Przedsionki- Wstęp, Rozdział Pierwszy. - Bajkolapka
Proza » Inne » Przedsionki- Wstęp, Rozdział Pierwszy.
A A A
Od autora: Ze względu na krótki wstęp, pozwoliłam sobie połączyć go razem z pierwszym rozdziałem.

Przeznaczenie znajdzie sobie drogę.”

Wergiliusz

Wstęp

Nigdy wcześniej nie słyszała dźwięku, jaki wydaje blacha miażdżona przez maskę innego samochodu. To brzmiało jak krzyk. A może jednak to ona krzyczała?

Nie umiała sobie teraz przypomnieć. Głośny huk, którego echo wciąż brzmiało w zakamarkach jej głowy, nie pozwalał jej zebrać myśli. Rozpraszały się i rozbiegały po całym umyśle. Nie miała szans, na zrozumienie tego, co się dzieje. Mimo to cisza, która teraz ją otoczyła była wręcz kojąca. Z olbrzymim wysiłkiem zmusiła się do myślenia. Chyba jechała samochodem. Tak! Wygląda na to, że miała wypadek. Dlaczego nie może otworzyć oczu?! Ciemność w jej głowie ustąpiła na sekundę, dopuszczając do niej odległy dźwięk syreny. Jednak dzwonienie w uszach nasiliło się, aby po chwili pchnąć ją w pustkę.

Wcale nie takie trudne, to umieranie.”- zdążyła jeszcze pomyśleć i cisza, niczym lepka mgła, otuliła ją na dobre.

*

Był koniec stycznia. Dla mieszkańców malowniczej wyspy Holy Island w północnej Walii oznaczało to tylko jedno- koniec sezonu turystycznego. Nabrzeżne uliczki i porty Holyhead świeciły pustkami, a maleńkie cukierenki i sklepy z pamiątkami były nieczynne już od tygodni. Nadeszła pora sztormów i lodowatych szkwałów wiejących znad morza. O tej porze roku nikt nie zapuszczał się na wyspę, która pod wpływem zimy przemieniała się z bajkowej krainy klifów w dziki i niebezpieczny ląd. Zarezerwowany był on tylko dla tych, którzy mieli dosyć odwagi, aby zapuścić tu korzenie, na tyle głębokie, żeby oparły się porywistym wiatrom.

Otoczony wrzosowiskiem szpital Broadford górował na południowym nabrzeżu wyspy. Był to imponujący stuletni budynek, wysoki na trzy piętra, z którego okien roztaczał się widok na Morze Irlandzkie. Sale i korytarze szpitala były pogrążone w półmroku i ciszy, którą przerywały jedynie ciche odgłosy aparatury i echo sztormowej pogody za oknem. Anestezjolog Anna Mills spojrzała przez szybę na ulewę szalejącą na zewnątrz i westchnęła z ulgą. Rozsiadła się wygodniej w miękkim fotelu, który stał w jej ciepłym gabinecie i powoli sączyła kawę. O tej porze roku, dyżury upływały jej o wiele przyjemniej. Kiedy turyści znikali z wyspy, miasto zapadało w letarg. Mieszkańcy ukrywali się przed chłodem w zaciszu własnych domów, delektując się spokojem zimowych miesięcy. Szpital, do którego w lecie przyjmowano kilkunastu pacjentów dziennie, również opustoszał, a personel pozbawiony możliwości leczenia turystów, spędzał teraz większość czasu na plotkowaniu przy filiżance herbaty. Dziś pod ich opieką przebywało jedynie pięcioro pacjentów, z czego tylko jeden na oddziale intensywnej terapii, co dawało Annie dużo czasu dla siebie. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie- dochodziła 22:00. Nie zdążyła nawet otworzyć kolorowego pisma, które trzymała w biurku, kiedy młoda Hinduska, pracująca jako pielęgniarka wbiegła do jej gabinetu, informując, że wiozą im pacjenta z wypadku i ma się jak najszybciej przygotować do operacji. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie- do Broadfort Hospital przywieziono młodą kobietę, która uczestniczyła w wypadku samochodowym. Miała rozległe obrażenia głowy- widać było, że musiała nią uderzyć z dużą siłą w szybę. Jej sytuacji w żaden sposób nie polepszało przebite płuco, pęknięty mostek ani połamane żebra. Anna, śledząc poczynania chirurgów, słuchała relacji instrumentariuszki:

- Ten nowy sanitariusz, mówił, że to Polka. Strażacy wygrzebali jej torebkę, miała polski paszport i komórkę, ale nie udało im się jeszcze z nikim skontaktować. Ciekawe co tu robiła, może przyjechała do pracy? - zastanawiała się głośno -W każdym razie szkoda dziewczyny, jest taka młoda... - pielęgniarka ciągnęła dalej, ale Anna przestała jej słuchać, kiedy jeden z chirurgów krzyknął, że pacjentka ma krwotok wewnętrzny. Dziewczynę operowano przez pięć godzin. Pot spływał po czole lekarzy, a oczy łzawiły od długiego wpatrywania się w światło jarzeniówek. Anna nie mogła uwierzyć, że ta spokojnie rozpoczęta noc przybrała tak dramatyczny obrót. Była młodą rezydentką, która nie nabrała jeszcze dystansu charakterystycznego dla doświadczonych lekarzy i wciąż głęboko przeżywała nieszczęścia, które dotykały jej pacjentów. „Dasz radę!” - powtarzała w myślach, patrząc na bezwładne ciało młodej Polki. Nogi zaczęły dawać się jej we znaki, spróbowała dyskretnie je rozprostować, jednocześnie zerkając na aparaturę monitorującą. Zamarła. Coś było nie tak. Słyszała gorączkowe polecenia, które wymieniali między sobą chirurdzy i pielęgniarki.

- Spadek ciśnienia! - dobiegło ją. - Migotanie komór!

-Ciśnienie ciągle spada! Ucieka nam! - Anna przymknęła oczy i westchnęła bezradnie. Wiedziała co się zaraz stanie.

Tak mi przykro...” - pomyślała.

Przed upływem kolejnej minuty przeszył ją wysoki, ciągły sygnał aparatury.

-Brak pulsu... - wyszeptała Anna sama do siebie.

 

Rozdział 1

Obudziła się na łące. Kiedy Bianka otworzyła oczy, doszła do wniosku, że to tylko dalszy ciąg jej snu. Był ciepły wieczór, słońce musiało zajść całkiem niedawno, bo niebo nad horyzontem miało jasną cytrynowo-fioletową barwę. Otaczała ją wysoka trawa, lśniąca od wieczornej rosy. Poczuła lekki swąd dymu z ogniska, ale otoczona była intensywnym zapachem zieleni i kwiatów. Podniosła się z trudem, siadając na kolanach i rozejrzała się dookoła. Jeszcze nigdy nie miała tak realnego snu. Znajdowała się na środku polany, otoczonej przez gęsto rosnący młody las. Wciągnęła głośno powietrze, bo zawsze lubiła tę mieszankę zapachów. Kojarzyły jej się z czymś dobrym, ale nie mogła sobie przypomnieć, co to było. Nie umiała też powiedzieć, gdzie jest i co tu robi. Miała na sobie swoją ulubioną sukienkę z kołnierzykiem- błękitną, zapinaną na rząd guziczków- która teraz była nieprzyjemnie wilgotna od rosy. Zadrżała z zimna i potarła skronie, usiłując się skupić. Uczucie chłodu otrzeźwiło ją na tyle, iż nabrała pewności, że nie śni.

-Gdzie Cię znowu poniosło, kobieto? - zapytała samą siebie. Powoli podniosła się na nogi i jeszcze raz rozejrzała dookoła. Było pięknie, ale ściemniało się coraz szybciej. Gdziekolwiek była, powinna ruszyć w poszukiwaniu ludzi, albo przemarznie do reszty i będzie zmuszona nocować pod gołym niebem. Przeszukała wzrokiem grunt pod nogami, w poszukiwaniu torebki. Zawsze miała ją przy sobie, nigdy jeszcze jej nie zgubiła, ale wyglądało na to, że tym razem szczęście ją opuściło.

-Doskonale! – powiedziała. - Nie wiem, gdzie jestem. Pieniędzy też nie mam i nie mogę zadzwonić po pomoc. - odetchnęła głęboko nocnym powietrzem -To będzie interesujące...

Ruszając ścieżką między drzewami, ponownie pogrążyła się w myślach. Nie mogła pozbyć się uczucia, że zapomniała o czymś bardzo istotnym i za wszelką cenę próbowała przypomnieć sobie, skąd się tu wzięła. Sama była zaskoczona, jak spokojnie podchodzi do swojej niecodziennej sytuacji. Nie była pewna- może to unoszący się w powietrzu zapach tak na nią działał? A może miał z tym coś wspólnego cieniutki sierp księżyca, wschodzący na niebo? Nie wiedziała, ale była odprężona i zaczynała odczuwać coś na kształt podekscytowania, tą nieoczekiwaną przygodą. Ścieżka ciągnęła się w nieskończoność. Bianka straciła już poczucie czasu, ale wytrwale parła do przodu. Nareszcie, drzewa przerzedziły się i udało się jej wyjść na skraj lasu.

Była na szczycie wzgórza. Walcząc z zadyszką, przeszła jeszcze kilka metrów, ale kiedy dostrzegła leżący nieopodal głaz, postanowiła chwilę odpocząć. Próbując uspokoić oddech, rozglądała się uważnie. Księżyc jasno świecił na niebie usianym tysiącem gwiazd a łąka, na której się znalazła, wyglądała jak jego lustrzane odbicie. Setki świetlików unosiło się wśród traw, krążąc jak w tańcu, do którego przygrywał im jakiś spóźniony świerszcz. Nocny wietrzyk był zaskakująco ciepły. Ogarnęło ją dziwne wzruszenie.

-O rany! - wyszeptała cicho, dziwiąc się otaczającemu ją pięknu. - Takich miejsc nie widuje się codziennie. - westchnęła.

U stóp wzgórza rozciągała się dolina. Była spowita mrokiem, ale w kilku miejscach jarzyły się jasne punkty świateł. Bianka była pewna, że to oświetlone okna domów. Rozejrzała się jeszcze raz, chcąc utrwalić w pamięci baśniowy obraz łąki i ruszyła w dół zbocza. Jeżeli będzie szła przez całą noc, do rana powinna dotrzeć do wioski w dolinie.

*

Niestety, całonocny marsz miał swoją cenę. Nogi bolały ją tak, że ledwo mogła je unieść, była bardzo spragniona, a ze zmęczenia lekko kręciło się jej w głowie. Marzyła, żeby się zdrzemnąć i to najlepiej natychmiast. Kiedy Bianka w końcu dotarła do pierwszych zabudowań, dostrzegła drewniany płot. Oparła się o niego i ukryła spoconą twarz w dłoniach.

-O... matko... jedyna!- wyjąkała urywanym głosem, oddychając ciężko. Nogi się pod nią uginały.

- Nigdy!... Nigdy więcej....żadnych wycieczek. Kategorycznie! - wydyszała głośno.

Uniosła zaczerwienioną twarz i przyjrzała się domostwu, które litościwie pojawiło się na jej drodze. Była to kryta strzechą chata, która swoje najlepsze lata miała już z pewnością za sobą. Stodoła, która stała nieopodal wyglądała, jakby w każdym momencie mogła runąć. Po obejściu kręciło się kilka kur a na płocie, niedaleko miejsca, w którym przystanęła Bianka, siedział kot i wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. Dziewczyna próbowała doprowadzić się do porządku, ale zanim zdążyła udać się w kierunku wejścia, kątem oka dostrzegła jakiś ruch za swoimi plecami. Odwróciła się i drgnęła zaskoczona. Nie dalej jak pół metra za nią, stał niski staruszek w kapeluszu z szerokim rondem, wciśniętym głęboko na głowę. Przyglądał się jej z rozbawieniem.

- Szczęść Boże! - zaskrzeczał jowialnie – Czy coś nie tak?

-Dzień Dobry! - zawahała się Bianka – Proszę wybaczyć mi to najście, ale...- nie miała pomysłu jak przedstawić swoją sytuację tak, aby nie zabrzmiało to idiotycznie.

Staruszek tylko parsknął śmiechem. Odsunął kapelusz z twarzy i drapał się po czole, taksując ją kpiącym spojrzeniem.

-Panienka pewno z lasu, hę? To do Babki trza iść, ona się nowymi zajmuje. - wskazał ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. Bianka zmrużyła oczy z wysiłku, żeby coś z tego zrozumieć.

-Cosik chyba daleko panienkę w las zagnało, bo taka zmachana? - mrugnął do niej porozumiewawczo. - Kubeczek se weźmie, woda w studni zimniutka, zaczerpnie sobie! - pchnął ją lekko w kierunku drewnianego żurawia, stojącego niedaleko. Nie musiał powtarzać jej tego dwa razy, bo Bianka rzuciła się z entuzjazmem w stronę czerpaka.

- A to zdaje się, że często macie tu takich podróżnych z lasu, co? - zapytała fałszywie beztroskim tonem.

- E, często-nieczęsto, kto by to liczył... - zacmokał. - Czasem są, ale ja to nie wiem, bo są wytyczne z góry, żeby do Babki od razu kierować.

- A co to za Babka? - wychrypiała, jednocześnie łapczywie pijąc wodę.

-No ona się zajmuje tymi, co wychodzą z lasu, bo ja to też nie wiem tak znowu wiele... - Bianka zastanowiła się nad jego słowami, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Może to właścicielka jakiegoś pensjonatu? Spróbowała się więc dowiedzieć czegoś innego.

-Widzi pan, to trochę zabawne ale właściwie to, co to za miejscowość?

Staruszek roześmiał się, tym razem jakoś nieprzyjemnie.

-Miejscowość, hę? Oj, idź ty dziecko do tej Babki, bo zdaje mi się, żeś nic jeszcze nie widziała. Miejscowość, dobre sobie! - parsknął.

-To znaczy? Miałam na myśli tę wieś, jak ona się nazywa? Albo pańska zagroda? Szukam jakiegoś punktu orientacyjnego, zgubiłam się. - Bianka powoli traciła cierpliwość. Staruszek dalej przyglądał się jej dziwnie i chichotał pod nosem.

-Przedsionki, o! To dobra nazwa. Tak możesz mówić, gdzieżeś była. Idź do Babki, powiedz, że Gierka spotkałaś. Ona cię pokieruje dalej, bo na mnie już pora. Idź za ten zagajnik, o tam, a potem pod górkę. Nie ma tu innego sąsiedztwa, to znajdziesz ją bez trudu. Bywaj Panienko i szerokiej drogi! - nie dodając nic więcej, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Bianka rozejrzała się za zagajnikiem.

-To o tamte drzewa chodzi? - zapytała jeszcze. Odpowiedziała jej cisza. Odwróciła się, szukając staruszka, który nie mógł przecież oddalić się dalej niż na kilka metrów. Zniknął. Tak jakby wyparował na prostej, pustej drodze. Bianka rozejrzała się zaskoczona, ale tylko wzruszyła ramionami. Ten dzień robił się coraz dziwniejszy.

O ile może być jeszcze dziwniej” - pomyślała z przekąsem i wolnym krokiem ruszyła w kierunku domu Babki.

*

Droga nie była daleka. Bianka dotarła na miejsce po krótkim spacerze. Zbocze, na którym stał dom, było bardzo malownicze. Bujna łąka była gęsto porośnięta polnymi kwiatami, które mieniły się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Nieduży budynek, również prezentował się zachęcająco. To także była drewniana chata, ale z zewnątrz otynkowano ją na biało, w pruskim stylu. Drzwi i okiennice pomalowane były na intensywnie niebieski kolor, a przy oknach zawieszono donice, w których rosły różowe piwonie. „Ależ tu pięknie!” - pomyślała Bianka, unosząc twarz do słońca. Odetchnęła głęboko i przysiadła w trawie. Babka jej nie ucieknie, a nie wiadomo, kiedy znów uda się jej wyrwać na wieś i pooddychać świeżym powietrzem. Pomyślała sobie, że sama chętnie zamieszkałaby w takim miejscu. Gdyby mogła zobaczyć się z boku, byłaby zaskoczona jak ładnie wyglądała.

Miała długie włosy, w odcieniu jasnego brązu, z których słońce wydobyło miedziane refleksy, a błękitna szmizjerka, którą miała na sobie, podkreślała szaro-zielony kolor oczu. Siedziała zamyślona w otoczeniu kwiatów, z przymkniętymi powiekami, ciesząc się słońcem, które stanęło w zenicie. Udało się jej wyciszyć, chłonęła tę leniwą atmosferę całą sobą, kiedy niespodziewanie drzwi stojącego nieopodal domku, uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. Bianka, wyrwana nagle z letargu, rozejrzała się zdezorientowana. Na progu chaty stała kobieta.

Mimo że pewnie już dawno przekroczyła siedemdziesiątkę, była wysoka i trzymała się prosto. Jej włosy były siwe, właściwie białe, zaplecione w koronę dookoła głowy staruszki. Miała na sobie białą, lnianą koszulę i czerwoną spódnicę, sięgającą kostek. Spojrzenie, którym obdarzyła Biankę, było bystre i wyrażało dużą pewność siebie. Uśmiechnęła się kpiąco, widząc zmieszanie dziewczyny. Bianka nie miała wątpliwości, że właśnie spotkała Babkę.

-No, chodź dziecko, chodź! - zawołała, przywołując ją ręką. - Ptaki już od rana ćwierkają, że się do mnie wybierasz. Jak będziesz się tak dalej czaić pod moim domem, to kawa nam całkiem wystygnie. - odsunęła się, przepuszczając dziewczynę w progu. – Siadaj sobie, kochana, pogadamy. - Bianka rozejrzała się zaciekawiona po wnętrzu. Weszły do staromodnie urządzonej kuchni, w której królował duży piec, wyłożony zielonymi kaflami. Pod sufitem ciągnęły się poczerniałe ze starości belki, a ściany były pobielone. Pomieszczenie było niezwykle przytulne, a kolorowe dzbanki i talerzyki poustawiane na półkach, ożywiały je i nadawały wnętrzu sielskiego charakteru. Pod oknem, z którego spływały białe muślinowe firanki, stał okrągły stolik na cienkich metalowych nóżkach i dwa podobne krzesła. Tam czekały na dziewczynę dzbanek z kawą i talerzyk pełen cudownie pachnących jagodzianek, na których widok głośno zaburczało jej w brzuchu. Staruszka zaśmiała się na ten dźwięk i gestem zaprosiła ją do stołu.

-Częstuj się, upiekłam je dzisiaj rano, to z jagódek z naszego lasu. - zachęciła i nalała kawy do dwóch filiżanek.

-Dziękuję, bardzo chętnie! - odparła, odgryzając kęs bułeczki.

-Mm! Doskonałe! - zachwyciła się. - Jagodzianki to moje ulubione. - dodała niewyraźnie, z pełnymi ustami.

-Tak właśnie sobie pomyślałam, jak tylko usłyszałam, że mnie szukasz. - uśmiechnęła się Babka i puściła jej oko.

-Widzę, że pan Gierek już zdążył panią uprzedzić, że potrzebuję pomocy. - Bianka zaczęła mówić, ale przerwało jej prychnięcie staruszki.

-Gierek? - zapytała z niedowierzaniem. - Jaki tam z niego pan. Zwykłe licho, co to pałęta się po obejściach i tylko szuka okazji jak komu nabruździć. Nie ma co sobie nim głowy zawracać! - pokiwała głową z dezaprobatą, podsuwając Biance talerzyk z drożdżówkami. – Jedz jeszcze, pewnie całą noc szłaś, co?

-Tak. I właśnie w tej sprawie przychodzę do pani. Pan...hm... Gierek wspominał, że zajmuje się pani turystami. Tak zrozumiałam. Obawiam się, że zabłądziłam, w dodatku zgubiłam torebkę. Czy jest tu może telefon? - Bianka tłumaczyła, a Babka bardzo uważnie się jej przyglądała.

Przestała się już uśmiechać i przybrała poważny wyraz twarzy.

-To, że się zgubiłaś, widać na pierwszy rzut oka. Dobrze, że wreszcie też to zauważyłaś. - stwierdziła. Bianka nie zrozumiała, co stara ma na myśli.

-Pomoże mi pani? Proszę mi wyjaśnić, gdzie jestem? - poprosiła. Babka westchnęła i zapatrzyła się w okno.

-Pomogę, czemu by nie. A czy ci się moja pomoc spodoba, to się dopiero okaże, ale skoro tu jesteś, widać tego ci trzeba. - oderwała wzrok od czegoś za oknem i podniosła się z krzesła, żeby dolać kawy.

-A ty się nie domyślasz, gdzie jesteś? No, Bianeczka, przecież zawsze byłaś bystrą dziewczyną, na pewno coś już wymyśliłaś, co? - popatrzyła jej głęboko w oczy.

Bianka odwróciła wzrok, to przenikliwe spojrzenie faktycznie jej się nie spodobało. Poza tym nie przypominała sobie momentu, w którym miałaby okazję przedstawić się Babce. Poczuła się nieswojo.

-Gdzie mieszkasz, złociutka, pamiętasz?- zapytała. Bianka roześmiała się:

-Pewnie, że pamiętam. Mieszkam niedaleko Chester, w Anglii, już od pięciu lat...- urwała i rozejrzała się niepewnie dookoła. Babka pokiwała głową z zadumą.

-Anglia, co?- zapytała ironicznie, wskazując brodą w stronę okna.

Dziewczyna wpatrywała się w krajobraz za szybą, oczami okrągłymi z niedowierzania i głośno przełknęła ślinę.

-Zabłądziłam. Zgubiłam się po drodze do Holy Head. Ja... ja jestem w drodze! - wyjąkała.

-To prawda, jesteś. - przyznała Babka niskim głosem.

-Tak, wzięłam urlop w pracy. Jestem w drodze nad morze?

-Hm.- staruszkabyła sceptyczna. Bianka nerwowo potarła czoło.

-Więc gdzie?!

Babka przesunęła się razem z krzesłem w jej stronę i położyła delikatnie swoją dłoń na jej ramieniu.

-Już nie jesteś w Anglii- powiedziała łagodnym tonem.-Spróbuj przypomnieć sobie, co się działo po drodze- pogłaskała ją po ręce. Jej twarz była na wysokości twarzy Bianki. Patrzyła jej intensywnie w oczy.

-Nie potrafię powiedzieć. Mam taki mętlik w głowie. Przecież jechałam nad morze! Nic nie pamiętam! - Bianka była przerażona pustką, która wypełniła jej umysł.

-Nie bój się, dziecko. Cokolwiek to było, jest już za tobą. Jechałaś samochodem?

-Tak, ale trafiła mi się koszmarna pogoda. Byłam już na wyspie, zaczął się sztorm. Strasznie wiało i lało tak, że prawie nic nie widziałam...- urwała w połowie zdania- Nie jestem pewna. - dodała bezradnie.

-Czego?

-Czuję, że powinnam przypomnieć sobie coś ważnego. Mam to na końcu języka, ale cały czas mi ucieka!- Bianka pocierała nerwowo skronie.

Babka pokiwała głową ze zrozumieniem:

-Też mi się to często zdarza. Nic na siłę!- wstała i energicznie przygładziła spódnicę. Zaczęła krzątać się po kuchni.

-Zostaniesz tu dzisiaj na noc. Potem na spokojnie uradzimy co robić dalej. Rozchmurz się, mogłaś trafić gorzej. - uśmiechnęła się wesoło. Bianka w dalszym ciągu intensywnie myślała.

-Zrobię nam herbaty z miodem i cytryną. - oznajmiła Babka i przetarła ściereczką imbryk, który wyjęła z kredensu.

-Nie, dziękuję. Niczego nie przełknę. Tak się martwię, co się ze mną dzieje? Miałam jakiś wypadek, prawda? To dlatego nic nie pamiętam?

-Wypij herbatę! - staruszka była stanowcza. - To rozjaśnia w głowie.

-Nie, dziękuję! Proszę mi powiedzieć. Czuję, że pani wie, o co tu chodzi! To był wypadek, prawda? - Bianka oddychała teraz szybciej. - Pewnie mam amnezję albo jakiś inny uraz głowy? Krwiaka, czy coś takiego... O mój Boże! - dziewczyna pobladła.

-Niech mi pani powie!

Babka przestała polerować dzbanek i teraz tylko trzymała go w dłoniach. Przyglądała się Biance z troską. Westchnęła ciężko.

-Złociutka...- zaczęła, ale dziewczyna nie dała jej dokończyć. Była bardzo spięta.

-Była okropna widoczność, jechałam jakąś wąską drogą. Nie mogłam zorientować się, gdzie jestem. Wszystko zasłaniały mi te przeklęte żywopłoty, rosnące wzdłuż drogi! - lekko zadrżała.

-Dojechałam do ostrego zakrętu i nie miałam szans niczego za nim zobaczyć. Chciałam gdzieś przeczekać, ale nigdzie nie było pobocza. Wtedy zza zakrętu wyjechało to drugie auto. - przełknęła głośno ślinę i zamilkła. W kuchni zapadła głęboka cisza, przerywana tylko tykaniem zegara. Babka pociągnęła nosem i wróciła do przygotowywania herbaty. Bianka poruszyła się nerwowo.

-Mam rację, prawda? - zapytała cicho. Staruszka podparła się pod bok i ponownie westchnęła.

-Co by nie było, to jakoś się ułoży. Wszystko jest po coś. - uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny.

-O matko! - oddychała głośno. - Czyli trafiłam?

-Wszystko będzie dobrze. - Babka przykucnęła obok krzesła i położyła dłoń na jej ręce. Patrzyły sobie w oczy. Nagle dziewczyna poczuła się lepiej. „Wszystko będzie dobrze” - powtórzyła w myślach słowa staruszki. Gdy ta zauważyła, że Bianka zaczyna się odprężać, podniosła się na nogi. Wciąż się uśmiechając, zapytała:

-To jak z tą herbatą? Może się jednak napijemy?

Bianka posłała jej poważne spojrzenie.

-Czy to właśnie o tym powinnam pamiętać? O wypadku samochodowym?

Babka znieruchomiała. Odchrząknęła, a jej twarz przybrała nieoczekiwanie psotny wyraz.

-Bianeczko, to prawda, że miałaś wypadek i nie dotarłaś nad morze, ale przede wszystkim...- uśmiechnęła się figlarnie. -Przede wszystkim powinnaś pamiętać o tym, że jesteś martwa, kochanie.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Bajkolapka · dnia 23.02.2017 22:07 · Czytań: 496 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Bellona dnia 24.02.2017 01:23 Ocena: Świetne!
Ależ z ciebie psotnica i prawdziwa bajkolapka złapałaś mnie na pierwszej stronie i darłaś mnie przez te parę kartek w ogóle nie puszczając :)
Bajkolapka dnia 24.02.2017 09:41
Dziękuję Ci serdecznie, za te miłe słowa! Nawet nie wiesz, jak bardzo poprawiły mi humor dzisiejszego ranka! :)
JOLA S. dnia 24.02.2017 12:11
Podobało mi się. :)
Spójna akcja. Wartkie, ciekawe, czyta się lekko. Bardziej rozrywkowe niż refleksyjne.

Ładne zakończenie. Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam serdecznie :)

JOLA S.
Bajkolapka dnia 24.02.2017 15:09
Bardzo dziękuję, Jolu! Pozytywna ocena, wyrażona przez doświadczonego użytkownika, wiele dla mnie znaczy! :) Ciąg dalszy powinien pojawić się lada dzień :)
mike17 dnia 24.02.2017 15:33 Ocena: Świetne!
Bardzo oryginalna opowieść, bez dwóch zdań :)
Przygody po śmierci, wejście w inny wymiar, strzępy pamięci i "nowe".
Zgrabnie to napisane.
Na pochwałę zasługują dialogi, bo to na nich opiera się całość.
To jest już wyższa szkoła jazdy, by umieć napisać coś w ten sposób.
I to właśnie od razu rzuciło mi się w oczy.

Sama fabuła nie do końca odkrywcza, bo było już kilka filmów o ludziach, którzy umarli, a jakoś nadal żyją - "Szósty zmysł" i "Zgromadzenie", tu jest podobnie, ale nieco inaczej.
Choć zastosowany podobny bajer.

Ogólnie jest bardzo na "tak" i czekam na ciąg dalszy.

Jednocześnie zapraszam do mego najnowszego opowiadania, będzie mi miło :)

Howgh!
Bajkolapka dnia 24.02.2017 19:45
Dziękuję Mike! Zupełnie nie spodziewałam się takiego miłego przyjęcia, szczególnie od osób piszących na tak wysokim poziomie, jak Ty. Wasze komentarze dodały mi skrzydeł, dosłownie! :) Mam nadzieję, że kolejne części nie zawiodą Waszych oczekiwań. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie! :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty