Robin 2/2 - Krzysztof Konrad
A A A
Od autora: To ostatnia część krótkiego opowiadania.
Klasyfikacja wiekowa: +18

     Wydział zabójstw policji Miami znajduje się między szóstą i ósmą kondygnacją głównej siedziby Miami Police Departament. Kapitan Ray McCangan wysłuchiwał zeznań podejrzanego o zabójstwo co najmniej czterdziestu osób. Zamordowani byli bezpośrednio związani z jedną osobą. Człowiek z własnym systemem wartości – Robin Nood – zawierał przyjaźnie ze wszystkimi ofiarami, każdą z nich dokładnie selekcjonując, po czym analizował ich zachowania. Później, jak stwierdził, zabijał na życzenie klienta, odbierając wysokie honoraria za każdą ze zbrodni. Pod koniec sierpnia dwa tysiące szesnastego roku popełnił błąd, spoufalając się z Hankiem Schneiderem. Prawnik przez okres kilku tygodni regularnie spotykał się z Robinem, tworząc z nim więź, a później pomógł policji w schwytaniu mordercy. Choć przeprowadzono wiele serii przesłuchań, Nood nie chciał mówić. Zaczął opowiadać dopiero po zapewnieniu, że nie usmaży się na krześle elektrycznym.

 

     – Nie mamy czasu, Nood. Mów, gdzie znajduje się Schneider, albo odwołam swoją obietnicę. – Ray zmarszczył czoło.

 

     – Spokojnie, kapitanie. Pan się śpieszy, ale to ja jestem kierowcą autobusu – odpowiedział Robin. – Cierpliwość. Tylko jej wam brakuje. Bez wysłuchania całej historii, nie znajdziecie Hanka.

     Zdawało się, że McCangana opuszczają siły.

 

     – Siadaj, kapitanie. – Wskazał miejsce naprzeciw. – Na czym skończyliśmy?

 

     Centrum dowodzenia, wraz z większością sztabu, znajdowało się na ósmym piętrze wcześniej wspomnianego wieżowca. Tego dnia mało kto interesował się własną robotą. Forensycy, detektywi, nawet porucznik, przepychali się przed małym ekranikiem, wyświetlającym nagranie z rozmowy sierżanta i człowieka eutanazji. To miasto jest wypełnione złem, ale mało kiedy zdarza się tak oryginalny, chciałoby się rzec, inteligentny zabójca. W rogu pomieszczenia, oprócz McCangana zasiadała funkcjonariuszka sądowa Eva Pierce. Miała przy sobie wypłowiały długopis, jakby chciała przekazać w ten sposób tragiczną sytuację materialną wydziału.

 

     – A ta, to co tam robi? zapytał jeden z ciekawskich policjantów.

 

     – Gość chce sławy. Ona zapisuje wszystkie jego słowa, a Ray musi słuchać. Nic nie zrobimy, on chętnie mówi, a my nie możemy ani olać, ani przyśpieszyć tego biadolenia.

 

     – Zawsze chciała napisać powieść. Rozległ się kpiący śmiech. No to sobie popisze.

 

      Porucznik Layla Rodriguez zatrzymała salwę śmiechu odchrząknięciem. Mniej przydatni gliniarze odeszli na rzecz poszukiwań Hanka metodą „na ślepo” mimo że to zeznanie Robina było największym źródłem informacji. Próbując nadać sprawie najwyższy bieg i powagę, nakazała przekazać Evie, że chce mieć na biurku każdą kartkę, którą do tej pory udało się zapisać.

 

     – Na razie powiedział wszystko, co zaplanował Schneider przy tworzeniu zasadzki tłumaczył jeden z detektywów. Nie rozumiem, przecież kamery wszystko nagrywają, rejestrują dźwięk. Po co ten cyrk? dodał.

 

     Rodriguez kiwnęła ironicznie głową. Detektyw skupił się na nagraniu mając pietra, że szefowa za chwilę skarci go za brak umiejętności wyciągania wniosków.

 

     – Zabił czterdziestu ludzi. Chce uwiecznić swoją naturę, mowę, i sposób myślenia na papierze. Eva nie pisze teraz dla nas, tylko dla niego.

 

     Po dwudziestu minutach Ray zarządził przerwę. Dzięki temu funkcjonariuszka miała okazję dostarczenia treści zeznania do Laili nie tracąc przy tym ani słowa. Porucznik po kilku minutach zaryczała udawanym śmiechem.

 

     – Ja, nazywam się Robin Nood. N O O D. Hood zabierał bogatym, dając później biednym – odczytała na głos jeden z fragmentów. Wiesz, że piszesz pod przysięgą? To jest cholerne opowiadanie.

 

     – Rozumiem, ale ja nic nie ubarwiam, pani porucznik. Każde słowo jest idealnie odwzorowane.

 

    3.

 

     Mafia Kalabryjska była odważnie głupim pomysłem. Eutanazję zawsze prowadzę własnoręcznie, żeby wykosić ilość świadków – czy ludzi wiedzących o moim istnieniu – do jednego, a później zabić tego jedynego i tak w kółko.

 

     Odejście Schneidera zaplanowałem w wyjątkowy sposób. Wyjątkowość pomysłu drzemała w jego tajemniczości. Zgodził się, żeby koniec nastąpił niespodziewanie, między piątym a dwunastym września. Przelew przyszedł błyskawicznie. Dwadzieścia tysięcy zielonych. Taka kasa nie umywa się do góry złota, jaką otrzymuje płatny zabójca, lecz nie jestem płatnym zabójcą. Mord jest trudniejszy, mordowany człowiek nie chce być zamordowany. To jest inne. Przeprowadzam eutanazje, pomagam popełnić samobójstwo, wykonuję brudną robotę, ale na Boga – nie mówcie, że zabijam. W kwestii sławnego, bogatego i znanego prawnika, określiłbym się jako wyręczający tchórza.

 

     Każdy z pacjentów chce swojej śmierci z innych pobudek. Mimo tego że wszyscy kończą w glebie, mimo niechęci do życia u każdego z nich. Ta niechęć bierze się z odmiennych błędów postrzegania, czucia i funkcjonowania, a czasem nawet nie z błędów. Umierający w konwulsjach, nie prosi o szybszy koniec dlatego że otacza go strach, on się już nie boi, jego zwyczajnie boli. Taki człowiek niczego nie postrzega źle. Hanka dało się uratować, gdyby tylko zechciał zrozumieć, czym naprawdę jest rodzina.

 

     Niespodziewany koniec to moja sugestia dla nowicjuszy depresji. Umysł takiego człowieka nie jest jeszcze wystarczający skażony. Ktoś taki nie wgłębił się jeszcze w skuteczne techniki kończenia, nie przeglądał internetu, nie jest doświadczony w kwestii myśli samobójczych. Bogaci mają lepiej, bogaci mają mnie.

 

     To musiał być bohaterski wypadek. Pogrzebałem w skarbnicy informacji, jaką jest internet, wraz z portalami społecznościowymi. Znalazłem wiele artykułów, ukazujących Hanka na piedestale, ale nic nie przebiło tych zdjęć z ukochaną córeczką. Na jednym dźga jej żebra, malując przy tym słodki uśmiech na małej twarzyczce swojej kruszynki, Ellie. Kolejne zdjęcie – Ellie słucha bicia serca taty po przytknięciu szklanki do klatki piersiowej. Ellie zdmuchuje świeczki, Ellie karmi zwierzątka w zoo, maluje ojcu wąsa. Gdybym zakatował go na ulicy, zwyczajnie by umarł. Problem polegał na tym, że co by się nie stało, Hank Schneider zawsze będzie bohaterem. Lepszy od bohatera jest tylko superbohater.

 

     Wiedziałem, że zacznie liczyć dni, czekać na podstęp, zasadzkę, bujać się z nerwów, tracąc litry potu. Już dawno zauważyłem pewną anomalię, co do strachu przed nieuniknionym. Boją się wtedy, od kiedy powinni się bać. Powiedz człowiekowi, że umrze, to cię wyśmieje, powie, że to wiadome – każdy kiedyś umiera. Powiedz człowiekowi, że umrze w przeciągu pięciu dni, a będzie bał się pięć dni. Powiedz, że umrze między piątym a dwunastym września, to zacznie się bać od piątego września.

 

     A Robin Nood, szczwany lis jeden – zauważył wydarzenie, które prawnik założył na swoim profilu. Konkurs piosenki patriotycznej – eliminacje. 4 września. Hala sportowa Volley School. Chciał zobaczyć córeczkę chociaż raz, na eliminacjach. Data przed granicą umieralności. Do dwunastego, w razie gdyby dostała się dalej.

 

    Na konkurs, dzieci miały przygotować też stroje upamiętniające zamach z jedenastego września. Co za debilny konkurs. – Pamiętam taką myśl. Kto o zdrowych zmysłach każe dziewięciolatkowi śpiewać na cześć tysięcy ludzi porozrywanych na strzępy? Jak odpowiadali rodzice, gdy dziecko zapytało, co takiego stało się tego pamiętnego dnia?

 

    Wkradłem się w nocy do gabinetu nocnego stróża. Wstrzyknąłem w jego gardziel środek usypiający, gdy przewracał się na drugi bok. Już wcześniej opatulił się koszulą w romby, co dało w tym wszystkim jakiś rodzaj naturalności zaistniałych okoliczności. Znalazłem plan obchodów nocnych i grafik ochrony podczas trwania konkursu. Z tego co wyczytałem, leniwy cieć powinien w tym czasie kończyć swoje okrążenie. Nazajutrz tylko dwóch ochroniarzy. W czasie trwania eliminacji obaj mieli być wśród publiczności. Kto by w ogóle pomyślał o znikaniu dzieci? A jednak często się to zdarza. Taki konkurs jest gratką pedofilów i porywaczy dla okupu, a rodzice dzieci z tak elitarnych szkół, jak choćby rodzice Ellie, mają dużo pieniędzy. Później odwiedziłem salę gimnastyczną. Nie było w niej nic specjalnego i to mnie zmartwiło. Przedsionek, który pewnie posłuży za przebieralnię i poczekalnię w jednym, wielka widownia zwrócona ku malutkiej scenie, odseparowanej od reszty sali jedynie wstęgami, imitującymi flagę Ameryki, a z przodu miejsca dla nauczycieli. Tyle mi wystarczyło.

 

     Kilka dni przed całym przedsięwzięciem napisałem do The Miami Eye notkę z żądaniem okupu, który Schneider miałby dostarczyć do restauracji w której pierwotnie się spotkaliśmy. Gazety puszczono w obieg równo czwartego września, dwadzieścia minut przed rozpoczęciem konkursu. Zważywszy na popularność bohatera dnia, o notce z działu ogłoszeń dowiedziałby się w trakcie poszukiwań córki.

 

     Nadszedł ten dzień.

 

     Rodzice wprowadzili Ellie. Mała słodkość rzeczywiście wyróżniała się pośród rówieśników. Obejmowała dłonie ojca i matki swoimi malutkimi, lekko drżącymi ze stresu paluszkami. Każde dziecko tak robi, czym się tak zachwycasz, Robin? A choćby jedynym na świecie niewymuszonym uśmiechem dziecka chcącego robić coś, bo chce, a nie dlatego że musi. Po tym jednym i jedynym geście szczęścia zachowała powagę. Inne niedowartościowane matki nadal promowały swój wizerunek. Ellie Schneider – jedyne świadome dziecko. Chciałbym posłuchać śpiewu tego aniołka, ale czas mnie gonił. Wszyscy uczestnicy mogli przebrać się przed występem. Wziąłem pod uwagę fakt, że dzieci będą odprowadzane do szatni w obecności dorosłej osoby. Tutaj musiałem zdać się na łut szczęścia. Czy ta osoba wejdzie do szatni, czy może zostanie przed drzwiami? Chciałem opcji numer dwa, ale jak się domyślacie, z łutu pozostał kawał drutu. Raczej dwóch igieł, które musiałem wbić jednocześnie w szyje dwóch osób. Nawet to nic nie dało. Przed zastrzykiem, z gardła pani opiekunki wydostał się dość potężny pisk. Zwinąłem dziewczynkę pod pachę, wybiegłem z sali, otworzyłem kanciapę ciecia, którego też wcześniej uśpiłem, i tam położyłem na jego łóżku, przykrywając wcześniej kocykiem w romby. Cholera, ten środek mnie uzależnił. Domyśliłem się, że spanikowany tłum odnajdzie ją w godzinę. Znaleźliby ją jeszcze wcześniej, gdybym nie nadał z krótkofalówki stróża, że wszystko jest okej. Musiałem tam poczekać kilka ładnych chwil, aż się domyślą, bo komunikatory mają zasięg ledwie kilkudziesięciu metrów. Kanciapa znajduje się tuż obok płotu, przez który wystarczyło tylko przeskoczyć, ale przed rozpoczęciem konkursu przeciąłem siatkę (gimnastyk ze mnie żaden).

 

     Karoseria samochodów jest zbyt eteryczna, by do planu angażować moje cacko. Cała wypłata poszłaby na naprawdę. Pieprzę taki interes. Tydzień przed wydarzeniem, wypożyczyłem starego dodge’a. Zatrzymałem się, pozostawiając auto w poprzek na dużym skrzyżowaniu, a później wysiadłem, powodując niewąski korek. Tą drogą da się dojechać do Sand Factory najszybciej. Hank jeździł potężnym hammerem, który za żadne cudy świata nie przecisnąłby się przez taki magiel. Biegłem chodnikiem, równolegle do setek samochodów, których kierowcy pluli na siebie jadem. Założyłem kaptur po zauważeniu luksusowego hammera. Kierowca strzelał obelgami, opluwając przy tym całą szybę i jednocześnie płacząc. Otworzyłem drzwi pojazdu, błyskawicznie wstrzykując królową snu w okolice krtani. Zdążył się tylko obejrzeć. Płyn szybko dostaje się do krwi. Opadł bezwładnie, a poszycie siedzenia pasażera zaasekurowało go przed uszkodzeniem głowy (nie wybaczyłbym sobie, gdyby Hankowi coś się stało).

 

4.

 

     Rycyna – białko o silnych właściwościach toksycznych pochodzące z Ricinus communis – rącznika pospolitego. Wszystkie części rośliny zawierają rycynę, ale największe jej stężenie (od 1 do 5%) występuje w nasionach. Dawka śmiertelna dla osoby dorosłej wynosi w najmniejszym pułapie około jednej dziesiątej mikrograma, czyli mniej niż siknięcie komara. Po zażyciu takiej ilości trucizny drogą pokarmową, wątroba sobie z nią poradzi, tylko odrobinę się zesrasz. Przy wstrzyknięciu do krwiobiegu, zabija w przeciągu trzech dni. Objawy to biegunka, wymioty, ból brzucha i tak dalej, najprościej mówiąc umierasz na grypę. Właśnie taką dawkę wstrzyknąłem w żyłę Hanka.

 

     Impet z jakim sierżant Ray zerwał się z ciężkiego krzesła, spowodował jego rąbnięcie o ścianę oddaloną o dwa metry. Eva Pierce, funkcjonariuszka sądowa, a z pasji niespełniona pisarka. Nawet ona przestała notować, gdy prawda zmroziła jej nie tylko krew, ale również dłoń.

 

     – Nie wstawaj, złotko poprosił pisz dalej, to w końcu coś osiągniesz. Robin oparł się na krześle i dodał: życie pisze najlepsze historie.

 

     Mama była ogrodnikiem. Kochała rośliny i sprawiłem, że umarła dzięki roślinie, a nie przez ludzką głupotę. Hank był tchórzem, oszustem, głupcem i zdrajcą.

 

     Za każdym razem pomagam ludziom umrzeć, ale wpierw wstrzykuję w ich żyły kapkę rycyny, żeby mogli pomyśleć, że umierają na czymś w rodzaju łąki. Z drugiej strony, to co zrobił, było w pewnym sensie piękne. Polował na mnie całe swoje życie, a kiedy dowiedział się o tym, że umrze, upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Tak jest, Hank Schneider nie zbudował zasadzki na kłamstwie o nowotworze; rak naprawdę narodził się w jego dupie. Przez wzgląd na to, że w postępowaniu tego człowieka była iskierka męstwa, a nawet szlachetności, wstrzyknąłem mu rycynę. Wstrzyknąłem, ale wywiozłem na pustynię, czterdzieści mil od Miami. Chory człowiek jest w stanie przejść taką odległość dokładnie w trzy dni. To samo przekazałem jemu. Pozostały mu trzy dni, które spędził na pustyni, próbując wrócić do rodziny. Zgaduję, że zmarł mniej więcej trzy może cztery mile od miasta, co daje osiem mil drogi do domu, do kochanej żony i córeczki Ellie. Nie zobaczył nawet cholernego występu. Gdy poznałem prawdę o tym wszystkim co zaplanował dużo wcześniej, niż mógł sobie pomyśleć przypomniałem sobie o tobie, Evo Pierce. Często starałaś się o publikację tekstów w Miami Eye, ale zawsze odrzucano twoje teksty ze względu na marność pomysłów i ich nieświeżość.

 

Powodzenia. Niech pamięć o Hanku, odważnym i lojalnym bohaterze, nigdy nie zaginie.

 

Writed by Eva Pierce.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krzysztof Konrad · dnia 08.03.2017 20:11 · Czytań: 1731 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 4
Komentarze
JOLA S. dnia 30.03.2017 17:31 Ocena: Bardzo dobre
Krzysiu,
cieszę się, że znalazłam dla siebie fajne fragmenty. :)
Co do zamierzenia - wiedziałam od początku, o czym chciałeś napisać,, nigdy wcześniej nie wydawało mi się to tak jasne i to o nie jest zarzut, a pochwała :)
Dobry tekst, konsekwentny. Oby tak dalej.

Pozdrawiam cieplutko i do następnego :)

JOLA S.
Skuul dnia 05.04.2017 16:30 Ocena: Bardzo dobre
Dobre, wciągające. ;)
al-szamanka dnia 01.05.2017 20:19 Ocena: Świetne!
No i znam cdn.
Nie zawiódł.
Bardzo dobrze napisany tekst.
Jak wiesz nie lubuję się w takiej tematyce, ale nie o to chodzi.
Ważne są umiejętności, które z tekstu na tekst buzują w Tobie coraz bardziej.
I znowu widzę dla Ciebie przyszłość wziętego pisarza.

Pozdrawiam serdecznie :)
Krzysztof Konrad dnia 01.05.2017 20:55
Szamanko, rozpieszczasz mnie, ale raczej nie zrobię takowej kariery, choć bardzo bym chciał. Praca mnie ostatnio wykancza na tyle, że po powrocie do domu nie mam już na nic siły. Nawet nie czytam, a przecież to jest najważniejsze. W życiu przeczytałem że trzy ksiazki. Każdy się dziwi, jak mogę pisać, skoro nie czytam. Taki lekki paradoks.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:36
Najnowszy:pica-pioa