienią, kto wie.
Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty