W moich liściach delikatnie szumi wiatr. Podnoszę ku Słońcu ramiona, brzemienne od niezliczonych jabłek. Jest mi ciepło, błogo, nie muszę zastanawiać się nad sensem istnienia. Po prostu istnieję.
Niestety, nie jest to prawdą. Co nie zmienia faktu, że pragnąłbym być jabłonią. Wyobrażam to sobie często. Chciałbym być zatopiony w słodkiej, pachnącej ciepłymi jabłkami egzystencji. Chciałbym czuć przepływ energii we wszystkich częściach mego ciała, od korzeni aż po czubki liści. Promienieć tą energią. Czerpać z ziemi spokój, z wiatru muzykę, słodycz z deszczu, ze słońca miłość.
Może w następnym życiu będzie mi to dane. Póki co, straszliwie cierpię, uwięziony w ciele, nad którym nie mam pełnej kontroli. Codziennie toczę bój o to, by wydostać się na zewnątrz, przebić przez szare zwoje mózgu. I codziennie padam na ziemię, pokonany przez własną niemoc.
I wciąż próbuję - bez rezultatu. Słowa, które wypowiadam, zlewają się w niezrozumiały bełkot. Ruchy, które wykonuję, sprawiają mi ból. Niezgrabne, kalekie, chaotyczne.
Najgorsze jest to, że jestem tego świadomy. Czuję jak mnie karmią, ocierając delikatnie z brody resztki jedzenia. Patrzę w ich oczy i widzę tam mieszaninę obrzydzenia, współczucia, żalu i litości.
To jest najbardziej upokarzające. Widzą we mnie bezrozumną kalekę. Zatrzymanego w rozwoju. To mnie najbardziej boli. Rani do głębi. Zwracam się wtedy do Boga z pytaniem "dlaczego?", lecz Bóg milczy. Jak zawsze...
Dziwię się, że ludzie nie wyczytali tego wszystkiego w moich oczach. Wszak sami twierdzą, że oczy są zwierciadłem duszy. Czemu zatem nie widzą w moich tego ogromu bólu, osamotnienia i cierpienia? Może nie chcą go dostrzec? Może łatwiej im przyjąć, że nie myślę i nie mam uczuć?
Czy oni myślą, że nie mam duszy?
Może jestem jak to drzewo... Mówią, że drzewa duszy nie mają. Jeśli tak, to kto szepcze mi słowa pociechy zza okna, szeleszcząc liśćmi?
Szkoda, że tak rzadko jestem blisko drzew. Rodzice wstydzą się wyprowadzać mnie na dwór. Boją się współczujących spojrzeń ludzi. A tak chciałbym przytulić się do chropowatej, pachnącej kory i na chwilę zapomnieć o wszystkim.
Wiem, że szybko umrę. Wada serca. Nie boję się, pragnę śmierci każdą cząstką mojej jaźni. Obojętne, co śmierć niesie ze sobą... Z pewnością lepsze to, niż moje dotychczasowe życie.
Może kiedyś będzie mi dane wyrosnąć w gęstym lesie, na skąpanej w słońcu polanie lub w przytulnym ogrodzie.
I wtedy zaśpiewam wam szumem liści.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Firewarrior · dnia 06.12.2008 12:51 · Czytań: 707 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: