„Bohaterka idzie do Biedronki i coś ponadto”
Tego ranka, po intensywnych nocnych opadach śniegu postanowiłam iść do Biedronki. Nagle poczułam silny apetyt na owoce egzotyczne, które z mrozem niewiele mają wspólnego, ale może właśnie dlatego, że nie mają, zapragnęłam ich. Kontrasty jak wiadomo się przyciągają.
Brnęłam w głębokich zaspach śnieżnych. Wiedziałam już, jak spędzę wieczór albo noc - oczywiście na biegówkach. W sklepie, trochę czasu zajęło mi znalezienie wolnego koszyka, panował między-półkowy ścisk, jakby wszyscy zmówili się na poranne zakupy w nisko cenowym supermarkecie.
Dopadłam wreszcie jeden ukryty w kącie i z nim w ręku rozpoczęłam poszukiwania moich pragnień. Pierwsze były nerkowce, moje ulubione, bardzo słone. Obok leżała dorodna papaja, aż sama prosiła się: „Weź mnie, a zrobię Ci dobrze!”. Uśmiechnęłam się i wzięłam. Minęłam coś czarnego, pomarszczonego, co wyglądało jak wyschnięte psie gówno, tylko kształt miało nieco inny. Przed oczyma mignęła nazwa marakuja. „Marakuja, marakuja…” – wspomnienia wróciły do egzotycznego baru sprzed lat. Deser z jej owoców, z kimś wyjątkowym u boku, smakował wybornie. Bez namysłu schowałam do koszyka dwie sztuki. Dołożyłam jeszcze limonkę, cytrynę oraz długiego ogórka – każde z nich miało mieć inne przeznaczenie.
Jakaś kobieta przekładała skrzynki z awokado, aby dostać się do tej najniższej, gdzie owoce zapewne były najświeższe. Sklepy stosują tajemniczą zasadę, którą każdy przytomny klient dawno rozgryzł. Najlepsze jest to, co niewidoczne dla oczu. Podobnie ma się sprawa z datami przydatności do spożycia. Klienci grzebią na półkach, przestawiają, jakby poszukiwali skarbu. A pracownicy niestrudzenie ukrywają nabiałowe skarby w czeluściach sklepowych wnęk.
Gdy wybierałam pizzę, zaintrygowała mnie para debatująca nad wyborem dosłownie wszystkiego. Chyba urządzali jakieś przyjęcie dla rodziny i mógł to być ich pierwszy wspólny raz. Tak zresztą to wyglądało. Ona zadawała masę dziecinnych pytań, on na żadne nie odpowiadał. Zastanowiło mnie, po co więc go pytała. Czy była taka niesamodzielna? Czy chciała przerwać milczenie? A może byli świeżo po kłótni i wyprawa na zakupy była swego rodzaju pojednaniem? Ona nieco utykała, schylała się po różne artykuły, on tylko prowadził wózek. Pytała o nuggetsy dla dziecka, czy będzie chciało je jeść. O wędliny i ser żółty. Potem o mleko. Tam był już dłuższy monolog, który w pewnym momencie przerodził się w dialog. Jakie mleko? Ile butelek? Czy będzie pasować do kawy takiej, a siakiej? Minęłam tę interesującą parę i poszłam dalej.
Po piwo. Wieczorem, po nartach na pewno za nim zatęsknię. Mój wybór był jednomyślny. Miłosław, browar Fortuna! Czemu? A temu, że fortuna kołem się toczy, a miłość może przyjść nagle, jak grom z jasnego nieba.
Kolejka do kasy była nieznośnie długa, z pięciu tylko dwie były czynne. Pieczołowicie wyłożyłam produkty na ladę, cierpliwie czekając na swoją kolej. Myślami błądziłam przy kuchennym stole, na którym dla samoudręczenia ustawiłam zdjęcie byłego. To w jego towarzystwie zjem obie marakuje. Gorzko smakują w pojedynkę…
- Co to za owoc? – z zamyślenia wyrwało mnie ciche pytanie stojącej za mną staruszki.
- Marakuja – odrzekłam.
- Nigdy nie jadłam. A to? – spytała wskazując na dorodną, słodką papaję.
- Papaja – poinformowałam ją uprzejmie.
- A ja kupiłam kaki. Wybrałam śliczne, dwie sztuki. Działają antyrakowo.
Nic nie odpowiedziałam, zajęta pakowaniem produktów do torby.
- Są antyrakowe... – powtórzyła staruszka z nadzieją w głosie. Było to raczej pytanie, niż stwierdzenie faktu.
- Tak, chyba tak – musiałam jej odpowiedzieć. Po prostu musiałam! Nie mogłam odejść bez słowa. Jej oczy błagały o nadzieję albo tak mi się wydawało. Nie można odbierać nadziei komuś, kto jest w beznadziejnej sytuacji. Dla niej, dla tej staruszki wiara w siłę sprawczą kaki, jako odpędzacza śmierci, jest motorem działania. Może przychodzi tu często, może codziennie.
Przy tablicy ogłoszeń sprawdziłam poprawność paragonu. Zawsze to robię i nie raz nacięłam się na mały szwindel kasjera, może nie zamierzony, ale na pewno uderzający w moją kieszeń. Napiłam się pomarańczowego soku Frugo. Długie zakupy zawsze powodują u mnie pragnienie. Gdy chowałam butelkę do torby nagle ją zauważyłam. Staruszkę z kolejki. Stała nieopodal, podpierając się laską i przyglądając swoim pomarańczowo – złotym owocom kaki. Znowu poczułam smutek, zrobiło mi się jej strasznie żal... Po chwili ruszyłam w stronę domu, myśląc o gorzkiej uczcie z owoców egzotycznych.
(3 grudnia 2016)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt