Ciął mieczem na oślep.
Krzyczał, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. To, jak zdziera gardło miał uświadomić sobie dopiero następnego dnia rano i nie wymówić ani słowa przez następne trzy dni. Ogarnęła go tak oślepiająca furia, że nie obchodziło go czy przeżyje, umrze od szybkiego cięcia mieczem któregoś z przeciwników, czy skona w męczarniach, wykrwawiając się powoli pod ich nogami, z dziurą w brzuchu.
***
Słońce wstało niedawno. Arnvald właśnie wracał do chaty z przerzuconą przez jedno ramie małą sarną, a łukiem i kołczanem przez drugie. Polowanie było jednym z jego ulubionych zajęć. Idąc, wdychał głęboko poranne, rzadkie, górskie powietrze. Dało się słyszeć pierwsze ćwierkanie ptaków.
Wyszedł z pomiędzy drzew i skierował się wprost do chaty. Znajdowała się na małej polanie przy skraju lasu. Była to niewielka budowla, pokryta strzechą z trzciny. Obok znajdowała się ziemianka, gdzie trzymali zapasy jedzenia oraz drewniane bale, do palenia w kamiennym piecu w kącie chaty, w celu sporządzania posiłków, wypiekania pieczywa i ogrzewania się w czasie mrozów.
Dzień zapowiadał się wyjątkowo pogodnie więc Arnvald postanowił, że później zajmie się naprawą strzechy, która uległa częściowemu zniszczeniu przy ostatniej nawałnicy.
Przekroczył próg i w nozdrza od razu uderzył go przyjemny zapach suszonego mięsa. Niedługo miała nadejść pora mrozów, więc trzeba było już teraz gromadzić zapasy, ponieważ wtedy bardzo ciężko jest o zdobycie czegoś do jedzenia. Część zwierzyny odchodzi w cieplejsze rejony a część umiera od zimna i głodu.
- Witaj kochany. - przywitała go Astrid z promiennym uśmiechem. Wyglądała olśniewająco w swoich długich, związanych w gruby, złoty warkocz włosach. Niedawno wstała i miała na sobie tylko szarą, lnianą koszulę. Właśnie nakrywała do stołu. Wiedziała, że Arnvald będzie głodny po polowaniu. Wyglądała tak niewinnie, prawie naga z tym skromnym uśmiechem na jej okrągłej twarzy. Uwielbiał ten uśmiech bardziej niż cokolwiek na świecie.
- Witaj, najdroższa – odpowiedział, również posyłając jej uśmiech, jednocześnie zrzucając z ramion dzisiejszą zdobycz oraz broń.
Podszedł do niej, wziął ją w ramiona i pocałował. Pocałunek był długi. Mimo, że byli ze sobą już od sześciu lat, ich uczucie nie zmalało nawet odrobinę. Byli szczęśliwi.
Zjedli w milczeniu przygotowany przez Astrid posiłek, po czym kobieta miała zająć się oprawieniem mięsa a Arnvald naprawą strzechy.
Wtedy drzwi otworzyły się z hukiem.
***
Do środka wpadło dziewięciu mężczyzn. Byli brudni i śmierdziało od nich gorzałą. Niewątpliwie byli to członkowie bandy rabusi, o których coraz częściej słyszano w okolicy, którzy w drodze natknęli się na chatę i postanowili na tym skorzystać.
Arnvald niewiele myśląc chciał dosięgnąć swojego miecza stojącego w kącie ale nie zdążył. Dostał po głowie ciężkim, grubym kijem i to go na chwile zamroczyło. Nie stracił przytomności ale ten moment wystarczył, żeby czterech napastników złapało go i unieruchomiło.
Pozostałych pięciu ruszyło w stronę Astrid.
- Nie! Zostawcie ją!- ryknął, po czym jeden z rabusiów grzmotnął go łokciem w twarz. Arnvald poczuł w ustach metaliczny posmak krwi.
- Zamilcz psie! - odrzekł ten, który go uderzył i zwrócił się w stronę kobiety z obleśnym uśmiechem na ustach.
- Zostawcie ją! - krzyczał mężczyzna, starając się bezskutecznie wyrwać z żelaznych uścisków. Nikt nie zwracał uwagi na jego protesty.
Astrid blada ze strachu, krzycząc, próbowała sama się bronić kopiąc, drapiąc i wierzgając ale nie miała najmniejszych szans z pięcioma rosłymi mężczyznami.
Jeden złapał ją od tyłu, dwóch innych przesunęło stół i zrzuciło to co się na nim znajdowało. Położyli ja na blacie.
- Arnvald błagam…! - krzyknęła, kiedy pierwszy z bandytów rozpinał spodnie.
***
Kiedy skończyli, patrzył jak jeden z nich, śmiejąc się do rozpuku wyciąga z cholewy długi, oblepiony plamami błota nóż i powoli podrzyna jej gardło. Nie broniła się. Patrzyła gdzieś w dal tępym, niewidzącym wzrokiem a kiedy z szyi pociekła ciepła, szkarłatna posoka, jej głowa przekrzywiła się lekko w lewo, jakby odwracając się od niego z wyrzutem, że nic nie zrobił. Przeklinał jej oprawców. Przeklinał też siebie, że nie zdołał jej ocalić. Tyle razy przyrzekał jej, że przy nim jest bezpieczna…
- I jak ci się podoba przedstawienie? - spytał jeden z nich z szyderczym uśmiechem, w którym brakowało większości zębów, zbliżając się powoli. Ten, który wziął ją jako pierwszy.
Wtedy to się stało. Wściekłość… Nie wściekłość, prawdziwa, czysta i pierwotna furia wzięła w nim górę. Wyrwał się z żelaznych uścisków i rzucił przed siebie na tych, którzy stali najbliżej.
Pierwszy, ten który jeszcze przed chwilą z niego szydził, zdążył tylko cicho westchnąć w szoku zanim trzasnął jego złamany kark. Arnvald chwycił jego miecz znajdujący się przy pasie i ciął nim zamaszyście, płatając na pół człowieka stojącego obok z wyrazem twarzy, na widok którego Arnvald na pewno roześmiałby się w innych okolicznościach. Ale jeszcze długo na jego twarzy nie miał gościć uśmiech. Okręcił się na pięcie i runął na przeciwników, którzy uprzednio trzymali go, bawiąc się przy tym przednio. Dwóch padło jeden po drugim, jak źdźbła koszonego zboża. Trzeci zdążył wyciągnąć miecz, ale już nie udało mu się unieść gardy, zanim wyszczerbione ostrze miecza należącego uprzednio do jego kompana przeorało mu twarz. Czwarty z mężczyzn zdołał odparować cios. Ich miecze spotkały się krzesząc kilka iskier, ale po drugim zderzeniu ostrz, Arnvald odwrócił się błyskawicznie wokół własnej osi i ciął przeciwnika głęboko przez brzuch.
Jeszcze zanim jego miecz upadł na ziemie, wydając zgłuszony, metaliczny jęk, wojownik już pędził w stronę trzech pozostałych.
***
Ten stojący najbliżej, najmłodszy z nich, nie mający więcej niż czternaście lat, stał jak marmurowy posąg z otwartymi ustami. Mamrotał tylko coś niezrozumiałego pod nosem a z jego twarzy odpłynęła chyba cała krew i wyglądał jak upiór, który chodzi nocą między kurhanami i szuka ofiar, by skazać je na potępienie. Arnvald jak przez mgłę dostrzegł cienką stróżkę, która pojawiła się na nogawce chłopca. Nie przejął się tym. W głowie miał tylko jedno słowo: „ZABIĆ!”. W biegu uderzył chłopca głowicą miecza, tym samym roztrzaskując mu czaszkę. Dwóch pozostałych przy życiu napastników rzuciło się do panicznej ucieczki w stronę drzwi. Jeden z nich, ten który poderżnął Astrid gardło, potknął się o krzesło stojące w progu. Ten sam stołek, który Arnvald, wykonał własnoręcznie, zaledwie pół roku temu w prezencie dla niej.
Mężczyzna nie upadł ale to potknięcie wystarczyło by wojownik doskoczył do niego i z miejsca opuścił na jego szyję ciężkie, zbryzgane krwią ostrze. Poczuł na poznaczonej bliznami twarzy ciepłą ciecz. Na chwilę zamarł. Błysnęły mu wspomnienia wielu bitew z przed lat. Krwi. Smrodu trupów. Smrodu śmierci.
Głowa mordercy Astrid potoczyła się parę metrów w bok i wlepiła martwe, niewiedzące oczy w ciało kobiety, z którą jeszcze parę minut wcześniej doznał ostatniej w swoim życiu przyjemności.
Ostatni z mężczyzn zdołał przekroczyć próg chaty i pognał przed siebie na oślep w stronę drzew, krzycząc coś, czego Arnvald nie słyszał. Ten ocknął się momentalnie ale wiedział, że już nie zdoła go dogonić. Mężczyzna był mniejszej postury i miał już sporą przewagę w dystansie jaki ich dzielił. Ale wojownik bynajmniej nie zamierzał puścić go wolno. Wiedział, że ma tylko jedną szansę. Wziął zamach i z okrzykiem, przez który zadrżały wierzchołki okolicznych gór, z całej siły rzucił mieczem wprost w uciekiniera. Ostrze dosięgło go kiedy akurat przekraczał granicę między polaną a linią drzew. Miecz wbił się w jego plecy, mężczyzna wygiął się w tył, zarzęził i runął twarzą w błoto, z którego wydostało się jeszcze kilka bąbelków powietrza.
Ale Arnvald nie zamierzał na tym poprzestać. Jego rozbudzony demon krwi i mordu nie był jeszcze syty. Wiedział, że napastnicy nie przybyli sami. Do najbliższej osady były dwa dni drogi i nikt nie zapuszczałby się tu bez powodu a bandy rabusiów zawsze były liczniejsze.
Wojownik wrócił po swój własny miecz, który dostał od ojca, kiedy ten jeszcze żył. Była to piękna broń. Wykonana z niezwykłą starannością i precyzją. Idealnie wywarzona. Arnvald wciąż ogarnięty żądzą mordu wybiegł z chaty. Chciał zabić. Zabić ich wszystkich.
***
W chwili kiedy Arnvald przekroczył próg z mieczem ojca w dłoni, na polanę wpadło kilkunastu ludzi. Zwabił ich krzyk ostatniego zabitego przez wojownika mężczyzny. Zobaczyli trupa i domyślili się co się stało, choć sądząc po wyrazie ich twarzy ciężko było im uwierzyć, że jeden człowiek rozprawił się z dziewięcioma ich kompanami.
Arnvald nie zważał na to ilu ich było i jak byli uzbrojeni. Nie obchodziło go ich doświadczenie w sztuce wojennej. Rzucił się na nich bez chwili wahania.
Ciął mieczem na oślep.
Jego krzyk zdawał się zagłuszać wszystkie inne wrzaski. Przeciwnicy padali jeden po drugim. Arnvald widział bryzgającą dookoła krew. Czuł jak zlepione od posoki włosy kleją mu się do twarzy. Wiedział, że sam tez odniósł rany ale tego nie odczuwał. Nie czuł zmęczenia. Nie czuł zupełnie nic, prócz rozsadzającej jego wnętrzności nienawiści i pragnienia zemsty.
Nagle wszystko się skończyło. Z potwornym jękiem osunął się ostatni jego przeciwnik i wszystko ucichło. Arnvald padł ciężko na kolana, wbijając swój czerwony od krwi miecz w ziemię i opierając na nim swój ciężar. Jego demon był syty… Poczuł, że po twarzy oprócz stróżek krwi spływają mu słone jak woda morska łzy. Miały to być ostatnie łzy jakie uroni przez następnych kilka lat. Poczuł też ból bijący z jego boku. Spojrzał w dół i spostrzegł, że jego tunika w tym miejscu stała się czerwona jak jego miecz. Ten kolor przypominał mu kolor ust Astrid. Jego Astrid… Nie zważając na ból, który był niczym wobec cierpienia po utracie ukochanej, Arnvald podniósł się z klęczek i ruszył chwiejnie w stronę domu.
Wziął delikatnie w ramiona ciało swojej kobiety i zaniósł za dom, gdzie przykrył je stosem kamieni. Stał tam w milczeniu przez wiele godzin. Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, odwrócił się i ruszył w stronę lasu, zabierając po drodze tylko wbity w ziemię, czerwony miecz.
Nie obejrzał się ani razu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt