- Stefan, zamykej drzwi, bo zimno po nogach wieje! - zaskrzeczała nienaturalnym głosem otyła kobieta w średnim wieku.
- Już, już Berta... - brodaty mężczyzna posłusznie wykonał jej polecenie.
Spojrzał przez okno tak, jakby kogoś wypatrywał. Rozpiął klejącą się od brudu kufajkę po czym zasiadł do dużego, drewnianego stołu, zapewne pamiętającego jeszcze bardzo zamierzchłe czasy. Kobieta krzątała się po kuchni, co chwilę na coś narzekając. Chorobliwe i obleśne fałdy tłuszczu, jakimi była obłożona dookoła bioder, falowały z każdym jej krokiem. Obskurne pomieszczenie wypełniał specyficzny zapach gotowanego mięsa.
- Gdzie Eda? - zapytała nagle Berta, nie przestając mieszać w wielkim garze.
- Zara bedzie, ino w szopie posprząto ten cały bajzel... - Stefan wyraźnie bał się kobiety o przywódczej naturze. Grube cielsko odwróciło się w jego stronę robiąc przy tym groźną minę.
- No to, kurna, rusz dupe ciołku i wołej go! - niezadowolona wiecznie Berta wydarła się tak głośno, że Stefan odruchowo skulił się jak małe, zahukane dziecko. Po chwili wstał i zaczął ubierać kufajkę.
W tym momencie stare, drewniane drzwi otworzyły się skrzypiąc niemiłosiernie. Do kuchni wszedł wysoki, silny mężczyzna. Blizny na jego twarzy zdradzały, że sporo już w życiu doświadczył.
- Berta, mosz już żorcie? Bom, kurna, głodny jak jasny pierun! - zachrypiał, myjąc ręce w brudnej misce z wodą. Grube cielsko przetaczało się po kuchni.
- Siadaj se Eda, już wom podaje - dużą, drewnianą chochlą Berta wyławiała z gara kawałki mięsa.
Mężczyzna usiadł przy stole. Stefan cały czas milczał, czekając na posiłek. Patrzył w okno za którym mroźny wiatr delikatnie poruszał gęstymi zaroślami. Głusza, zupełna leśna głusza, a pośród niej stara, drewniana chata. Żadnych, nawet najmniejszych, śladów cywilizacji.
- Nu, jedzta póki ciepłe... - kobieta niemal rzuciła na stół obdrapaną michę, wypełnioną po brzegi parującym mięsem.
Na twarzach mężczyzn pojawił się uśmiech, odkrywający silnie przetrzebione przez próchnicę zęby. Nałożyli sobie pokaźne porcje i zakasając rękawy przystąpili do konsumpcji.
- Dobre... kurna! - Stefan nagle ożywił się, po czym ponownie przyłożył do mięsiwa, niemal niewidoczne wśród zarostu, usta i zagłębiwszy się weń oderwał kolejny kęs.
- Pewno, że dobre, mówiłem ci, że bedzie dobre - Eda aż cmokał delektując się gotowaną świeżyzną. - A nie chcioł żeś durniu tłuc siekierom jakem ci kazoł - zaśmiał się nakładając następną porcję.
- Nu, ale dali my rade, chocioż na poczuntku to sie wyrywoł piernik jeden... - Stefan mlaskał coraz głośniej. - Ale jak dostoł w łeb, to już był cacy.
- He, he, szczęście my mieli... a on pecha mioł - zachichotał Eda wycierając w rękaw cieknący mu po brodzie tłuszcz. - A ciołek sie jeno zapytoł o droge! - dodał, śmiejąc się coraz głośniej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Tomi · dnia 07.12.2008 11:21 · Czytań: 1071 · Średnia ocena: 3,14 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: