motto:
"Pułkownika będą chowali to i niebo płacze"
H. Sienkiewicz - "Potop"
Padało coraz silniej i gdy wydawało się, że strugi deszczu nie mogą już byś obfitsze, te, jak na złość jeszcze gęstniały, jeszcze bardziej moczyły, jeszcze bardziej szumiały. Przemiękły buty i spodnie, koszule przylgnęły do torsów, a ciężkie od wody włosy w krótkich strąkach lepiły się do czół. Błoto pod nogami, bagnisko tuż obok, ale to nie był czas, by się tym przejmować...
- Pułkownika będą chowali, to i niebo płacze...
- Stawaj waćpan...
*
- Przez rozum cięty! Padł, padł! Jucha błoto barwi!
***
Larum zagrali, rwetes się podniósł i po środku, i na dole, i takoż na górze. Tam mdlała panna cnotliwa, tam w szaleńczej rozpaczy włosy z głowy rwały te, co im żadna zdrada nie obca, a tam szlochem się zaniosły niewiasty najwrażliwsze o duszy kryształowej. Wszystkie, w tym co leżał i co mu dusza przez ranę umykała, kochały się na zabój i wszystkie gotowe były same za niego tam paść i sczeznąć.
Sam Wielki Mędrzec nie mógł pojąć jak to się stać mogło, że ów człeczyna tak wszystkim dziewojom do gustu przypadł, ale to może i dlatego szabla tego małego fagasa tak rącza się stała i tak dokładnie po czerepie się przejechała... Zazdrość, zazdrość jak nic.
Wielki Mędrzec stary już, musi kłuło go, że się taki fircyk popularny zrobił, że mu dziewki odciągał i od kochania i od wielbienia i od roboty czarnej, a przecie koniecznej.
Wiedziały wszystkie krasawice, poznały się, że to Jego sprawka. Może i żadna nie przyuważyła chwili jak palcem skinął, jak temu z nikczemnym wzrostem i małym wąsikiem w plecy dmuchnął, jak oręż przyczarował, aleć przecie nie musiały go na gorącym uczynku łapać!
O, Wielki Mędrcze, srogie teraz terminy mieć będziesz! Jedna baba piekło może uczynić a co poczniesz, jak całe watahy wilczyc się na ciebie rzucą, jak twoje chórzystki koncert ci urządzą, wreszcie jak te najprzyziemniejsze gniew swój przeciw tobie obrócą? Zastępy archaniołów nawet nie drgną, Niosący Światło z pieczary nosa nie wyściubi, a mężowie waleczni po komórkach się pochowają, bo ich ogniste miecze, bicze siarką palące, pistolety i kindżały przeciw arsenałowi łez, krzyków i fochów, przeciw wdziękom kuszącym co nagle mogą się stać niedostępnymi, są zabawkami jeno i śmiechu wartymi pogróżkami.
***
Pieczęci wnet połamano, zaryczały rogi i trąby, i zwierząt dzikich tabuny przed się pędziły tratując co się dało. Z najgłębszych głębin, z czeluści najczarniejszych ryk się podniósł taki, że ziemia się zatrzęsła a i niebo w posadach zadrżało. Okrutne piekieł władczynie ogniem zionęły, kopytami zatupały, iskry kłami zgrzytając sypnęły. Struchleli czarci po wszystkich kręgach Tartaru rozsiani, rozpierzchli się, kotły z pokutnikami gotowanymi porzucili, chwosty podkulili i na ziemię uciekli. Bestia wielogłowa, smok i ciemności książę po upadku kulawy niewiele dłużej odważnymi być się starali, z ogniem wulkanu, lawą na lądy i morza spłynęli zniszczenie niosąc, nie bacząc co im na drodze stoi. Ale któż by nie umykał?
Wszetecznica Babilonu i czarownica Lilith wściekłością kipiąc armię diablic z mroków wyprowadziły i gniewem przeciw Wielkiemu Mędrcowi się unosząc prawdziwą Sodomę i Gomorę na ziemi urządziły. Co się po niedawnych kościołach i klasztorach działo strach opisywać, kiedy się księżom i mnichom naraz choroby wstydliwe epidemią rozszerzyły. Jakaż panika powstała gdy piekielnic i kusicielek zastępy do seminariów wpadły i na czystość młodzieńczą parol zagięły... Toć to przez usta przejść nie może a i piórem nie godzi się tego opisać. Potem na mężów czas przyszedł i na kawalerów, a później już nawet i białogłowy do grzechów nie tylko występnych, ale i przeciw naturze gwałtem będących diabelska chorda ciągnąć zaczęła.
Kto bronić się chciał, odpór dawać próbował, szybko posmakować musiał jak kopytko Lilith, może i zgrabne, ale twarde i okrutne wielce, źle na sobie poczuć. Opór jeśli na początku był jeszcze, to topniał niczym śniegi na wiosnę i wkrótce już tylko baśnie o ostatnich co piekielnicom stawali można było usłyszeć.
*
I nastał dzień, gdy zmarli z grobów powstali i z krzykiem przeraźliwym dziur bezpieczniejszych szukać zaczęli. I dzień nastał takoż gdy na rumakach spienionych, ledwo już przed zajeżdżeniem będących jeźdźcy czterej ku zaświatom zbiegli, albowiem z niebios chorągwie złote czarnym kirem przyozdobione dźwigając gnały ku lądom ziemskim anielic zastępy. Ze łzą, ale i buntem w oczach na polach elizejskich nie chciały już Wielkiemu Mędrcy się przypodobywać. Aureole pogasły, a wraz z nimi gwiazd miliony, i księżyc, i wszelkie komety niebieskie blask swój straciły i noc czarną się stała. I śpiew się rzewny podniósł, donośny niczym ton wielorybi echem zwielokrotniony, a na dźwięk ów chmury się zebrały i zakryły słońce i ptaki w przestworzach pływające.
Pierzchnęli archanieli i cherubini, między chmurami pierzastymi schronienia szukali nie mogąc już utyskiwań ścierpieć, nie mogąc na twarzyczki patrzeć, co miast nieskazitelnie świętym uśmiechem być przyobleczone, stały się od łez napuchnięte, naburmuszone i zupełnie nie po anielemu do kłótni skore.
Wiecznie Dziewica armię swą z nieboskłonu sprowadziła i stopy swe nieskalane na gruncie grzechem skażonym postawiła, a gdzie jeno krok dała tam kwiaty rosły, i pszczółki bzyczały, i sarenki uszami strzygły, i króliczki rozkosznie kicały. Piękno się działo powszechnie, lecz równowaga zachwiana tym była, bo owe kwiatki i sarenki pojawiać się jęły tam, gdzie być ich nie powinno i takoż drogi wszelakie rychło kwieciem zarosły, pustynie łąkami się stały a po lodu krainie stada niezliczone króliczków przymilnych rozmnażać się jęły.
Anielic tysiące do grzeszników największych zeszły, błogosławiły ich i świętymi czyniły, i winy najgorsze bez pokuty wybaczały. Do piersi swych kochających, niczym matczynych ich przyjęły, i cieniem skrzydeł białych przed wzrokiem Wielkiego Mędrca zasłoniły.
*
I kolejnego dnia surmy obwieściły, że gorzej być już nie może, bo oto Gog i Magog bestię dosiedli i tyły podali takoż jak i byk i baran i znaki zodiaku wszelkie inne. Góry się zapadły, rzeki krwią miesięczną spłynęły i morza osuszyły gdy białogłowy ziemskie za wojny, rozboje i gry karciane się wzięły.
Po miastach gangi okrutnic szalały, nie byłoż w żadnej chacie porządku i na zamku żadnym jaśniejące damy gości nie witały a jeno piły, polowały i turniejami się rozkoszowały. A pierwszą im Oleńka Billewiczówna była, co zemście zaślubiona całkiem się w szaleństwie zatraciła, i niczym bicz boży, gdzie się nie pojawiła, tam pożogę zostawiała jeno, śmierć i utrapienie.
Zacięte w swym gniewie kobiety na wszystko się odwróciły i opór tak bierny, jak i czynny dając dzieci rodzić nie chciały, a tylko podróżować, z kompanią po wyszynkach urzędować i w dziczy się zaszywać. Nie byłoż już takiej, co by w alkowie wyszywać chciała, nie stało ni jednej co by przy cytrze głosem jedwabistym wieczór chciała umilić, ni takiej, co w poranku złocistym na łące zroszonej wianki plecie i w strumienia wody rzuca.
Krasawic ród całkiem się przeistoczył, sromota po utracie śmiałego watażki taka w nim bowiem była, że już księżna księżną być nie chciała, służka służką, praczka praczką, zielarka zielarką, a stara czarownica czarownicą.
Kurtyzany wszelkie, ladacznice i ulicznice kiece swe do kostek samych opuściły, skarby owoców zakazanych przed wzrokiem i pokusą zakryły, aleć to nie z nagłej ku świętości przemianie, a z buntu przeciw rzeczy porządkowi.
***
I stało się tak, że świat cały wywrócony został i nie zaznałeś już miejsca gdzie by normalnie, a bezpiecznie było, gdzie zaciszne ustronie, gdzie cisza i ptaków śpiew. Wszędy tylko histerie, szlochy, awantury, wszędy wzrok gniewny i pierś bujna, lecz nie od kochania a od obrazy nabrzmiała.
Przyglądał się temu z wysokości Wielki Mędrzec, twarz w dłoniach ukrył, brodę siwą szarpał bezradnie, lecz ulec nie chciał temu żeńskiemu potopowi, czując, że raz słabość okazawszy już nigdy autorytetu swego nie odzyska.
Bryła świata tak oto z posady ruszona została i końca klęsk widać nie było, a w nieba zenicie w samotni swej Wielki Mędrzec się zabarykadował i dostępu do się nie dawał.
Plagi wszelkie na ziemię spadły, nieszczęścia i żale, i czterdzieści lat głodu, i czterdzieści lat powodzi, i pożarów, i trzęsień. Zrozumiał ród kobiecy, że od zwycięstwa wciąż daleki jest strasznie, że Jędruś im i tak zabrany będzie, że godne, czy nie, ran jego całować nie będzie im dane. Dąs nowy na usta wypłynął i znów nóżki zgrabne w złości tupać zaczęły, i znów oczy się łzami zaszkliły.
Och, biednaś ziemio, co klęski takie znosić musisz, lecz na sromoty i współczucia tu czasu nie ma, bo się paznokietki na nowy bój ostrzą, na bój ostatni, co krwawy znój skończy.
***
Czarna papieżyca na tronie zasiadła, a z otchłani antychryst chaosem zwabiony wychynął, co imię jest jego czterdzieści i cztery, a liczba sześćset sześćdziesiąt sześć, która to liczba jest liczbą człowieka. Zło nieskończone o oku bez powiek jednym, z rogami siedmioma, skrzydłem nietoperzowym i ogonem szczurzym obrazy na swe podobieństwo już szykowało, lecz zoczywszy, że i dla niego już miejsca nie ma, że czas lepiej o schronieniu na wieków następnych tysiące myśleć, samo w sobie się zapadło i dziurką jeno igielną, co tylko wielbłąd przez nią przejść może się stało.
Runęły ze ścian obrazy i te świętych obcowanie wychwalające i te z łbem kozła w gwiazdę pięcioramienną i koło wpisanym i te, co życie doczesne potomnym miały zachować. Potrzaskały posągi, spłonęły rękopisy i ślady piękna wszelkiego.
Zebrała swe okrutnice Wszetecznica na górze wysokiej i głosem gromkim wciąż bólu pełnym nowe rozkazy im dała. Z przejęciem słuchały diablice, suki piekielne, wampirzyce, zjawy, upiorzyce i strzygi i sukkuby wszelkie, że jeśli tego Mędrcowi Wielkiemu jeszcze mało, że jeśli wciąż mu się ziemi obraz podoba, co ją z miłości swej stworzył i ze Słowa swojego, to oto czas nadszedł by one nową dla się rolę znalazły i od teraz zwykłymi kobietami się stały. Z naturą czarcią się to nijak zgodzić nie mogło, ale przeca z boską tym bardziej i taki był planu skutek zamierzony, by do żywego Najwyższemu dopiec.
Zeszły więc z góry straszydeł legiony przykazania nowe niosąc i zwlekania nie czyniąc do domów wkroczyły i obejść. Do mężczyzn przylgnęły osamotnionych, do dzieci i do robótek wdzięcznym palcom przeznaczonych się wzięły, do rodzenia i karmienia i do strojenia się i do przekupstwa i do godzinami całymi plotkowania.
Przeląkł się na ten widok Wielki Mędrzec, lecz i tą próbę wytrzymał...
*
I nie masz już czasu, i nie masz godziny a z klepsydr burze piaskowe jeno ostały. Zatrząsł się Babilon i z dymu od trzęsienia tego powstałego skorpionów rzesze wyszły, i węży jadowitych, i dusicieli ogromnych o pyskach wielu i ogonach kolczastych. Za nimi żab i ropuch, i gadzin wszelakich orszaki trucizną plując wyległy, a jakby i ich na ziemi nieszczęsnej zatracenie nie stało robactwo rodzaju każdego się wypleniło, i czerwie, i wije, i muchy śmierdzące, i pająki ogromne, co siecią lepiącą świat oplotły.
Mało tego było, mało by Mędrca Wielkiego wzruszyć, lecz i z zaciekłości i uporu w piersiach kobiecych nie brakło.
Za Wiecznie Dziewicą szpalerem po horyzont długim zeszły do piekieł anielice, dziewice i święte i by stworzeniu na złość żywot swój odmienić i w nowej dziedzinie spełnienia zakosztować. Nuże białoskrzydłe zjawy za widły chwyciły, nuże baty wymierzać i smołą wrzącą polewać. Tak się w robocie nowej zapamiętały, że tylko patrzeć, a już poprzedniczki swoje w okrucieństwie przegoniły.
Zapłakał Wielki Mędrzec a łzy jego potopem na ziemię spłynęły, lecz nie oczyściły jej i ulgi nie przyniosły. Trwał dalej w swym zamyśle Stwórca, lecz i białogłowy odstąpić zamiaru nie miały.
*
Puchacze, pomurniki i nietoperze szum robiąc zły snami zawładnęły, a ze smoka paszczy trzy duchy nieczyste wypłynęły, ostrza ogniste w dłoniach dzierżąc, lecz i je, gdy powłóczyste spod rzęs spojrzenia napotkały, gniewnie zaciśnięte piąsteczki poczuły, strach wziął paniczny i z wichrem huraganowym ku nicości odleciały.
Królów królowie i sędziów sędziowie, co na tronach kościanych ku sądom ostatecznym się sposobili na raz za siedziskami swymi godnymi się skryli i cisi niczym myszy udawali, że nie ma ich wcale, że szukać nie warto i znajdować nie ma kogo.
Psy i czarownicy, co się wszędy kręcili kąsając i uroki czyniąc pod ziemię się zapadli i z drogi żeńskim pułkom ustąpili, a wówczas sztorm się zerwał straszliwy, co okręty wszystkie potopił i trąba powietrzna i fale nieba sięgające. Zagłada się stała i pomór i zarazy, a Jędruś wciąż bez ducha leżał i krew jego z deszczem w ziemię wsiąkała.
Wzniosła przeto Billewiczówna ramię ku górze i kierunek córom Ewy wskazała. Szturmem białogłowy ruszyły, kupą wielką, tłumu siłą i gniewem. Wszystkie, jak jedna wrót dziewięcioro, i wrota piotrowe wyłamawszy przekroczyły i do niebios się wdarły. Ci anieli, co jeszcze straż trzymali teraz ptakom się upodobnili i kwilili po lasach, by rozpoznać się nie dać, a co który fałszywie kukułkę udawał, wnet go panien, matron i wdów dłonie uchwyciły i do służby przymusiły.
Swoje porządki w pałacach niebiańskich ród żeński zaprowadził, mir cały na odwrót wywrócił, świętych zbałamucił i błogosławionym mędrcom tak w głowach zamotał, że już sami wiedzieć nie mogli, która myśl z którą i komu jest miła.
Wnet się kółka i kółeczka potworzyły, a to praczek, a to modniś, a to lesbijek, feministek, poetek, nauczycielek, kur domowych i wojowniczych amazonek i innych miliona i każda do powiedzenia coś miała i każda przez inną mówić zaczęła, każda szczebiotała i krzyczała i wszystkie na raz i z osobna każda. Rwetes się taki zrobił, że już i Baranek ku ziemi znów zstąpił, byle od tego być jak najdalej.
I został sam jeden w swojej Trójcy Wielki Mędrzec z tym wszystkim i z tymi wszystkimi, co je z żebra Adama w pocie czoła utworzył i zafrapował się nieszczęsny, bo głowa mu już od pisków i krzyków, i plotek pękała, a wówczas stanęła przed nim Oleńka i prośbę swą przedstawiła, a On tylko ręką skinął zrezygnowany...
***
- Panie pułkowniku, to cud, ale dycha.
- Do izby go nieście...
epilog
Deszcz przestał siąpić i chmury rozeszły się pozwalając słońcu ogrzać przemoczona ziemię. Jak to się ma w zwyczaju, po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój i teraz było podobnie. Jędruś Kmicic wydobrzał i siła czynów jeszcze dokonał. Zakochane w nim niewiasty stanu wszelkiego Wielkiemu Mędrcowi żart nieprzemyślany wybaczyły i łaskawie zgodziły się, by wszystko na powrót takim było, jakim je Bóg chciał widzieć...
...prawie wszystko...
Z zamętu, który powstał wyszło, że chcąc nie chcąc się towarzystwo pomieszało i tak oto część anielic rogów dostała, część ziemskich kobiet wśród aniołów wciąż zamęt szerzy, no a część rogatych kusicielek nikczemnie mężów zacnych po ziemi chodzących na pokuszenie wodzi...
*
Ekipa kanadyjskich himalaistów doniosła, że tuż pod szczytem Annapurny natknęła się na zmumifikowaną w lodzie postać mężczyzny z mieczem i wielkimi ptasimi skrzydłami. Konsultacje z gronem ekspertów nie przyniosły jednomyślnego rozwiązania zagadki, lecz wszystko wskazuje na to, iż opis istoty dziwnie pokrywa się z wizerunkiem Archanioła Gabriela...
*
Międzynarodowe konsorcjum poszukujące ropy naftowej w Kazachstanie zataiło przed światem tą informacje, ale badając przyczyny trzęsień ziemi w regionie odwiertów natknęło się na tajemniczą pieczarę, w której siedziało skulone dziwne rogate monstrum o koziej brodzie, nietoperzowych skrzydłach, krowim ogonie i kozich racicach. Stwór trząsł się jakby ze strachu, a gdy spostrzegł inżynier Sonię Roszkową będącą szefową ekipy wydał z siebie przeraźliwy pisk i zniknął pozostawiając po sobie jedynie silny siarczany odór...
LCF
11.2008
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
bury_wilk · dnia 26.11.2008 15:33 · Czytań: 1223 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: