Cierpienia początkującej pisarki – część 5 /Lektura nadobowiązkowa/ - JOLA S.
Proza » Długie Opowiadania » Cierpienia początkującej pisarki – część 5 /Lektura nadobowiązkowa/
A A A
Od autora: Mam swoje kaprysy i słabostki, bywam osobnikiem nieznośnym. Nigdy nie budzę się cała. Jakaś część mnie uporczywie trzyma się snu.Wynika to, jak już wcześniej wspominałam z dość żywej wyobraźni. Cóż, piszę dalej. Zapraszam serdecznie.

 

- Dzieje się odrodzenie! Powróciły do łask porzucone pomysły i przedsięwzięcia. Muzyka spłynęła z gwiazd i nikt już nie zastanie mnie nad pustą listą życzeń. Mogę znowu cieszyć się życiem i zaprzyjaźnić się z własną wyobraźnią. Zachowam jasność widzenia, nie dam się uwieść ciemnej stronie własnych snów. Od dziś, to nie wielkie, przełomowe wydarzenia, ale błaha codzienność stanowić będzie treść mego życia.

Ten monolog powtarzałam kilka razy przed lustrem w przedpokoju.

To było tak jak powrót do zdrowia po chorobie. Odradziły się moje związki z ludźmi, powrócił rozproszony krąg przyjaciół. Zrozumiałam, czemu tak źle znosiłam trudny okres po odejściu taty. Nie umiałam go z nikim dzielić. W każdym kolejnym miesiącu, mimo, że wiele się działo, coś zawsze psuło atmosferę. Ile w tym domysłów i projekcji? Ani trochę. Konflikty zawsze wytrącały mnie z równowagi. Nigdy ich nie znosiłam i wysyłałam do wszystkich diabłów. Dobrze, o jednym opowiem króciutko, bo był zabawny.
Miesiąc po pogrzebie ojca odnalazł mnie Paweł. Chciał do mnie wrócić. Alleluja. Nie zdawał sobie sprawy z własnej zuchwałości. Nie lubię odgrzewanych kotletów, ale spotkałam się z nim któregoś wieczoru, u mnie w domu. Odnalazłam się w tym jak dorosła, nie dziecko. Dużo się nauczyłam, bardzo dużo. Razem poszliśmy w zawody, kto więcej wypije. Nie czułam w tym nic niewłaściwego.To był nasz wspólny pomysł, wyglądał obiecująco. Paweł lepiej ukrywał, że jest pijany, zachowywał pozory trzeźwości, ale musiał zamknąć na moment oczy, bo pokój wokół niego wirował. Postanowił dojść do końca. Może za dziesięć lat będzie znów zniewalający, tym razem wrósł w to swoje niezgrabne ciało i ulotny urok. Dywan przyjemnie szemrał pod jego stopami, przed nim tylko pustka przyprawiająca o zawrót głowy. Zrobił, trzy radosne, szybkie kroki, upadł na kolana, próbował się pozbierać. Co najlepszego narobił? Wystraszył mnie nie na żarty, gdy zapytał:

- Co tu robisz i dlaczego jesteś w piżamie?

Nagle zgasło światło, w pokoju zapanowała ciemność. Szczęście mu nie sprzyjało, sądząc po dźwiękach dochodzących z głębi mieszkania. Prawdopodobnie nie mógł znaleźć szklanki lub butelki whisky. Pozwoliłam sobie na cichy śmiech. Na zewnątrz była już gęsta noc, lampy uliczne sterczały jak wielkie, białe lizaki w śniegu. Przez okno widziałam, że moje życie jest dobre. Kocham takie chwile – ciepłe, przytulne i spokojne - w miejscu, które jest dla mnie bezpieczną oazą. Lubię wsłuchiwać się w tykanie starego zegara, śledzić wzrokiem cień jego skrzynki ospale wędrujący się po ścianach obleczonych tapetą w wąskie paski. Ten zegar mnie lubi, czasem mruga do mnie porozumiewawczo okiem wytartego latami, srebrnego cyferblatu. Czy ma duszę? Zapewne. Zatrzymany prosi o ciepły dotyk, nie ulega obcych namowom, tylko cierpliwie czeka. Nakręcony na pożegnanie, odprowadza mnie spojrzeniem kochanka, życząc dobrej nocy.
Moją zadumę przerwał Paweł. Gwałtownie wstał i próbował włączyć światło. Skok w ciemność i po ułamku sekundy rozległo się mrożące krew w żyłach trzaśnięcie. Kolejna próba spełzła na niczym. Należało przypuszczać, że w końcu zrobi sobie krzywdę, sądząc po tępych odgłosach musiał wyrżnąć głową w stojący samotnie gdański kredens.

- Co za dramat! - Utknę z tym mężczyzną na zawsze – pomyślałam strapiona.

- Naprawdę dawałem z siebie wszystko. Robię to, co kocham, jak Bóg świadkiem. To już bardzo wiele - bełkotał.

- Być może – odpowiedziałam patrząc się w okno na rozmemłany księżyc.


Jego słowa wydały mi się mechaniczne. Próbował mówić jak mężczyzna, ale głos mu się trząsł.

- Złe aktorstwo, Pawle.

- Słabo grał, prawda?

Tylko jemu wydawało się, że jest dobrym aktorem. Moje serce nagle skurczyło się. Było jak skórzana kabura.

– Boże, miej mnie w opiece - szepnęłam strwożona.

Mogę zajmować się do woli, tylko tym, co mnie ciekawi i cieszy. Paweł był dawno zamkniętą książką, odłożoną nie w porę na półkę. Może powinnam ją spalić wzorem Sybilli? Oświetlając sobie drogę telefonem komórkowym, opuścił scenę.

- Więcej nie wróci, chyba będzie na tyle uprzejmy.

Usłyszałam krótki łomot na klatce schodowej, prawdopodobnie spadł. Oczami wyobraźni zobaczyłam kręte schody, gdy gasło światło zmieniały się w czarne otchłanie. Zaczekałam, aż drzwi się za nim zamkną.

– Idę spać – szepnęłam i zniknęłam w sypialni.

Spojrzałam w jej mrok z nadzieją. Po chwili siedziałam na brzegu łóżka, ogrzewając dłońmi filiżankę czarnej herbaty. Mogłam nareszcie odpocząć po nocy pełnej niespodzianek.

- Pawle, ktoś zbawi twoją duszę, musi to zrobić. Wiesz, co się stanie na Sądzie Ostatecznym z takim bezbożnikiem jak ty?

Nie czekałam na odpowiedź. Niczego też nie żałowałam. Jako kobieta przyznaję mu sześć punktów na dziesięć możliwych. Wolałam być tą dobrą, zresztą to kwestia perspektywy. Zwykle wybieram najprostsze rozwiązania. Postanowiłam już nigdy nie pisać o Pawle, z nadzieją, że kiedyś się opamięta.

Czułam, że jestem na dobrej drodze, a moim przedsięwzięciom patronują głębokie siły przeznaczenia. Miałam przekonanie, że przez cały czas ktoś mnie obserwuje i ocenia. Nie, nie korzystam z usług wróża, podejrzewałam, że to może być sprawka ducha mojej ciotki malarki i jej białego kota. Jej portret, a ściśle artystyczne zdjęcie wisi na ścianie pokrytej tapetą w paski w mojej sypialni. Jak się tam znalazło? Tę ciekawą historię mojej rodziny, nierozerwalnie związaną z Gdańskiem pamiętam jak przez mgłę, opowiem ją innym razem. Mgła jest zjawiskiem, bez którego nie byłoby baśni i poetów.

Rankiem obudziłam się o zwykłej porze, zziębnięta do kości. Groziło mi, że zamarznę. Pani Zima lubi się poznęcać – pomyślałam. Przeraźliwie głodna i spragniona usiadłam w kucki na łóżku i zjadłam całe pudełko czekolado podobnych batoników. Popijałam lodowatą wodą mineralną z kubeczka. Kiedy skończyłam, uświadomiłam sobie, że nie ma ogrzewania, bo nadal nie ma prądu a batoniki smakowały jak piłki do tenisa, które tydzień przeleżały w krzakach. Pochłonęłam ich stanowczo za dużo, więc groziło mi, że wykończę się na nadczynność jelit. Na dodatek wczoraj zużyłam baterię w laptopie i nie zaprzątałam sobie głowy ładowaniem, bo nie spodziewałam się, że zabraknie prądu, a już dawno temu odzwyczaiłam się od pisania piórem lub długopisem. Miękkie światło dnia niosło ze sobą nieskończone możliwości.

Udało mi się ubrać, wyszłam na ulicę, zataczając się z lekka. Może byłam oszołomiona herbatą, czy ja wiem… Po drodze wykonałam kilka telefonów i błyskawicznie wchłonęłam drożdżówkę z czekoladą i prażonymi jabłkami. Dzień spędziłam w pobliskiej, największej gotyckiej bazylice ceglanej w Europie, pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, zwanej „koroną” Gdańska. Czasem tam uciekam przed zgiełkiem życia.Wewnątrz kościoła było przytulnie i cicho. Automatycznie oparłam policzek o drewnianą ławkę, stojącą w bocznej nawie kościoła. Potrzebowałam pokuty i duchowego oczyszczenia. Nade mną, z mroku bocznej kaplicy wynurzała się masywna sylwetka św. Jerzego pokonującego smoka, zastygłego w trwającym wieki kamiennym spojrzeniu. To nie wszystko, tuż obok,  ściana kaplicy ukazała unikalne piękno. Patrzyło na mnie ocalałe późnogotyckie malowidło, roztaczające panoramę gotyckiego Gdańska, z gęsto spiętrzonymi kamienic o bogatej architekturze, obwarowaniami z basztami, bramą i mostem zwodzonym nad szeroką fosą. Naprawdę, jest niezwykłe. Cieszyłam oczy witrażami - prostymi, nieprzegadanymi w rysunku i barwach, otoczonymi troskliwą opieką konserwatora zabytków.  Napawałam swoje zmęczone zmysły ich wspaniałą kolorystyką i delikatnym rysunkiem. Gdzieś za uchylonym ostrołukowym oknem buszowały ptaki. W takich chwilach zawodzą słowa. Nie mogłam się modlić, nie zrobiłam rachunku sumienia. To nie znaczy, że moja, żarliwa wiara ostygła. Nie wiem, ale wierzę. Tak, Bóg istnieje. Nie zadawałam sobie zbędnych pytań o moją wiarę, byłam wykończona, więc dałam sobie dyspensę. Momentami nachodziły mnie grzeszne myśli, to nic, że w kościele, jestem ułomną istotą. Nie wiedzieć, dlaczego, robiłam przy tym niewinne miny. Dziwne, bo w kościele oprócz mnie nie było nikogo. Godziny w bazylice upłynęły szybko, rozgrzeszona przez samą siebie wyszłam na zewnątrz. Ulicy Mariackiej prawie nie było widać, prószył śnieg grubymi płatkami. Mieszczańskie kamieniczki i oparte o nie przedproża przycupnęły cichutko. W błyszczących oczach domów przy ulicy Długiej przeglądał się cień zegara z wieży ratusza głównomiejskiego. Świat tracił kolory, zmienił się w krajobraz ze snu. Lubię zimę, jej chłód i wieczorną ciszę pomaga się skupić i zachować trzeźwość spojrzenia.
Porzuciłam emocje, szłam krok za krokiem, oddychając niepowtarzalną atmosferą mojego miasta.

Gdy wróciłam w domu paliły się wszystkie lampy. Wskoczyłam w piżamę, zegar wybił wpół do piątej. Wzięłam do ręki pożyczoną książkę, po to, żeby się upewnić, że czytać jej nie będę, po czym przeczytałam ją do końca. I nie żałuję. „Kobieta w Lustrze” Erica- Emanuela Schmitta to było to, czego potrzebowałam. Jest pisarzem na fali; wciąż rośnie jego popularność. Jego dzieła osiągają nakłady zbliżone do nakładów książek Paulo Coelho. Niektórzy go z nim porównują, lecz on nie przyjmuje tego za komplement, skłaniając się bardziej ku ulubionemu od dzieciństwa Saint-Exupery’emu.

Na tę książkę trafiłam przypadkiem, czytając jej recenzję, która wyszła spod palców blogera skrywającego się pod dziwacznym nickiem "elost". Lubię jego teksty, wiele się z nich nauczyłam. Nie zawsze się z nim zgadzam, lecz w przypadku tej recenzji, po przeczytaniu książki powiedziałam w duchu: tym razem elost trafia w punkt. Muszę przytoczyć jej fragment, wiele mówi:

”W powieści „Kobieta w lustrze” Schmitt porywa się na coś nierealnego: chce wniknąć w duszę kobiety. Co ja mówię: trzech kobiet. Mało tego: trzech kobiet żyjących w trzech różnych epokach! Historia pierwszej i ostatniej opowiedziana jest klasyczną narracją, natomiast środkowej – w formie listów, jakie Hanna pisze do swojej przyjaciółki Gretchen. Te trzy bohaterki dzieli nie tylko dystans historii – także charakteru. Anne jest pogodna i raczej introwertyczna, Hanna na odwrót – kapryśna i wygadana, zaś Anny, jak to gwiazda – sfrustrowana i rozgrymaszona. Są jednak cechy, które je łączą, a najważniejsza z nich to niespokojny duch – intensywne, chwilami wręcz obsesyjne poszukiwanie.”

Sposób, w jaki powieść jest napisana, wzbudza radość. Rozumiem, że trudno jest mężczyźnie przeniknąć duszę kobiety, a co dopiero trzech, z krańcowo różnych epok.

- Misterne? Tę książkę napisał mężczyzna.

„ Kobieta w lustrze” to piękna i trzymająca w napięciu proza, nie umiałam przerwać czytania. Tylko Schmitt potrafi tak subtelnie nasycać każdą scenę sprzecznymi emocjami, odkrywa istotę bliskości i samotności, porusza to co sekretne, skrywane i mroczne... Ta powieść w miarę czytania zapadała mi w pamięć z różnych powodów. W jednej z bohaterek odnalazłam samą siebie. Pozwoliła mi odgadnąć przyczynę moich porażek miłosnych. Jestem podobnie jak ona nieustępliwa. Upór jest ważny, ale nie zawsze. W takich sytuacjach nie ma schematów. Mądra kobieta zwykle nie wyjmuje go na publiczny widok. Wcześniej pomyśli, co dla niej jest najważniejsze, odnajdzie się w nim jak dorosły, a nie dziecko. Czasem wystarczy tylko odpowiednio ustawić kamerę. Usunie się kilka szczegółów, zostaje istota rzeczy i mamy idealny obraz kobiety.

No cóż, pora na zasłużony sen - upomniałam się w myślach, wtulając się w mięciutką kołdrę w muchomorki.

****

W poniedziałek początkująca pisarka zacznie pisać nowe życie. Wydaje się, że ukazało się przez okienko samolotu. Skończył się pewien rozdział, nadszedł kres młodzieńczej beztroski. Szkoda. Stało się to w tej samej chwili, w której maszyna opuściła Gdańsk. Leciała ponad księżycem kilometrami, nie dostrzegając nic prócz suchej ziemi. Zaczęło brakować słów, drzew, żyznych pól, wijących się rzek. Czy dziewczyna wytrzyma marsz przez Saharę? Czy czeka ją nowa próba? Może zakwitnie miłość do nieznanego, rozpali myśli i zmysły? Czy ona odda się jej bez reszty, podaruje ciepłe ciało i całą przeszłość, która ją ukształtowała? Może pomoże jej w tym nieokiełznana wyobraźnia i tchnie w nią nowego ducha?

- Cisza, żadnych chichotów.

Płocha dziewczyna zrobiła tak, jak nakazywała jej wiedza.

- Znowu stanę oko w oko z przeznaczeniem,

odważnie skoczę do rzeki

i przyznam światu rację - nieśmiało nuciła.

Skoro można umrzeć w każdej chwili, to trzeba żyć na całego.

 Smętny refren piosenki niósł ją powoli do nieba. Stała otulona czarną kurtyną, a kiedy skończyła, kłaniała się i kłaniała. W końcu złapała oddech i wróciła do swojego ciała. Życzliwi wyłączyli reflektory.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JOLA S. · dnia 27.12.2016 19:22 · Czytań: 2455 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 11
Komentarze
Dobra Cobra dnia 27.12.2016 20:43 Ocena: Bardzo dobre
Jak najbardziej pojmuję i rozumiem stan roztańczenia, zawarty na początku tej części!


Autorko,

Menszczyzna, ten Paweł, się zabił na jlatce schodowej! Jakie to dramatyczne!

Oj, nie. Jak się człowiek nawali to siedzenie na kacu w kościele jest na nic! Na nic!

Elost - taaa ludziki w necie mają czasem takie dziwne nicki. Weźmy np Dobrą Cobrę...


Oto garść spostrzeżeń Dobrej Cobry. Jest wciągająco, dramatycznie, a wszystko polane prozatorskim sosem extra (vergine - sic!). Podoba się, ale chciałoby się czytać dalej!


Ukłony w pozytywnym rozedrganiu z powodu Twej prozy.

DoCo
JOLA S. dnia 27.12.2016 22:55
DoCo,

dziwna sprawa z tą moją prozą, oj dziwna.

Ciężki jest los początkującej pisarki. Chyba w końcu dojrzeje jak ser, pokryje się pleśnią i spadnie na łeb dorodnego dromadera, który spojrzy na nią zamglonym wzrokiem. Nie rozróżnia dobrego od złego - biedaczek.
To będzie strata niepowetowana dla wstępujących na schody literatury, następnych pokoleń początkujących pisarzy oraz dobra nauczka, by nie pchać pióra między sztachety, tzn. żebra wielbłąda.
Popiję z kubeczka staropolskiego miodku, przemyślę Gdańsk, a potem najprawdopodobniej pochłoną mnie szare piaski .
Nie na zawsze, niestety, obiecuję powstanę .

Póki co, dygam grzecznie przed dobrocobrowym uznaniem, palę świeczuszkę i cichutko nucę

Cytat:
Skoro można umrzeć w każdej chwili, to trzeba żyć na całego.


Kłaniam się nisko i do następnego, wyglądaj mnie proszę ;)

JOLA S.
mike17 dnia 29.12.2016 13:50 Ocena: Świetne!
No i mamy porcję swojskich klimatów, gdzie młoda pisarka nagrzmociła się wraz z Pawłem do stanu wskazującego na wysokie spożycie, po czym ten ostatni fiknął ze schodów - czy przeżył - odpowiedź zna jeno wiatr...

Wybitnie zacne scenki konsumpcji wielce mnie się podobały, bowiem te czynności nie są mi obce, co więcej, dzień bez browarka, to stracony dzień :)

Jestem pod wrażeniem kolejnej części i Twoich talentów literackich, bo piszesz jak rasowa pisarka, słowo pięknie układając, klimaty tworząc, dając przednią radochę mej wrodzonej potrzebie obcowania z pięknem prozy rodzimej.

Tylko nie wiem, czy Pan nie był z lekka zniesmaczony, kiedy ujrzał wchodzącą do świątyni zygzakiem naszą heroinę - pewnie nie, bo nieskończona jest Jego dobroć.

Tworzysz fajoski klimacik, rzucasz to jakby od niechcenia i w tym jest cały cymesik!
Bohaterka snuje swoje egzystencjalne wywody śmiertelnie poważnie, co już śmieszy czytacza, a poza tym robi to z wielkim wdziękiem, co cenię i widzę.

Miło mi się było u Ciebie i czytało z niekrytą przyjemnością :)

Ahoy!
JOLA S. dnia 29.12.2016 16:37
Michale,

gdy byłam dzieckiem myślałam, że po słupie można dojść do nieba, że życie jest jak on proste, a wszystko zależy od dobrych chęci, wytrwałości i pracy. Tak jest w piekle, ale nie tu, na naszej Matce Ziemi.
Mam radochę opowiadając pogmatwane dzieje początkującej pisarki i drogiego jej Gdańska.
Czasem piszę przez łzy, wchodząc na krętą drogę wspomnień. Dokąd mnie zaprowadzi? Tego jeszcze nie wiem, wszystko w rękach Pana. Może spojrzy łaskawszym okiem na dziewczynę rodem z piekła i kiedyś rozgrzeszy ;)

Pragnę Ci podziękować za dzielne kibicowanie moim wysiłkom. Jakże podnosi na duchu i cieszy :)

Do usłyszenia na falach portalu :)

JOLA S.
Aronia23 dnia 29.12.2016 19:16 Ocena: Świetne!
Cześć, JOLU S. Autorkę bardzo lubię, jej sposób życia "Dzieje się odrodzenie! Powróciły do łask porzucone pomysły i przedsięwzięcia". Nie poddaje się owa osoba, tylko myśli, co można zrobić, aby być szczęśliwym. Lubię tę postać

"rozgrzeszona przez samą siebie wyszłam na zewnątrz. Ulicy Mariackiej prawie nie było widać, prószył śnieg grubymi płatkami" - to zdania o fajnej treści, tylko coś nie bardzo składniowo poprawne. Mam nadz. że się nie obrazisz, Koleżanko, kiedy ułożę, wg mnie poprawnie.

"...rozgrzeszona przez samą siebie, wyszłam na zewnątrz. Prawie nie było widać ulicy Mariackiej, prószył...".
I końcówka opowieści, taka moja jest, to wręcz niewiarygodne. Ta Sahara pokonywana samotnie - bardzo mną poruszyła. Dziękuję JOLU. Cieplutko pozdrawiam A23
JOLA S. dnia 29.12.2016 19:56
Aronio,
jeszcze kilka dni i nocy, minie Sylwester i wrócę do formy.

W Nowym Roku moja bohaterka oczekuje zdrowia, miłości i weny,
czego wszystkim portalowiczom też serdecznie życzy.

Zdążyła zgolić zarost, znalazła pod nim łagodną twarz i delikatnie zarysowane usta. Dzięki okularom w granatowej oprawce, które jej kupił św.Mikołaj, wydaje się nieco mądrzejsza, dystyngowana, wręcz urodziwa i pełna inwencji. Na pewno jest odmieniona. Oj, nie będzie łatwo.Tląca się w niej iskierka wybuchnie płomieniem.

Tylko brać przykład i nie poddawać się żadnym huraganom. :)

Dzięki za dobre słowa i do usłyszenia w centrum literackiego świata. ;)

JOLA S.
Aronia23 dnia 29.12.2016 20:26 Ocena: Świetne!
Dobranoc... i dziękuję. Ale wymyśliłaś "do usłyszenia w centrum literackiego świata. ;)". Tak, do zobaczenia. A to jest najlepsze zdanie w tym całym super tekście:"Wzięłam do ręki pożyczoną książkę, po to, żeby się upewnić, że czytać jej nie będę, po czym przeczytałam ją do końca." Hi, hi.
Krystyna Habrat dnia 30.12.2016 21:29
Bardzo mi się spodobały tytuły twoich opowiadań. Są niezwykłe i obiecujące. Dopiero dzisiaj zaczęłam znajomość z twoją twórczością, bo od miesięcy byłam daleko od PP.
Przeczytałam ten ostatni tekst, potem pierwszy i drugi. Są interesujące. Poczytam i inne, ale na początek dam jedną radę: przemyśl sobie słowa: ekstrawersja i introwersja (lub ekstrawertyk i introwertyk) i poprzez ich pryzmat spójrz na własną twórczość. Według mnie w prozie obyczajowej czy psychologicznej powinna być zachowana równowaga pomiędzy tymi stanami (osobowościami) z naciskiem na introwersję. Przewaga pierwszego cechuje np prozę sensacyjną, kryminały itd, a drugiego - ambitną prozę, no Dostojewski, Mann... Trzeba wybierać, w którym kierunku iść. Podpowiadałabym ten drugi, ambitny. Dlaczego? Tak wyczuwam na gorąco. Wtedy spojrzenie narratora jest nie tylko od jego środka, ale też opisywana rzeczywistość jest przymglona przez jego myśli, odczucia, a realia są mniej ważne, choć opowiada się poprzez szczegóły. Może to niezbyt jasne, ale warte przemyślenia.
Pozdrawiam. KH.
JOLA S. dnia 30.12.2016 22:21
Krystyno,
bardzo się cieszę, że zajrzałaś do moich tekstów. Znam Twoje utwory, wiele razy do nich wracałam. :) Wiem o czym mówisz i wezmę sobie do serca Twoje sugestie. Też nad tym ostatnio myślałam. Chciałabym pozostawić w Czytelniku jakiś ślad, nic w tym niezwykłego, nawet kiepskiemu aktorowi potrzebny jest widz.
Szukam swojej drogi , trafnie to odczytałaś, próbuję różnych gatunków literackich, włącznie z bajkami dla dzieci/ w tym odniosłam ostatnio mały sukces/- to cieszy, ale...
Nie oszukuję i piszę. Nie mam się za człowieka natchnionego. No właśnie, sam instynkt to dużo i mało, ważny jest odbiór osób z dorobkiem pisarskim, doświadczonych, samo "podglądanie" nie wystarczy.
Wybacz rozgadałam się okrutnie, ale potrzebna mi była rozmowa z Tobą, odezwałaś się w dobrym momencie. Wielkie dzięki.

Serdecznie zapraszam :)

Pozdrawiam,

JOLA S.
Barbara K.W. dnia 03.01.2017 12:11
Jolu S. No i doczekałam się dalszego ciągu..
Ale pakowna lista noworocznych postanowień u Twojej młodej pisarki, ho, ho! Ale żeby się tak wielokroć motywować przed lustrem, to albo trzeba mieć krzepę, albo wielką słodycz i potulność, by stosować się do rad psychoterapeuty, albo, jak mniemamduże poczucie humoru.
Z zapartym tchem przeczytałam opowieść o nadużyciu trunków prowadzącą do mrożącej krew w żyłach pointy -"Moje serce nagle skurczyło się. Było jak skórzana kabura..." To straszne, bo wtedy to co w kaburze na pewno wystrzeli! No czasem sytuację ratują schody...

Jolu, fajnie piszesz i budzisz mocne emocje! Sensacja, magia, uczucia i siły wyższe , duch miasta i literatury - z żalem kończyłam czytanie, ale mam nadzieję na jeszcze!
Serdecznie pozdrawiam
JOLA S. dnia 03.01.2017 12:26
Barbaro,
cóż za miłe noworoczne spotkanie. Życzę Ci Dobrego Roku.
Piszę dalej, następny odcinek cierpliwie czeka w poczekalni.
Początkująca pisarka opuszcza Gdańsk i leci na spotkanie z nieznanym.
Nie powiem więcej, gorąco zapraszam.
Dziękuję za słowa otuchy i ślę ukłony. :)
Do "zobaczenia" u Ciebie.
JOLA S.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty