W moim utworze pt. "Sztuka III generacji" przedstawiłem mój punkt widzenia na ewolucję sztuki, ale nic w nim nie napisałem na temat muzyki. Wydaje mi się jednak, że muzyka podąża za ogólnym trendem nakreślonym w tym eseju. Moim zdaniem, nie ulegała ona większym przemianom do czasu powstania jazzu, który wywrócił wszystkie dotychczasowe pojęcia muzyczne do góry nogami.
Czy podobna ewolucja miała miejsce również w biomuzyce?
W dniu 4 sierpnia br. wybrałem się z kolegą do Puszczy Sandomierskiej. Poprzednio nic nie wiedziałem o tym, że... trochę Puszczę Sandomierską już znam. Wszystko za sprawą moich wielokrotnych wizyt w Puszczy Niepołomickiej, która w przeszłości była integralną częścią Puszczy Sandomierskiej właśnie.
Puszcza Sandomierska jest drugą w Polsce, po Puszczy Białowieskiej, puszczą pierwotną. Jednostką "pierwotności" każdej puszczy jest mroczność. Przyjmując, że mroczność Puszczy Białowieskiej wynosi ~ 10, to mroczność Puszczy Sandomierskiej wynosi 5. Za ten świetny wynik odpowiada głównie "niepołomickie" odgałęzienie tej puszczy.
Gdyby nie ingerencja człowieka, Puszcza Sandomierska ciągnęłaby się nieprzerwanym pasem od Krakowa do Lwowa. Jej mroczność byłaby identyczna jak mroczność Puszczy Białowieskiej i wynosiłaby 9, 98. Dlaczego nie "pełne" 10? Z powodu(i skutku)... biomuzyki.
4 sierpnia br. zwiedzanie głównego trzonu Puszczy Sandomierskiej rozpocząłem od mocnego uderzenia - rezerwatu "Bagna przecławskie". Mimo iż działo się to w środku słonecznego i upalnego dnia, od razu otoczyły mnie niezwykłe zjawiska, które "mieszczuchom" nawet się nie śnią.
Bagna te, w wyniku kilkuletniej suszy hydrologicznej, w znacznym stopniu osuszyły się. Można je było przejść nawet w normalnych butach. Mimo to od pierwszej chwili czułem odrębność tego świata od wszystkich dotąd mi znanych (a poznałem naprawdę niemało!). Przede wszystkim miałem nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ale kto? Przecież obok mojego kolegi nikogo tu nie było.
Czy na pewno?
W części drugiej mojego wykładu napisałem o wyjątkowych zdolnościach muzycznych grzybów. Były to zarówno talenty ukryte jak i jawne. Jednakże przejawiały je tylko poszczególne części grzybów. Przecież wszystkim wiadomo, że w zupie "grają" tylko trzony. Także i ucho bzowe komunikuje się ze światem wyłącznie poprzez kapelusz. Zresztą inteligent ten "programowo" odrzucił precz swój trzon, by nic go nie rozpraszało...
Ale gdy geniusz muzyczny grzybów zostanie wzmocniony przez czynniki zewnętrzne, biomuzyka staje się panem tego świata! To ona rządzi człowiekiem, a nie odwrotnie. Wobec jej iście wagnerowskiej potęgi czuje się on osaczony, zaszczuty i bezbronny.
Na skraju przecławskich bagien dębowa młodzież zbija się w jednolitą masę, przez którą żaden promień słońca nie może się przebić. Już sam ten fakt w połączeniu z grząskim gruntem przyprawia o dreszcze, które, jak wiadomo, nie są niczym innym jak tylko zewnętrznym dowodem zasłuchania się w "twardą" biomuzykę. Ale to, zdaniem dębów, nie wystarczy. Intruzom, którzy naruszyli ich święte prawa, tożsame z prawami Puszczy, trzeba dać naprawdę solidną lekcję pokory. Taką lekcję, którą delikwent zapamięta na długo i po latach będzie mógł ostrzec innych.
Na pierwszą linię frontu posyłają grzyby. Ale nie pierwsze lepsze, tylko takie, które specjalizują się w grze na nerwach(nerwy to naprawdę instrument muzyczny!). Warunki te spełniają strzępiaki, a konkretnie dwa bliźniacze gatunki, których nie rozróżni sam diabeł, bo boi się podejść bliżej. Są to strzępiak najeżony i strzępiak słomkowy.
Żyjące kawałki kapeluszy, niektóre nabite tutejszym rodzajem gwoździ, to prawdziwe potwory. Co gorsza, rosną w takim miejscu, które przyciąga jak magnes zarówno tchórzy jak i twardzieli. Po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia można naprawdę nabić sobie psychicznego guza.
To jednak nie wszystko. Przecież na wstępie wspomniałem, że byłem śledzony! Ale nie przez człowieka, tylko kruszynę.
Drzewo to jest gatunkiem szakłaka. Ta niewinnie brzmiąca nazwa została zapewne nadana dlatego, że w odróżnieniu od szakłaka właściwego kruszyna nie posiada kolców. Kruszyna ma kojarzyć się ze słodkim maleństwem i być sybolem niewinności. Rzeczywiście- w Krakowie, gdzie czasem porasta żywopłoty(także w "mojej" dzielnicy) wygląda niegroźnie.
Wydawało mi się więc, że dobrze to drzewo znam. Dlatego przy opisie tego rezerwatu w "Wikipedii" zwróciłem uwagę na występujące tam rzadkie gatunki ptaków oraz rośliny torfowiskowe. Dopiero na miejscu przekonałem się, jak duży popełniłem błąd, lekceważąc kruszynę.
Kruszyna jest niegroźna pod warunkiem, że występuje pojedynczo. Ale w przecławskim rezerwacie występuje masowo i w ogromnych ilościach. Na domiar złego trafiłem na moment jej owocowania. Czarne jak mrok owoce oplotły mnie swoją pajęczyną. Czułem się w tej sieci jak ofiara, która za chwilę zostanie skonsumowana. Zapomniałem nawet o słodkich borowkach i czym prędzej poszukałem innego miejsca do zbiorów.
Z lekcji tej wyciągnąłem wnioski. Najważniejszy z nich jest taki, że rezerwaty przyrody najlepiej chronią same zainteresowane organizmy! Czynią to na wiele sposobów: poprzez biomuzykę "ciemną" wytwarzaną w narządach zmysłów intruza(jak w moim przypadku), grożenie użyciem broni(w świetle mojego opisu to oczywistość), kreowaniem sztucznego mroku.
W tym miejscu pojawia się nowe pojęcie biomuzyczne - BIOMUZYKA PASOŻYTNICZA. Czym ona się różni od biomuzyki ciemnej?
Biomuzyka "ciemna" nie jest słyszalna dla ludzi, ale słyszalna dla całej przyrody, czego liczne dowody już przedstawiłem. Ma ona pozytywny wpływ na przyrodę jako całość, choć w indywidualnej skali może być z tym różnie.
Z biomuzyką pasożytniczą jest dokładnie na odwrót. Przyroda jej nie słyszy, ale my- aż za dobrze! Jak już bowiem wspomniałem, powstaje ona w naszych zmysłach pod wpływem silnych emocji związanych z kontaktami z przyrodą. Są to emocje negatywne, ale z silnym przekazem dla poszczególnych ludzi.
***
W Puszczy Niepołomickiej sytuacja wygląda jeszcze bardziej dramatycznie, gdyż jest to najbardziej pierwotny skrawek Puszczy Sandomierskiej. Tu niemal na każdym kroku człowiek czuje się jak intruz. Liczne szlaki turystyczne, a nawet wybetonowane ścieżki nie pomagają, a Puszcza nic nie traci na dzikości. Bliskość Krakowa spływa po Puszczy jak woda po kaczce.
Najgorsza - z punktu widzenia człowieka - sytuacja panuje w Rezerwacie Długosza Królewskiego. Dyżurna roślina tego rezerwatu, choć jest "tylko" paprocią, pod względem majestatu nie ustępuje drzewom. Jej populacje to ostatnie reminiscencje minionego świata drzewiastych paproci karbońskich.
Od razu pada pytanie: gdzie i po co jesteśmy? Gdzie- przecież to jakaś dżungla przykryta środkowoeuropejskimi sosnami w roli szklarni. Pod tym kloszem panują doprawdy mordercze warunki. Palmy oraz lasy namorzynowe, w których gnieżdżą się wikłacze, a wokół węże i robactwo. Wprawdzie środowisko to imitują turzyce i długosz, ale czy świadomość tego faktu czyni nas bezpieczniejszymi? Wszak roi się tu od komarów i zarażonych boreliozą kleszczy, a na domiar złego bagna są na wskroś "bagienne".
Co nas tu przywiodło? Jagody? Ależ skąd! Można je znaleźć gdziekolwiek. Jest ich tu zresztą niewiele. A naprawdę cennych skarbów tak charakterny las nie pozwoli sobie wydrzeć. Cena za zuchwalstwo będzie bardzo wysoka. Sam nieraz przekonałem się o tym. Dlatego jeśli mamy coś tu podziwiać, to najlepiej na szlaku.
Chyba że jesteśmy ludźmi o mocnych nerwach, bo taka dawka negatywnej biomuzyki, jaka tu występuje, nieczęsto się zdarza. Chór piłujących komarów, któremu towarzyszy "ciemna" biomuzyka typu wagnerowskiego jako pochodna szczególnego statusu długosza królewskiego. W każdej chwili może też pojawić się biomuzyka tajna, na którą narażone są tutejsze strzeliste sosny rosnące w równych rzędach. Oczywiście wszystko razem to miód na"ucho" większości tutejszych organizmów, bo pokazuje, kto tu jest prawdziwym panem i władcą.
***
Czy biomuzyka podlega ewolucji, czy też jest konserwatywna(cokolwiek to znaczy)? Na pewno nie można powiedzieć, że nastąpiły w jej obrębie przemiany w stylu jazzu czy rocka. Dzieje się tak dlatego, gdyż biomuzyka sama w sobie jest jedną wielką przemianą. Nasza muzyka wobec potęgi biomuzyki jest jej ubogą krewną. Nie potrafi ona przecież tak wszechstronnie oddziaływać na wszechświat, mimo iż to właśnie jej gwiazdy znajdują się na pierwszych stronach gazet.
Zresztą, podobnie jak bioliteratura czy inne dziedziny biosztuki, biomuzyka sama kreuje ludzkie gwiazdy, choć te nie mają odwagi (lub wiedzy), by głośno o tym mówić. Zgodnie z jej wolą każdy z nas może być muzykiem(lub pisarzem, malarzem). Jednak proces stawania się nim nie u wszystkich przebiega w tym samym tempie i dlatego wielu z nas narzeka, że umrze jako osoba nic nie znacząca dla świata. Pragnę z pełnym przekonaniem zapewnić, że to nieprawda(sam do pięćdziesiątego roku życia o biomuzyce nie miałem bladego pojęcia!). I nawet jeśli umrzemy bezimienni, przyroda upomni się o nas w najbardziej dogodnym dla niej momencie. Cmentarze są wręcz wymarzonym miejscem narodzin różnych typów biomuzyki "ciemnej". Także "indywidualne" kości mogą spełnić swoją rolę, gdy wskutek splotu różnych wydarzeń wypłyną na powierzchnię.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt