Na sygnał wszyscy posnęli, czarne żuki ujęły w szczypce moją głowę
Drzewa zafalowały i złożyły mi się u stóp
Nie patrz mi na ręce! Wyjdź! W wieczornej relacji ze mną
dostaniesz co najwyżej przemoc
Wylewam wodę z wiader. Spływa po schodach do piwnicy
Jednym ruchem ścinam główki roślinom
Zaczynam swój taniec, ponury szpitalny obchód
Zły jestem, napieram całą swoją mocą, bez wstydu
Dziki jestem i dlatego nikt mnie nie wziął do domu
Jestem niemile widziany, całkowicie nie w porę
skwitowany ciszą i zmianą tematu
jak wzwód małego chłopca
jak marzenie przykutego do łóżka o ruchu
jak marzenie już zmarłego o życiu