„Nad Motławą”
- On jest ze mną – powiedziałam, podchodząc do ochroniarza. – Proszę go wpuścić.
Wróciliśmy do stolika usytuowanego tuż przy schodach wiodących na piętro. Chłopak zdjął plecak, kurtkę i usiadł naprzeciwko mnie.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji… - uśmiechnęłam się – a poza tym nudzi mi się trochę, siedząc tutaj w tłumie facetów wpatrzonych w dziwki tańczące przy rurze.
- Zapalisz? – spytał, wyciągając w moim kierunku paczkę Marlboro.
- Nie, dziękuję. Nie palę. A nie masz problemów z kupieniem papierosów?
- Dlaczego?
- No przecież nie masz skończonych osiemnastu lat – mrugnęłam porozumiewawczo.
- W tym roku skończyłem trzydziestkę – oznajmił dumnie.
- Nie rób sobie ze mnie jaj. Przecież ochroniarz nie chciał cię wpuścić do klubu GO-GO. Na oko widać, że jesteś niepełnoletni. Nie wierzę!
- Chcesz zobaczyć? Udowodnię ci.
Wyciągnął z plecaka dowód osobisty i podał mi. „Wojciech Młynarski, zamieszkały w Gdańsku, urodzony piątego maja…” – studiowałam uważnie.
- Faktycznie masz trzydzieści lat! Niewiarygodne. Wyglądasz na chłopaczka w klasie maturalnej, a jesteś starszy ode mnie.
- No widzisz – obdarzył mnie zawadiackim uśmiechem. – Teraz już wszystko o mnie wiesz, a ja nawet nie znam twojego imienia.
- Dorota – przedstawiłam się, wyciągając dłoń.
Ubrany był w szary garnitur i koszulę w takim samym kolorze. Wokół szyi zwisał purpurowy szalik. Na nosie miał okulary w rogowej oprawie. Po chwili podeszła do nas kelnerka, w króciutkiej, ledwie kryjącej pośladki sukience.
- Poproszę to samo co ta pani – powiedział, wskazując na mnie.
- Czyli piwo Paulaner – kelnereczka przyjęła zamówienie i znikła, by pojawić się za kilka chwil z kuflem piwa.
Wypił kilka łyków, wpatrując się we mnie bez słowa.
- Co tutaj robisz? – spytał. – Sama w takim miejscu…
- Przyjechałam na jeden dzień, odwiedzić miasto, w którym nie byłam trzynaście lat. Trzynaście długich lat!
- A ile teraz masz?
- Drugie tyle. Poza tym kobiety nie pyta się o wiek, nieprawdaż?
- OK. Tak jakoś wyszło, nie planowałem tego - miał rozbrajający uśmiech.
- Wznieśmy toast - zaproponowałam. – Za spotkanie!
- Za spotkanie! – po chwili dodał. - Dlaczego wróciłaś tu po trzynastu latach?
- Nie wiem, miałam taką ochotę.
- Zawsze robisz to, na co masz ochotę?
- Z reguły tak. Marzenia są po to, aby je realizować, a nie czekać z założonymi rękoma, aż życie przecieknie przez palce…
- Jak spędziłaś dzień?
- Ach, byłam w tylu miejscach. Muszę dłużej odpocząć. Padam z nóg.
- Opowiedz mi, chcę posłuchać.
- Rano byłam w Stogach. Pusta plaża, spokojne, cichutko szumiące morze. Przy brzegu tysiące białych muszelek, a w powietrzu kilka mew.
- A potem?
- Potem wróciłam do centrum na poszukiwanie zagubionej Starówki. Pytałam wielu osób, gdzie jest, i nikt nie wiedział. W końcu sama ją znalazłam. Najlepiej jest liczyć tylko na siebie.
- Zawsze interesowali mnie turyści przyjeżdżający do mojego miasta. Co planują zobaczyć? Skąd są?
- Byłam też na wieży Bazyliki Mariackiej oraz w Muzeum Narodowym. I oczywiście schodziłam wzdłuż i wszerz uliczki Starego Miasta. Najładniejsza jest Mariacka.
- A byłaś nad Motławą?
- Nie, nie zdążyłam.
- A wiesz, że nad Motławą, obok Żurawia Anna Jantar nagrywała piosenkę „Mój, tylko mój”? To moja ulubiona piosenka. Ilekroć tamtędy przechodzę zawsze ją nucę.
- To może posłuchamy jej obok Żurawia? Oczywiście jeśli nie masz innych planów, bo ja będę się już zbierać. Zostało mi dwie godziny do odjazdu pociągu.
- Chętnie pokażę ci mój Gdańsk, moje miasto.
Dokończyliśmy piwo na stojąco, po czym ubraliśmy się i wyszliśmy. Ochroniarz pożegnał nas nieprzyjaznym wzrokiem. Minęliśmy fontannę Neptuna obfotografowywaną przez mrowie turystów.
- Tu często jadam – powiedział, wskazując na bar mleczny. - Jesteś głodna?
- Jak wilk! Możemy wstąpić. Przede mną długi powrót, a mam tylko rogala marsjańskiego.
Wojtek otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem. Panie z baru natychmiast go rozpoznały.
- Dla mnie to samo, co zawsze – złożył zamówienie bez wahania. - Bitka w sosie, kasza gryczana i marchewka z groszkiem. A ty co zjesz? Polecam bitkę. Jest pyszna.
- Nigdy nie jadłam bitki. Co to jest?
- Spróbuj. To wołowina. Moja mama często przygotowywała ją na obiad.
Zapłaciliśmy i stromymi schodami wspięliśmy się na pierwsze piętro. Byliśmy sami. Z okna roztaczał się widok na wieżę Bazyliki Mariackiej.
- Zawsze siadam w tym miejscu, bo lubię patrzeć na wieżę. Stąd widać ją w całej okazałości. Smacznego!
- Smacznego! - Za moment dodałam. - Rzeczywiście, bitka jest pyszna. Taka miękka, soczysta.
Przy jedzeniu trochę opowiadał o sobie. Co studiował, gdzie pracuje. Po obiedzie poszłam skorzystać z toalety, on odniósł talerze na dół. „Mężczyzna z klasą” – pomyślałam.
- Nie mogę się dostać do toalety, dwuzłotówka nie wchodzi do dziurki - oznajmiłam, gdy wrócił.
- Poczekaj chwilę…
Wrócił z żetonem i wręczył mi go. Skorzystałam z ubikacji, a potem wyruszyliśmy na dalsze zwiedzanie Gdańska.
- Przed nami jest Zielona Brama – poinformował uroczyście. – Urzęduje w niej Lech Wałęsa.
- Nie wiedziałam. Dlaczego nazywa się zielona? Bo ma zielone okna?
- Raczej nie... Szczerze? Nigdy się na tym nie zastanawiałem.
- Może dlatego, że dach jest zielony od porastającego go mchu.
- Być może. Jesteśmy już nad Motławą. Tam, po drugiej stronie znajdują się spichrze.
- Bardzo ładne, przypominają trochę te z Bydgoszczy, z Wyspy Młyńskiej.
- Wyremontował je ZUS i teraz ma tam swoją siedzibę. A tutaj jest nasz lokalny browar, produkują bardzo dobre piwo.
- Wiesz, gdy zwiedzam jakieś miasto, to zawsze piję piwo z lokalnego browaru. To taki mój zwyczaj. Ale już jesteśmy po, więc wyjątkowo innym razem.
- A to jest Żuraw. Niestety, o tej porze zamknięty. Po Motławie pływa tramwaj wodny.
- Ile podobieństw do Bydgoszczy. Niesamowite…
- Nigdy nie byłem w Bydgoszczy.
- Polecam. To urocze miasto, pełne tajemnic.
- Jakich?
- Przeróżnych - odrzekłam z uśmiechem. - Pojedź i przekonaj się sam.
Szliśmy deptakiem wzdłuż rzeki, potem skręciliśmy w jakąś bramę i zagłębiliśmy się w nieznane mi uliczki. Pokazał swoje przedszkole. Technikum, które skończył. Dom, w którym kiedyś mieszkał z rodzicami.
- A to są mury miejskie, pozostałości – uzupełnił. – Tutaj co roku odbywa się Jarmark Dominikański. Bardzo lubię to wydarzenie.
- Dlaczego nazywa się Dominikański?
- To już ponad siedemsetna tradycja tego miasta. Byłaś kiedyś?
- Nie, nigdy. Mówiłam przecież, że jestem tu drugi raz.
- To kiedyś przyjedź. Koniecznie!
Nerwowo spoglądałam na zegarek. Godzina odjazdu pociągu zbliżała się nieubłaganie. Zauważył to.
- Spokojnie - powiedział. – Dworzec już blisko. Chciałem ci pokazać Gradową Górę, ale już nie zdążymy. Pozostaje tylko Stocznia Gdańska.
- Poznaję! – krzyknęłam zachwycona. – Brama wygląda dokładnie tak, jak w filmie Wajdy. To był bardzo dobry film. Oglądałam go z przyjemnością, skarbnica wiedzy o tamtych czasach. I o Wałęsie.
- A teraz chodźmy poszukać twojego peronu. Już czas.
Szybko maszerując dotarliśmy na dworzec. Z łatwością odnaleźliśmy mój peron. Pociąg z Gdyni jeszcze nie nadjechał.
- Dziękuję za uroczy wieczór – powiedziałam z pewną rzewnością w głosie. – Miło było spędzić go z tobą.
- Jakie będzie kolejne miasto, które odwiedzisz?
- Jeszcze nie wiem. Zobaczę…
- W Gdańsku zjawisz się dopiero za trzynaście lat? Zgodnie ze swoim rytuałem.
- Nie wiem. Od rytuałów czasem można zrobić wyjątki, prawda?
- I nie wysłuchaliśmy piosenki Anny Jantar, na nabrzeżu, przy Żurawiu – powiedział z wyczuwalnym smutkiem w głosie.
- Może kiedyś nadrobimy to niedopatrzenie – próbowałam zamienić w żart, ogarniającą mnie nostalgię.
- Pociąg już wjeżdża na peron. Który wagon?
- Jedenasty.
Nerwowo zaczęliśmy przepychać się przez tłum. Na pożegnanie pocałowałam go w oba policzki, a potem weszłam do pociągu i odnalazłam swój przedział. Zostawiłam plecak na półce i usiadłam, ale coś kazało mi wyjść na korytarz i otworzyć okno, z nadzieją, że go jeszcze zobaczę. Stał na peronie.
- Wojtek! – zawołałam. Podszedł i stanął pod oknem. – To było naprawdę urocze spotkanie. Dziękuję jeszcze raz, że pokazałeś mi miasto widziane twoimi oczyma.
- To ja dziękuję - odrzekł z powagą w głosie.
- Wyślę ci widokówkę.
- Pamiętasz adres?
- Oczywiście! Mam dobrą pamięć wzrokową - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.
Pociąg ruszył. Powoli zaczął przyspieszać, a my oddalaliśmy się od siebie, wciąż machając rękoma na pożegnanie.
(20 listopada 2016)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt