Mamusia była śliczna i nerwowa i świat kręcił się wokół niej. Kiedy czuła się dobrze, była impulsywna i wesoła albo czuła i spokojna, całowała znienacka tatę i porywała gwałtownie Julię w ramiona, robiła wielkie plany i obwieszczała je z poważną miną tacie i Julii jak generał swoim oficerom, przechadzając się po kuchni długimi krokami. Kiedy mamusia czuła się dobrze, tata był szczęśliwy, wodził za nią uradowanym spojrzeniem, kiedy ćwierkała, fruwając po pokoju jak ptaszek albo z wyrazem słodkiego spokoju na twarzy przygotowywała im obiad. Kiedy mamusia czuła się źle, dostawała ataków złości, po których, pełna poczucia winy, po wielokrotnych zapewnieniach, że jej wybaczyli, tata i Julia, zasypiała z mokrymi od płaczu policzkami. Albo leżała tygodniami na łóżku, nie podnosząc się na posiłki, nie składając pościeli, biorąc kąpiel raz na trzy dni. Tata i wtedy był dzielny, karmił Julię i kota, opowiadał żarty, sprzątał mieszkanie i nie robiąc żadnych uwag spał obok brudnej mamusi. Nigdy się na nią nie obrażał, kiedy mówiła mu zimnym, okrutnym tonem, że nigdy go nie kochała, że go nienawidzi, że go zdradzała i że się z tego cieszy. Że jest brzydki, głupi, gruby. Że ma idiotyczny wyraz twarzy. Albo bezbarwnym, obojętnym tonem, że się zabije. Że się topi. Że już nie może. Tata ignorował agresję mamusi, pocieszał ją, kiedy była zrozpaczona i przekonywał, że wszystko będzie dobrze, kiedy wpadała w ten straszny, obojętny nastrój. Tata był wspaniały. Julia czuła jednak, że on kompletnie nie radzi sobie z mamusią. Z mamusią trudno było sobie poradzić, w każdym razie nie poradził sobie nikt z jej bliskich ani ona sama. Dużo później Julia zastanawiała się, czy cokolwiek mogło pomóc mamusi, skoro nie pomogli jej leczenie, urodzenie córki i miłość taty. Może jakiś superterapeuta albo superleki, albo wojna, albo gdyby Julia okazała się ciężko upośledzona? Nie miało to zresztą najmniejszego znaczenia, bo pewnego popołudnia, kiedy tata i Julia pojechali po sadzonki róż, mamusia podcięła sobie żyły. Kiedy wrócili, była jeszcze przytomna. Na ich widok jej twarz się rozjaśniła. – Tak się cieszę… - szepnęła. Tata rzucił się tamować krew i podwiązywać jej ręce, a potem zadzwonił po karetkę. Mamusia nie protestowała, leżała spokojnie, niewiele mówiąc, jakby wiedząc, że musi oszczędzać siły, żeby powiedzieć wszystko co najważniejsze.
– Kocham… - powiedziała tacie i to musiało wystarczyć jako przekreślenie wszystkich złych słów z przeszłości. – Przepraszam, Juleczko… - i to musiało wystarczyć na wszystkie te przyszłe dni, kiedy Julia będzie potrzebowała matki. Tata rozpłakał się:
- Magda! Magduniu, coś ty zrobiła… Ale mamusia spokojnie pokręciła głową, że nie, że tym razem zrobiła dobrze, bo właśnie tak musiało być. Patrzyła na Julię, patrzyła na tatę, który płakał. Julia stała obok, z rękami brudnymi od ziemi, ośmioletnia w swoich kucykach i ogrodniczkach. A mamusia myślała o nich, tak naprawdę myśląc jak zwykle o sobie. Myślała o tacie Julii, z którym nie potrafiła być szczęśliwa, myślała o tym, że niezależnie od bólu po jej śmierci zrobi Julii kolację, a jutro zasadzi w ogrodzie krzaczki. I nie buntowała się przeciw temu, że życie popłynie dalej bez niej. Nie buntowała się przeciw temu, że Julii lepiej będzie w życiu bez mamy, takiej mamy. Nie nienawidziła ich już za to, że była dla nich toksyczna, że jej odejście wiele w ich życiu ułatwi, uspokoi. Że będą bez niej szczęśliwsi. To już nie miało znaczenia. Słabła i zaczynała tracić przytomność, i było jej tak dobrze, tak spokojnie, jak już dawno się nie czuła. Byli obok niej i wiedziała, że nigdy ich już nie skrzywdzi, że nigdy jej nie opuszczą, bo to ona, ona osuwała się w błogą niemoc, miękką czerń.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt