Błotnisto deszczowy, szary, grudniowy dzień utonął pomiędzy nogami pięknej kobiety. Na krótki czas ekstazy westchnień, udało się oderwać od brudu codzienności. Banalnie prymitywne uniesienie, takie samo od początku ludzkości, a jednak potrafiło porwać dwójkę ludzi gdzieś, gdzie byliby sami.
Telewizor, praca i sen, kradły dzień po dniu. Wieczny pęd, lub spokój wegetacji, wyzbyte sensu, wypełniały lukę pomiędzy posiłkami. Jakby Pięknie było teraz gdzieś wyjechać, jakby cudownie było uciec (nazwijcie mnie tchórzem, możecie, nie dbam o to), jakby wspaniale było nie odliczać: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, weekend, jeden, dwa, trzy...
Każdy kolejny rok jest coraz krótszy. Zegary nabierają nienaturalnego tempa, a miesiące przelatują zbyt szybko, by dogonić je obracaniem stron kalendarza. Czy naprawdę zabawę mają tylko dzieci, a spokój emeryci? Cały środek zaprzęgnięty do wielkiej maszyny świata, bezmyślnie obraca trybiki, wyrabia normę i powtarza w nieskończoność cykl dnia. Urlop nie jest świętem, a jedynie elementem całej fabryki, krótką pauzą niezbędną, żeby maszyny się nie przegrzały.
Wszędzie zieleń świerkowego lasu. Brzydka i bezbarwna, oszukana, sztuczna. Obdarta z radości i sacrum. Nie ma nastroju, nie ma wiary, ani tradycji. Większa kolacja, wymiana skarpetek na krawaty, popijawa i znów budzik wzywający na stanowiska.
Dzieci odbierają to inaczej. Dzieci widzą w tym święto i radość, nawet, jeśli nie chodzi o Boga, a jedynie o prezenty i Mikołaja wykreowanego przez koncern Coca Cola.
A gdybym tak irracjonalnie zechciał wierzyć, że Mikołaj istnieje? Drogi Święty Mikołaju, daj mi pod choinkę moje marzenia i nie zabierz tego, co mam. Przywróć dziecięcą naiwność, niewinność, wolność i zostaw dzisiejsze możliwości. Spraw bym więcej kochał i mniej nienawidził... Zamknięto by mnie do czubków, czy pozwolono się łudzić, tłumacząc, że to niegroźne?
Jeszcze tydzień, jeszcze jeden weekend i raz, dwa, trzy, cztery, pięć cykli produkcyjnych. Mimo wszystko czekam. Musze najpierw załatwić masę spraw, pobiegać po sklepach i nie starczy mi czasu ani energii na refleksję. Mimo to czekam.
Zrobiło się mroźno, spadł śnieg. Jak Pięknie wygląda świat za brudnymi szybami mojego terrarium.
Może tym razem pierwsza gwiazda będzie zwiastowała narodziny? Boga? Ludzi? Moje?
12.2005
LCF
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
bury_wilk · dnia 03.12.2008 09:53 · Czytań: 1292 · Średnia ocena: 3,86 · Komentarzy: 19
Inne artykuły tego autora: