MIASTO INNOWACJI 03: PRZEBOJOWI I REZOLUTNI.
Dzień 5
Piątek, słoneczny czerwcowy dzień.
1995 rok.
Dwóch przedstawicieli handlowych w granatowych garniturach stało przy ladzie sklepu spożywczego. Jeden z nich młodszy Krzysiek, przyglądał się rozmowie partnera z ekspedientką. Energiczną dyskusję prowadził postawny blondyn Dominik przed czterdziestką, przedstawiciel z dużym doświadczeniem. Bezbłędnie zbił obiekcje sprzedawczyni i przekonał ją do swoich racji. Panowie po dobiciu targu, kulturalnie się pożegnali. Raźnym krokiem ruszyli w kierunku samochodu. Podczas drogi Dominik przekazywał motywujące instrukcje młodszemu koledze.
-Tak masz rozmawiać! Walczyć o każde zlecenie, nie cofać się, nie oddawać pola!
Rozumiesz?- dopytywał.
-Tak, jasne.- odpowiedział Krzysiek, wysoki, dwudziestoletni szczupły brunet, w jego mowie słychać było zaciągającą wiejską gwarę.
Oboje wsiedli do czerwonego Poloneza Caro 1.5. Model ten był produkowany od 1991 do 1997 roku.
Posiadał typ silnika benzynowego, o mocy 75 km. przy 5200 obr/min. Osiągał maksymalną prędkość 155 km/h. Przyśpieszał od 0 do 100 km. w ciągu 19,0 s. Zbiornik paliwa był pojemny na 45 l. Minimalna masa własna pojazdu (bez obciążenia) wynosiła 1110 kg.
Drzwi po obu stronach były oblepione obdrapaną białą reklamą z dużym zielonym napisem Agro, otoczonym czarnym konturem.
Na tylnych siedzeniach walały się opakowania zupek w proszku, słoiczków z dżemami, przecierami itp. Na wszelki wypadek, gdyby zaszła potrzeba szybkiego uzupełnienia towarów w odwiedzanym sklepie. Samochód podążał majestatycznie dziurawymi ulicami Miasta Innowacji.
Z rozgrzanej głowy Dominika, na zmęczoną twarz, kapał roztopiony żel do włosów.
Krążyły o nim legendy. Pomagał przebrnąć firmie przez niejeden kryzys, dlatego cieszył się olbrzymim szacunkiem.
Bronił tajemnic swojego życia prywatnego. Koledzy ostrzegali przed nim Krzyśka.
Stary wiarus miał kredyt hipoteczny, a zrezygnował z podstawy na rzecz większej prowizji, jechał po bandzie. Jak każdy z przedstawicieli handlowych Agro, nie rozstawał się z okularami przeciwsłonecznymi.
Dominik prowadził, znał miasto na pamięć. Cały rozkład ulic miał w głowie. Kiedy trafiał na zakorkowany fragment jezdni, od razu z góry miał przygotowany wariant b i c objazdu.
Zagadnął młodszego kolegę:
-Może pojedziemy coś zjeść?
Skierowali się do znanego, lubianego baru. Prowadziła go Krystyna, niskiego wzrostu krągła, krótko ostrzyżona brunetka. Krzysiek nie wiedział do końca, kim była dla Dominika. Spotykał go z różnymi kobietami, prowadził bardzo aktywne życie klubowo-imprezowe.
Przywitali się czule, przytulając się do siebie. Dziewczyna energicznie kiwnęła ręką do Krzyśka na przywitanie. Chłopak odpowiedział tym samym.
Dwójka przedstawicieli zamówili po hamburgerze.
- Niech zgadnę, dla was z dodatkowym sosem. Haha!- skwitowała żartem rozweselona ekspedientka.
Dominik zaczął się głośno śmiać. Krzysiek nie do końca wiedział jak zareagować na ten żart. Dziewczyna postawiła na ladzie przygotowany posiłek. Chłopak wziął bułkę i zaczął pałaszować, Dominik zaś dyskretnie wszedł do przyczepy. Dziewczyna zasunęła okienko.
Młodszy przedstawiciel mógł się tylko domyślać, co się działo, po trzęsącej się budce z fast foodem.
Po siedmiu minutach Dominik wyszedł, porwał hamburgera i pochłonął w biegu. Towarzysze ruszyli do pozostałych sklepów.
Zostały jeszcze trzy sklepy do objazdu. W tym market sieci Specjalność. Byli zaufanym partnerem handlowym Agro od lat. Zespół pracowników na czele z panią Grażynką uwielbiali Dominika i jego firmę. Jedna z młodych pracownic Bożenka rumieniła się, widząc Krzyśka. Przyjęcie zamówień było formalnością.
Po wykonaniu dziennego planu raźno wrócili do bazy Agro.
Siedziba firmy znajdowała się na peryferiach Miasta Innowacji, w pustawej dzielnicy przemysłowej.
Jej historia rozpoczęła się po II wojnie światowej. Od początku zajmowała się przetworami owocowo-warzywnymi. Wiodła prym w produkcji soczków dla dzieci. Z czasem unowocześniała produkcje i powiększała asortyment. Ich dżemy, koncentraty, zupki w proszku podbijały rynek i zaspokajały wymagające podniebienia konsumentów.
Pojazdy miały swój zaniedbany parking i wielki garaż. Pracownicy ciągle dokonywali tam bieżących napraw. Sprzątali samochody, podmalowywali rdzę, wymieniali opony.
Gdzie niegdzie strugi światła przenikały do środka przez dziurawe ściany.
Po zaparkowaniu ruszyli do kantyny. Na korytarzu minęli woźnego Herkulesa zajętego myciem podłogi.
Woźny był niskim, szczupłym mężczyzną w średnio długich, siwych włosach. W niebieskiej dżinsowej koszuli podwinięte rękawy odsłaniały żylaste przedramienia wytatuowane w oplatający je drut kolczasty. Z ogromną siłą ściskał trzonek mopa. Mocno naciągnięta niebieska czapka typu kaszkiet, zasłaniała jego oblicze. Emanowała od niego ogromna wewnętrzna moc.
Przedstawiciele handlowi mieli własną kantynę, przeważnie zatłoczoną. Panowała gęsta atmosfera od dymu papierosowego, rozbrzmiewał w niej gromki śmiech i seksistowskie żarty.
W tle radio z zakłóceniami informowało, że Polacy powinni się dostosować do zachodzących przemian gospodarczych.
Po odsapnięciu wypełnili raporty, które miał zanieść Dominik. Pożegnali się do wieczora.
Krzysiek ruszył w drogę powrotną do domu.
Z zarzuconą przez ramię marynarką zahaczył po drodze o osiedlowy postój taxi. Chciał potwierdzić z Pawłem jutrzejsze spotkanie na ławce. Zastał kolegę opartego o samochód, był zaczytany w czasopismo „Dziwy i Mity”. Pochłonął go artykuł o zaginionych artefaktach. Przypominał sobie własne przygody w młodości, kiedy poszukiwał mitycznych fantów, za żelazną kurtyną.
Paweł ucieszył się odwiedzinami Krzyśka. Z radością obwieścił mu, że po długiej przerwie dołączy do nich Tomasz.
Kiedy się nie pokazywał, głównie Sylwek miał z nim kontakt, podczas dostarczania poczty. Najnowsze informacje przekazywał na bieżąco zatroskanym kolegom Pawłowi i Krzyśkowi. Mirosława współlokatorka Tomka pomagała mu się ogarnąć.
Po rozstaniu z rodziną Tomasz przestał być sumienny, opuścił się w obowiązkach. Po paru potknięciach wyrzucili go z firmy. Zaszył się w domu, towarzystwa dotrzymywała mu tylko Mirosława. Zaczął pracować dorywczo u różnych pracodawców. Koledzy byli zaniepokojeni jego zachowaniem. Jednak na próby przemówienia mu do rozsądku, reagował agresywnie i apatycznie.
Krzysiek po przyjściu do domu zjadł odgrzewany posiłek, przywieziony przez rodziców. Odświeżył się i zmienił ubranie na luźniejsze.
To była dobra okazja, żeby się wspólnie zabawić. Od przyszłego tygodnia mieli konkurować z przedstawicielami handlowymi potężnej, międzynarodowej firmy Agrotex.
Rozpoczęła produkcję trzy miesiące temu w Mieście Innowacji. Była pierwszą siedzibą w Polsce międzynarodowego koncernu.
Krzysiek siedział nieśmiały w loży i z lubością przyglądał się bawiącym kolegom.
Wzbudzali podziw i entuzjazm w klubie. Byli królami parkietu, kobiety za nimi przepadały. Mrożona wódka lała się strumieniami.
Kiedy ich po raz pierwszy zobaczył na korytarzu, czekając na rozmowę kwalifikacyjną, od razu zapragnął być taki jak oni. Pewnym siebie mężczyzną, z zawadiackim błyskiem w oku. A teraz razem bawili się na dyskotece i walczyli o ten sam cel. Chłopak był dumny z siebie i szczęśliwy.
Dzień 4.
Krzysiek wynajmował kawalerkę na drugim pietrze w bloku osiedla Projekt. W lecie bloki były nagrzane jak kuchenka mikrofalowa. W zimie trzeba było ubierać dwa swetry, żeby nie zmarznąć.
Przebudził się z wielkim bólem głowy, słońce raziło w oczy. Wstał z wysiłkiem i dowlókł się do kuchni.
Zjadł lekkie śniadanie, dwie kanapki z dżemem truskawkowym. Wypity kefir dostarczył wytchnienia. Pijąc kawę, układał w całość wydarzenia z wczorajszego wieczora. Przypomniał sobie jak pijany Dominik, pod koniec zabawy, polecił mu kupić okulary przeciwsłoneczne. Krzysiek ciągle się z tego wyśmiewał, traktował je jako synonim kiczu.
Obmyślał plan działania na dzisiaj.
Oczekując na spotkanie z kolegami, relaksował się, oglądając tv. Puszczali program o tym, że Polacy dużo piją alkoholu i są przez to leniwi.
Kiedy wyszedł z bloku, Sylwek z Pawłem już na niego czekali, Tomek lekko się spóźnił. Miał na sobie nieśmiertelną koszulę w kratę. Podszedł niepewnie z markotną miną. Po serdecznym przywitaniu trochę się rozweselił.
Krzysiek po przeprowadzce na osiedle Projekt znał kolegów z widzenia. Dusze towarzystwa, głośni, uśmiechnięci. Często można ich było spotkać dyskutujących, na suto zakrapianych ławkowych posiedzeniach. Chłopak był wtedy samotny i na siłę, bezskutecznie, próbował znaleźć towarzystwo. Pierwszą pracą Krzyśka po przeprowadzce było rozwożenie pizzy. W wieczór, kiedy ich spotkał, akurat dostarczył jedzenie do mieszkania, w pobliżu postoju taksówek. Pech chciał, że auto odmówiło posłuszeństwa. Zobaczył to lekko wstawiony Tomek i zaoferował pomoc. Przyglądnął się silnikowi i nie potrafił znaleźć usterki. Zaprosił Krzyśka do wspólnej zabawy. Onieśmielony młodzieniec próbował oponować, ale został przekonany argumentem, że „jakoś to będzie”. Poza tym chciał się wkupić w łaski lokalnych gwiazd. Mieli wypić tylko po piwie, skończyło się urwaniem filmu i spaniem koło ławki. Kiedy się obudził, chłopak poczuł satysfakcję, że w końcu wziął udział w tych słynnych miejskich imprezach, o których tak marzył na wsi z kolegami. Nazajutrz jak poinformował pracodawcę o tym, co się wydarzyło, dostał okropną burę i został zwolniony. Był załamany. Musiał pogodzić się z przegraną i wrócić na wieś, do ludzi, których przed wyjazdem lekceważył. Z porażki zwierzył się Pawłowi. Jeszcze w ten sam dzień wizytę złożył mu Tomasz z przeprosinami i pewną propozycją pracy w firmie Agro.
Przypominając sobie te przeżycia, zaszkliły mu się oczy ze wzruszenia. Popatrzył zamyślony na kolegów.
-Pij nie pier..-odpowiedział zawadiacko Sylwek, widząc zbierającego się do zagadnięcia Krzyśka.
Panowała luźna atmosfera.
Listonoszowi kiwnęła zalotnie, przechodząca po drugiej stronie ulicy emerytka z 30-letnią córką, atrakcyjną rencistką.
Koledzy zaczęli delikatnie namawiać Tomka do bardziej ustabilizowanego życia. Chcieli, żeby wrócił do starej pracy, spróbował pogodzić się z rodziną. Mężczyzna nerwowo zareagował.
-To już zamknięty rozdział! Trzeba iść przed siebie! Sam będę sobie panem!
Koledzy popatrzyli po sobie. Tomasz kontynuował.
-Nie będę już na nikogo pracował ! W końcu żyjemy w wolnym kraju. Trzeba robić na siebie, budować własne biznesy!
Mówiąc to, Tomek trząsł się z podniecenia. Koledzy patrzyli na niego zaniepokojeni.
-A skąd weźmiesz na to wszystko pieniądze?- zapytał kpiarsko Sylwek.
- To tu to tam. Zacząłem pracować u różnych pracodawców, nierzadko w szarej strefie.
Zarabiam więcej bez płacenia podatków. Zaoszczędzone środki zainwestuję we własny biznes!
- obwieścił budowlaniec.
Towarzysze wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
-Szara strefa to nie przelewki- alarmująco ostrzegł listonosz.
Nastała złowieszcza cisza. Krzysiek wykorzystał ten moment, żeby pójść po zaopatrzenie na stację benzynową.
Wybrał z regałów piwo i chipsy, gdy stał w kolejce, zobaczył obok lady stojak z okularami przeciwsłonecznymi. Pod wpływem chwili wybrał jedne z czarnymi oprawkami, zapłacił za zakupy i wrócił do kolegów. Nałożył je przed nimi i dla żartu udawał Jamesa Bonda. W dobrych humorach minęła kompanom reszta spotkania.
C. D. N.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt