Sanitariuszka cz. 15 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 15
A A A
Karina wyskoczyła z pojazdu jak tylko Mariusz stanął. Krzyknął coś za nią, chyba że jedzie odstawić wóz, ale nie słuchała. Przeleciała jak burza obok grupki żołnierzy i odszukała wzrokiem Maciejewskiego. Podszedł do niej jakiś oficer. Spojrzała mu w twarz i cofnęła się jak porażona. Dopiero teraz go poznała. Wypatrywała przecież przystojnego, młodego jeszcze mężczyzny, a zobaczyła najwyżej jego cień. Postarzały, w poszarpanym mundurze, z zabandażowaną ręką, nie przypominał dawnego Maciejewskiego.

-Ślicznie wyglądasz - powiedział cicho i odgarnął jej z twarzy włosy. Wiedziała, że oddałby wiele, by wrócić do tego, jak było przed ich feralną rozmową, że żałuje być może niektórych słów. Ale jakie to miało znaczenie? Nie odepchnęła jego drżących rąk, ale nie zrobiła też żadnego ruchu w jego kierunku.

-Co z Nikiem? - zabrzmiało to prawie jak warknięcie. Maciejewski cofnął się, jakby go uderzyła i westchnął.

-Karinka, dziecko... Gdybym wiedział, napisałbym ci. Wiem jednak tylko tyle, ile powiedział ci Mariusz.

-Skąd wiesz, że rozmawialiśmy?

-Sam go o to prosiłem.

Karina pokręciła głową i poczuła, że miękną jej nogi. Uniosła głowę. To już nie był jej oddział. Starych, tak dobrze znanych twarzy nie widziała. Sami junacy, góra osiemnaście lat, nawet mundurów nie mieli.

-Ze starego oddziału zostali jeszcze tylko Mariusz, Janek, Maciek i Krzysiek. Mateusz stracił nogę, jest w szpitalu. Podobnie zresztą jak dziesięciu innych - powiedział Maciejewski, jakby czytając w jej myślach.

-Artur? - tchnęła, bojąc się odpowiedzi.

-Powinien gdzieś tu być. O, jest!

Ignaczuk podbiegł do dziewczyny, ignorując dowódcę i porwał ją w ramiona. Tak po prostu, bez ceregieli, jak córkę. Po raz pierwszy tak intensywnie poczuła się, jak maskotka oddziału.

-Jak się czujesz?

-Żyję - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.

Dopiero teraz, żeby nie patrzeć w ciepłe oczy Ignaczuka, rozejrzała się. Izdebki. Słabo znała tę wioskę, choć spędziła tu kilka wakacji.

-Chodź - pociągnął ją za rękę do pierwszej z brzegu chałupy. Wyrwała mu się, bo ogarnął ją nagły strach. Przypomniała sobie rodzinę, która tu mieszkała, trzech synów, wszyscy starsi od niej. Kupowała od ich matki mleko i jajka.

-Co się z nimi stało?

Ignaczuk spojrzał na nią, jakby postradała zmysły.

-Nie mam pojęcia. Chłopcy poszli do wojska, a rodzice... - wzruszył ramionami. -W porządku?

-Przepraszam - wymamrotała, idąc za nim do izby przy kuchni. Stanęła w progu jak wmurowana. Ignaczuk uśmiechnął się z jej zdziwienia.

-Szpital zbombardowali. Ocaliliśmy trochę sprzętu - wskazał z uśmiechem na ultrasonograf, przenośny rentgen, opatrunki, przyrządy do operacji, leżankę. -Zbadam cię.

To nie było pytanie, a ona nie widziała powodu, by protestować. Położyła się bez słowa, choć wiedziała, że to i tak bez sensu. Faktycznie, nie minął kwadrans, a potwierdził straszną nowinę.

-Będziesz miała...

-Nie! - prawie zawyła. -Nie mów mi. Nie chcę wiedzieć.

-Co zrobisz? - spytał cicho, siadając obok.

Wzruszyła ramionami.

-Nie wiem.

-Mogę ci pomóc - powiedział wolno, jakby wbrew sobie. Spojrzała na niego z namysłem.

-Usunąłbyś ciążę?

-Jestem przeciwny aborcji - przegryzł wargę, po czym potrząsnął głową. -Ale jesteś słaba. Wojna to nie najlepszy czas na rodzenie dzieci. No i chyba sprawi ci to więcej bólu niż faktycznie warto.

-Nie wiem, czy bym mogła - szepnęła. Artur sprawiał wrażenie, jakby mu ulżyło.

-Możesz odesłać dziecko do rodziców. Ostatnio nawet przepuszczają przez granice. O ile oczywiście chcesz wyjechać, a nie przyjechać. A nawet gdyby nie... Do Czechosłowacji dostęp jest. Możemy je tam przerzucić, spokojnie by je wywieźli.

-Oszalałeś?! - prawie wrzasnęła. -Moim rodzicom? I co ja bym miała im powiedzieć? Mamo, tato, tak wyszło, mam dziecko?! Nie martwcie się, to nic?! Tylko mnie zgwałcili, tylko urodziłam bękarta?!

-To nie była twoja wina - powiedział cicho, łagodnie, jak do rozhisteryzowanego dziecka. Nie przejął się wrzaskiem.

-Oni to będą widzieli inaczej - mruknęła.

-O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.

-Jak wyjeżdżałam, wrzeszczeli, grozili, błagali, płakali. Żebym nie jechała, nie narażała się, nie zgrywała... Uparłam się. Wtedy jeszcze miałam wybór. Mogłam się wycofać. Ale przyjechałam tu. Wiedziałam, że jadę na wojnę! Ze wszystkimi blaskami i cieniami.

-Byłaś na to gotowa?

-Wiesz, że nie. Nikt nie może być gotowy na taki koszmar. Ale podjęłam decyzję. Ta... ta ciąża niczego nie zmienia.

-Mylisz się. Zmienia bardzo wiele.

-To znaczy?

-To twoi rodzice.

-Mówiłam o czymś innym. Nie wiem jeszcze, co zrobię z dzieckiem. Ale nie wyjadę stąd. Zapędziłam się już za daleko. Za dużo już poświęciłam, żeby się wycofać.

-Nie jestem położnikiem - powiedział spokojnie, stwierdzając oczywisty fakt. -Lekarzy teraz jak na lekarstwo. Jesteś słaba. Karina, nie przeżyjesz porodu w tych warunkach.

-Mnie nie tak łatwo zabić - skrzywiła się kpiąco. Artur pochylił się nad nią gwałtownie i ścisnął za rękę, aż zabolało.

-Posłuchaj, przeżyłaś ich przejście przez Pomorze, atak pod Miastkiem, potem ponad dwa miesiące w samym środku gniazda szerszenia. Nie pozwolę ci się zabić z przekory.

-Masz lepszy pomysł?

-Maciek ma - warknął Artur, teraz zły, jakby powiedział coś, czego nie powinien. Karina wzruszyła ramionami. Nie dopytywała się, wiedziała, że Ignaczuk i tak jej więcej nie powie. -Jesteś głodna?

-Nie - burknęła. Kłamała. Nic dzisiaj nie jadła, a mdłości już jej przeszły. Artur spojrzał na nią spod oka i rzucił na koc dwa podpłomyki i pomidora. Zjadła szybko. Ignaczuk już na nią czekał przy drzwiach. Ledwo wyszli na powietrze, a podszedł do dziewczyny Maciejewski. Podał jej jakiś zakurzony pakunek.

-Mariusz ciągnął ten twój mundur za sobą przez pół Polski. Nawet buty ci zdobył.

-Dzięki - uśmiechnęła się, zdawać się mogło, po raz pierwszy od wielu tygodni. Pędem zawróciła do domu i już w sieni zaczęła zrzucać z siebie cywilne ubrania. Tęskniła za bawełnianym mundurem, za tym poczuciem przynależności do grupy, z której mogła być dumna. Wyszła z podniesionym czołem. W progu wpadła na Mariusza.

-Hej.

-Dziękuję za mundur - teraz, gdy nie musiała się pilnować na każdym kroku, gdy wreszcie mogła być tym, kim się czuła, było jej lżej. Nawet lekko wystający brzuszek zdawał się, choć przez moment, złym snem.

-Nie ma za co - uśmiechnął się szeroko i przygarnął ją lekko do siebie. Taki zwykły, szczery uśmiech. Naraz spoważniał.

-Musimy pogadać.

-Ale... Co... Hej! - zaprotestowała, bo złapał ją bezceremonialnie za rękę i pociągnął za stodołę. A właściwie za coś, o czym wiedziała, że kiedyś stodołą było. Teraz został nieledwie sam szkielet. Domyślała się, że drewno spalili w zimie, kiedy zabrakło opału. Usiadła w wysokiej trawie i położyła swoją rogatywkę na kolanach. Mechanicznie, jak wiele razy przedtem, zaczęła przesuwać palcami po wizerunku orła.

Mariusz usiadł obok i wziął do ręki kawałek węgla. Kilkoma pociągnięciami naszkicował na desce twarz Kariny.

-Nie wiedziałam, że umiesz tak rysować - uśmiechnęła się. -Narysujesz mój portret?

-Córka Maćka nie żyje - przerwał jej brutalnie, nie podnosząc wzroku. Nie chciał zobaczyć łez. Karina znieruchomiała, czapka wyleciała jej z rąk.

-O czym ty mówisz? Przecież Maciek jeszcze w listopadzie wywiózł ją do Włoch!

-Wywiózł - przytaknął spokojnie Mariusz. -Ale Joaśka chciała mu dorównać, sam nie wiem, prześcignąć go, pokazać, że może być z niej dumny... W każdym razie wróciła.

-Mariusz, ja próbowałam wywieźć koleżankę w listopadzie z Polski i nie dało rady. Granice były zamknięte. Maćkowi udało się cudem, bo wysłał ją przez dyplomatów. Nie mogła wrócić.

-Dostała się do Czechosłowacji, wpław przepłynęła Dunaj. Odnalazła Maćka. Zginęła w bombardowaniu szpitala w Warszawie, gdzie pracowała.

-Po co mi to mówisz? - spytała zrezygnowana.

-Żebyś wiedziała. Maciek nic nie mówi, ale nigdy nie był tak załamany.

-I mam go nie dobijać? - parsknęła kpiąco Karina. Wiedziała, że nie ma prawa tak mówić, że Mariusz miał rację, ale niepewność, którą się katowała przez poprzednie tygodnie odebrała jej siły.

-Wiem, że cierpisz, ale, Karina... My przegraliśmy. Jesteśmy skazani na partyzantkę, a wiesz, co to oznacza. Potrzebujemy go.

-Okej, okej! - burknęła i naraz dotarły do niej jego słowa.

-Co powiedziałeś?

Mariusz odwrócił wzrok.

-Chiny walczą z Tybetem i Tajwanem, Japonia z Rosją. Na wschodzie jest jeszcze większy sajgon niż u nas. W Afryce w jednym kraju wojna domowa, w innym zamieszki. Izrael gryzie się z Irakiem, na razie tylko słownie, ale nie wiadomo, do czego to doprowadzi. Jednym słowem totalna kicha.

-Ale co to ma do nas?

-Nie słyszałaś wiadomości?

-Mariusz, ja nic nie słyszałam.

-W przyszłym tygodniu podobno ma paść rozkaz demobilizacji.

Jedno, krótkie zdanie przejęło ją lodowatym dreszczem. Dopiero teraz do oczu napłynęły jej łzy.

-Niemożliwe - powiedziała. -To nie może być prawda.

-Karina, straciliśmy Pomorze i Mazury. Linia, na której się jeszcze utrzymujemy, biegnie nieregularnie od Hrubieszowa, przez Rzeszów, poprzez Kielce do Łodzi, potem z Wrocławia do Jeleniej Góry. Nawet Warszawę straciliśmy.

-To się da odrobić.

-Dałoby się - przytaknął smutno. -Gdybyśmy chociaż mieli amunicję. Ochotników jest dużo. Zdziwiłabyś się.

-Dlaczego?

-Czy to nie ty mówiłaś, że patriotów wśród nas już nie ma? Że nikt nie pójdzie ginąć za ojczyznę?

-Z czym oni chcą iść? - pokręciła głową.

-Na tym właśnie polega wojna - Mariusz nawet nie zauważył, że węglem usmarował sobie całe dłonie.

-Na czym niby?

-Na pierwszą linię idą szeregowcy. Za nimi oficerowie. Jak wyginą żołnierze, walczyć idą robotnicy z butelkami. Kiedy i ich wytłuką, kobiety z kijami. Na końcu dzieci z kamieniami.

-Przestań! - warknęła. -Nie mogę tego słuchać.

-Jest jeszcze coś - złapał ją za rękę i tym razem nie puścił.

-To znaczy, poza tym, że Joaśka nie żyje, Maciek jest załamany, my mamy wrócić grzecznie do domu i dać się wyłapać NKWD, a ja... - urwała, ale Mariusz wcale nie zwrócił na to uwagi, bo skręcił się ze śmiechu.

-To nie te czasy, Karina. Nie ma już NKWD.

-Wróci, uwierz. Może pod inną nazwą, ale wróci. Zło zawsze wraca.

-Tu jesteście! - zawołał triumfalnie jakiś chłopak w postrzępionym mundurze i ze strzechą jasnych włosów na głowie. Karina, zaskoczona, poderwała się na równe nogi i dopiero teraz zaskoczyła, że Mariusz nie skończył. Ale było już za późno. Chłopak, przedstawiwszy się jako Grześ i trzepiąc jak gadatliwa dziewczyna, podprowadził ją z powrotem do Maciejewskiego. Porucznik nie wyglądał na zachwyconego i teraz wcale mu się nie dziwiła. Nie powinna była znikać bez uprzedzenia.

-Chłopcy jadą na akcję do Stalowej Woli.

-Ja...

-Nie ma mowy, nie jedziesz - przerwał jej, jeszcze zanim zdążyła sformuować pytanie. Najeżyła się momentalnie.

-Nie bez parady noszę ten mundur.

-O ile dobrze pamiętam, wzięliśmy cię do pomocy Arturowi - parsknął cierpko. Nie jedziesz. Ale jest robota.

-To znaczy? - mając w pamięci słowa Mariusza, zdusiła kpiącą uwagę.

-Darek gotuje obiad - zarzucił głową w stronę wielkiego paleniska. -Mamy tytoń, ale trzeba by z tego skręcić coś na kształ papierosów.

-Gdzie?

-Grześ ci pokaże.

Wesoły blondynek zaprowadził ją do jednego z pokoi, gdzie w plastikowych pudłach roztaczał swój ciężki aromat tytoń. Na klejeniu papierosów zeszło jej do piątej. Kiedy wyszła się przeciągnąć, przyuważył ją Maciejewski.

-Musimy pogadać - oznajmił. Poszła za nim bez słowa. -Mariusz mówił, że znasz te okolice.

-Słabo. Przyjeżdżałam tu na wakacje, ale dawno.

-Znasz Millerów?

-No... - zawahała się. -Z widzenia.

Niemiec z pochodzenia i jego żona, zamieszkiwali wygodną chałupę pod lasem.

-Wracają do Niemiec.

-No i? Mają moje błogosławieństwo - nie mogła się powstrzymać. Maciejewski sapnął niecierpliwie. Widać doszedł do wniosku, że nic lepszego nie wymyśli, więc wypalił prosto z mostu:

-Jedziesz z nimi.

-Nie ma mowy! - prawie wrzasnęła.

-Tak będzie najlepiej.

Wszystko w niej wybuchło - złe wiadomości, ciąża, niepewność o Nika.

-Nie upilnowałeś córki, ale to nie daje ci prawa do... - urwała. Maciejewski trzasnął ją na odlew w twarz tak mocno, że zwalił ją z nóg. Patrzyła na niego przerażona, nie mając siły się podnieść. Popełniła błąd - który już z kolei?

Uniósł nogę, jakby chcąc ją kopnąć, ale zawahał się i zamiast tego schylił się i po raz drugi chlasnął ją w twarz.

Ktoś krzyknął, chyba Mariusz, ale nie słuchała. Maciejewski zresztą też nie. Blady jak ściana, znieruchomiał. Potem wolno, jakby delektując się tą chwilą, sięgnął do paska. Karinę wbiło w trawę. Patrzyła z niedowierzaniem, jak wyciąga pistolet i sprawdza magazynek. Nie mogła się ruszyć - pierwszy raz ze strachu dosłownie ją sparaliżowało.

Znowu usłyszała krzyk i wiedziała, że tym razem na pewno był to Mariusz, bo wskoczył między nią a porucznika i coś cicho powiedział. Ale Maciejewski zdawał się go nie słyszeć.

-Wyjdź, bo ciebie też zastrzelę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 02.12.2008 20:16 · Czytań: 757 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 5
Komentarze
Hyper dnia 02.12.2008 20:31 Ocena: Bardzo dobre
AAa! Maciejewski szaleje w depresji. Młoda jest pyskata, chociaż marny ja czeka los. Ładnie Lina, ładnie. Kiedy reszta? :)
lina_91 dnia 02.12.2008 20:34
Nie wyprzedzaj, czeka ją marny los, ale ciiii :D
pani jeziora dnia 04.12.2008 16:42 Ocena: Bardzo dobre
noooo.... o matko xD

piątka!
anek_ch dnia 04.12.2008 22:03 Ocena: Świetne!
Lina piszesz po postu zajebiście, sorki za wyrażenie, ale musiałam;)
Kiedy następna cześć?
lina_91 dnia 05.12.2008 13:41
Heh :lol: mniejsza o wyrazenie, wnioskuje, ze sie podoba, wiec sie ciesze :). Kolejna czesc, mysle, ze w niedziele, o ile znajde troche czasu :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:93
Najnowszy:Mateusz199