Wielka wy/ucieczka Łysego
Siedzimy na ławce. Palimy papierosy, pijemy piwo i patrzymy na przechadzające się gołębie, które starają się odnaleźć w łupinach choćby jedną, zagubioną pestkę słonecznika. Ktoś przed nami miał tu niezłą wyżerkę, a stojący przy ławce kosz, jak zawsze okazał się być za daleki. Krzywy pluje na gołębie, nie trafia raz za razem, cały czas próbuje, skupia się, mruży oczy, porusza policzkami, po czym wystrzeliwuje dorodną flegmę. W końcu mu się udaje. Po głowie jednego z gołębi ścieka gęsta, zielona maź. Zdezorientowany gołąb nie wie o co chodzi, Krzywy się głośno śmieje.
- Zamknij już tę mordę – mówi Łysy – Jeszcze psów nam brakowało - Łysy wrócił niedawno z wysp. Był tam niecałe dwa tygodnie. Nie udało mu się z robotą, więc jest wkurwiony i drażni go wszystko. Przed chwilą skończył opowiadać historię, która zadecydowała o tym, że powrócił.
Którejś nocy, upił się z Cyganem, mężem swojej siostry, żyjącej wraz z nim i czworgiem małych dzieci z zasiłków, mówiąc fachowo: benefitów, tamtejszej, hojnej opieki społecznej. Byli tam już od kilku lat i nie spieszno im było do Polski. Tak więc panie poszły spać, a panom było za mało. Wkrótce zaczęła się zabawa. Zabawa polegała na ganianiu Arabów, na jednym z londyńskich osiedli. Cygan, który w istocie jest prawdziwym cyganem, takim z krwi i kości (ma nawet złoty łańcuch i złotą jedynkę) w końcu się tym nudzi i po krótkiej chwili, proponuje Łysemu włam, do jednego z mieszkań. Jak tłumaczy Cygan, właściciele domu (jego sąsiedzi), głupie, bogate staruchy, od dwóch tygodni są na wakacjach w Hiszpanii. Do tego dom, jako jeden z nielicznych, nie ma zainstalowanego alarmu. Ryzyko, więc niewielkie. Łysy nie oponuje. Wyposażeni w łom, kominiarki i latarkę, w postaci święcącego się iphone’a, wkrótce dewastują drzwi i wchodzą do środka.
Na początku próbują wynieść z salonu telewizor. "Wielki, cholera z 52 cale, LCD, większy niż u mnie" – mówi Cygan, a oczy skrzą się mu niczym gwiazdy sierpniowego nieba. Szarpią się z kablami, trwa to długo, na chwilę rezygnują, przestępują do przeczesywania mieszkania. Kuchnia. Prócz blendera i mikrofalówki (które zresztą Cygan ma) nie zasługuje na dłuższą uwagę, wchodzą więc na piętro. W sypialniach znajdują same ciuchy i barachła, takie jak: książki, płyty cd, i jak tłumaczył Łysy „jakieś schizujące, indiańskie malowidła”. Rozczarowani mocno wracają po telewizor, lecz po chwili rozpieprzają go w pył, potykając się w ciemnościach, po czym spanikowani hałasem ( i okolicznymi psami, które szczekają od momentu wyłamania drzwi, lecz dopiero teraz, to do nich dociera) chwytają za dwie, napoczęte butelki whisky i uciekają w popłochu.
Potem, jak powiedział Łysy, Cyganowi totalnie odbiło. Obwiniał Łysego za nieudany włam. Doszło do rękoczynów. Pokłócili się i poszarpali. Cygan zaprzysiągł, że zajebie Łysego, więc Łysy czym prędzej, a w zasadzie to jeszcze tej samej nocy, pakuje swój, mieszczący się do plecaka dobytek i ewakuuje się łazienkowym oknem, by następnie iść, przez pięć i pół godziny na lotnisko Heathrow.
- Wiesz co Łysy – odzywa się w końcu Krzywy – Pizda jesteś i tyle.
Twarz Łysego momentalnie sztywnieje, przybiera kolor w pełni dojrzałej śliwki, wykrzywia się, dłoń zaciska się w pięść. Łysy ciężko oddycha, dyszy niemal jak lokomotywa, w końcu się uspokaja. Krzywy rozłożyłby go w pięć sekund, Łysy ma tego świadomość. Pięść znika w kieszeni kurtki.
- Proszę, ucisz się. Nie widziałeś tego człowieka. Nie wiesz do czego jest zdolny – mówi Łysy, ale Krzywy, tak samo jak reszta chłopaków z osiedla, widzieli Cygana. Ostatnio był, a dokładnie pół roku temu, wraz ze swoją cygańską świtą, uczestniczył w pogrzebie matki Łysego. Całe osiedle słyszało o Cyganie. Łysy chwalił się szwagrem-zabijaką, który przy pomocy swoich nożowniczych umiejętności zneutralizował na raz (!) siedmiu chłopa. Owym zabijaką okazał się pulchny, mierzący metr sześćdziesiąt w kapeluszu, wesoły człowieczek, który opowiadał potem suche dowcipy rodem z Familiady. Było to trochę nie na miejscu, zważywszy na okoliczności, lecz Łysemu to nie przeszkadzało. Jako jedyny śmiał się niemal do łez.
Jaka była prawda odnośnie Cygana i jego zbójeckich zdolności? Nikt chyba tego, do końca nie wiedział.
- Nie mogłeś sobie wynająć jakiegoś pokoju? – pyta Krzywy, przyglądając się w zadumie żarowi z papierosa – Nie musiałeś przecież tam mieszkać. Mogłeś to jakoś ogarnąć. Mówiłeś, że masz oszczędności.
- Stary – odzywa się Łysy, na jego czole zaczyna kwitnąć pulsująca, gruba żyła – dopadłby mnie, nie rozumiesz tego? To psychopata. Nigdy nie widziałem, tak porąbanego gościa. Nie wiem jak Izka z nim wytrzymuje. To jest świrus! – krzyczy niemal Łysy. Człapiące nieopodal gołębię pierzchają gwałtownie, rezygnując ostatecznie z łupin. Krzywy przewraca oczami. Chce coś powiedzieć, intensywnie myśli, już otwiera usta, ale... wstaje i idzie do sklepu po kolejnego browara, mrucząc coś pod nosem.
Zostaję z Łysym.
- Myślisz, że ściemniam? Mówię jak było. Z tym szajbusem nie idzie się dogadać. Wpierw zaprasza, a potem dostaje szału. Stary, żebyś to zobaczył.
- Nie wątpię – odpowiadam, myśląc o tym, że chyba najwyższy czas iść do domu.
- Przynajmniej w samolocie było miło – mówi po chwili Łysy.
- Jak to? - pytam.
- Wziąłem ze sobą te dwie butelki.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt