Grono młodzieży chwiało się na parkiecie w rytm disco polo. Z kilkunastu gardeł wydobywał się wiwat dla wolności i swobody. Uśmiechnęła się, te same słowa ostatnio słyszała na weselu młodszej siostry. Oczywiście, panna młoda zdzierała gardło najgłośniej. Majka nie rozumiała idei śpiewania akurat tej piosenki, w dniu, kiedy wolność i swoboda oficjalnie kończy swój kres.
Kobietę z rozmyślań wyrwał głos gospodarza całej imprezy. Poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Majka, napijmy się.
Mężczyzna nalewał do kieliszków. Postanowił jednego przed nim.
- Ze mną się nie napijesz?
Już podnosiła kieliszek do ust. Poczuła zapach. Zamknęła oczy. Wszystko wróciło.
- Co ty, kurwa, odpierdalasz? - głos Łukasza, dźwięk tłuczonego szkła, zdziwiona mina gospodarza.
Ktoś się nad nim pochylił. Szepnął do ucha. Gospodarz usiadł na krześle powtarzając, że on nie wiedział, bo niby skąd?
- Jestem alkoholiczką - na spotkaniu AA powiedzieli, żeby się tego nie wstydzić.
Muzyka przestała grać. Młodzież wróciła do stołu.
- Niepijącą - dodała głośniej.
Powinna być z tego dumna. Nie była. Najchętniej wycięłaby ostatnie lata ze swojego życia. Najchętniej w ogóle by się nie urodziła. Jednak żyła, dlatego musiała walczyć o każdy dzień wolności.
Łzy napłynęły jej do oczu. Przeprosiła, wstała i wyszła. Noc była chłodna. Grupka młodzieży nerwowo wypalała papierosy.
- Zimno - powiedział chłopak stojący najbliżej Majki.
Uśmiechnął się do niej. On nie wiedział, że próbuje nawiązać kontakt z niepijącą alkoholiczką Uczestnicy całego zamieszania zostali w lokalu. Próbowała odwzajemnić uśmiech, coś jej nie wyszło. Czuła jego przeszywające spojrzenie na sobie. Wyciągnął rękę, wypowiedział swoje imię. Chciała uciec, to zdecydowanie nie był dobry moment na próby flirtu. On tę niedostępność interpretował jako grę damsko-męską. Żartował z jej milczenia. Podobała mu się.
W oddali małżeństwo w średnim wieku wsiadało do samochodu. Dziewczyna w białej sukience machała im na pożegnanie. Rodzice panny młodej. Szef nie dał im dnia wolnego na odespanie wesela własnej córki. Każdy jest czyimś niewolnikiem, jak się nie podoba, to wara. Możesz umrzeć z głodu. Wolny.
Jej pradziadkowie żyli pod zaborami, potem niecałe dwadzieścia jeden lat oddechu, kraj pod obcasem okupanta, ludzie w niewoli, WOLNOŚĆ, w szkole przymusowa nauka języka rosyjskiego, puste półki, cenzura... rok '89 - WOLNOŚĆ. Czasem miała wątpliwości, czy o taką wolność chodziło jej przodkom.
Rodzice czerwcowego poranka brali ślub. Podczas wymawiania przysięgi trwały obrady przy okrągłym stole. Oni byli poza. Dla nich to dzień ślubu. O polityce nie rozmawiali. Tego dnia ani żadnego innego, po prostu, matka z ojcem wiedzieli, kto premierem, a kto prezydentem, jakieś tam poglądy mieli, ale z nikim się nie dzielili. Wejście do Unii Europejskiej. W szkole uczyli "Ody do radości". Ona nie śpiewała. Ledwo coś dukała. Nie miał kto z nią ćwiczyć w domu. Matka nie miała czasu na pierdoły. Ojciec coś burczał o suwerenności, a ona nawet nie wiedziała, co znaczy to słowo - suwecośtam. Bała się zapytać, wyszłaby na niedouczonego debila. Na pewno w szkole o tym mówili, a ona znowu nie zanotowała. Urosła. Wszystkie dorosłe sprawy zaczynały ją dotyczyć. Pierwszy raz, pierwszy PIT, pierwsze wybory prezydenckiego w których mogła wziąć udział. Ominęła Obwodową Komisję Wyborczą szerokim łukiem.
Poszła na wymarzone studia. Ukończyła je z wyróżnieniem. Trafiła do korporacji. Miała co jakiś czas kursy motywacyjne z których dowiadywała się, że może wszystko i jest zwycięzcą. Szybko nauczyła się pogardy. Gardziła każdym wobec którego istniał cień podejrzenia, że ma niższą pozycję od niej. Świat Majki dzielił się na władców i podwładnych, ona była kimś po środku - uginała się przed prezesem, pokazywała swoją wyższość paniom sprzątającym. Nie chodziło o to, żeby traktować je jak powietrze, chodziło o to, żeby je upokorzyć, dlatego Majka często "przypadkiem" rozlewała coś na podłogę. Potem oglądała jak schylone w pół szorują płytki. Musiały bardzo się przykładać do pracy, bo potem osobiście oceniała, czy nie ma smug, jak były to szła do kogo trzeba.
Widziała nienawiść w oczach upokorzonych kobiet. Kiedyś przechodząc obok ich kanciapy, zauważyła sprzątaczkę pochlipującą między miotłą, a kaloryferem. Na widok Majki otarła rękawem resztki łez. Wyprostowała się jak struna. Majka powiedziała jej, że znowu kurze niepościerane. Pogroziła kierownikiem. W odpowiedzi usłyszała, że nie ma serca. Nie było w głosie spracowanej kobiety złości, raczej współczucie. Jakby brak wyższych uczuć był czymś godnym pożałowania. Kobieta następnego dnia straciła pracę. Majka nie miała wyrzutów sumienia.
Na miejsce zwolnionej przyszła inna. Zawsze na miejsce starych przychodziły nowe, ale ta była wyjątkowa. Młoda. Raz miała gorszy dzień. Powiedziała, co myśli. Wygarnęła przemądrzałej paniusi za wszystkie sprzątaczki. Trafiła w czuły punkt. Odkryła kompleksy. Kamienna twarz pozbawionej serca zaczęły wyrażać ludzkie emocje. Młoda nie została zwolniona. Majka się zwolniła.
Już wtedy piła. Nie radziła sobie. Z obowiązkami, z presją bycia najlepszą. Z samą sobą. W szkole prymuska, koledzy złośliwie nazywali ją kujonem. Nienawidziła ich za to. Potem studia. Praca. Miała wszystko. Pozory bycia szczęśliwą. Wyżywała się na sprzątaczkach, bo tylko one miały gorzej od niej. Chciała poczuć się wolna. Spakowała walizki. Wyjechała w nieznane. Kilka miesięcy później życie zweryfikowało wyobrażenia z rzeczywistością. Kiedy myślała o wolności, to trochę inaczej ją sobie nie wyobrażała, niż nieprzespane noce w zużytym śpiworze. Codziennie rano wychodziła na dworzec prosić o jedzenie. Jeszcze niedawno kłamała, że zbiera na bilet powrotny do domu, bo wstyd było się przyznać, że kolejny dzień nie miała nic w ustach. Z czasem przyzwyczaiła się do żebrania, już nie ukrywała burczenia w żołądku. Ludzie byli różni, jedni patrzyli na nią z pogardą, inni w milczeniu wręczali bochenek krojonego chleba, jeszcze inni oferowali pomoc. Ta ostatnia grupa ludzi, nie mogła uwierzyć, że taka młoda i w sumie, ładna kobieta prosiła o łaskę. Zawsze odmawiała, gdy ktoś proponował nocleg albo pracę. W końcu sama wybrała bezdomność. Nie chciała mieć wobec nikogo długu wdzięczności. Chciała być wolna.
Gdy wchodziła przemyć twarz do dworcowej toalety, cieszyła się, że jeszcze nie jest z nią tak źle. Dbała o siebie jak potrafiła najlepiej. Kiedyś znalazła w koszu kawałek szminki. Nie brzydziła się jej używać. Chęć bycia piękną przezwyciężyła wszystkie opory, chociaż i tak, malowała się tylko na specjalne okazje. Na przykład w dniu swoich urodzin. W końcu, każdy chce czasem poczuć smak luksusu. Po kilku miesiącach użytkowania zgubiła swoją zdobycz, niewykluczone, że ktoś ją ukradł. W dworcowym świecie, wszyscy wszystkich okradali jak tylko nadarzyła się okazja. To nie wynikało z zepsucia do szpiku kości. No może trochę, ale nie do końca. Jak codziennie widziała tych wszystkich ludzi, którzy ją mijali,, to traciła skrupuły. Widziała w nich, bandę szczurów, którzy wystartowali w wyścigu po niewidzialny puchar, tracąc przy tym resztki empatii. Nie szanowali niczego ani nikogo, dlatego wyrzucali całkiem dobre sprzęty, dlatego ona grzebała w koszach. Wiedziała, że prędzej lub później upoluje coś cennego, jak nie dla nich, to dla niej.
Nieraz myślała o tych kobietach, które krzywdziła. Miała ochotę je wtedy przytulić. Wszystkie i każdą z osobna. Przeprosić, powiedzieć, że ona już wie. Przyznać się do błędy. Prosić o wybaczenie. Potem uświadamiała sobie, że już za późno.
Gdy było naprawdę źle, chciała wrócić do dawnego życia. Gdzieś tam w Polsce mieszkali kochający rodzice. którzy dawno zapomnieli o istnieniu, córki ale przecież kochali. Na pewno kochali, pani w podstawówce powiedziała, że każdy rodzic kocha swoje dziecko, dlatego rodzicom należy się miłość. To chyba było z okazji Dnia Matki. Ona się tak mocno chwyciła wtedy tej myśli, że cały czas w to wierzyła, a raczej chciała wierzyć. Bardzo chciała.
Gdzieś tam na Mazurach żyła jej pierwszy chłopak. Z tego, co widziała, to miał się całkiem nieźle. Mijał ją w garniturze, na nadgarstku drogi zegarek. Zawołała do niego po imieniu, odwrócił się. Zmierzył wzrokiem i poszedł dalej, dopiero po chwili do niej doszło, że jej nie poznał. Chciała za nim pobiec, powiedzieć, że to ona, ta, którą tak strasznie zranił, ale już dawno mu wybaczyła, wtedy byli młodzi i głupi, teraz też są młodzi, życie przed nimi, a na pewno przed nim. Ona już dawno zwątpiła w swoje możliwości. Nie myślała o tym, co będzie jutro czy pojutrze. Żyła z dnia na dzień, tak łatwiej. Miała nadzieję, że kiedyś będzie miała dom, męża, dziecko i psa. Koniecznie białego z długą sierścią. Zawsze o takim marzyła. Ewentualnie może być kundel, taki ze schroniska, taka pieska wersja jej.
Wieczorami opowiadała sobie bajki na dobranoc. Szczególnie upodobała sobie wiersz, którego nauczyła się w podstawówce. O dwóch czyżykach, jeden płakał, że mieszka w klatce, a drugi go nie rozumiał. Nieraz zastanawiała się, którym ptakiem ona jest, zawsze jej rozmyślania przerywał sen.
Pewnie żyłaby tak do dziś. Szła zima. Na dworcach zaczęli pojawiać się wolontariusze. Wśród nich Łukasz. Traktowała go z taką samą nieufnością jak wszystkich. Odrzucała pomoc. On był uparty. Przychodził, męczył, nie dawał za wygraną. Oswajał. Przyzwyczajał do swojej obecności. Raz coś w niej pękło. Pierwszy raz w życiu powiedziała na głos, że sobie nie radzi. Poprosiła o pomoc. Nie zawiodła się.
- Długo będziesz tak stała i milczała, może wejdźmy do środka, zimno trochę
Chłopak nadal stał. Uśmiechał się.
- Jestem alkoholiczką
On nie ruszał się z miejsca. Uśmiech nie schodził mu z ust.
- Jestem narkomanem. Niedawno wróciłem z odwyku, coś jeszcze chcesz o sobie powiedzieć?
Roześmiała się. Pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę szczerze. Nie głowie zaczął krążyć refren o wolności i swobodnie. Teraz naprawdę mogła powiedzieć, że czuję się wolna.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt