Co motywuje nas do jazdy tym zatłoczonym autobusem każdego ranka? Nie mam pojęcia.
Wciąż ci sami ludzie na przystanku, którzy po wejściu do bydłowozu, zmieniają się w lamparty i rzucają natychmiast na wolne miejsca i w stado małp chwytające się kijków nad sobą. Nawet babcie stają się żwawsze i młodnieją o paręnaście lat. Zgadnij do której grupy najczęściej należę. Wiszę na drążku, bujany przez świnię za kółkiem, która nie raczyła nigdy odpowiedzieć "dzień dobry". Doświadczony kierowca już wie, że wchodząc do tego wehikułu czasu, twój dzień nie będzie dobry. Wie dokładnie, ile ma miejsc na pokładzie i sprzedając ostatni bilet na miejsce siedzące dwa przystanki temu, uśmiecha się do ciebie, zapraszając do środka. Wiszę jak goryl na gałęzi w jakiejś dżungli i zaczyna kapać ze mnie pot. Jeśli to dżungla to chyba wietnamska w trakcie zrzucania napalmu. Zdjęcie kurtki jest możliwe, wtedy jak się będziesz mógł przewrócić, czyli na zewnątrz, a okazji jest sporo. Co jakiś przystanek jestem wypychany i wpychany z powrotem do tej dusznej puszki bezdusznego kierowcy, który dopuszcza do kolejki kolejnych szczęśliwców, co na czas dojadą do pracy. Szyby zaparowały wczorajszym alkoholem, artyści malują na nich kółka i jako jedyni wiedzą gdzie są.
Moim autobusem jeżdżą zawsze żule i autobus zawsze jedzie żulami. Co robią w autobusie tak rano? Nie mam pojęcia, może zlizują rosę z szyb, kiedy nikt nie patrzy, może jakieś centrum handlowe zrobiło wielką wyprzedaż bułgarskiego, wysokoprocentowego, winopodobnego napoju, a może jeżdżą z nudów, bo mają zasiłek, rentę i są z nami by przez chwilę poczuć się jak zwykli, szarzy ludzie jadący do pracy, która istnieje naprawdę. Na mój przystanek wychodzi najwięcej ludzi, sygnałem jest nagłe pobudzenie artysto-lampartów. Przez zaparowane szyby, tylko ten owy gatunek wie, gdzie się znajduje. Przez małe kółko w parze obserwowali drogę. Wstają, a podniecenie narasta, zaraz wszyscy znów staniemy się ludźmi. Jeszcze jedne światła. Zapala się zielone, świnia ruszyła ostro, by po chwili hamować, wtedy wszyscy zaczynają przeć do przodu mimo zamkniętych drzwi. Zapala się lampka, sygnalizująca otwarcie drzwi. Podnoszę obie nogi i puszczam się gałęzi i lecę, zaczynam czuć świeże powietrze. Lecę jak ptak, moją twarz obija chłodne powietrze. "Jak ptak" - sprecyzujmy, bo brzmi to nieadekwatnie do sytuacji. Lecę jak kurczak, na długiej taśmie z rzeźni do chłodni, wraz z milionem innych kurczaków bez głowy, które wylądują na półkach Tesco, przed upływem dwunastu godzin, by muskać nasze podniebienia przyjemną świeżością i zawsze idealnym smakiem, do jasnej cholery. Klaskalibyśmy, niczym po lądowaniu samolotem, ale to była pieprzona katastrofa i ciężko nam rozbitkom, ofiarom firmy transportowej, pechowym klientom klaskać bez kończyn. Turlamy się, pełzniemy, przedzierając się przez przysłowiowe kłody pod nogami, bez nóżek niczym dżdżownica, której nigdy z nieba nic nie spadło i żeby zjeść jabłko musi sama sobie po nie wejść, zerwać je i znieść na swoich obślizgłych plecach na dół. Jak już jakimś cudem jej to wszystko się uda i jest już z powrotem na trawie, wtedy na dżdżownicę z drzewa spada drugie jabłko, prosto na głowę. Obijam się, idąc po skosie w tym tłumie, by zejść na pobocze, by chociaż przez chwilę zrozumieć gdzie idę, dokąd tak lecę, depcząc ślimaki i ludzi po drodze. Wreszcie staję na trawie, pod jabłonią, jak ta dżdżownica, która dumna z przebytej drogi z drzewa, przystaje ze swoim owocem. Rozglądam się... Kurwa, to nie mój przystanek.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt