Huta Warszawa - IT
Proza » Humoreska » Huta Warszawa
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

     I

     -Stawka jest dobra. Za taką robotę nigdzie nie dostaniecie więcej. Praca nie jest łatwa, ale z czasem powinniście się połapać, o co w tym wszystkim chodzi. Na skargi przychodzicie do mnie, z innymi lepiej w ogóle nie rozmawiajcie – bełkotał jednym tchem od niechcenia, tak jakby co roku odwalał tą samą gadkę. – Na terenie zakładu obowiązuje zakaz spożywania alkoholu. Niech któryś przyjdzie tylko rano narąbany a nogi z dupy wam powyrywam. A, i przed wszystkim musicie zdać test BHP. Wszystko piszę na kartce przed wejściem na halę- jego wypowiedź coraz wyraźniej zaczęła przypominać podcieranie tyłka. – I ręce przy sobie. Nie jeden próbował już coś wynieść z huty. Jakieś pytania?

 -Jak ty się w ogóle nazywasz człowieku? – wykrzyczał ktoś z tłumu.

-Michał. Jeszcze coś? Nie? To dobrze.

Poszedł. Kilka dni później gilotyna na zakładzie ucięła mu palec. Ale nikt się tym zbytnio nie przejął. Wszyscy chyba nawet byli szczęśliwi z tego powodu.

 

     Stali nieruchomo. Tępym spojrzeniem patrzyli się na film instruktażowy. Nikt nie zdał testu za pierwszym razem. Niektórym nie udało się tego zrobić nawet za szóstym.

- To nic panowie – ze zrezygnowaniem odezwał się gość w białym kasku prowadzący ten cały cyrk. – Potrzebujemy pracowników. Mam nadzieję, że żadnemu z was nic się nie stanie. Na hucie cały czas trzeba mieć oczy dookoła głowy. Za chwilę otrzymacie potrzebne ubrania i od jutra zaczynamy pracę. Oddaje głos jeszcze Panu Zbyszkowi. Ma on do was parę uwag.

Na środku sali stanął całkiem pokaźnych rozmiarów chłop z papierosem w ręku. Wyglądał tak jakby się urodził, tu, w hucie, na Bielanach.  Wyraz jego twarzy przypominał studnie bez dna, oczy błądziły za rozumem i można było iść o zakład, że zamiast płynu mózgowo- rdzeniowego pływał w nim gęsty olej silnikowy czy inne lepkie i śmierdzące gówno.  – Czy ktoś umie spawać?- spytał donośnym głosem. Strój robola, który miał na sobie podziałał rozluźniająco na wszystkich. Mężczyźni, którzy przyjechali razem i ewidentnie znali się już wcześniej, zaczęli zbierać się w grupy i szeptać coś między sobą w ten typowy dla nich mało konfidencjonalny sposób.

- Ja umiem – odzywa się „dziadek”, bo taki dostał przydomek już pierwszego dnia. Później wołano na niego „Ten, co się nigdy nie ubrudził” z racji tego, że wyglądał tak mizernie, iż bano się go brać do jakiejkolwiek pracy z obawy, że zejdzie na zawał.

- Nazywa się pan jakoś? – pyta Zbyszek.

- Żebrowski

- Żebrowski… - Duma i wzdycha osiłek, trzymając długopis w ręku.

- Tak, Żebrowski – Odpowiada z lekka poirytowany.

- A Żebrowski to, przez jakie „rzy”?

Kilka osób parsknęło śmiechem. Reszta, dla których nie było nic dziwnego w tym pytaniu zaczęła spoglądać na siebie nawzajem. Żebrowski lekko się uśmiechnął, poczym powiedział:

- Przez duże kurwa. Przez duże.

Teraz już nikt nie mógł opanować śmiechu. Sala zamieniła się powoli w namiot cyrkowy. A przedstawienie dopiero się zaczynało.

      Praca faktycznie, czasami dawał popalić. Nawet „ Ten, co się nigdy nie ubrudził” czasami musiał zakasać rękawy. Szkoda było go wtedy chyba wszystkim. Ręce miał jak kabel od przedłużacza i ogólnie patrząc na niego, chciało mu się często ulżyć w cierpieniu, spychając go z wysokości lub ewentualnie ( jak często sobie wszyscy żartowali nawet w jego obecności), złożyć się po parę złotych i wysłać go do sanatorium.

Ten cały Żebrowski, mimo wszystko był twardy. Miał dłuższe przerwy od innych, jednak nikt nie miał mu tego za złe. Kiedyś ktoś go spytał:

 

- Dziadek, po co ty tu przyjechałeś w ten syf tak właściwie, co?

- Wy, wyy- zająknął się - Wy nie znacie mojej żony- odpowiedział- Ja tu jestem na wakacjach.

    Każdy po części czuł się jak na urlopie. Bo kto nie ma swoich demonów, od których czasem chciałby odpocząć. Nie było to może miejsce do tego idealne, jednak praca pomagała ograniczyć myślenie do minimum. Jednak liczni, którym te „ minimum” musiało starczyć również na „po” pracy, czasami płacili za to zbyt szybko.

Pierwszego dnia pewien dżentelmen podczas porannego badania alkomatem wydmuchał 0,7 promila. Z miejsca otrzymał pseudonim „ agent 007 ”. Nikt więcej go już nie zobaczył. Przez resztę okresu pracy, był jednak co jakiś czas przywoływany w większym gronie. „- Oj, szkoda, naprawdę szkoda chłopaka- mawiali – Zapowiadał się tak ciekawię.”

 Niektórzy kończyli pracę w pierwszych dniach z własnej, nieprzymuszonej woli. Warunki w hucie, jak i mieszkalne( w wynajętym dla pracowników hotelu), pozostawiały wiele do życzenia, dlatego co mniej zahartowani lub, co mądrzejsi, uznawali ów fakt za idealny pretekst by zawinąć manatki. Reszta i tak nie wiedziałaby, co z sobą zrobić.

 

II

 

     Pył po cięciu metalu podrażniał nozdrza. Iskry paliły ubrania robocze. Huk rzucanego żelastwa dzwonił w uszach. Spawarki, jak słońce w południe raziły po oczach topioną stalą. Tablica przed hutą pokazywała liczbę czterysta dwadzieścia. Dni bez wypadku śmiertelnego leciały powoli.

- Student!- krzyczy z pod pompy majster Krzysiu. – Daj no jeszcze tej trzydziestki. Ja będę trzymał a ty wal młotem. Student kurwa, słyszysz mnie? – drze się jak opętany.

- Idę, już idę! – dochodzi głos z końca sali. – Wyszczać się nie dadzą. Do dupy z taką robotą.

- Nie chrzań, bierz tego młota i wal ile huta dała! – wydziera się cały czerwony ze złości, starając się przekrzyczeć chodzące pompy.

Student podnosi młot i z impetem ciska nim w klucz. Raz za razem. Po chwili słabnie. Robi krótki odpoczynek i zaczyna od nowa.

- Dobra młody – mówi Krzysiu. – Koniec tego cyrku. Trzeba piłować. Samo nie zejdzie.

- Jak tam majster uważa. – Odpowiada zziajany.

- Witek! – Ponownie niski głos Krzysia rozchodzi się po hali. – Witek! Gdzie jesteś?

-Poszedł zajarać – Dobiega ledwo słyszalny głoś z drugiego końca.

- Powiedz Witkowi, że jak wróci, to niech do mnie przyjdzie.

-Co?!- Odzywa się ten sam głos.

- Powiedz Witkowi, żeby do mnie przyszedł jak wróci!

- A jak nie przyjdzie? – ciągnie nieznajomy dżentelmen. A co niektórzy zajęci nic niezrobieniem wybuchają miechem.

- Kurwa, z kim ja pracuje- mówi Krzysiu na głos, tym razem już znaczeni ciszej.

 Robią sobie krótką przerwę. Na chwilę zapominają o smarze na dłoniach. Brudnymi łapskami przecierają twarze i dłubią w uszach. Rozmawiają o normalnych sprawach. Rodzinie, znajomych i o tym, co będą jeść po pracy. Co chwila przechodzą inni pracownicy. Zatrzymują się by zabić czas. Nie siedzieć, udawać, że coś robią. Opowiadają sobie sprośne dowcipy, rzucają przekleństwami jak starymi szmatami i bawią się przy tym doskonale. Starają się jak mogą, by zapomnieć o tym, że kiedyś popełnili ten błąd zatrudniając się w warszawskiej hucie.

Nadchodzi Witek. Z lekka kulejąc dopala papierosa i rzuca obok wiadra z benzyną. Poprawia wąs i uśmiecha się głupkowato.

- Czy ty na łeb upadłeś – master znów podnosi głos. – Chcesz puścić to wszystko z dymem. Ahhh… Boże. Nieważne. Leć po kątówkę, bo moja nie działa. Będziesz ciął śrubę.

Witek nie odezwał się słowem. Znika jak burza, cały czas kulejąc i wraca po chwili z tym samym głupkowatym uśmiechem.

- Tylko sobie palca nie utnij – rzuca student- Albo komuś z nas.

- He, spokojnie – a głupi uśmiech nie schodzi mu z twarzy, tak jakby się z nim urodził.

      W takich chwilach przydałby się Strawiński, oprawa muzyczna nadałaby piękny efekt chwili takiej jak ta. Iskry opadające, jak chwilę później uśmiech z twarzy Witka, wpadają do kubła z benzyną. Zajmują się błyskawicznie, podpalając zużyte szmaty, wiszące nad kubłem.

- Wyłącz to debilu, wyłącz to – krzyczą wszyscy jednocześnie.

Witek nie wiedząc o co chodzi, wyłącza kątówkę i cofa się z przerażeniem wylewając benzynę i podpalając sobie tym samym buty. Zaczyna krzyczeć jak rażony piorunem.

- Student, leć po gaśnicę – egzaltuję Krzysiu i zaczyna stąpać swoimi butami na buty tego biednego głupca.

Student przybiega po chwili.

- Nie wiem gdzie ta gaśnica szefie. – mówi ze spokojem drapiąc się po głowie.

- Co za barany, z kim ja pracuję! – głos mu się załamuję, poczym sam biegnie po gaśnicę.

Wraca po minucie. Niosąc w ręku gaśnicę. Naciska. Pusta. Załamany siada na blacie i przygląda się palącej się podłodze. Zewsząd zaczynają zbiegać się ludzie. Każdy się patrzy. Nic nie robi.

- Wszyscy żyją? – Pyta ktoś z tłumu.

Nikt nie odpowiada. Jutro będzie czterysta dwudziesty pierwszy dzień na hucie, bez wypadku śmiertelnego. Wiwat pracownicy Huty.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
IT · dnia 17.10.2016 18:26 · Czytań: 399 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty