Wsłuchiwał się w bas, płynący z potężnych ośmiuset watowych głośników. Muzyka wprawiała w drgania jego cały organizm. Rozmyślał nad tym, czy może zmienić rytm bicia serca. Zresztą to było nieistotne. Ważne, że stawał się częścią muzyki. Z początku złościli go inni uczestnicy koncertu. Rozpychali się, chodzili w tą i z powrotem. Odbierali przestrzeń. Po godzinie pierwszej było już luźniej, poza tym przesunął się na sam skraj sceny. Przyszedł na festiwal, aby zanurzyć się w housowych rytmach. Ludzie go nie interesowali.
Podskakiwał na twardej posadzce wymachując rękami. Jeśliby ubrać go w strój prekolumbijskich ludów dorzecza Amazonki i pokazać antropologowi, stwierdziłby że jest członkiem jakiegoś dzikiego plemienia i odbywa taniec rytualny. Taniec wojenny lub taniec płodności. Dla ludzkości od zawsze te elementy były najistotniejsze. Walka i seks. Zgodnie z przesłaniem "peace, love, and ecstasy", badacz musiałby dojść do wniosku, że przedstawienie to nie ma nic wspólnego z prośbą bogów o zwycięstwo nad wrogiem. Idea była jasna. Łączcie się w celu sprawiania sobie przyjemności. Niekoniecznie w celu prokreacji.
Sebastian miał, mówiąc delikatnie, w pogardzie owo przesłanie. On tańczył. I tylko to było istotne.
Niska blondynka, w czarnych dżinsach i czerwonych trampkach, przyglądała mu się uważnie. Siedziała na trybunach i bawiła się zawiązaną na szyi arafatką. Widziała, że tańczący samotnie chłopak, nie przyszedł tu by poderwać, którąś z dziewczyn, ale że przyciągnęła go muzyka. To wydawało się niespotykane. Interesował ją.
Marię, bo tak w tym momencie miała na imię, ludzie nudzili dość szybko. Szukała, więc jak najbardziej odróżniających się od reszty. Od masy przeciętniaków. Z różnych względów, przede wszystkim płci, szukała mężczyzn. A ta część świata, wydawała jej się bardziej do siebie podobna, niż kobiety. Tym szczęśliwsza była, kiedy znajdowała osobnika wyjątkowego pod jakimś względem. Zwłaszcza, jeśli tym wyróżnikiem była cecha charakteru, usposobienie, nie tylko wygląd. Takich jak ten średniego wzrostu brunet, w czarnych adidasach i sztruksowych spodniach, już widywała, ale nie tak znów często. Uśmiechnęła się, na wspomnienie, że wpadła na tak świetny pomysł, aby odwiedzić to miejsce, akurat tej nocy.
Sebastian poczuł na sobie wzrok obserwatorki. Zawsze, kiedy miał wrażenie, że jest obiektem czyjejś wzmożonej uwagi wyczuwał to. Odwracał wtedy głowę i albo spotykał się z wzrokiem natręta, albo widział jak tamten ucieka spojrzeniem. Tym razem znów się obrócił. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, najwyraźniej nieprzejęta demaskacją. Wzruszył ramionami. I znów tańczył vis-a-vis głośników i sceny. Maria czekała. Miała mnóstwo czasu.
Kiedy zmęczył się nieco i postanowił iść po piwo, dziewczyny już nie było. Nie zdziwiło go to. Nie po raz pierwszy był w takiej sytuacji. Rzadko chwilowe zainteresowanie miało inny finał. Czasem zdarzało mu się opowiedzieć uśmiechem, powiedzieć cześć. Kilka razy wypił piwo z wielbicielką swojego tańca. Dwa razy się przespał z nieznajomymi z imprezy. I obie noce skończyły się tak samo. Porankiem pożegnalnym.
Unikał dziewczyn, które chodzą z przygodnymi mężczyznami do łóżka. Nie przyszło mu do głowy, że mogło im się to zdarzyć pierwszy raz. Miał zasady. Nie chciał ryzykować związku z nieodpowiedzialną kobietą. Spotykał się już z taką osobą i żałował od pół roku. Odczuwał strach przed kolejnym rozczarowaniem. Życie singla pod wieloma względami nie było rewelacją, ale "Nic na siłę" powtarzał sobie.
Przed barem była długa kolejka. Widać w tym samym momencie wszystkim zachciało się piwa. Było chłodno, a alkohol świetnie zastępował ciepłe ubrania, przynajmniej tymczasowo. Westchnął i starał się udawać, że nie nuży go czekanie. Obserwował ludzi, którzy idą w stronę bawiącego się tłumu, tych którzy tak jak on stoją w kolejce do baru, oraz wychodzących z festiwalu. Nie było to nadzwyczaj absorbujące zajęcie, ale chwilowo nie miał lepszego.
- Chodź, mam dla ciebie piwo - usłyszał miły głos za plecami. Odwrócił się i zobaczył blondynkę w arafatce. Trzymała dwa plastikowe pokale wypełnione złocistym napojem.
- Kupiłam ci. Ale pamiętaj następne ty stawiasz.
- W porządku - odparł wesoło. Nie czuł się bardzo zaskoczony. Może dlatego, że już co nieco wypił. W każdym razie, przyjął tę propozycję bardzo naturalnie.
- Mam nadzieję, że nie wrzuciłaś mi nic do piwa.
- Nie masz gwarancji. Zaryzykuj.
- Zaryzykuję. Jak masz na imię?
- Maria. Prawda, że ładnie?
- Pięknie - odpowiedział biorąc piwo z jej ręki. Patrząc wyzywająco, delikatnie musnęła jego dłoń. Nie było to jednak wyzwanie narzucającej się nastolatki, lecz pewnej siebie i szanującej go kobiety.
- Nie jesteś bardzo skromna. Ja jestem Sebastian.
- A dlaczego mam być? Znam swoją wartość. Skromność to wymysł słabych ludzi. Widziałam, jak tańczysz. Też nie jesteś mnichem.
- Chyba z klasztoru Shaolin - zaśmiał się.
- Kiepski żart. Miałam przyjemność poznać kilku, to buddyści. Są szalenie skromni. Obrzydliwa ideologia.
- Oj widzę, że masz dość skrajne poglądy.
- W twoim środowisku tak. Idziemy pod scenę? Nie będziemy tak stali - nie czekając na odpowiedź złapała go za rękę i pociągnęła w stronę ławek. Nie stawiał oporu. Kiedy zobaczył Marię tańcząc na dole, nie zauważył, jaka jest ładna. Miała wręcz idealne rysy twarzy. Duże oczy, prosty mały nos, lekko zaokrąglony podbródek. Usta pełne, ale niezbyt duże. W życiu nie trzymał za rękę tak pięknej kobiety.
Kiedy usiedli pogłaskała go po głowie i zaczęła opowiadać, o tym jak zwrócił jej uwagę. Mówiła prawdę nie miała powodu tworzyć wyimaginowanych historii. Sebastian prawie się nie odzywał. Później mówiła o idiotyzmie chrześcijaństwa i innych religii znanych Sebastianowi. Zapytał, czy to jej hobby. Przyznała, że ma obsesję na tym punkcie. Nie przeszkadzało jej jednak, że partner w rozmowie, nie mam równie szerokiej wiedzy.
Wypili jeszcze po dwa piwa. Za wszystkie zapłaciła Maria. Miała niezwykłą umiejętność omijania kolejek. Kiedy Sebastian wracał z toalety ona czekała już z pełnymi pokalami. A co najdziwniejsze, kiedy kończył im się alkohol, jego pęcherz zmuszał go do szybkiego skorzystania z pisuaru, Maria w tym samym czasie ani razu nie poszła do ubikacji. Dopiero wtedy gdy wychodzili z imprezy, udała się w owo miejsce.
- Pójdziemy do mnie - powiedziała i zamówiła taksówkę.
- Muszę rano wstać - odparł, kiedy skończyła rozmawiać przez telefon.
- Chyba się mnie nie boisz? Nie zrobię ci krzywdy.
- Skoro tak, to po co mam z tobą jechać? - zaśmiał się głośno.
- Lubisz, żeby bolało?
- Nie. Żartowałem.
- W porządku, powiesz co lubisz jak będziemy na miejscu. Mam duże łóżko.
- Wedle rozkazu pani generał - powiedział i pocałował ją namiętnie.
Poddała się. Czekali objęci na zamówiony transport. Noc wydawała się cicha, jak nigdy. Maria była zadowolona, Sebastian zdziwiony. Nie zachowaniem dziewczyny, lecz nocą. Czerń stała się żywą istotą. Dawała znaki, mówiła.Przypominała morze, które lada chwila niczym potężny zamek otworzy swe bramy, a oni ruszą pośród potężnych, lecz nieruchomych fal.
- Bohaterów Warszawy trzydzieści pięć - powiedziała, gdy usiedli w samochodzie. Taksówkarz nie odpowiedział, tylko ruszył z miejsca. Nadspodziewanie szybko dotarli pod dom Marii. To był, widać uczciwy kierowca, który nie starał się oszukiwać pasażerów i jeździć, jak najbardziej okrężną drogą. Maria zapłaciła i wyszli z auta.
Mieszkała w jednorodzinnym niewielkim domu. Weszli po kilku schodach, otworzyła drzwi i puściła go przodem. Dom był urządzony w stylu minimalistycznym. Biel i metal. Nie czuł żadnego zapachu. Czystość była zdumiewająca.
- Rzadko bywasz w domu, czy ciągle sprzątasz?
- Nie brudzę. Mieszkam sama. Nie zapraszam gości. Lubię porządek - odparła mechanicznie.
- Dobrze się czujesz?
- Tak kochanie. Zaczekaj na mnie w sypialni muszę się przygotować - powiedziała wskazując mu pokój.
Łóżko rzeczywiście było duże. Dwa metry na dwa. Tak przynajmniej ocenił Sebastian. Zajmowało prawie cały pokój. Nakryte srebrną atłasową pościelą. Sebastian rozebrał się, nie ściągnął tylko slipów. Położył się i czekał. Było wygodne, miękkie, ale nie tak aby się w nie zapadać. Robił się powoli senny.
- Nie śpij książę - przerwała tę medytację. Otworzył szeroko oczy. Była wspaniała. Biel jej skóry podkreślona czerwienią umalowanych ust, niemal raziła w oczy. Duże i jędrne piersi falowały spokojnie wraz z oddechem. Ukazała równe zęby w szerokim uśmiechu.
- A majtki? Mam ochotę cię schrupać w całości. Mogłabym się zadławić twoją bielizną.
- O nie, nie wybaczyłbym sobie tego - mówiąc to zrzucił ostatnią część garderoby.
W tym samej chwili z ust dziewczyny wydobył się nieartykułowany krzyk. Rodzaj pisku lub wycia. Nie znał podobnego dźwięku. Usiadł wyprostowany i patrzył z przerażeniem, jak rośnie jej głowa. Cała rosła. Sparaliżowało go. Po minucie nie była już Marią tylko ogromną zdeformowaną głową o paszczy naszpikowanej setkami zębów. Długi i gruby język oplótł nogę ofiary i powoli zaczął wciągać do środka. Zemdlał z przerażenia. Ocknął się, kiedy zęby zacisnęły się na jego ciele. Tak jak obiecała, nie bolało.
Po godzinie, leżała w pozycji relaksacyjnej na swoim wielkim łóżku. Mruczała z zadowolenia. Jadała już smaczniejszych ludzi, ale od dawna nie miała lepszego posiłku. Polska okazała się przyjaznym krajem, postanowiła, że zostanie tu na dłużej.
- Dzień był udany - powiedziała do siebie i zasnęła.
Śnił jej się ogród pełen czerwonych róż. Po wyznaczonych ścieżkach spacerowali ludzie, których pożarła. Szczęśliwi i pełni wdzięczności śpiewali hymn pochwalny na jej cześć. Sebastian także śpiewał.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
TomaszObluda · dnia 27.11.2008 20:56 · Czytań: 953 · Średnia ocena: 3,43 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: