Cierpienia początkującej pisarki – część 6 /Lektura nadobowiązkowa/ - JOLA S.
Proza » Długie Opowiadania » Cierpienia początkującej pisarki – część 6 /Lektura nadobowiązkowa/
A A A

 

I stało się. Poranek tchnął nieco płomienia, triumfowały pozytywne uczucia. Latająca maszyna z początkującą pisarką na pokładzie nabrała prędkości i opuściła Gdańsk. Pogoda tego dnia rozpieszczała, była doskonała widoczność. Świat za oknem samolotu długo cieszył oczy pięknem. Z czasem zaczęło brakować drzew, żyznych pól i wijących się rzek, a ziemia wydała się tak monotonna i żałosna. Zapewne, dlatego, że była obserwowana z nieba.


- Świat nie może żyć bez odpadów, zróbcie im miejsce. Źródełka wysychają. Trwa walka na śmierć i życie cywilizacji z naturą. Tej pierwszej wydaje się, że robi wszystko jak trzeba. Druga przegrywa.
W świetle faktów siła perswazji słabnie. Czy zamknąć oczy? Trzeba to poczuć i coś z tym zrobić. Jesteśmy braćmi w ignorancji. Iluzja pogania iluzję. Czy ta wiedza jest komuś potrzebna, by zrozumieć trzeba sięgnąć trochę głębiej – szeptała.

Poczuła na twarzy promienie słońca i odetchnęła głębiej.

A za oknem samolotu krajobraz zmieniał się jak w kalejdoskopie. Smutny widok - nic oprócz suchej ziemi pokrytej, piaskiem, żwirem i skałami. Rzadko błyskał kontur jakiegoś miasta, drogi wyglądały niczym ślady paznokcia na pustyni i te bezkresne płachty migocącej w ostrym słońcu morskiej wody.

- To dzieje się naprawdę…

Czas zwijał się w kłębek, a ona leciała dalej. Po pięciu godzinach lotu z postrzępionych chmur w kolorze  brzoskwini wyłoniła się nieruchoma kraina. Z każdą minutą brała dziewczynę w posiadanie. To za sprawą czaru gór Wysokiego i Średniego Atlasu z kępkami zieleni, z lotu ptaka przypominający pomarszczoną skórę starego człowieka i kilometrów kwadratowych bezkresnej pustyni w odcieniu mokrej terakoty. Wydawało się, że pokocha Maroko, w tamtej chwili, w tamtej odsłonie. Spełnienie najskrytszych marzeń, kto wie? Może powinna zrobić wcześniej ten krok, z udziałem lub bez udziału nieba.

- Najwyższy czas wyprostować kręgosłup, ruszyć w nieznane, porzucić pisanie opowiastek do poczytania przy porannej kawie. Nowe wyzwanie? Kompromis? On zawsze pozostawia niedosyt – myślała przekraczając powietrzne granice. Przechodziła powoli na ciemną stronę mocy, nie zdając sobie z tego sprawy. Czy Allach mówi prawdę? Podróże kształcą, bywają niebezpieczne. Chyba nikt jej nie zerwie paznokci, nie zdąża do Chin i nie utnie jej, głowy, gdyż nie handluje bronią. Nie można poddawać się emocjom, by poznać i uwierzyć czasem trzeba dotknąć posmakować. Maroko żyje w godności,  to ciekawa kraina, ale mniejsza o szczegóły, o nich napisze potem.

****

Na lotnisku w Rębiechowie stawiłam się punktualnie, więc skąd ta przedziwna trema. Wiem, nigdy nie budzę się cała. Jakaś część mnie uporczywie trzyma się snu. Kończyny z trudem się poruszają, brakuje słów. Czasami nie wiem jak się nazywam.

- Im jaśniejsza jasność tym ciemniejszy mrok. – To ulubione powiedzenie mojej babci.

Przypomniałam je sobie w odpowiednim momencie, ale czy było adekwatne do sytuacji?

Na pokładzie startującego samolotu moja osobowość wracała do normalności w swoim rytmie. W jakimś momencie zawsze odkrywam, że w końcu jestem sobą. Ten lot nie był wyjątkiem od reguły. Upewniłam się, że mam przy sobie czarny plecaczek, wszystkie dokumenty, no i książkę. Tym razem moja świadomość podpowiedziała jednoznacznie, że jest zbyt ciężka i zabiera za dużo miejsca w podręcznym bagażu. Wybór tej książki raczej nie był dziełem przypadku, raczej światłością w ciemności młodego jestestwa. Jej tytuł powinien brzmieć – „Przemyśleć siebie”?

Przed oczami miałam twarz ojca i jego cenne rady. Były jak otwarte drzwi, weszłam przez nie w długą ulicę wspomnień. Dokąd mnie znowu zaprowadzi? Przez pierwszy kwadrans lotu nękał mnie niepokój, nie mogłam wysłać SMS –a do mamy. - To trochę daleko - pomyślałam. Nie miałam wyboru, podążałam za głosem ojca. Był ledwo słyszalny, tak jest z głosami dochodzącymi do nas z zaświatów.

W Gdańsku puste miejsce tuż przy mnie zajął przystojny, śniady mężczyzna. Siadając trącił mnie niechcący łokciem. Zobaczyłam go na tle błękitnego nieba. Miał dwa metry wzrostu, był tak zarośnięty, że pod brodą i długimi włosami prawie zniknęła jego twarz. Dzięki okularom w czarnej oprawce i delikatnie zarysowanym ustom robił wrażenie dystyngowanego i urodziwego. Mój typ faceta! Wyjął z torby grubą teczkę i położył sobie na kolanach. Otworzył ją palcem wskazującym i zajrzał do środka. Chciałam zwrócić na siebie jego uwagę, gwałtownie upuszczając książkę. Rzucił się, by ją podnieść, wtedy na jego szyi dojrzałam śnieżnobiałą koloratkę.

- Poświęcił życie Bogu, niestety. Szach i mat – pomyślałam.

W podziękowaniu posłałam mu promienny uśmiech, nic więcej.

- Nicholas – przedstawił się krótko. - Jestem niewolnikiem Twojej wiary, Pani…

- Skąd wiedział? Moi przyjaciele mówią: „jesteś z piekła rodem.” Przed wyjazdem zmieniłam kolor włosów, nie chciałam być dłużej ruda, to źle się kojarzy.

- Popełniłem wiele błędów, opuszczam Polskę i wracam do mojej ojczyzny. Rzadko ją odwiedzałem. – kontynuował.

Mówiąc to zawahał się na moment. Czułam, że zaraz rozpadnie się, prawdopodobnie ze smutku. Miał w oczach łzy. Siedziałam jak na szpilkach. Osłonił policzki kołnierzem marynarki, żeby nikt tego nie zauważył. To wprowadziło mnie w zakłopotanie, myśli kłębiły się w głowie. Śmieszne… A ocean pod nami iskrzył się w słońcu.

- Ojcze, to kara? Ucieczka? Liczysz na cud?

- No niezupełnie, świat jest mroczny i nic na to nie możemy poradzić. ON mnie wysłuchał, pokazał drogę. Kiedyś się może jeszcze spotkamy, to ci o sobie opowiem. Moja wiara radykalnie się różni od nauki. Lepiej mi powiedz, co czytasz?

- „Przemyśleć miasto”

Nie umiałam, nic więcej z siebie wydusić. Skinął głową. Uśmiechnęłam się zagryzając wargi.

- Boże, miej ją w opiece – powiedział suchym głosem i zamilkł, jakby speszony swoją otwartością.

Zadrżałam…. Dwadzieścia słów, naszej rozmowy poruszyło moją ruchliwą wyobraźnię. Domysły wlokły się za mną przez kilka dni.

Chyba niespodziewanie dla czytelników straciłam głos, wsadzając nos we wspomnianą wcześniej książkę. Wrzuciłam ją do plecaka w ostatniej chwili, jeden diabeł wie, po co. Niesłusznie dopatruję się we wszystkim magii i sił nadprzyrodzonych. Natura zmusza nas do naturalnego wzrostu, dojrzałości jak drzewa. Niektóre z nich ewidentnie wybierają sobie banana na model pnia. Dołem rosną straszliwie krzywo i tak wyglądają. Dopiero później decydują się rosnąć w górę, do samego nieba, rozpychając się okropnie. Gwiżdżą na dobre maniery i najwyraźniej nie są w tym osamotnione.

Album, który spoczywał na moich kolanach był mi szczególnie drogi z wielu względów, mówi o bliskiej mi osobie i moim rodzinnym mieście. Gwoli wyjaśnieniu: obok sążnistych artykułów na temat zadań pisarza, sztuki reportażu, doniesień o tym, co robią Amerykanie i Niemcy, i jak kwitnie literatura w naszym kraju, po zgrabnym ominięciu zasad selekcji i doboru historycznych tekstów o dumnym Gdańsku, staraniem Fundacji Karrenwall w Gdańsku, Wydawnictwo VIA z siedzibą w Toruniu wydało wspomniany album. Nie mogłam się go doczekać. Potem oglądałam go kilka razy, nigdy nie mając dość.

Z licznych przekazów znamy historię odbudowy Warszawy, ale dotąd nie słyszeliśmy o odbudowie Gdańska.

Opasła, bogato ilustrowana książka przedstawia obraz zniszczonego wojną miasta i losy powojennej odbudowy , w oparciu o archiwum bezcennych fotografii mojego wuja Kazimierza Lelewicza. Artysty fotografika, skromnego współtwórcy Wileńskiego Towarzystwa Miłośników Fotografii, które zajmowało się propagowaniem fotografii, jako odrębnej dziedziny sztuki. Archiwum o Gdańsku z tamtych czasów to około trzy tysiące negatywów i blisko tysiąc odbitek. Ogromna, mozolna praca. Historia powojennej odbudowy Gdańska jest wyjątkowo bogata, to wiedzą nieliczni znawcy przedmiotu. Poznawałam ją wcześnie, jeszcze niemowlęciem będąc. Rodzice mnie nieustannie nią raczyli, używali jej zamiast obiecanej bajki na dobranoc. Zaległości w czytaniu, musiałam nadrabiać potem przez długie lata sama, z latarką pod kołdrą, chowając się przed surowym wzrokiem taty, stąd te okulary. Historia Gdańska wyssana z mlekiem mamy została we mnie do dziś. Pogłębiły ją liczne szkoły i z zapałem studiowana na Politechnice Gdańskiej, architektura. To była teoria. Praktykę odbywałam w domu, rodzinnym i nie tylko tam. Terminowałam w pocie małego czoła, u wuja Kazimierza, w zabytkowym domu po drugiej stronie ulicy. Łatwo nie było. W każdym kącie wielkiego mieszkania straszyły sterty zdjęć i dziwnych, wielkich negatywów, wszelkiej maści aparatów fotograficznych i innej fachowej aparatury. Dla maleńkiej dziewczynki atmosfera domu wuja była ciężka. Omszałe regały z bezcennymi książkami, oblepiające ściany pokojów, aż do wysokich sufitów, przerażały ogromem i ciężarem skrywanych tajemnic. Na ścianach wisiało mnóstwo olejnych obrazów, autorstwa ciotki malarki. W miejscu salonu, rozsiadło się wielkie laboratorium fotograficzne. Odurzało nozdrza smrodem gromadzonych, chemicznych odczynników i farb. Na dodatek, wuj Kazimierz zabierał mi mamę. Długo po wojnie, gdy miasto było jeszcze nieruchomą ruiną całymi dniami, biegali oboje po Śródmieściu Gdańska, z kilkoma obiektywami i statywami niedbale przewieszonymi przez ich ramiona. Towarzyszył im dziwny zapał, był im niezbędny, do uwieczniania szczęśliwie zachowanych szczątków placów, ulic, domów i starych fortyfikacji. Kataklizm drugiej wojny światowej zagroził ich istnieniu, większości odebrał życie i duszę. Przetrwały tylko budowle o najgrubszych murach, niektóre bramy, wieże i baszty zabytkowych fortyfikacji. Poranione budowle pamiętały swój przedwojenny kształt. Przechodnie patrzyli w puste okna wypalonych domów, zwalone barokowe portale, strzaskane gotyckie kolumny i zwały średniowiecznej cegły. Fotografie pokazują wyraźnie, że najbardziej trwałym zapisem miejskiej tożsamości jest jego rozplanowanie. Wuj chciał zapewne zwrócić potomnym, widok palącego się dachu, największej w Europie, gotyckiej, ceglanej Katedry Mariackiej, ulic Starego i Głównego Miasta; nostalgicznych przedproży ulicy Mariackiej, kamienic ulicy Tkackiej i Długiego Targu, nie wspominając o Ratuszu Głównego Miasta z barokową wieżą i trawionego ogniem, bezcennego zespołu renesansowej Wielkiej Zbrojowni. Po heroicznej pracy w trudnym terenie, wśród ocalałych szczątków dumnego miasta, mama i wuj zmęczeni wrażeniami, miotali się wraz kolegami do późnej nocy, w ciemnym, domowym laboratorium. Dla małej dziewczynki, która w międzyczasie, dziwnym trafem pojawiła się na tym świecie zwykle zostawało niewiele czasu, musiała sama bawić się historią, gdyż lalek nigdy nie lubiła.


Historia mego miasta zawsze wywoływała we mnie nieustającą ciekawość, a tamte odległe czasy pokorę. Są pytania, na które  do dziś nie znalazłam odpowiedzi.

Mój wuj miał wiele pasji.  Pozostałych jego dokonań nie dokumentują przepastne zbiory Muzeum Miasta Gdańska. Zawiera je jedynie odziedziczony po przodkach, gruby, rodzinny album, do którego tak lubię zaglądać. Wuj, jak przystało prawdziwemu artyście, malował aparatem fotograficznym oprócz krajobrazów także piękne portrety. Wdzięcznym obiektem jego obserwacji, była jego piękna żona, uznana malarka o wdzięcznym imieniu Maria oraz jej białe, opasłe koty. Jeden taki portret wisi oprawiony w gustowną ramkę, na ścianie mojej sypialni, dając natchnienie, nie tylko do pisania. Wieczorem, przy świecach portret ciotki sypie gęsto wspomnieniami, tamtych, odległych, ciekawych czasów. Patrząc w rozmarzone oczy ciotki, wzruszam się nieustannie. W jej oczach, płonie samotna świeczka, widziana listopadowym wieczorem, na grobie wujostwa, położonym przy głównej alei wrzeszczańskiego cmentarza Srebrzysko. To niezwykle skromna i prawie zupełnie zapomniana mogiła.

Coś w nas wysycha, gdy armia masek wędruje splątanymi ulicami, a zegary cofają się do starych ran, zwalają z nóg, rozśmieszając Pana Boga.

Nagle poraziło mnie światło, dziwne doznanie, niespodzianie wpadło do samolotu. Cóż za intensywność! Głos pilota zaanonsował, że lądujemy.

****


Po trwającej pół dnia podróży, na lotnisku Al Massira położonym dwadzieścia dwa kilometry od Agadiru moja bohaterka wystawiła stopę z samolotu. Ojciec Nicholas towarzyszył jej do drzwi.

- Spotkamy się? - Zapytał na pożegnanie.

- Kto wie? – mruknęłam.

Przyjrzał mi się uważnie. Odwróciłam się, rozważając wybór między prawdziwą odpowiedzią a taką, która położyłaby kres tej rozmowie. Nie zdecydowałam się na szczerość. Cóż miałam mu odpowiedzieć? Oto, co myślał mój trzeźwy umysł. Dziś, z perspektywy czasu żałuję.



W terminalu przystosowanym do obsługi trzech milionów pasażerów rocznie, ogarnęło mnie tchnienie wyśnionej krainy, pieszcząc uszy, muskając wargi. Byłam pewna, że przez ten dotyk Maroko oferuje mi ucisk na powitanie. Było gorąco, jednym tchnieniem odczarowałam zimę.


****

O wrażeniach z Maroka moja bohaterka opowie później, nim minie czar wspomnień. To będzie jej pierwsza, poważna próba literacka, rysuje nieśmiałe plany. Pisząc pójdzie za głosem serca, kierując się niewielkim doświadczeniem i  intuicją. Prawdziwa podróż zawsze polega na konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością. Zwykle lokuje się między tymi dwoma światami. Być może przeżyje rozczarowanie, lecz okaże się ono bogatsze, bardziej owocne niż prosta relacja.

Św. Augustyn mówił: „Kochaj i rób, co chcesz.”

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JOLA S. · dnia 05.01.2017 11:41 · Czytań: 1613 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 13
Komentarze
Dobra Cobra dnia 05.01.2017 16:31 Ocena: Bardzo dobre
I doczekaliśmy się! Jest kolejna część!

JOLU S,

Pięknie się Ciebie czyta.

""Zapewne, dlatego, że była obserwowana z nieba."" Też tak mam! Normalnie...


""- Świat nie może żyć bez odpadów, zróbcie im miejsce. Źródełka wysychają. Trwa walka na śmierć i życie cywilizacji z naturą."" - A o czymż innym można myśleć, lecąc w samolocie i czując, że w każdej chwili może on spaśc na łeb na szyję. Myśli się wtedy o wszystkim. A odkąd nie podają już tak chętnie alko, jest wręcz coraz gorzej ;(

""Z każdą minutą brała dziewczynę w posiadanie."" To bardzo odważne zdanie. I tak śmiałe, że aż zaczerwieniłam się od stóp do szyi cała!



""Kiedyś się może jeszcze spotkamy, to Ci o sobie opowiem."" Tutaj "ci" zdecydowanie z małej lytery.

""Nagle poraziło mnie światło, dziwne doznanie, niespodzianie wpadło do samolotu. Cóż za intensywność!"" I stało się. Zaraz będziemy świadkami straszliwej katastrofy lotniczej, do której Autorka prowadziła nas od pierwszych akapitów tej częśći!

""Głos pilota zaanonsował, że lądujemy."" A jednak nie tym razem.... :(


Piękna robota, ichoć liczyłam na więcej kacji w tej części, to jednak zawodu ni ma. Bo widać, że Autorka chce dać nam dłuższą formę, a my jej musimy zaufać, bo ona tak chce.


Pooozdrawiam, oczekując c.d, który wiadomo, że nastąpi.

DoCo
JOLA S. dnia 05.01.2017 17:58
DoCo,
czytając Twoje komentarze kulę się cała, mam ochotę się poddać / krakowskim targiem zostawię sobie jednak jakąś cząstkę/. Oczywiście, z wrodzonej przekory. Bałam się, że będziesz się dąsała, a Ty chcesz jeszcze.

Zostawiam jedzenie i odchodzę, dotykając palcami koszulki. Wreszcie zrozumiałam, powinnam dać Ci odpocząć i zapewniając zdrowe ułożenie ciała.
Pooglądam sobie ukradkiem pisma pornograficzne i pomyślę co dalej, stojąc na jednym palcu. Mój kot już wygina grzbiet...

Serdeczności, zamknij oczy. Będzie chwila higienicznej przerwy.
Wyglądaj mnie proszę w nowej odsłonie :)

JOLA S.
al-szamanka dnia 05.01.2017 19:25 Ocena: Świetne!
Mam wrażenie, że Twoja początkująca pisarka coraz mniej cierpi, za to wyjątkowo rozwija się w pisarstwie :)
Co prawda nadal stawia za mało, albo za dużo przecinków (niemniej w porównaniu z poprzednimi tekstami jest wyraźna poprawa), ale kładę to na karb ekscytacji lotem do Maroko, tudzież dziwnemu spotkaniu z księdzem.
Cytat:
był tak za­ro­śnię­ty, że pod brodą i dłu­gi­mi wło­sa­mi pra­wie znik­nę­ła jego twarz. Dzię­ki oku­la­rom w czar­nej opraw­ce i de­li­kat­nie za­ry­so­wa­nym ustom robił wra­że­nie dys­tyn­go­wa­ne­go i uro­dzi­we­go. Mój typ fa­ce­ta!

Zdecydowanie nie mój :D
Podoba mi się, że bardzo zgrabnie wplatasz w tekst fragmenty o Gdańsku - przyznaję, że są to dla mnie nowe i ciekawe informacje.
W ogóle podoba mi się język, jakim operujesz.
Cytat:
Czas zwi­jał się w kłę­bek

Hmm, śliczne.
Już ciekawa jestem cdn. tym bardziej, że zapowiadasz kontynuację opowieści z Maroko.
Też wylądowałam kiedyś na lotnisku w Agadirze, 50°C, na każdym rogu sprzedawcy owoców kaktusa, zawiewało rybą z portu i zapachem eukaliptusów od strony plaży.

Pozdrawiam serdecznie :)
JOLA S. dnia 05.01.2017 19:52
Al,
takie niuanse zauważa tylko pisząca, mądra kobieta. Wstałam tak gwałtownie, że przewróciłam do tyłu krzesło, uśmiecham się od ucha do ucha, świat uwiązł mi w gardle. Potem przyszła refleksja.
Początkująca pisarka musi dojrzeć, przestać stroić się w piórka. Może się trochę oderwie i spojrzeć na siebie z dystansu. Czy pomoże jej w tym Maroko? Wszystko w rękach Allacha. ;) Byłaś tam i dobrze wiesz, co mam na myśli.

Pozdrawiam gorąco i bardzo dziękuję za uwagę i miłe słowa. :)
Dobra Cobra dnia 05.01.2017 20:19 Ocena: Bardzo dobre
Udaje Ci sie stawać na jednym z palcy? A na którym?


JOLU S,

Taaa, nie ma to jak emocje pomiędzy kobietami. Wyglądam nowej odsłony...


DoCo z pozdrowieniami.
JOLA S. dnia 05.01.2017 20:57
Moje zadanie polega na tym, Dobra Cobro, żeby Twoje życie wyglądało comme il faut. Nie patrz na mnie dziwnie. Czasem używam francuskich wyrażeń, brzmią bardziej kobieco. Może w poprzednim życiu byłam Francuzką? Skąd mi się wzięło stanie na jednym palcu, zupełnie nie wiem. Może podświadomie naśladuję posąg płaczącego anioła ze słynnego cmentarza w Wilnie. Stoi tuż obok nagrobka mojej prababci.

Pozdrawiam cieplutko,

JOLA S.
Dobra Cobra dnia 05.01.2017 23:51 Ocena: Bardzo dobre
Moje życie dokładnie tak wygląda, jak piszesz po francusku. Byc moze jesteś Muzą twórców reklamy banku Millenium - tej o mnichu stojącym o jednym palcu (pośrod innych mnichów oraz pogan w postaci Polaków). Muszę Cię zasmucic - nie ma poprzednich żyć. Mamy je tylko jedno i od nas zalezy, co z nim zrobimy.

Uszanowania,

DoCo
Aronia23 dnia 08.01.2017 08:56 Ocena: Świetne!
Joluś. Ja to zawsze ja żółw, ale już po wyścigu dobrnę na metę. Ale dobrnę. Tak więc, zaczynam:
"Przed oczami miałam twarz ojca i jego mądre rady. Były jak otwarte drzwi, weszłam przez nie w długą ulicę wspomnień.Nie miałam wyboru, podążałam za głosem ojca. Był ledwo słyszalny, tak jest z głosami dochodzącymi do nas z zaświatów." Toż to ja...?! Aronia. Spotkania, przypadkowi ludzie i wszystko, co utraciłam i jeszcze utracę lub akurat tracę, jak wszyscy. No na temat tej opowieści naprawdę mnie odebrało mowę i głowę, choć ta pierwsza już parę razy wisiała na strzępie skóry - wybacz stwierdzenie, ale tak było. Nadal jednak żyję, mówię, piszę, mam świadomość - to czasami męczy, wiesz, jak, boś Bratnia Dusza, przecież.
Znów zabiorę Ci parę linijek: "Zwykle lokuj(ę) się między tymi dwoma światami. Być może przeżyj(ę) rozczarowanie,". Może coś jeszcze dopowiem, ale teraz... odpadałam z gry.
JOLA S. dnia 08.01.2017 10:32
Aronio,
początkująca pisarka jest już w Maroku. Pracowita dziewczyna odkurza stare, ale ciągle żywe wspomnienia. Idzie spękaną, bitą drogą, lśniącą w jaskrawym słońcu o kolorze słabej herbaty, dźwiga nieporęczny bagaż, pot wsiąka w krótką koszulkę. Czy można zawieść wiernych Czytelników ?

Co czeka ją na końcu podróży? Burza neuronów szaleje w mojej głowie, ale grunt to splot wszystkiego, co dobre na tym świecie.

Do usłyszenia. Wielkie dzięki za czytanie i wsparcie To najlepsza nagroda.

Serdeczności i zdrowia. Cierpliwość też jest potrzebna.

JOLA S.
Aronia23 dnia 08.01.2017 10:43 Ocena: Świetne!
Jolu "Burza neuronów szaleje w mojej głowie...". przechodzę taką sztafetę. :)/
JOLA S. dnia 08.01.2017 12:15
Aronio,

trzymam kciuki i niecierpliwie czekam na efekty. Pisanie, to tak jak bieg po zdrowie ;)

JOLA S.
mike17 dnia 11.01.2017 11:29 Ocena: Świetne!
Droga Jolu!

Jestem pod ogromnym wrażeniem języka, jakim operujesz - jestem pewien, że czegokolwiek byś nie napisała, podobałoby mi się, bo jako koneser pięknej polszczyzny zwracam na nią baczną uwagę, studiując tutejsze teksty, a ten i poprzednie z tej serii to przykład maestrii.
Wiem, co gadam :)
Choć opowiastka z pozoru statyczna, wiele dają wstawki o Gdańsku, co powoduje, że czyta się jakby historię na faktach, ładnie to współgra z wątkiem o pisarce.
W ogóle podoba mi spokój, jaki tu panuje - czytając przygody naszej heroiny uśmiecham się pod nosem, bo lubię takie bezpretensjonalne teksty, umilające życie, będące odskocznią od tych o cięższym kalibrze.

Ciekawie prowadzisz tę historię.
Pomysł z wycieczką do Maroka przedni, jestem ciekaw, co się tam wydarzy.
Mam skrytą nadzieję, że wiele :)

Poza tym wątki rodzinne również zasługują na zauważenie: jako bardzo rodzinny facet wysoko sobie cenię motyw rodziny w literaturze, wszelkich wujków, dziadków, babcie i ciotki, które często bywają tęgimi oryginałami, i to mnie wielce cieszy.
Cała Twoja opowieść jest gdzieś zakotwiczona w układach rodzinnych.
I to dodaje jej wiarygodności.

Znów było mi przyjemnie gościć u Ciebie, Jolu, i niebawem wrócę - masz to jak w banku!

Ahoy :)
JOLA S. dnia 11.01.2017 12:22
Witam Michale,

zazdroszczę niektórym prozaikom, piszą bardzo pięknie po polsku, są oczytani, mają dobry warsztat, eksperymentują z formą… i są chyba bardziej Autorami niż poeci/ może się mylę, nie jestem poetką /:)

Ty do nich należysz.

Proza wymaga często zbyt dużego „zaplecza” czytelniczego. Niestety… mam mało czasu, zostają nieposkromiona wyobraźnia i godziny kradzione nocy.
Jeszcze jedno „niestety” – tekst prozatorski jest najczęściej dłuższy niż wiersz, czytelnik potrzebuje więcej czasu na przeczytanie i spojrzenie na całość z różnych punktów widzenia.
Moim wspomnieniom z Maroka nie mogę odmówić niczego. To był ciekawy i bardzo pouczający czas. Trudno mój pobyt w tej cudnej krainie nazwać wycieczką, ale to już osobny wątek. Postaram się to wyjaśnić w następnym odcinku.



Dziękuję za dobre słowo i uznanie. To bardzo motywujące. :)

JOLA S.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty