By stać się Zakasem, trzeba było sforsować 101 dróg ewakuacyjnych z głównego strumienia życia i przekonać się o ich daremności. Strach wyrzutka, wstyd odmieńca, ból samotnika. A i tak poszedłbym tamtędy raz jeszcze, gdyby dane mi było wybierać. Żałuję tylko, że musiało to zająć aż tyle lat.
Zakas to owoc poznania złego i dobrego. Poznania obrazów o wysokim kontraście i nasyceniu. To krytyka społeczna, kulturowa i polityczna, której ostrze hartowało się w kuźni wykluczenia, desperacji, jak również całego zła, które wyrządziłem. Zakas to nie teoretyczne, kawiarniane dywagacje, lecz powszednia, uliczna praktyka. Rytuał kaligrafii, gdzie w pięciu literach zachowuję pamięć o niegdysiejszej, codziennej walce o przeżycie. To pamięć o tym, skąd przyszedłem i dokąd zmierzam.
Pierwsza litera na pamiątkę zaburzeń psychicznych. Tych poranków kiedy zwlec się z łóżka, oznaczało przezwyciężyć myśli o zakończeniu życia. Fobii społecznej, która zabrała mi kompletnie radość młodości. Ruminacji i kompulsji. Stanów lękowych, które paraliżowały, pozostawiając mnie zaniedbanego, brudnego i nieodbierającego maili i telefonów. Zakupów w tłocznych marketach, z których wychodziłem spocony ze stresu. Porzuconych prac i nieukończonych szkół. Strachu przed tym, że kiedyś się stoczę. Myśli o tym, że żółte papiery uratowałyby mnie przed tym – dostawałbym zasiłek i nigdy by mnie nie zamknęli (w razie czego). Ucieczek w na poły psychotycze rojenia. I tego dnia, gdy za drugim razem, docisnąłem nóż jeszcze mocniej, by ujrzeć ciemną żyłę:
- Proszę nie zamykaj oczu! – krzyk nieznajomej dziewczyny nade mną.
- Skarbie nie patrz tam. – troskliwy głos matki z dzieckiem, wchodzącej po schodach.
Druga litera na pamiątke przemocy. Wrzasku ojca i płaczu matki, śpiącej na podłodze, w naszym pokoju. Pękniętego żebra, które nie dało rady policyjnemu butowi. Bezsilnego patrzenia jak stu kilowy policjnt, okłada pięścią leżącego na podłodze komisariatu szesnastolatka. Wybitej szyby i sterroryzowanego kierowcy autobusu. Krzyku „pomocy!” niewinnego człowieka, bynajmniej nie adresowanego do mnie. Kopniaków lądujących na plecach typa z wydziaraną swastyką, leżącego u moich stóp. Smaku gazu pieprzowego. Odgryzionego ucha. Chary na twarzy od mojej ex i wyłamanych drzwi w jej mieszkaniu. I tego momentu, gdy skuty kajdankami, stałem pod bramą kryminału, by usłyszeć od stojącego nieopodal dresiarza:
- O, kolejny zjeżdża na puchę. – zmierzył mnie wzrokiem, po chwili dodając - Poradzi sobie.
Trzecia litera na pamiątkę biedy. Zazdroszczenia wszystkiego innym dzieciakom. Chodzenia w tych samych, spranych i wytartych ciuchach. Łatania dziur w podeszwie buta. Chujowych pensji w fabryce, na budowie i ochronie. Kitrania towaru po torbach, plecakach i kieszeniach i nieokazywania po sobie zdenerwowania przy kasie. Ogrzewania całego mieszkania grzejnikiem bez podzielnika w łazience. Kompletnie pustej lodówki i wyrobów seropodobnych za 1,15 zł. Pierdolenia pism ostrzegających przed odcięciem prądu i cieszenia się, wciąż grzejącym twarz, zachodzącym słońcem – jebać prąd, dopóki ono świeci! Odmawiania sobie jedzenia, by mieć na farby. Przedwczesnej wiedzy o tym, że bez pieniędzy, w tym kraju nie uzyskasz żadnej pomocy, ni krzty szacunku. I tego niedzielnego południa, gdy za małolata staliśmy ekipą pod blokiem i podeszła do nas staruszka, zwracając się do dziewcząt:
- Nie szukajcie wśród nich męża. Tacy jak oni, są kiepskim materiałem.
Czwarta litera na pamiątke samotności. Pięciu lat bycia singlem. Z przerwami na pół roku śledczaka i roku na karnym. Świadomości, że przystojny, inteligentny typ, ma szanse jedynie u nastolatek, tak długo, jak nie ma magistra, stałej pracy i auta. Znieczulania samotności opiatami. Samotnych rajdów po aptekach. Pisania prozy na ławce w parku, po trzech tabletkach z dihydrokodeiną. Samotnych, nocnych tripów po magicznych grzybach w parku. Samotnego medytowania na trawie w parku. Poznania chłodnej, kalkulacyjnej natury kobiet. Bycia po trzykroć zdradzonym. Zrywania kolejnych znajomości, z obawy przed byciem niewystarczająco... I tych słów matki:
- Nie jesteś normalny synu. Nie potrafisz kochać tak, jak inni ludzie.
Piąta litera na pamiątke niezgody i nieustraszoności. Nie zadowalania się łatwymi odpowiedziami. Jumania książek psychologicznych i socjologicznych. Młodości spędzonej w towarzystwie anarchistów. Usiłowania zrozumienia niesprawiedliwości systemu. Wspólnych wieczorków filmowych z dokumentami o antyglobalistach. Nocy w śpiworze na zimnym skłocie. Organizowania na nim kursów samoobrony dla dziewczyn i warsztatów dla okolicznych dzieciaków. Rozklejania plakatów nawołujących do bojkotu wyborów, które stały się niczym innym, jak plebiscytem pomiędzy złem mniejszym według tych, a złem mniejszym według tamtych. Pierwszych godzin mozolnej nauki Photoshopa, tylko po to, by zrobić kilka topornych vlepek. Organizowania bojkotu podwyżek cen biletów i nawoływania do niekasowania ich. Podróży autostopem przez pół Polski, by dotrzeć na koncert. Darcia mordy na manifestacjach. Całonocnych dyskusji o lepszym świecie. I tego wąsatego sokisty, który wcześniej napierdalał mnie pięścią po plecach:
- Masz dziewczynę?
- Mam.
- Co ty kurwa, w piątek wieczór zamiast ruchać swoją dziewczynę, to ty czołgasz się po torach i malujesz pociągi?
By stać się Zakasem, musiałem zobaczyć świat, który ma wiele odcieni. I zrozumieć, że jeżeli wiara jest uświadomionym poczuciem bezpieczeństwa, to nie potrzebuję ani Boga, ani siebie do tego. Wiara to stan, gdzie rozmywa się granica między mną, a światem.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt