PRZED MIGOTANIEM.
Długi korytarz budynku z ławami przy drzwiach, na ławach gdzieniegdzie zwykli ludzie z oczekiwaniem na twarzach. Sale ponumerowane, kilkoro prawników w togach. Miejscami od wypolerowanej kamiennej podłogi odbijający się blask neonówek. Od rana rzeczywistość tak odczuwał. Zapisaną w dwu słowach, chłodną, szczegóły niedostrzegalne. Drzwi się otworzyły i wyszła zwyczajnie ubrana młoda kobieta.
- Wiesław Szpak przeciw Tauron Dystrybucja. - oznajmiła wzywając na rozprawę.
Wstał, wszedł za przeciwnikiem, mężczyzną w do księżej podobnej choć krótszej czarnej sukni. Prawnik w todze. Dziś ogłoszenie wyroku. Przegra, wiedział po pierwszym posiedzeniu widząc sędzinę. Sędzina przewodnicząca rozstrzygała wcześniej inną jego sprawę. Ale nie zawód z tamtej przegranej bardziej pamiętał a lubieżność sędziny. Zrozumienie pojawiło się rok później.
Dla ludzi bez znajomości sądów a takim dawno temu był, prawo jest nieomylne. I tacy sędziowie czyli prawi, uczciwi, po prostu filmowych „siedmiu wspaniałych” w każdym sądzie. Tak mu się wydawało. Dziś widział jaką fikcją pomalowana rzeczywistość. Prawo nie osądzało samo, osądzali „sprzedajni” przeciwni prawu. Sędzina była jak radca przeciwnika, prawem handlowała na sposób Judasza. Srebrniki jak kolczyki wciąż jej dzwoniły w uszach. Zło uwielbiała i ślina jej ciekła z pożądania gdy słowami je obejmowała, tuliła. Widział ją kilka razy we śnie, widział jak zło kolana jej rozchyla i wchodzi, właśnie tam. Zwycięstwo bezprawia nad prawem było dla niej czysto cielesnym przeżyciem. I taki też nagi realizm ale dla społeczeństw ubierano go odwiecznie w bajki. Dla dorosłych jak dla dzieci. Rzeką obrazów i słów przez oczy i uszy do głów nie świadomych mieszkańców całej planety. Oczywiście, przez chwilę lata trwającą ktoś zobaczył, zrozumiał, jednak nie potrafił się przebić od otumanionych do sprawiedliwych by działać skutecznie i przeciw złu. Po kilku lub kilkunastu latach czyli wcześniej lub później, poddawał się. Częściej wcześniej. Istniała jednak walcząca mniejszość, od wieków. Dziś do niej należał.
Sądzenie służyło „nieludziom” do zadawania psychicznego bólu, czerpania rozkoszy z bólu przegranego. Przed takim prawem reprezentowanym przez takich sędziów prawda bez szans. Tym od wewnątrz „nieludziom” znęcanie się nad ludźmi przez łamanie ich praw dawało seksualną rozkosz cielesnego szczytowania bez cielesnego zbliżenia. Zauważył gdy sędzina za pierwszym razem ogłaszała wyrok w jego sprawie. Chociaż wtedy jeszcze przez mgłę widział dygotanie, przymrużone i niewidzące bo w rozkosz wpatrzone oczy podczas powtarzania kłamstw na jego temat. Odrzuciła dowody, prawo, jego pozew, zasądziła mu koszty.
Z wyglądu lat około 50. Dziś po pierwszych słowach, zapisaniu kto przybył, stwierdziła że zapadł wyrok. Wiesiek i przeciwnik powstali. A ona dłonie zaciskając na krawędzi sędziowskiego stołu ogłosiła: "Przeciwnik niewinny, wina jego". Potem jak szparki jej oczy gdy usiedli i rozpoczęła uzasadnianie, odrzucenie prawdy i prawa. Czuł fizyczny wstręt widząc jak z jej ust wyskakują pleśniawe kłębki słów. Zdaniami chwiejnymi, zataczającymi się, bez składu. Tą bezskładność dziś dostrzegał, dawniej przybierała wygląd sędziowskiej mądrości. Kobieta diabła, czuł.
Od niedawna jego nos pierwszy przekazywał informację. Już w drzwiach podczas wejścia poczuł specyficzny smród. Skąd w nim wiedza, że na tej sali miał miejsce z jej udziałem seks finał z szatanem po którym się nie podmyła, nie pojmował. Diabła nasienie nie zapładniało i było wyraźnie obrzydliwe dla wyczuwających je nosów. Wiedza wciąż pojawiała się z nikąd, i tym razem odsłoniła realność chwili. Zakasłał. Przegrał po raz kolejny, można się przyzwyczaić, poddać. On się nie przyzwyczaił, nie poddawał, wnosił do sądu kolejne pozwy. Za nim już pięć a kilka czekało. Pojawiały się w trakcie procesów z prostych przyczyn zmowy, fałszywych zeznań, fałszywych oskarżeń ze strony byłego pracodawcy oszusta i jego świadków, sumiennych dzieci szatana. Chwilami te działania go przytłaczały, zwłaszcza że proces rodził proces.
Rozprawy toczyły się przed Sądami w Wydziałach Pracy, Karnym, Cywilnym. Początkowo obrzydzenie budziło w nim postępowanie tylko prokuratury w jego mieście. Prokuratura w Wałbrzychu jak sędzina rozkoszowała się omijaniem dowodów, prawdy, ukrywaniem fałszu, oszustwami, każdą cząstką bezprawia. Czteroliterowe miejsce delikatnie nazywane intymnym wystawiała bezprawiu dniem i nocą. Potem identyczne działania jakichś władz wyższych instancji jak ABW lub indywidualnie jak Ministrowie Skarbu czy Sprawiedliwości. Upijający się fałszem, oszustwami, kradzieżami. Zabójcom klaszczący ponieważ temu przewodzili, temu się oddawali, z tym się związali małżeńskim węzłem. To oddanie odebrało im człowieczeństwo. Powstawał „nieludź”. Wrażliwość i takie uczucia jak miłość znikały z wnętrza „nieludzi”. Wszystko było tylko jebaniem, dosłownie. Ulubionym słowem i czynnością ziemskiej władzy. Z czasem fizyczne, prostackie jebanie nie wystarczało. Chcieli jebać psychicznie i tutaj jednym z aktów było bezprawie. Następnie stawali się katami uwielbiającymi tortury. Fizyczne i psychiczne. Nieświadomym społeczeństwem się nie przejmowali. A gdy coś się ujawniło stwierdzali - to znaczy coś innego od tego co znaczy. A dowody z dokumentów, zdjęć, filmów ujawniające działania i twarz winnego, jego rozmowy, jego podpisy i dążenie do celu w postaci gwałtu na człowieku i prawie broniącym człowieka, to nieprawda. Następnie stojąc obok trupa stwierdzali „on żyje, co dzień pije z nami herbatę”.
Krąg składający się z „nieludzi” w wymiarze sprawiedliwości był większością. Spośród kilkunastu poznanych sędziów tylko jeden, mężczyzna, był człowiekiem. Tylko jedna sędzina próbowała mówić kręgowi nie. Jedna kobieta. A krąg uwielbiał gnębienie i jednostek i całego społeczeństwa. Społeczeństwa kraju o nazwie Polska. Władza wybierana demokratycznie fałszowanymi wyborami. Sam, gdy jeszcze miał czarną duszę pomagał je innym fałszować. Tak wybrana władza stanowiła spośród siebie wykonawców prawa. Uchwalonego na wzór prawa bożego i dlatego z niezwykłym pożądaniem, drapieżnie, przez tą władzę i wykonawców prawa łamanego.
Oczywiście istniały wyjątki ale znikomą odwieczną mniejszością. Patrząc, dotykając, otrzymując – zwątpił. Zaczął się zastanawiać w jakim świecie i wśród jakich istot żyje. Od czasu snu nie musiał. Zobaczył granicę, która płynna była i miejscami światy, te senne i te bezsenne z tu i teraz się składające, jak cukier w wodzie rozpuszczały się wzajemnie, zaplatały. To coś nie ze snu go przeniknęło lecz stąd, z rzeczywistości w sen się wdarło, chciało zmienić, ukazało czym jest. Bezcielesność nabrała materii, poczuł to wtedy i czuł to wciąż. Chwilami wydawało się opanowane, chwilami wszystko znikało i musiał walczyć o siebie, o zasady które próbowano wymazać. Trafił do Poradni Zdrowia Psychicznego. Była jedna wizyta. Lekarz przyzwyczajony do tysięcy schizofrenii podczas rozmowy stopniowo bladł. A przecież nawet nie poczuł, on tylko pokazał mu jak kształty inne wokoło są, kim on gdy chwilami przegrywał. Zostawił pamiątkę na biurku, ślad pięciu pazurów po nie swej dłoni która niekiedy z jego powstawała. Wtedy było to wciąż sennie nierealne. Jeszcze nie rozumiał i dlatego do pomocy wybrał psychiatrę. Ten też nie rozumiał, w oczach miał tylko strach. W końcu dostrzegł, że nie rozum najważniejszy lecz zasady. Zasady w sercu i serce kształtujące. A serce najzdradliwszą częścią człowieka. Czuł, życiem swym sprawdzał. Potem otworzył Biblię i znalazł. Bóg do ludzi o ich sercach zdradliwych wprost, od ponad dwóch tysięcy lat.
Wiedza, wspomnienia, doświadczenia, migotały w umyśle podczas wciąż trwającego jadowitego uzasadniania kłamstwami wyroku. Suma tego co w nim tworzyła granicę dla szarych kłębków z ust sędziny. Widział jak jej słowa próbują wczepić się w niego, jak ich ruchliwość maleje przy zbliżeniu i jak opadają bezwładnie, szarzeją, znikają. Spojrzał na prawnika byłego pracodawcy ubranego w pokojowy wśród ludzi wizerunek gołębia w nazwisku. „Pan” Gołębiopióry, który sam sobie dodał imię Adolf przed Grzegorz, czcząc i składając hołdu jednemu z pomnikowych przywódców zła. Jego oczy pozostawały puste ale uszy poróżowiały. Po twarzy chodziła duża czarna plama w kształcie muchy, mała strzyga dzienna, nocne były białe. Ta była rodzaju nijakiego, ocierała się o skraj ust prawnika drżąc trącana słowami sędziny aż przylgnęła do zsiniałych warg, uniosła tył, wygięła się, wytrysnęła swym narządem seksualnym do ust radcy który przełknął jak ślinę, potem bzzzz, odleciała. Strzygi nijakie miały cipoczłonki, były jeszcze rodzaje żeńskie i męskie. Te miały narządy zgodne z płcią, jak nietoperze czyli bardzo ludzkie.
Wiedza, dużo wiedzy z przestrzeni wokoło, niewidzialnej, przeszłej i przyszłej, z nikąd. Widok twarzy prawnika nie poruszył go, był codziennością celowo rzucaną mu w twarz dla zniechęcenia i budzenia wątpliwości we wszystko wokoło. Tylko i „nieludzie” i pewny siebie szatan w kobiecym umyśle ze swymi śladami na ciele jej, które jak kamery obraz przekazujące i pulsująca nieznana a wyczuwana czerń, wciąż nie wiedzieli jak się zmieniał przez ich działania. Wstał, bez słowa skierował się do wyjścia z sali, musiał wrócić do zwykłego świata.
- Przepraszam wysoki sądzie, jestem chory, jest mi niedobrze, uprzejmie dziękuję za rozpatrzenie pozwu.
Gdy wychodził z tej strony czuł ciszę, słowa zamarły w ustach sędziny. Na lekceważenie prawa odpowiedział grzecznym lekceważeniem „prawa”, nie czekał na jej końcowe orgiastyczno cielesne gołosłowie. Po wyjściu z budynku odetchnął, ciężkie drzwi wejściowe zatrzasnęły się same. Sąd, dyszący cielesną rozkoszą pijaną bezprawiem, miał za plecami. Pierwszych kilka spotkań podczas rozpraw w większości z sędzinami nie z sędziami, było innych. Ci już „nieludzie” nie ujawniali się szybko. Bezprawie pomalowane w kolorze prawa, czerń wmawiająca że jest bielą. Dziś przed nim nie potrafili się kryć lub celowo się odsłaniali, pewności mu brakło co z dwojga istniało. I to zło rozsądzało części codzienności dotyczące zwykłego życia mnóstwa ludzi. Jego też. Pierwszego zerwania umowy o pracę i powrotu do pracy, upomnień i nagan, drugiego zerwania umowy o pracę, walki o odszkodowanie, fałszywych oskarżeń i ponownie fałszywych oskarżeń potwierdzanych zeznaniami fałszywych świadków.
Przyczyna tkwiła w jego sprzeciwie wobec zorganizowanego okradania klientów firmy w której kiedyś pracował. Ukryta i ubrana w garnitury część „nieludzi” wykorzystywała spółkę, jej pracowników, jej klientów, celem zachłannego, kosztem wszystkich i wszystkiego, bogacenia się. Prawnicy, sędziowie, prokuratorzy współdziałali ze złodziejami, „nieludzie” zarządzający prawem. „Nieludzie” z „nieludźmi”, także fizyczno matematyczna prawidłowość. Ponieważ niszczenie prawdy i prawa uwielbiali dlatego fałsz w jego sprawach leżał jak wielkie kamienie, potykał się o nie. Nieraz bywał sznurem, wiązał go, nie pozwalał na krok do przodu. Latami trwało i codziennością się stało. Przez ten czas szereg sędzin i kilku sędziów orzekających, że kłamstwo to prawda bo przecież aż trzech świadków dlatego oszust chociaż wstrętny fałszem to dlatego piękny fałszem. Bez sprzeczności ponieważ wstrętne pięknem jest, tak „nieludzie” sędziowie nie proponują a nakazują czuć ludziom ich sprzeciw do zaprzeczającego prawu i prawdzie wyroku sądu. Tak nakazywali mu czuć jego wstręt do bezprawia. Dowody istniejące nie mają żadnego znaczenia. Podstawą znaczenia nie istniejące dowody czyli warkocz spleciony byle jak z kłamstw kupionych ust i wypluwanych oślizłym fałszem przed „nieludzkim” sądem. Zamki z szeregu oszustw i nieprawdy. Porównując dalej to dowody ujawniające prawdę są brudem a on jest brudasem. Sądzący dziś jego i innych jak szatan omijali prawdę. W pewnym momencie dostrzegł co to i kto, gdy nie przypadek a ktoś przeciwny szatanowi spowodował, że potknął się o Biblię. Wcześniej chciał mieć a być znikło. Ludziom których wówczas znał mieć było mało, wciąż mieć, mieć i jeszcze mieć i jeszcze mało mieć jakby śmierć nie istniała, jakby mieć wieczne było.
Przystanął na skraju schodów przed budynkiem sądu, uśmiechnął się. Nie wyrok był dziś najważniejszy a zejście tymi schodami. Wejście po nich było zwykłe ale droga w drugą stronę nie było dla niego zakończeniem wyjścia lecz kolejnym wejściem. Do czasu, przestrzeni, fragmentów życia, jego życia. Tak od czterech lat, od zakończenia drugiego procesu. Pamiętał ale już nie czuł tego co pierwszy raz gdy krok na stopień w dół, zanurzenie w przeszłość i powrót do dziś w pozycji „twarz na chodniku” przed schodami do sądu. Upadek, strach, zbiegowisko, pogotowie ratunkowe, szok. I kątem oka gdy sobie przypominał co się stało, widok małej ruchomej mglistej kuli na jednym z dachów. Tu wiedza milczała. Pomogła Baśka, która wiek, dwa, trzy wstecz byłaby czarownicą. Mgła była część jego aury, oderwanej aury. Dlaczego się oderwała nie potrafiła wyjaśnić a że aura i jego, jak on po prostu wiedziała. Jej znajomy różdżkarz sprawdził to miejsce. Próbował sprawdzić bo miejsce nie dało się wytłumaczyć. Ale nie było konieczności tłumaczenia, ono dla niego po prostu istniało. Po spotkaniu z różdżkarzem, który ostatecznie stwierdził że Wiesiek jest wyjątkowy, sięgnął po roczniki historyczne lokalnej prasy. Wśród informacji sądowych odnalazł opisane dwa zdarzenia. Jedno zakończyło się tragicznie, mężczyzna po wyjściu z sądu wpadł pod samochód a w efekcie drugiego człowiek zrezygnował z procesu. Wcześniej odmówił wyjścia i zejścia po schodach, wyprowadzono go na siłę od strony więzienia, przez boczną bramę, całkowicie siwego. I to się nie zgadzało z twierdzeniem różdżkarza. Nie tylko wyjątki tu trafiały, miejsce nie działało tylko na jednego człowieka. Nie był wyjątkowy.
Ale tylko po rozprawie powodowało migotanie czasu. Nic się nie działo gdy wchodził i wychodził z budynku oddając pisma procesowe. Zejście schodami po rozprawie wymazywało czas realny wyciągając z najgłębszych głębin umysłu, serca, ciała, zdarzenia z przeszłości. Układając wyrywkowo ale stopniowo od najdalszych do najbliższych. Najdrobniejsze szczegóły, przeżycia, wrażenia i myśli z przeszłości. Bolesne były tylko ułamki chwil otwierające kolejne przejścia z jednego miejsca w jego czasie do drugiego miejsca w jego czasie. Stojąc na skraju schodów zrobił wdech i pierwszy krok. Błysk wewnątrz oślepiający, wycie gdzieś w środku, ból.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt