Obelżywe zdania - jeden
Proza » Miniatura » Obelżywe zdania
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Północ w samym środku miasta, powietrze płynne jak ciekłość. Ludzie zaszywają się w półmrokach dyskotek. Trzymają za ręce w teatrach i na spacerach. Kochają się bez pamięci w dusznych, stęchłych od potu pokojach. Gaszenie udręki pożądania. Mroczne, ślepe gry życia, gry romansów, gry rozrodu. Początek jesieni, październik, przywiędła już jesiennie czerwień liści, która teraz gdzieniegdzie na nowo odżywa w blasku latarń. Miejsce w centrum Warszawy, wracam z nieudanej randki, chcę ugasić pragnienie w knajpie przy Nowogrodzkiej.
Przy jednym ze stolików w półcieniu, samotnie siedzi kobieta z głową wspartą na splecionych dłoniach. Ma na sobie intensywnie czerwoną sukienkę. O czym myśli? Siadam na drugim końcu sali. Spokojność, odpoczynek, popijam herbatę, a ona wychodzi, idę za nią, stajemy obok siebie, a ona wkłada do ust papierosa.
Sięgam do kieszeni i mam szczęście znaleźć w niej jedną z tych zapalniczek ze stacji Orlen. Przysuwa się do mnie, by zapalić. Czuję dotyk jej ramienia. I jej zapach, tak bardzo miękka, tak bardzo kobieca, kobieta noc, a ja tą nocą i krwią zmieszany, w noc uderzające ciche potężne chcenie, pożądliwy chłód ogarnia mój cały humus istnienia. Wszystko to trwa sekundę, jedno uderzenie serca. I to moje serce zatrzymało się. Gra przedpocałunkowa, a potem ćma drży na wargach. Trzepocze, ginie i jej usta przypadkiem muskają mój policzek przy uchu. Mówią, że nie jest nic warta, że jest zerem, że jest chora. A ja jej na to, że wszyscy jesteśmy chorzy. Że ona jest chora tak jak ja. Czuję na policzku dotyk gładkiej skóry, a w nozdrzach pachnący piżmem płyn. Mówi, że tak, że chce żebyśmy razem byli chorzy. Jej wargi coraz bardziej pachną trzystopniową warszawską nocą. Zimną, wilgotną, pożądliwie chłodną zachłannością, która wzdyma się gotowa wszystko pochłaniać - nasze twarze i nie-twarze. Wre w nas, a jej opary dygoczą nad nami mieszając się z Marlboro Ice Blast i zapachem jej sukienki. Aplikacja, świetna promocja. Taksówka, tak? To cudownie, te wszystkie banalne nienazywalności. Moje mieszkanie na Ochocie.
Ciche równomierności kochania, pomruk złączenia, jej sen.
Zasnęła w nieodmienności z ciemności pokoju w jakąś inną miękką ciemność, oparta o moje ramię, spokojna spokojem snu bezwładnej kobiety. Spała a jej intensywnie czerwona sukienka podkasana była aż po uda, jej głowa obijała mi się o ramię, ciemne włosy muskały mi szyję. Mnie też powoli ogarniał sen. Ale odkładałem go jak tylko mogłem, leżąc jeszcze długo z półotwartymi oczami, wsłuchując się w szmer jej oddechu, w jej oddech i czułem kobiecą delikatność jej unerwienia. W tle leciała płyta Cigarettes after Sex. Apocalipse - lips. Opierałem policzek o jej włosy, by przekonać się, że nie śnię, a one - niesforne kosmki, jakby z innej planety, elektrycznie musnęły mi usta. Lampka była zapalona i zastanawiałem się, czy nie powinienem jej zgasić. Przez jedno otwarte okno podmuch powietrza przynosił przenikliwą rześką ciszę, w równomierności pomruku Warszawy. Czułem jak miękną mi kości, a żyłach krąży coś nieznośnie lepkiego i gorącego, aż robiło mi się słabo od bliskiego ciężaru jej ciała.
Przeczuwałem już wtedy, gdzieś w sercu, nie - gdzieś głębiej niż sercu, w duszy, a może nawet głębiej niż w samej duszy, że od tej chwili mogłaby się niepostrzeżenie rozpłynąć w powietrzu i któregoś dnia ulotnić zupełnie jak mgła, nie pytając, nic nie żądając, nie grożąc, tylko niszcząc, tylko unicestwiając.

 

*

 

Zwilżony śmiercią na karku, a może nie śmiercią, może szaleństwem, wyglądam o czwartej przez okienko, by zobaczyć dziewczynki wychodzące ze szkoły. Matko, moja matko, czemu teraz cię tu nie ma, czemu mnie nie ostrzegłaś, że dopiero w pragnieniu śmierci najbardziej pożądamy życia. Umierający pogrążają się w sobie. Nie tracą czasu na błahostki powierzchowności, nie trwonią energii, obchodzą się bez słów. Tak, ja to wszystko wiem, ale jednak muszę żyć, muszę trwonić energię, muszę budzić w sobie na nowo wszystkie powierzchowności ciała. Dziewczynki w niebieskich mundurkach i z warkoczem na plecach. Matko moja, jakże kobiety są cudowne w tym wieku. Chory, tak bardzo chory. A tam, ach ta, tak blisko, tak daleko, fajerwerki nieśmiertelności, klęski nierozebranego kochanka i ekstaza na widok podkolanówek, warkoczy, białych pończoszek z wełny wiskozowej, wywiniętych pod kolanem. Powijają spódnice, rozpinają guziczki mundurków, walcząc z potem wpływającym po plecach. A ja z lornetką doglądam najmniejszej dziurki, najmniejszych przestrzeni brzoskwiniowej skóry. Takie małe, a już używają pudru. Dziweczki, małe czarownice. Jaka krew w nich pulsuje?

*


Dzisiaj znowu nie założyłam stanika. Marek pyta się mnie, gdzie byłam, a ja milczę. Czy to grzech, czy pójdę do piekła? Znowu odbywałam walkę z diabłami. Widziałam zwierzęce porody i zwierzęcą śmierć. Czułam zwierzęcy dreszcz, przez ciało, przez duszę, widząc wszędzie wężowe ludzkie trzewia.
Coś pchało mnie tam, gdzie nie powinnam być. Do ludzi, którzy bawiąc się tak, że w końcu nie wiedzą, co robią. Robią coś, czego potem nie pamiętają. Nie wiedzą, że to robili. Potem zasypiają, śpią jak zabici, budzą się, rzygają, wychodzą, sikają, uprawiają seks przez sen, potykają się o progi, o nogi, wracają, znajdują miejsce, układają się. I chociaż pragnienie wypala im jamę ustną, to zasypiają znowu nieprzytomni.
Wiem, że jestem chora. Niewidzialne szaleństwo zamknięte w czaszce i znów wszystko się zaczyna. Mania mnie wszechogarnia, ale to początek. Potem nie będę miała świadomości tego,co robię. Pierwszy objaw - wczoraj, stało się to za szybko. Ubrałam się jak dziwka, a potem zrobiłam to z kimś, z jakimś cieniem. Na stojąco, oparci o ścianę, jak psy. Nawet bez przespania się ze sobą jak ludzie. Później, w nocy, obok Marka znowu serce mi drżało jak przezroczyste płatki róży, ale gdzie moja łodyga? Gdzie Marek? Marek śpi, nie wie o niczym, żyje mną, myśli o mnie jako o tej którą uratował w intensywno czerwonej sukience w centrum Warszawy, o tej która paliła z nim i spała w półmroku.

*

On nie wie o tym, że ja kiedyś byłam... No właśnie? Jaka? No właśnie, czy w ogóle byłam? Pamiętam jak mnie zaciągnął na kolana, jak mnie wciągnął przez drzwi do dusznego domu. Czułam nieznajome mi ciepło między nogami, słyszał mój przyspieszony oddech, śmiał się a ja nie rozumiałam. On mówił, że taki z niego dzikus, taki łotr, że ma między nogami owinięty we flanele metal, a ja wierciłam mu się na kolanach gdy grał na pianinie mazurki. Ocierałam się o niego, przytulałam, przyciskałam do mojego dziadzia, dziadzo pachniał zawsze ziołami i lekami, i miał chłodną suchą skórę. Patrzyłam potem na niego, syciłam się oczekiwaniem, a on zdejmował ze mnie wszystkie ubrania i kładł mnie w koce. Uporczywości moja - mówił, nierozwartości moja! - krzyczał, w ciepło koców dmuchał wyrazy, bo powiedział kiedyś, że to w cieple koców jest najzdrowszy i, że pobawimy się w dom, w jaskinie.
Najpierw woła, daje nam brzoskwinie, gryzę duży kęs, zachłannie rozchylając wargi. Cieknie mi sok, nieuchronnie, kilka perlistych kropli kapie w dziurkę mikrodekoltu. Miód, bibuła, miąższ, brzoskwinia, sok i piana na ustach, ssę tak i cmokam ten twardy żywy miąższ, a on ma oszalałe palce, wszystkie uciekają oprócz mnie, czemu zostaję? Nie wiem, nie miałam nigdy dziadza, a tak bardzo kocham brzoskwinie. Unosi, wciąga, kładzie na łóżku pod stertą koców. Jest wystraszony bardziej niż ja, drży, widać przez skórę bicie jego serca, blady, oczy pełne łez, dotyka, pieści powoli, pod wpływem tych dłoni wybucha moja budząca się kobiecość dwunastolatki, pierwsze soki, pierwsza krew, pączki moich piersi, wsuwa palce pod majtki, wącha, każe mi je wąchać, a potem każe mi je lizać, jeść. Mówi, że jestem biała i gorąca jak chleb, wypieka chleb w wielkim piecu, mówi, że ten piec ratuje mu życie. W nim poukładane niezliczone bochenki chleba, robi z niego kulki, gorące kulki, które wkłada mi do ust i wyjmuje, a ja czuję piekło i żar na języku. Na podniebieniu i potem znów wkłada, i wyjmuje, kulka przesiąknięta naszymi ślinami, a potem gdy już mnie podnieca, sam je gorący biały chleb z moimi sokami. Pierwszymi gorącymi sokami wybuchającej kobiecość. Wkłada małe ogórki które chce marynować, pyszna jesteś mówi, jesteś jak morze, jak ja tęsknie do morza, mówi, wolno trawiąc ten chleb i swoją miłość. Rozbija żółtko tam na dole i, że jestem jego małą ostrygą, a potem spija to żółtko i kładzie tam ogórki mało - solne, powolny i nieśpieszny. Gdy wreszcie po kilku razach nie woła mnie, nie chwyta, rozumiem, że zniknął, mój dziadzo zniknął, zostawił mnie w osamotnieniu, zapomnieniu, osieroceniu.

 

*


Ciała tryskające nasieniem, ciała nasienie spijające, za czerwonymi wargami, za bladymi wargami, za moimi wargami w czerwonej szmince. W kusej sukience do połowy uda, uciekam z domu, od Marka, mój język opuchnięty od twardych penisów, a ciała obrzmiałe i twarde żądzą, i dzikością.

Miauczę, mruczę z rozkoszy, wyraźne akcenty, sylaby, wyyyyydłużone sylaby, śliiiczna jestem, pięęęękna jestem, kizzzziiia zeeee mnie, mizzzia ze mnieee, miauuu, mrrrr. Kotka ze mnie, która ma napad potrzeb i oznajmia to mruczeniem, i turlaniem, uprawianiem seksu ze stopami, dywanem, ręką. Wydzieram się na cały świat, że jeszcze mi mało, wciąż i wciąż. Że ja wciąż tego chcę, dajcie mi to, dajcie mi seks, dajcie mi pieniądze i jeszcze więcej pieniędzy, i dajcie mi orgie. Och rozkosze, och wulkaniczne pulsowania! Chcę tego, chcę!

 

*


- Małe ścierwo z ciebie.
- Nic nie rozumiesz.
- Rozumiem aż za wiele, wiem gdzie chodzisz. Wiem co robisz. Po co w ogóle zostałaś moją żoną?
- Nie patrz tak lodowato.
- Małe ścierwo z ciebie.
- Robisz przecież ze mną co ci się tylko podoba.
- O czym ty mówisz? Jesteś dla mnie wszystkim.
- Za głupi jesteś, nic nie rozumiesz.
- Jesteś wielkim ścierwem, zupełnie cię zepsuli, zepsuł cię świat.
- Mówiłam ci, że jestem chora.
- Nie jesteś chora, jesteś czarownicą, jesteś dziwką.
- Nadal nic nie rozumiesz.
- Rozumiem, przepraszam, nie odchodź.
- Za późno.

*

Wróciła rano. Przytuliła się, byłem samotny w jej objęciach. Tak bardzo beznadziejnie będący sobą, bo wiedziałem o tych wszystkich razach gdy wymykała się do szaleńców, którzy rzucali się na podbój jej ciała. Więc musiałem wybuchnąć, tej nocy za dużo wypiłem. Znowu nazwałem ją dziwką.
Kolejny raz odeszła, tym razem na zawsze. Wiem, że to moja wina, wiem, że była chora, ale odrętwiały w ślepym zamęcie zazdrości nie mogłem się powstrzymywać. Ostatnie kroki, rozpłakała się, cicho - wilgotna woń uniosła się w przedpokoju, nic nie zabrała, tylko moje wspomnienie jej ciała osamotnionego we śnie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jeden · dnia 21.10.2017 12:39 · Czytań: 414 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
JOLA S. dnia 21.10.2017 12:53 Ocena: Bardzo dobre
Witaj jeden,
podobało mnie się opowiadanie, momentami nawet bardzo. Ale... Zdecydowanie zmieniłabym zakończenie, bo obecne nieco, tak sądzę, trywializuje całą opowieść. To finałowe dopowiedzenie jest zbędne, choć może dodawać pewnego sensu opowieści, rzucać inne światło na tę historię, jednak poczułem się rozczarowana:)

Pozdrawiam :)

JOLA S.
jeden dnia 22.10.2017 19:06
JOLU S.
Dziękuję za obecność pod tekstem. Miło, że Ci się podobało.
Co do zakończenia - przemyślę je jeszcze, ale pewnie pozostanie takie jakie jest.

Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty