Sms z datą śmierci - viwritter
Proza » Historie z dreszczykiem » Sms z datą śmierci
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Staszek odetchnął ciężko, wypuszczając z siebie wraz z papierosowym dymem, ułamek nagromadzonego w ciągu dnia zmęczenia. Ulga była minimalna i tylko chwilowa. Nad, ociekającym listopadową mżawką, miastem stopniowo zapadał zmierzch. Była to ta część jesiennego dnia, kiedy półmroczna szaruga sprawia, że ulice wydają się jeszcze bardziej smutne, a Warszawa jeszcze bardziej zanieczyszczona, nieprzyjazna i bezduszna. Czas, kiedy słońce toczące od rana nierówną walkę z ołowianymi chmurami ostatecznie daje za wygraną i ucieka, aby świecić nad lepszą częścią świata. Pora, kiedy wychodzi się z pracy, po ośmiu godzinach zimnej wojny z wkurzającym siostrzeńcem szefowej, który wbrew wszelkiej logice od kilku miesięcy jest twoim bezpośrednim przełożonym.

Nie chciał jeszcze jechać do domu. Nie spieszyło mu się. W mieszkaniu czekały na niego tylko nieliczne meble, dwadzieścia trzy metry kwadratowe podłogi oraz ledwo ciepłe kaloryfery. Za dużo tego wszystkiego – pomyślał - stanowczo za dużo. Był w stanie znieść niepowodzenia na jednym froncie, ale na wszystkich, dosłownie na wszystkich!? Ostatnio czuł się tak jakby wbrew swojej woli grał główną rolę w kiepskiej tragikomedii, której zidiociali widzowie rechoczą wesoło, oglądając jego kolejną porażkę. A jemu wcale nie było do śmiechu. Zwyczajnie miał dość.

No to ostatni mach - pomyślał, zaciągając się głęboko ukraińskim papierosem. Ciasno ubity w gilzie, niskiej klasy tytoń rozżarzył się na moment, czerwonym światłem, by po chwili smutno przygasnąć. Gdy wypuszczał dym mimowolnie przypomniała mu się Kornelka, która nie omieszkała go dziś z troską w głosie poinformować, że „palenie może wywołać raka płuc, krtani, żołądka, trzustki, prącia, szyjki macicy i wargi dolnej”. Staszek wyrzucił niedopałek na ziemię i rozgniótł podeszwą buta. Obiecanki cacanki – powiedział do siebie na głos, po czym wsiadł do swojej wiekowej Lancii Delty i odjechał do domu.

 

Kornelka była rezolutną, blondwłosą, sekretarką z jego firmy. Zawsze śnieżnobiało uśmiechnięta, nieodmiennie pełna energii, rozświetlająca otoczenie swoimi niemożliwie zielonymi oczętami i wypełniająca pomieszczenie wesołym, czasem nieco wkurzającym szczebiotem. Staszkowi przypominała disneyowskiego dzwoneczka, brakowało jej tylko opalizującej mgiełki, trzepoczących, półprzezroczystych skrzydełek za plecami. Była to chyba ostatnia osoba w firmie odkąd wyrzucili Maćka, którą lubił.

- Cześć Stasiu, aleś ty mokry, wyglądasz jak zmokła kura – zaszczebiotała od razu, gdy tylko zobaczyła go w drzwiach

- O ile już, to jak zmokły kogut – zażartował – cześć Kornelia, Miss Boss już jest?

- Jest, a co? Coś ważnego?

- Ee nie, tak pytam, idę do siebie, na razie!

- Na razie Stasiu.

Staszek wszedł do swojego „gabinetu”, który w istocie był ciasną kanciapą mieszczącą standardowe biurowe meble, komputer, agawę i paprotkę. Staszek lubił to miejsce. Od sześciu lat spędzał tu przez pięć dni w tygodniu codziennie, co najmniej jedną trzecią doby. Na pamięć znał każdy zakamarek, zawartość półek i wszystkich teczek z projektami. Z zamkniętymi oczami mógł przejść od okna do drzwi i nawet by się nie potknął. Było to jego małe królestwo, jego Pracownia. Miejsce W Którym Tworzył.

Podlał kwiatki, zaparzył sobie mocną kawę i włączył komputer. Lubił swoją pracę. Kokosów w niej nie zbijał ale wystarczało na w miarę normalne życie. Normalne znaczy, że nie głodował, mógł raz na jakiś czas kupić sobie jakiś gadżet czy książkę, trzy razy w roku pójść do kina i raz na kwartał zjeść coś dobrego w restauracji. Robił tak żeby poprawić swoje samopoczucie. Nie stać go było tylko na przyzwoite mieszkanie. To w którym obecnie egzystował znajdowało się na peryferiach Pragi i było strasznie obskurne, stanowiąc tym samym nieodłączne tło obskurnej ulicy (Staszek wychował się w podobnej choć w innym mieście). Mieszkanie przy niezliczonych swych wadach, miało niezaprzeczalną zaletę: niski jak na warszawskie warunki czynsz. Dzięki temu Staszek co miesiąc odkładał niewielką sumkę, w nadziei kupienia czegoś lepszego w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Najważniejsze, że praca sprawiała mu przyjemność i dawała satysfakcję. To znaczy do niedawna dawała satysfakcję, bo od kilku tygodni stawała się coraz bardziej frustrująca.  Nim logo systemu operacyjnego znikło z ekranu do pokoju wtargnął Maks – powód wszelkiego nieszczęścia, początek niepowodzenia, przyczyna wszystkich kłopotów. Człowiek z gatunku tych, którzy zdaniem Staszka rodzą się by iść przez życie, krzywdząc innych.

- Słyszałeś już, że będziesz musiał się wynieść... przepraszam, chciałem powiedzieć „przenieść”. – zaatakował bez ceregieli.

- Słyszałem.

- No, to dobrze. Masz trzy dni. – Maks użył ostrej amunicji.

- Kaśka powiedziała wczoraj, że dwa tygodnie. – Staszek nie nadążał ze zorganizowaniem defensywy

- A ja ci mówię: trzy dni! – Maks spróbował dobić ofiarę.

- Tak ci się spieszy, żeby przejąć moją pracownię? – Staszek skontrował nieudolnie. Maks pomyślał, że już może dorżnąć pokonanego.

- Jaką pracownię – parsknął – żartujesz? Ja miałbym tu pracować? Wezmę gabinet Żanety. Muszę mieć ładnie. Muszę mieć warunki! Ja jestem Master of Raster! A tutaj będzie składzik na miotłę i środki czystości. I co mi teraz powiesz szeregowcu?!

Staszek wypalił mu prosto w twarz.

- Powiem ci: spierdalaj! Mam dziś dużo pracy, a ty zabierasz mi czas. – Kontratak nie był wyrafinowany, ale za to zaskakujący i bezapelacyjnie skuteczny niczym strzał z wyjętego spod płaszcza obrzyna.

- Pożałujesz tego - Maks zrobił się purpurowy na twarzy, a oczy zwęziły mu się w wąskie poziome szparki, co nadało mu wygląd chorego na wściekliznę chomika – pożałujesz zobaczysz! Przekroczyłeś granicę! Od dziś masz przesrane!

- Mam przesrane, odkąd przypełzłeś do firmy. Maksiu, naprawdę nie mam czasu, mógłbyś zamknąć drzwi od drugiej strony... – zwycięstwo było faktem. Staszek po raz pierwszy otwarcie stawił opór oprawcy.

- Jesteś skończony – Maks syknął jak jadowity wąż i wypełzł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.

Staszek siedział jeszcze przez dłuższą chwilę nieruchomo ze stężałą w gniewie twarzą. Wygrał bitwę, ale ewidentnie wydał na siebie wyrok. Szali zwycięstwa w wojnie o pozycję w firmie nie mógł już przechylić na swoją stronę. Był wściekły. Bał się ruszyć, żeby nie przewrócić biurka i nie zacząć rzucać krzesłem po ścianach. A kiedyś miał tak fajnie!

W końcu ostrożnie wstał, podszedł do szafy i trzasnął pięścią w niczemu niewinny mebel. Ból go uspokoił. Wypuścił powietrze i odetchnął. Oparł się czołem o ścianę. Stał tak przez chwilę. Wrócił przed komputer i oparł głowę w dłoniach. Po dłuższej chwili ciszę przerwało histeryczne piszczenie komórki, sygnalizujące odbiór sms-a. Staszek podniósł telefon i otworzył wiadomość:

 „Nie daj się zaskoczyć, poznaj datę swojej śmierci, wyślij SMS pod numer 6996 w treści wpisując KIEDY (3.66 plus VAT).

Staszek uśmiechnął się brzydko. Słyszał już o tego typu rzeczach. Po wysłaniu SMSa będą przychodzić następne, z idiotycznymi pytaniami o datę urodzenia, sposób odżywiania się oraz występowanie chorób dziedzicznych w rodzinie. Po każdym następnym operator będzie kasował kolejne sumy, a na koniec przyślą jakąś odległą datę, dajmy na to, dwunasty września dwa tysiące sześćdziesiąt. Co z tego będzie wynikało? Otóż nic, poza tym, że tajemnicza firma kryjąca się pod czterocyfrowym numerem, wzbogaci się o kilkanaście złotych, a frajer, który pozwolił wydrenować sobie konto będzie wielce kontent, że pożyje jeszcze bardzo długo. Jeśli godzinę później wpadnie pod autobus i tak nie zdąży mieć do nikogo pretensji. Staszek nie był naiwniakiem.

Nim zdążył odłożyć komórkę, głośniczek znowu zapiszczał. – Teraz pewnie wygrałem Mercedesa – mruknął pod nosem. Odczytał wiadomość i oczy zrobiły mu się znacznie większe niż zazwyczaj: „Nie odkładaj telefonu Staszku, tylko jeden SMS i dowiesz się kiedy umrzesz. Taka okazja może się nie powtórzyć.Trzymając telefon w ręce rozejrzał się nerwowo po ścianach, jakby szukał ukrytej kamery. Podbiegł do okna i błyskawicznie zasunął żaluzje. Wrócił do biurka, podrapał się w czubek głowy. Przeczytał jeszcze raz. Nic mu się nie przywidziało. Pomyślał chwilę i prychnął pogardliwie.

- Sukinsyny, kupili od jakiegoś urzędu dane osobowe – powiedział sam do siebie.  Postanowił wziąć się do pracy i spróbować zapomnieć, o tym że nie dosyć, że życie wyraźnie ma z nim jakiś osobisty problem to jeszcze ośmiela się zwyczajnie robić sobie z niego jaja.

Odpalił przeglądarkę i zalogował się na swoje konto pocztowe. Miał trzy nowe wiadomości: najświeższa, bo sprzed godziny zatytułowana była „Musisz to wiedzieć”. Niczego się nie spodziewając kliknął na nią i po dwóch sekundach wyświetliła się treść: „Być może zostało Ci niewiele czasu, nie czekaj! Odwiedź stronę www.yourdeathisclose.hll i sprawdź datę swojej śmierci.Staszek odskoczył jakby klawiatura poraziła go prądem. To już nie było śmieszne. Nie można tak robić ludziom! Usunął maila i zamknął przeglądarkę. Komórka zapiszczała. Kolejna wiadomość. To jest jakiś cyrk – powiedział półgłosem podnosząc aparat. Wiadomość tym razem miała ostrzejszy ton: Tchórzysz? Boisz się sprawdzić. Jesteś mięczakiem! Mężczyzna nie boi się śmierci. Staszek zbladł, a komórka zaczęła histerycznie piszczeć. SMSy przychodziły jeden po drugim. Staszek, drżącymi rękoma wyłączył telefon i wrzucił go do szuflady.

Wyszarpnął kurtkę z wieszaka i wyszedł szybkim krokiem na korytarz.

- Gdzie idziesz? – zaciekawiła się Kornelia

- Muszę zapalić – odpowiedział nie zatrzymując się. Kornelia pokręciła głową z dezaprobatą

- Pamiętaj, co ci wczoraj mówiłam. Wiem, że i tak nie wiadomo ile nam zostało, ale, po co ryzykować. A rak prącia to na pewno nic przyjemnego. – rzuciła za nim zadziornie. Staszek stanął jak wryty. Jego ręka zamarła nad klamką drzwi od zaplecza. Odwrócił się błyskawicznie i w mgnieniu oka podbiegł do Korneli. Wbiegł za kontuar i spojrzał na ekran komputera zaskoczonej dziewczyny. Przeglądarka otwarta była na jakimś „Jamniczku” czy innym „Ploteczku”.

- Staszek! Co się dzieje?

- Gdzie masz komórkę? – warknął

- Zostawiłam w domu, stało się coś!

- Kornelia ja wiem, że masz swoje racje odnośnie palenia, ale takie metody to chyba lekka przesada, co?

- Staszek, o czym ty do cholery mówisz!? Odwaliło ci! – gdy zobaczył strach w oczach dziewczyny, zrobiło mu się niewyobrażalnie głupio. Przecież smsy były z innego numeru.

- Przepraszam Kornelia, powiedziałaś, że nie wiadomo kiedy umrzemy i pomyślałem, że...,ty te SMSy..., yyy..., nieważne.

- Staszek, czy ty, aby dobrze się czujesz?

- Chyba nie bardzo, pójdę się przewietrzyć.

Wyszedł na zewnątrz. Warszawa otuliła go zimnym, wilgotnym powietrzem. Wyciągnął paczkę papierosów. Jednego włożył do ust i przypalił zapalniczką. Nie mógł zebrać myśli.

- Możesz mi powiedzieć co się dzieje? – Kornelia, wyszła za nim. Była zmartwiona.

- Kornelia, nie wiem co się dzieje, w tym właśnie rzecz.

- Ciężki okres co?

- Ciężki. Wywalają mnie z mojej pracowni, wiesz?

- Słyszałam.

- Po sześciu latach, w głowie się nie mieści. Kornelia, czy o tej porze roku wiele osób wariuje?

- Co? Nie wiem, skąd takie pytanie?

- Nieważne, już nic, wejdźmy do środka bo zmarzniesz – rzucił niedopalonego papierosa i ruszył pierwszy w kierunku drzwi.

- Staszek!

- No - odwrócił się do niej, w oczach miał smutek i rezygnację.

- Widzę, że masz problem. I wcale nie chodzi mi o Maksa, a przynajmniej nie tylko. Powinnam to zauważyć wcześniej, a nie dopiero teraz. Przyjedź do mnie dzisiaj wieczorem. Myślę, że będę umiała ci pomóc.

         Zaskoczyła go. Nie miał pojęcia co powiedzieć, więc nie odpowiedział nic. Uśmiechnął się tylko niepewnie i wszedł do biura. Za dużo dziwnych wydarzeń jak na jeden poranek.

Pozostała część dnia upłynęła w miarę normalnie. Staszek nie wyjmował telefonu z szuflady. Starał się nie myśleć o Maksie i dziwnych wiadomościach. Udało mu się zająć pracą. Opracował kilka logotypów i wysłał je klientom do akceptacji. Rozpoczął tworzenie strony internetowej zamówionej na przyszły tydzień i opracował ulotkę wyborczą kandydatowi do sejmiku przy czym kilkakrotnie musiał wstrzymywać odruch wymiotny. Ani razu nie prosił Maksa o zatwierdzenie ukończonych projektów. Było to wbrew zasadom, ale miał to w nosie.

Gdy wychodził z pracy Kornelii już nie było. Wyszła wcześniej ponawiając zaproszenie, aczkolwiek nienachalnie. Nie wiedział po co miałby do niej jechać i co miała na myśli mówiąc, że  mu pomoże. Niby jak? Zresetuje mu umysł, żeby zaczął działać poprawnie? Sprawi, że zapała chrześcijańską miłością do Maksa i z radością będzie wykonywał jego polecenia? Z drugiej strony w domu nie miał nic do roboty. Spotkanie z dziewczyną, choćby i nawet koleżanką z pracy, nie było chyba najgorszą opcją spędzania wieczoru. Wypadałoby ją najpierw uprzedzić. Wyjął telefon z kieszeni. Był wyłączony od rana. Popatrzył na zgaszony ekran i schował go z powrotem do kieszeni. Oj, w końcu sama mnie zaprosiła – pomyślał.

- O, jesteś już, cześć, wejdź, zdejmij płaszcz i rozgość się. Możesz usiąść w pokoju, zaparzę kawę i zaraz do ciebie przyjdę.

Kornelia znikła w drzwiach kuchni. Staszek wszedł do pokoju i usiadł na wygodnej welurowej kanapie. Mieszkanie było niewielkie, ale przytulne. I zupełnie nie wyglądało jak mieszkanie dwudziestotrzyletniej dziewczyny. Meble były stare i drewniane, a na podłodze leżał kosztowny dywan o orientalnym wzorze. Pachniało goździkami i prawdopodobnie piżmem. Dziewczyna przyszła po chwili niosąc na tacce dwie, parujące filiżanki kawy.

- Pomogę ci, ale musisz być ze mną szczery. Widzę, że coś cię gnębi.

- Przecież dobrze wiesz co mnie gnębi Kornelia. Nie musimy o tym gadać, jakoś to przegryzę. Nie obraź się, ale u nas facetów to tak nie działa. Miło, że chcesz mi pomóc, ale jak się wygadam to mi nie przejdzie. Wyżalanie się jest takie...

- Babskie?.

- Nie, nieprzyjemne, zwyczajnie nieprzyjemne. Czemu się śmiejesz?

- Bo mnie źle zrozumiałeś. Nie zaprosiłam cię na babskie pogaduchy. Zaprosiłam cię w konkretnej sprawie, w twoim interesie. Chcę ci pomóc bo zwyczajnie cię lubię. Chcesz po męsku to powiem wprost. Wiem, że dzisiaj stało ci się coś niedobrego i nie mówię tu o pracy i twojej pracowni, tylko o czymś innym. Czymś dziwnym co cię dzisiaj przestraszyło, a co ja zobaczyłam w twojej twarzy. Gadaj co się stało po twoim starciu z Maksem, a przed wyjściem na korytarz?

Staszek zbaraniał.

- Nic się nie stało, co się miało stać.

- Byłeś blady jak ściana. Mów!

- Byłem wściekły, to wszystko. – Staszek kompletnie nie umiał kłamać

- Pieprzysz! Widzę, że ja muszę zacząć. Słuchaj, dzieje się prawdopodobnie coś, czego nie rozumiesz! Pewnie wydaje ci się, że twój umysł chwilowo słabuje. Masz nadzieję, że odpoczniesz i ci przejdzie. Ale nie przejdzie bo nie ma co przechodzić. Jesteś zdrowy! Z twoją głową wszystko w porządku, ale jak nie dasz sobie pomóc to, będą się działy takie rzeczy, że faktycznie sfiksujesz. Tylko już mi nie wciskaj kitu. Mów!

Staszek wstał i wyjął z kieszeni telefon. Podał go dziewczynie.

- Włącz i sprawdź skrzynkę odbiorczą.

Kornelia włączyła telefon. Po chwili zaczął piszczeć sygnalizując odbiór kolejnych wiadomości. Kornelia przełączyła na wibracje. Telefon drżał jeszcze przez ponad trzy minuty. Sześćdziesiąt pięć nowych wiadomości. Kornelia przejrzała kilka, może kilkanaście. Minę miała poważną.

- Co jest? Te SMSy naprawdę tam są?

- Są. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam, ale domyślam się, co to może być?

- Jakiś psychopata uwziął się na mnie?

- Raczej nie.

- Tylko co?

- Widzisz otóż dla ciebie cała ta sytuacja jest bardzo dziwna, a wręcz niezwykła. – zaczęła - to normalne, większość ludzi przez całe życie nie doświadcza niczego... hm...

- Czego? Paranormalnego, nadnaturalnego? – dokończył.

Kornelka skrzywiła się, jakby zjadła grejfruta.

- Niech będzie i nadnaturalnego, chociaż mam uczulenie na takie terminy. To, że o czymś większość ludzi nie słyszała lub nie ma zielonego pojęcia nie oznacza, że to jest „paranormalne”. To oznacza tylko tyle, że mało wiedzą.

- A ty wiesz...?

- Wiem tyle ile trzeba.

- Kornelia, ja naprawdę jestem skołowany, a ty jesteś coś mało komunikatywna. Jeśli wiesz co się dzieje to możesz mi chyba tak zwyczajnie jasno wytłumaczyć, o co tu chodzi.

- Spróbuję... To może tak: widzisz, ludzkość dzięki wyjątkowemu pofałdowaniu mózgu, stworzyła takie zdobycze techniki, jak telefon komórkowy, ceramiczny klop oraz wiele innych wygodnych rzeczy. Te wszystkie dobra zdają się nam dziś być całym światem, ale nim nie są. One nam ten świat przesłaniają. Świat, bowiem Stasiu składa się z rozmaitych elementów, płaszczyzn i form. Kiedyś dla ludzi było to naturalne, ale teraz tego nie dostrzegamy. Spójrz w niebo w bezchmurną noc w środku dużego miasta. Nie zobaczysz gwiazd. Ale one tam są, zawsze były i będą jeszcze bardzo długo. Rozumiesz?

- Acha i co to ma wspólnego ze mną i tymi smsami?

- Spokojnie, dojdę do tego. Widzisz, oprócz ludzi i zwierząt na świecie istnieją też inne... istoty. Inteligentne istoty. Istniały zawsze obok nas i istnieją także dzisiaj. To co powiem będzie bardzo uproszczone i ogólnikowe, bo żeby zaprezentować ci podstawy wiedzy o nich i innych takich musiałabym dać ci kilkugodzinny wykład. No więc pastwi się nad tobą Wyssak. Wyssaki są bardzo różne. Jedne są bardzo wredne inne mniej, część z nich ma nas zwyczajnie w nosie. Ale są i wyjątkowo paskudne takie, które żywią się ludzkimi emocjami i uczuciami. Te stwory mają różne gusta i upodobania: jednym smakuje zazdrość, innym nienawiść, a jeszcze innym strach. Ty masz problem z tymi ostatnimi.

Staszek gapił się przez chwile nieruchomym wzrokiem na filiżankę, próbując nie wybuchnąć śmiechem.

- Mam uwierzyć, że wysyła do mnie kretyńskie smsy jakiś, kurna elf? Czy inny leśny duszek?

- Po pierwsze nie elf, a po drugie: masz bardziej logiczne rozwiązanie? – Kornelia podniosła nieco głos.

- Dobrze już, przepraszam, mów dalej proszę. Jak one wyglądają?

- Jeśli chodzi o wygląd to różnie, tak do końca to nie wiadomo, czasem prawie jak ludzie, czasem zupełnie inaczej, w każdym razie mogą, jeśli chcą, przybierać pozorny wygląd przeciętnego człowieka, ale robią to tylko, żeby nawiązać kontakt, ingerować, mieszać, bruździć, kłamać, kusić manipulować. W naturalnej postaci Wyssaki są dla nas niewidoczne. To znaczy niewidoczne dla większości z nas. No i w sprzyjających okolicznościach każdy może drania wyczuć, jakby szóstym zmysłem. Objawia się to tak, że nagle zaczynasz czuć niepokój, jakiś taki wewnętrzny, nieprzyjemny strach.

- Nieźle. Nie pomogłyby jakieś egzorcyzmy?

- Katolickie egzorcyzmy nie, bo Wyssaki nie są od tego z dołu. Nie są demonami w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Nie pochodzą z piekła, ale z Nieba też nie. Wyssaki są stąd i są jak najbardziej realne. Im szybciej przyjmiesz to do wiadomości tym lepiej. Wiesz, co, pójdę po ciastka. A właściwie to może by tak piwo i chipsy? Staszek uśmiechnął się z aprobatą.

Kornelia wyszła z pokoju. Staszek napił się kawy. Gorąca, aromatyczna gorzka ciecz rozlała mu się przyjemnie w trzewiach.

Kornelia wróciła niosąc miskę wypełnioną chipsami i dwie butelki piwa.

- To, na czym stanęliśmy?

- Że Wyssaki to nie demony

- A tak. Wyssaki to nie demony w ścisłym sensie. Dawniej ludzie nazywali je upiorami, zmorami, dziadami, południcami albo strachami. Miały wiele nazw, ale jak zwał tak zwał, to właściwie nieistotne. Istotne jest to, że jak już wcześniej wspomniałam, żywią się emocjami, w tym przypadku strachem. Dawniej, wystarczyło takiemu Wyssakowi wyskoczyć zza krzaka, zadrzeć spódnicę przechodzącej babie i klepnąć w pośladki. Bidula tygodniami nie mogła zapomnieć o wydarzeniu i bała się za każdym razem patrząc w stronę lasu. Wyssak tymczasem krążył w pobliżu i sycił się jej strachem. Tak robiły najgłupsze i najmniej groźne z Wyssaków, dzisiaj właściwie już niespotykane. Te wyginęły, bo czasy się zmieniły.

- Kobiety zaczęły nosić spodnie i bieliznę – Staszek się uśmiechnął.

- Między innymi, ale nie zrozum mnie źle – podałam tylko głupi przykład. Chodzi o to, że dziś ludzie nie boją się byle czego, a jeśli już to najbardziej, boją się po prostu innych ludzi i życia, zdrady partnera, czekającego za winklem dresiarza z kijem beysballowym w ręce, a nade wszystko utraty pracy czy zmiany kursu franka szwajcarskiego. Widzisz, czasy mamy parszywe, toteż przetrwały tylko najbardziej parszywe Wyssaki. Takie, które potrafiły się dostosować.

- Takie, które potrafią wysyłać SMSy z datą śmierci. – dopowiedział Staszek.

- Właśnie.

- To co ja mam zrobić?

- Jeszcze nie wiem, muszę pomyśleć, poszukać, pogadać z jedną...hm... osobą. Sprawa nie jest prosta. Póki, co może nie czytaj smsów ani maili. Jeśli chcesz możesz zostać na noc.

- Kornelia... jestem duży lepiej nie, ja...

- Jak chcesz, to co jeszcze jedno piwko?

         Rozmawiali do późna. Gdy Staszek wychodził z mieszkania Kornelii zbliżała się północ. Nawet trochę żałował, że nie został. Wiedział, że poczułby się znacznie lepiej, ale nie miał sumienia potraktować dziewczyny jako środka antydepresyjnego. Staszek otulił się szczelniej płaszczem i poszedł do domu na piechotę, Uznał, że spacer dobrze mu zrobi, a po samochód wróci jutro. Tymczasem Wyssak, zdążył zgłodnieć.

         Chłopak wszedł do mieszkania. Nim zapalił światło kątem oka dostrzegł siedzącą u stołu w kuchni sylwetkę. Nacisnął błyskawicznie pstryczek. Wciąż ciemność. Nie ma prądu, cholera! Spojrzał jeszcze raz w stronę kuchni. Po prawej stronie stołu mrok wydawał się gęstszy i ciemniejszy. Plama bezdennej ciemności zdawała się mieć sylwetkę człowieka. Staszek poczuł przenikliwy chłód mimo że okno było zamknięte. W mieszkaniu nigdy nie było specjalnie ciepło, ale niemożliwe, żeby temperatura spadła poniżej zera. Coś nadal siedziało i nie poruszało się. Staszek Wpatrywał się uporczywie, wytężając wzrok. Zdarza się, że w mroku wydaje nam się, że widzimy jakąś sylwetkę, a po chwili okazuje się, że to ubranie zarzucone na oparcie krzesła lub lampa nocna, ale im dłużej wpatrywał się w ciemność tym wyraźniej widział przygarbioną postać. Bał się jak nigdy wcześniej. Nie wiedział co zrobić. Wybiec na klatkę schodową i wołać pomocy? Coś go przed tym blokowało. Męska duma? Obawa, że się wygłupi, że jednak nic tam nie ma? Targały nim sprzeczne emocje. Kornelia jednak miała rację? A może faktycznie jest wariatem? Może by tak zadzwonić po pogotowie? „Moja godność: Stanisław Olkowicz, proszę szybko przyjechać na Jesionową, właśnie zwariowałem”. Nie, jakoś nie mógł. Śmieszna jest natura ludzka. Strach niemal go obezwładniał, a mimo to bardziej bał się wstydu i kompromitacji, wskazywania palcami i komentarzy typu „Widziałeś sąsiedzie, młody jeszcze, niby normalny, a rozum mu odjęło, pewnie od tych narkotyków. Bratanek znajomego też tak skończył”.

Do tego doszła ciekawość. Staszek na drżących nogach ruszył do przodu. Gdy był o dwa metry od stołu i widział przygarbioną sylwetkę coraz lepiej, gdy wydawało mu się, że dostrzega świecące fosforycznie niczym próchno oczy, kiedy jego puls osiągnął absurdalnie wysoką wartości, prąd wrócił, światło zaświeciło się, a upiór znikł. Staszek poszedł na chwiejnych nogach do pokoju i zwalił się bezwładnie na fotel. Serce pomału zwalniało. Umysł przechodził w tryb awaryjny, beznadziejnie starając się logicznie tłumaczyć zajście i cały ten popieprzony dzień. Był przekonany, że gdyby jego głowa była komputerem, to system operacyjny zasygnalizowałby błąd krytyczny i zasugerował skonsultowanie się z producentem. Sprzęt można oddać do naprawy, z głową, niestety, nie ma tak łatwo. A jeśli Kornelia ma rację z tymi Wyssakami. Wychodziłoby, że przed chwilą przy stole w kuchni siedział upiór. Co gorsze? Prawda czy szaleństwo?

W kieszeni zawibrował telefon. Staszek, wyjął go, przełknął ślinę i kliknął „odczyt”: To tylko ja, dotarłeś bezpiecznie? Kornelia.Staszek odetchnął. Miło, że dziewczyna się o niego martwi. Odpisał, że wszystko OK, zgasił światło i położył się na łóżku. Nie otwierał oczu – tak na wszelki wypadek. Usnął dopiero po godzinie. O trzeciej nad ranem na krawędzi łóżka tuż przy jego nogach ciemność zaczęła gęstnieć i przybierać kształt zbliżony do kucającego, przygarbionego człowieka. Sylwetka wyglądała jak trójwymiarowy cień. I miała oczy. Ledwo dostrzegalne, świecące zielonkawo, zupełnie niczym próchno.

Staszek spał źle. Śniły mu się tej nocy rozmaite sny. Złe sny. Na czoło wystąpił zimny pot. Momentami miotał się po łóżku, ale nie mógł się obudzić. Wyssak trwał wciąż przycupnięty, przygarbiony, nieruchomy. Trwał i sycił się. Korzystał. Dawno nie miał takiej uczty...

Rano Staszek czuł się wyczerpany, a wręcz wykończony. Nie pamiętał co mu się śniło, podejrzewał że musiał źle spać. W następnych dniach sytuacja się powtarzała, a Staszek wyglądał coraz gorzej. Codziennie rozmawiał z Kornelią telefonicznie – dziewczyna wzięła pięć dni urlopu, żeby rozgryźć Wyssaka i znaleźć rozwiązanie. Po tygodniu Staszek wyglądał jak śmierć. Każdego ranka coraz bardziej wykończony - wyglądał na ciężko chorego. Pytania o samopoczucie w pierwszych dniach zbywał początkowo odpowiedzią, że noce spędza przebrany za nietoperza  i walczy z przestępczością. Po czwartym dniu jego poczucie humoru znikło i wysilał się już tylko na wzruszenie ramion i odburknięcie, że nic mu nie jest. Kornelia przyszła do pracy po pięciu dniach. Weszła do gabinetu Staszka. Spojrzała na niego, a w jej oczach była pewność siebie.

- Wiem kim jest wyssak – powiedziała.

Staszek dowiedział się od Kornelki, że jej pierwsze przypuszczenia, którymi dopóki nie osiągnęła stuprocentowej pewności nie chciała się dzielić, potwierdziły się. Wyssakiem był Maks, co w pewnym sensie mogło wydawać się logiczne. Nie mógł natomiast zaakceptować i pogodzić się ze sposobem pozbycia się Wyssaka.

- Trzeba go zabić – Kornelia powiedziała chłodno.

- Chryste Kornelia, nie! Tak nie można.

- On cię wykończy, jeśli my nie załatwimy jego. Weź się w garść! To nie jest człowiek. To tak jakbyś miał wyrzuty sumienia pozbywając się tasiemca. To ja chcę ci pomóc, a ty cholera masz jakieś głupie skrupuły - ostatnie słowa wypowiadała prawie krzycząc. Staszek opuścił głowę.

- Po prostu tak trzeba – powiedziała znowu spokojnie – to nawet nie będzie zabójstwo, on po prostu zniknie, a wraz z nim jego urok. Następnego dnia nikt nie będzie o nim pamiętał. No, a teraz do dzieła. Im wcześniej to załatwimy tym lepiej. Wiem gdzie go zastaniemy.

Kilka godzin później Staszek siedział otępiały i patrzył się bezmyślnie na swoje ręce, z których przed chwilą skończył zmywać krew.

- No, już dobrze, wiem, że to było dla Ciebie straszne, ale to był Wyssak, pasożyt. Trzeba było go usunąć bo by cię wykończył, mówiłam ci już. Ta krew też nie była prawdziwa, to element jego kamuflażu – och, nie będę ci teraz tego tłumaczyć od nowa – żachnęła się - No już dobrze, choć tu do mnie. No chodź.

Usiadła mu na kolanach, objęła go i zaczęła namiętnie całować. Na Staszka zaczął spływać spokój i ukojenie. Po chwili w ogóle już nie pamiętał o żadnych zmartwieniach. Zanurzył się w szalonej burzy włosów, w gwałtownych zmaganiach z wiotkim ciałem dziewczyny. Pogrążył się w zapomnieniu i nieświadomości, w ciemności i nieistnieniu. W końcu runął wyczerpany na łóżko.

- Śpij już kochany, śpij..., śpij... – szeptała mu do ucha.

Nawet nie zauważył kiedy zasnął. Gdy zaczął ciężko i równomiernie oddychać Kornelia podniosła się delikatnie, usiadła u wezgłowia, a po chwili w nieludzko zwinny sposób wskoczyła na poręcz łóżka. W oddali ciszę uśpionego miasta rozdarło wycie policyjnej syreny. Zielone oczy dziewczyny zaczęły lśnić: delikatnie, prawie niezauważalnie świecić się w ciemności. Zupełnie jak nafosforyzowane wskazówki budzika. Zupełnie niczym próchno. Policyjna syrena wyła coraz bliżej. Kornelia wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Była głodna, a czasu było niewiele...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
viwritter · dnia 13.11.2016 12:22 · Czytań: 783 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Komentarze
faith dnia 13.11.2016 14:39
Czytałam przy niedzielnej kawie i muszę stwierdzić, że to opowiadanie idealne na takie właśnie posiedzenie.

Widać, że ze słowem radzisz sobie doskonale. Lekka, barwna narracja, dzięki której prowadzisz czytelnika właśnie tam, gdzie akurat w danym momencie chcesz go zaprowadzić.
Bywały momenty, w których podczas czytania na twarzy pojawiał mi się lekki uśmiech, by za chwilę z kolei zupełnie zniknął, ustępując miejsca zimnemu dreszczowi niepokoju przebiegającemu przez plecy.

Swoją drogą, [i tu uwaga SPOILER!!! ;)] sprytna ta cała Kornelka. A chłopaków szkoda :)

Pozdrowienia!
JOLA S. dnia 13.11.2016 15:27 Ocena: Świetne!
Przeczytałam z przyjemnością. Najbardziej podobał mi się słodko-gorzki klimat opowiadania (przynajmniej ja je tak odebrałam), jego specyficzny humor. Bohater bardzo wyrazisty, „bogaty”, konkretne tło dodatkowo budujące jego sylwetkę. Twoje opowiadanie jest doskonałym przykładem na to, że można stworzyć humorystyczny tekst z wyraźnymi, wiarygodnymi postaciami, których zachowanie z czegoś wynika, którzy nie wiszą zawieszeni w próżni, ale jednocześnie nie potrzebują wielostronicowych opisów, żeby przemówić do wyobraźni czytelnika. Bez zastrzeżeń w warstwie językowej. Jak dla mnie bardzo dobry warsztat.
Pozdrawiam :)
KoRd dnia 15.11.2016 11:11 Ocena: Dobre
Hmm, taka se opowieść o Staszku.

Cytat:
Sta­szek ode­tchnął cięż­ko,

Cytat:
Sta­szek wy­rzu­cił nie­do­pa­łek na zie­mię

Cytat:
Stasz­ko­wi przy­po­mi­na­ła di­sney­ow­skie­go dzwo­necz­ka

Cytat:
Sta­szek lubił to miej­sce.

Cytat:
Sta­szek wy­cho­wał się

Cytat:
Sta­szek wszedł do swo­je­go „ga­bi­ne­tu”,

Cytat:
Sta­szek co mie­siąc od­kła­dał nie­wiel­ką sumkę,

Cytat:
zda­niem Stasz­ka rodzą się

Cytat:
Sta­szek nie na­dą­żał

Cytat:
Sta­szek skon­tro­wał nie­udol­nie.

Cytat:
Sta­szek wy­pa­lił mu

Cytat:
Sta­szek po raz pierw­szy

Cytat:
Sta­szek sie­dział jesz­cze

Cytat:
Sta­szek pod­niósł te­le­fon

Cytat:
Sta­szek uśmiech­nął się brzyd­ko.

Cytat:
Sta­szek nie był na­iw­nia­kiem.

Cytat:
Sta­szek od­sko­czył

Cytat:
Sta­szek zbladł,

Cytat:
Sta­szek, drżą­cy­mi rę­ko­ma wy­łą­czył

Cytat:
Sta­szek sta­nął jak wryty.

Cytat:
Sta­szek nie wyj­mo­wał te­le­fo­nu

Cytat:
Sta­szek wszedł do po­ko­ju

Cytat:
Sta­szek zba­ra­niał.

Cytat:
Sta­szek kom­plet­nie nie umiał

Cytat:
Sta­szek wstał i wyjął z kie­sze­ni te­le­fon

Cytat:
Sta­szek gapił się

Cytat:
Sta­szek uśmiech­nął się

Cytat:
Sta­szek się uśmiech­nął.

Cytat:
Sta­szek wy­cho­dził z miesz­ka­nia

Cytat:
Sta­szek Wpa­try­wał się upo­rczy­wie,

Cytat:
Sta­szek na drżą­cych no­gach ru­szył

Cytat:
Sta­szek po­szedł na chwiej­nych no­gach

Cytat:
Sta­szek, wyjął go, prze­łknął ślinę

Cytat:
Sta­szek spał źle

Cytat:
Sta­szek czuł się wy­czer­pa­ny,

Cytat:
Sta­szek wy­glą­dał coraz go­rzej.

Cytat:
Sta­szek wy­glą­dał jak śmierć.

Cytat:
Sta­szek do­wie­dział się od Kor­nel­ki,

Cytat:
Sta­szek opu­ścił głowę.

Cytat:
Sta­szek sie­dział otę­pia­ły

Cytat:
Na Stasz­ka za­czął spły­wać


Cytat:
Nawet nie za­uwa­żył kiedy za­snął.
Co za zaniedbanie Staszka!

Jest tu pomysł, dobry pomysł. Z przekazem nieco gorzej, zmieniłbym formę narracji, bo j.w.
Pozdrawiam. :D KoRd
JOLA S. dnia 15.11.2016 12:16 Ocena: Świetne!
Dla mnie ten "Staszek" to tak jak wybijanie rytmu opowieści obcasem. Może to był zamierzony zabieg autora ? Spotkałam już podobne pomysły, nie ganię ich, a wierzę, że były celowe. np. w nagrodzonym na FL, opowiadaniu naszego Redaktora Prozy :) :)
Pozdrawiam
KoRd dnia 15.11.2016 21:09 Ocena: Dobre
Próbowałem pomysłu z obcasem i nijak mi nie wychodzi. ;)
Nagrodzonym, bo to "Redaktor Prozy" B)


Jeszcze do tekstu,
Cytat:
W od­da­li ciszę uśpio­ne­go mia­sta roz­dar­ło wycie po­li­cyj­nej sy­re­ny


To policja wyjącymi syrenami jeździ? (FSM Syrena, był taki samochód)

A może by tak: Ciszę uśpionego miasta rozdarł /dźwięk/ sygnał/ zbliżającego się policyjnego radiowozu.
Wtedy:
Cytat:
Po­li­cyj­na sy­re­na wyła coraz bli­żej.

to zdanie jest zbyteczne.

Już się nie czepiam ;) skoro redaktorzy tak piszą,,

Gratuluje pomysłu i pozdrawiam.
KoRd
Surreal dnia 24.11.2016 13:13
Mi również podoba się klimat opowiadania. Sprawnie operujesz słowem - czyta się szybko, lekko i z zainteresowaniem. :) Postacie wyraziste. Pomysł i realizacja też ok. Przeczytałam z przyjemnością. :)
viwritter dnia 12.12.2016 12:03
Faith, Jola i Surreal
Bardzo dziękuję za przeczytanie i bardzo miłe komentarze. Opowiadanie napisałem już dobre cztery lata temu - od tamtej pory całkowity kryzys i zwątpienie w siebie. Dzięki Wam znowu zachciało mi się pisać :) .
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty