„Wieczór z muzyką”
Wszedł tak cicho, że nawet go nie usłyszałam, poczułam tylko leciutki ruch powietrza. Muśnięcie, jakby puch spadał z nieba prawie dotykając mojej twarzy. Otworzyłam oczy. Usiadł kilka miejsc dalej i z czarnej płóciennej torby wyciągnął winylową płytę. Tę niebieską, którą po tysiąckroć słyszałam. Niebieską płytę ze srebrną gitarą na okładce. Zakazany owoc dostępny tylko pod nieobecność ojca w domu. Wpatrywałam się na przemian to w płytę, to w niego dotykającego jej z czułością, z widoczną pieszczotą i zachwytem w oczach.
Cały był ubrany na czarno. Płaszcz, koszula, sweter, spodnie, buty, teczka, tylko we włosach mogłam policzyć pojedyncze srebrne nitki. Mógł być po trzydziestce, mógł dobiegać pięćdziesiątki. Trudno określić wiek mężczyzny z obfitym zarostem na twarzy. Nie tyle on mnie intrygował, co płyta: „Brothers in Arms” zespołu Dire Straits. Nie mogłam się powstrzymać, usiadłam obok.
- Chciałabym posłuchać tej płyty – przeszłam wprost do sedna, choć sama nie wiem jak to się stało, a może tylko wyrwało mi się z ust to, o czym myślałam.
Spojrzał na mnie, na moją sukienkę w panterkę, na uda w czarnych rajstopach. Potem na resztę mnie i powiedział krótko.
- Czemu nie? Wysiadam na Manhattanie, na następnej stacji.
Idąc alejkami Central Parku nie zamieniliśmy ani słowa. Nie wiem o czym myślał, w każdym razie ja o muzyce, którą miałam zaraz usłyszeć. Miał apartament tuż przy parku. Wjechaliśmy windą na czwarte piętro. Otworzył drzwi, wpuścił mnie przodem. Zdjął ze mnie płaszcz i zaprowadził do salonu. Tam podeszłam do wielkiej, przeszklonej ściany wychodzącej na oświetlony latarniami park. Za chwilę usłyszałam charakterystyczne trzeszczenie winylowej płyty i rozpoczynający ją kawałek „So far away”. Nastawił gramofon i zniknął gdzieś. Niedługo wrócił z dwoma kieliszkami i butelką czerwonego wina.
- Napije się pani? – spytał.
- Chętnie. – Nie miałam nic przeciwko.
- Proszę usiąść na sofie. Będzie pani wygodniej.
Usiadłam, on obok mnie.
- Czy może pan zgasić światło? – poprosiłam. – Chcę skupić się na muzyce, tylko ona teraz się liczy.
Bez słowa wstał, zgasił światło i usiadł z powrotem. Nalał wina do kieliszków. W pokoju panował półmrok delikatnie rozświetlany blaskiem parkowych latarni.
- Zapali pani?
- Nie palę. Nigdy nie paliłam. Ale proszę, niech pan się nie krępuje.
Zrobił to bardzo seksownie, długo przytrzymując płomień zapalniczki i długo zaciągając się papierosem, a potem powoli wydmuchując dym. Sprawiało mu to przyjemność, tak jak mi muzyka. Jemu zresztą też. Słuchaliśmy jej, w milczeniu popijając wino. Gdy skończyła się jedna strona, wstał i przełożył na drugą. Ponownie napełnił kieliszki. Alkohol łagodzi obyczaje i uderza do głowy. Znowu zmienił płytę.
- Zatańczy pani ze mną? – po chwili poprawił się. – Zatańczymy?
Podeszłam do okna, stanął za mną obejmując mnie w pasie, potem odwrócił do siebie twarzą i powoli zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Nasze ciała tańczyły osobny taniec, coraz gorętszy, bardziej zachłanny. Poczułam jego dłonie wędrujące po moich plecach, ramionach, biodrach i pośladkach. Odsunęłam się od niego, bo był blisko, bardzo blisko, ale nie za blisko. Spojrzałam mu w oczy, wtedy mnie pocałował. Zachłannie, gwałtownie, jakby nie robił tego od bardzo dawna, jakby czekał latami na tę właśnie chwilę. Na mnie. Język wtargnął we mnie głęboko i wibrował. Spodobało mi się. Robił to doskonale, namiętnie, stymulując moje ciało do największej rozkoszy, jak facet, który był kiedyś, dawno temu, miłością mojego życia, a potem zniknął. Ten pocałunek… ten pocałunek był jak déjà vu. Zamknęłam oczy i pozwoliłam wspomnieniom znów stać się rzeczywistością. Jego dłonie wędrowały po mnie, wchodziły pod sukienkę, od dołu i od góry. Palce bawiły się wisienkami. Usta całowały szyję, uszy, kark, brzuch… Nie wiem kiedy taniec przestał być tańcem, kiedy stał się czymś więcej. Nie wiem ile butelek wina wypiliśmy, ile razy wysłuchaliśmy płytę…
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nagle oprzytomniałam. Znalazłam leżącą na podłodze sukienkę. Prędko się ubrałam. On siedział na sofie i patrzył na mnie.
- Muszę już iść! – wyrzuciłam z siebie w panice.
- Dasz mi swój telefon? – spytał cicho, pomagając mi założyć płaszcz.
- Wiem, gdzie mieszkasz. Znajdę cię. Bez obaw.
- Kiedy?
- Kiedyś…
Na odchodne pocałowałam go w usta i wybiegłam. W windzie zastanawiałam się co powiem mężowi. Jak wytłumaczę późny powrót i to bez butów, których zakup planowałam na ten wieczór. Już w metrze uśmiechnęłam się na genialną myśl, która zaświtała mi w głowie. Przecież zakupy mogą być bezowocne. Można zaliczyć długą wędrówkę po sklepach i niekonieczne jakieś muszą idealnie pasować. Poza tym można niespodziewanie spotkać dawno niewidzianą koleżankę i zagadać się z nią przy kawie. Tak… Tak właśnie spędziłam wieczór, który przedłużył się w noc.
(4 listopada 2016)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt