Sylwia stoi przed lustrem i spogląda na swoje blade odbicie. Bez makijażu czuje się naga i bezbronna. Wyciąga z kosmetyczki puder w kremie i rozprowadza go chaotycznymi, niezgrabnymi ruchami. Na powiekach maluje grube czarne kreski. Gdyby potrafiła, domalowałaby entuzjazm i radość, bez których nie lubi pokazywać się światu. Nakłada jasną maź z małej tubki na lekko zaczerwieniony nos. Wysokiej jakości korektor podobno usuwa oznaki zmęczenia, nie potrafi jednak zamaskować apatii wyzierającej z oczu.
W środę uprawiała seks z Leszkiem. W czwartek z Markiem. Kto by pomyślał, że tak nisko upadnie. Mogłaby wyrecytować jednym tchem cały szereg epitetów, jakimi określa się kobiety takie jak ona. Pomijając rzadkie, moralne rozterki, jeszcze do wczoraj całkiem nieźle się bawiła. Pierwszy raz w życiu Sylwia czuła, że to ona ma kontrolę nad mężczyznami. Przestała być kobietą błagającą faceta o chwilę uwagi, zamęczającą go telefonami, czekającą ze strachem, aż zostanie porzucona. Znalazła sposób na tą tęsknotę, która doprowadzała ją kiedyś do szaleństwa. Gdy zaczynała tęsknić za Markiem, dzwoniła do Leszka. Dawkowała swoją miłość rozsądnie, dzieląc ją na dwie równe porcje.
I mogłoby tak zostać. Żyliby sobie szczęśliwie w trójkącie, którego górnym wierzchołkiem jest ona, a dwa pozostałe nic nie wiedzą o swoim istnieniu. Marek musiał jednak wszystko popsuć. Wczoraj na własną prośbę wypisał się z tego układu.
Sylwia snuje się po mieszkaniu. Już nawet nie czuje gniewu. Zwyczajowe „kurwa” na widok brudnych naczyń w zlewie wypowiada głosem cichym i anemicznym. Promienie wiosennego słońca obnażają grubą warstwę kurzu na meblach. Musi coś zmienić w swoim życiu. Zacznie od posprzątania mieszkania. To zawsze pomaga uporządkować myśli.
Niedbale ściera zakurzony stół – jedną ręką przesuwa kosmetyki, solniczkę i talerz z niedojedzoną kanapką, drugą pociera bez przekonania szmatą o blat. Z komodą jest trudniej – obok doniczki z kaktusem (jedynym kwiatkiem, który się ostał w mieszkaniu) leży kilka kopert z nieotwartą korespondencją, nożyczki, klucze, krem do rąk, trzy lakiery do paznokci, ładowarka do telefonu i tabletki antykoncepcyjne. Sylwia obiecuje sobie, że kupi w Ikei, na dziale „Przechowywanie”, te sprytne pojemniki z tysiącem przegródek i w końcu to uporządkuje. Tymczasem zgarnia wszystkie rzeczy pod ścianę i przeciera szmatą zwolnioną powierzchnię, klnąc w duchu na niesforny kabel od ładowarki. Powinien być przycisk do jego zwijania, jak w odkurzaczu – myśli poirytowana. Na szafce w przedpokoju walają się gazetki promocyjne – w pizzerii Paolo jest sos gratis, w Lidlu schab za pięć dziewięćdziesiąt dziewięć, a w RTV-AGD wiosenny szok cenowy. Sylwia przegląda pobieżnie kolorowe strony, po czym wrzuca je do śmieci. Ma wprawdzie osobny pojemnik na makulaturę i dwa inne – na szkło i plastik, zdążyły się jednak zapełnić kilka tygodni temu i nic tam się więcej nie zmieści. Jak ludzie znajdują czas na mężów, dzieci i jeszcze sortowanie śmieci? – zastanawia się, czując lekkie wyrzuty sumienia.
Wychodzi na balkon i zapala papierosa. Słońce zalewa alejkę biegnącą między zielonymi trawnikami jej eleganckiego osiedla o niskiej zabudowie. Oparta o balustradę, Sylwia pochmurnym wzrokiem obserwuje życie toczące się dwa piętra niżej. Znowu na chodniki wypełzły szczęśliwe rodzinki z dziećmi, pary trzymające się za ręce i laski w obcisłych strojach do biegania. Wszyscy kwitną na wiosnę i są z siebie bardzo zadowoleni. Obrazek jak z folderu dewelopera, choć ktoś zapomniał wyciąć billboard z reklamą kredytu gotówkowego i szpetny dziesięciopiętrowy blok nieopodal. Nie brakuje za to świeżo posadzonych drzewek, rowerzystów i ludzi z rasowymi pieskami na smyczach. Pod jej balkonem spaceruje młode małżeństwo z wózkiem. Sylwia wydmuchuje w ich kierunku tytoniowy dym, jakby po cichu liczyła, że rakotwórcza chmura pokona dwa piętra i nieco podtruje ich poukładane życie.
Wraca do mieszkania i wyciąga odkurzacz. Po chwili wahania odpuszcza sobie ambitny plan, aby dostać się do niedostępnych rejonów dębowego parkietu. Nie ma teraz głowy na chowanie ośmiu par butów do szafki, nurkowanie z odkurzaczem pod łóżko i odsuwanie przedmiotów zalegających na podłodze. Tekturowe pudło z rzeczami Roberta stoi w sypialni już od ponad roku. Miał po nie przyjechać, ale najwyraźniej zabrakło mu odwagi po awanturze, jaką zrobiła jego matce („Jak pani syna wychowała?!”). Sylwia do dziś się wstydzi swojego zachowania. Na usprawiedliwienie ma tylko to, że strasznie wtedy cierpiała. Jak on mógł rzucić ją dla nierozgarniętej, bezmózgiej dwudziestolatki (rocznik dziewięćdziesiąty drugi!)? Długo nie zapomni tego bólu, swoich rozpaczliwych telefonów i żenujących sms-ów, choć już nawet nie pamięta dlaczego zakochała się w tym niezaradnym życiowo, melancholijnym chłopaku.
To cholerne pudło nie jest jedyną pamiątką po Robercie. Zostało jeszcze uzależnienie. To przez niego zaczęła znowu palić. Nie miała innego wyjścia – chwile, które spędzali razem na balkonie w obłokach tytoniowego dymu należały do nielicznych momentów bliskości. Wtedy ją zauważał – gdy w zasięgu wzroku nie było komputera i telewizora, wpatrywał się w Sylwię. Przynajmniej dopóki nie kupił sobie smartfona. W rywalizacji z najnowszym modelem Samsunga Galaxy nie miała żadnych szans. -Dupek! – Sylwia obrzuca pudło pogardliwym spojrzeniem. Postanawia, że dziś wyniesie je na śmietnik. Nikt nie będzie płakał po starej kurtce, wytartych dżinsach i kolekcji filmów o agencie 007 (jak mogła oglądać z nim tyle razy to badziewie?).
Ze złością przesuwa rurą od odkurzacza po podłodze sypialni, manewrując między deską do prasowania a kocią kuwetą. Kuweta! Kolejna rzecz, którą powinna dawno wyrzucić, albo chociaż oddać do schroniska. Sylwia przypomina sobie słodkiego kociaka rasy brytyjskiej – ze swoim szarym miękkim futerkiem wyglądał jak pluszowa maskotka. Zamówiła go u profesjonalnych hodowców i czekała przez dwa miesiące aż kotek nieco podrośnie i będzie go można rozdzielić z matką. To miał być jej nowy przyjaciel, zawsze wierny i kochający. Liczyła, że będzie pocieszycielem po Robercie, zaspokoi potrzebę ciepła i bliskości (inne potrzeby zaspokajał nowoczesny wibrator ukryty w szufladzie). Czekała na niego jak ciężarna matka na dziecko – kupiła w sklepie zoologicznym niebieski transporterek, zamykaną kuwetę z ruchomą klapą, zapas piasku na kilka miesięcy, parę myszy ze sztucznym futerkiem i wędkę z różnobarwnymi piórami na sznurku. Wybrała dla swojego pupila szlachetne imię – Harry (od brytyjskiego księcia, a nie brudnego Harrego) Przeczytała w internecie mnóstwo artykułów na temat żywienia kota, postanawiając karmić go najwyższej jakości suchą karmą oraz świeżą wołowiną. Z entuzjazmem odwiedziała małego kociaka w domu hodowców, wrzucając fotki na facebooka (Haruś w objęciach mamy o szaro-niebieskim futerku, Haruś zwinięty w kulkę na parapecie, Haruś wychylający słodki pyszczek z męskiego buta). Po trzech miesiącach nadszedł ten upragniony dzień, gdy zabrała kociaka do domu. Specjalnie wzięła tydzień urlopu aby poświęcić mu jak najwięcej czasu w pierwsze dni na nowym terytorium. Bawiła się z Harusiem niestrudzenie, rzucając mu sztuczne myszki i ciągnąc po podłodze wędkę z piórkami. Gdy traciła zapał, kotek bawił się sam. Wspinał się po jej spodniach, wskakiwał na klawiaturę laptopa, a w nocy polował na stopy Sylwii, jeśli tylko poruszyła nimi pod kołdrą. Zachwycała się jego gracją, refleksem i uroczą nieporadnością, musiała jednak przyznać, że najbardziej kocha Harusia gdy ten słodko śpi lub mruczy wyciągnięty na jej kolanach. Biorąc kociaka do domu miała nadzieję, że będzie wesoło i rozkosznie jak w tych wszystkich filmikach z kotami na youtube. Teraz odkryła, że to nadmiernie żywe stworzenie wzbudza w niej czasem irytację. Gdy wróciła po urlopie do pracy doszły jeszcze wyrzuty sumienia, że zostawia Harusia samego przez cały dzień. Kociak posmutniał – wydawał z siebie przeciągłe, żałosne miauknięcia, a jego wielkie oczy w kolorze miedzi patrzyły na nią ze skargą. Po dwóch tygodniach Sylwia podjęła decyzję o oddaniu kotka do hodowców. Wytłumaczyła się niespodziewaną alergią i dostała z powrotem dwa tysiące złotych. W domu znowu zrobiło się cicho. Sylwia patrzy ze smutkiem na kuwetę. Śliczny, kochany Haruś. Kolejny nieudany związek w jej życiu.
Pościel w sypialni jeszcze pachnie Markiem. Drugi komplet, pachnący Leszkiem, Sylwia schowała w czwartek do szafy. Kładzie się na kołdrze i wdycha woń subtelnych, męskich perfum pomieszanych ze słodko-kwaśnym zapachem potu i spermy. Dlaczego Marek ją porzucił? Dlaczego to ona zawsze jest porzucana? Krzysiek, Michał, Andrzej, Jurek, Robert, Bartek i Marek. Nawet matka ją porzuciła i od trzydziestu lat mieszka w Ameryce ze swoją drugą, szczęśliwą rodzinką.
Sylwia wpatruje się w koronkowy stanik wiszący na klamce drzwi od sypialni. W ciągu ostatnich miesięcy zakupiła więcej kompletów seksownej bielizny niż przez całe życie. Naiwnie wierzyła, że gdy przemieni się w femme fatale – kobietę wyuzdaną, niewierną i kłamliwą, to już nikt nigdy jej nie zrani. Dzięki tej przemianie zdobyła Marka, najwyraźniej było to jednak za mało, aby go zatrzymać. A może kiepsko grała swoją rolę? Może okazała mu zbyt dużo czułości? To prawda, miała wobec niego plany. Była bliska, aby zakończyć romans z Leszkiem. Chciała wyjechać z Markiem na romantyczny weekend i odbyć poważną rozmowę. Chyba za bardzo namawiała go na ten wspólny wyjazd. Zarezerwowała nawet hotel za jego plecami, łudząc się, że w ten sposób nie pozostawi mu wyboru. Wszystko na nic.
Sylwia przyciska lewy policzek do pościeli. Z prawego oka spływa łza. Skręca w kierunku nosa i ust pozostawiając na wargach słony posmak.
Jest jeszcze Leszek. Leszek, który nawet nie udaje, że mu na niej zależy, bo zależy mu tylko na wódce. Czasem wpada w ciąg i nie odzywa się przez kilka dni. Potem dzwoni i wesołym głosem tłumaczy, że był na nartach. Zima się skończyła, więc będzie musiał sobie wymyślić inną wymówkę. Gdyby Sylwii udało się skłonić go do odwyku, to może jeszcze by na coś liczyła. Zbyt wiele już jednak razy przyjmowała pod swój dach życiowych popaprańców, w nadziei, że uleczy ich rany, zorganizuje idealne życie i sprawi, że będą jej za to wdzięczni do grobowej deski.
Co jest z nią nie tak? Może powinna znowu spróbować terapii? Chodziła wprawdzie przez rok do psychologa, ale to było dziesięć lat temu. Wtedy inne miała problemy. Chodziło o lęk. Ściślej rzec biorąc – napady lęku. Za każdym razem gdy wraca myślami do tego okresu, widzi siebie w tym zatłoczonym autobusie, od którego wszystko się zaczęło. Stoi wśród tłumu i obserwuje spocone twarze. Nikt się nie uśmiecha. Starsi ludzie patrzą przed siebie wzrokiem zmęczonym, ponurym lub zupełnie pustym. Dwaj studenci tęsknie spoglądają przez okno w kierunku klimatyzowanych samochodów, jakby jeszcze nie do końca pogodzili się ze smutną dolą pasażera wrocławskiej komunikacji zbiorowej. Sylwia oddycha ustami aby nie czuć smrodliwej mieszanki potu i spalin. Po czole spływają jej resztki pudru.
Czemu ten autobus tak wolno jedzie? Cholerne korki! Jezu, tu nie ma czym oddychać! Jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, to chyba zemdleje! -Proszę zatrzymać autobus! - krzyczy drżącym głosem w kierunku kabiny kierowcy. Mężczyzna nie słyszy, ale jeden z zaalarmowanych pasażerów coś do niego mówi. Kierowca odwraca się i wrzeszczy zniecierpliwiony: -Proszę o spokój! Tu nie ma przystanku! Sylwia ma wrażenie, że jego twarz wykrzywia odrażający, nieludzki grymas. Kręci się jej w głowie. Powtarza swoją prośbę o otwarcie drzwi, choć tym razem ciszej. Czuje, jak drżą jej kolana, a po czole i plecach spływa strużka zimnego potu.
Nie wie, jak długo to trwało, pamięta tylko, że gdy w końcu wysiadła z autobusu czuła się strasznie osłabiona. Nie była w stanie sama wrócić do domu, więc zadzwoniła do swojego ówczesnego chłopaka. Andrzej przyjechał i się nią zaopiekował. Opiekował się nią tak przez następne cztery lata, podczas których prawie nie wychodziła z domu. W końcu jednak stracił cierpliwość i zostawił Sylwię dla jej uroczej i zdrowej psychicznie koleżanki.
Paradoksalnie, porzucona przez swojego opiekuna, samotna i bez pracy, Sylwia niemal natychmiast ozdrowiała. Teraz prawie niczego się nie boi i dobrze zarabia jako team-leaderka w dużej korporacji.
Dziś Sylwia jednak nie wygląda na kobietę sukcesu. Z kresek na powiekach zostały szare smugi upstrzone plamkami czarnego tuszu, a wilgotna od łez kołdra klei się do policzka. Gdzie popełnia błąd? Może powinna nauczyć się być samą? Skoncentrować się na rozwoju duchowym? Medytować. Uprawiać jogę. Rzucić palenie. Wziąć udział w warsztatach rozwoju osobistego. Znaleźć life-coacha.
Dzwoni telefon. Leszek.
- Cześć Sylwunia. Co słychać?
- Wszystko w porządku – Sylwia odchrząka, próbując nadać słowom pogodne brzmienie. - A u ciebie?
- Byłem na nartach. Chyba ostatni raz w tym sezonie... Jeśli chcesz to odwiedzę cię dziś wieczorem. Słyszę po głosie, że jesteś trochę smutna.
Sylwia zaczyna cicho płakać.
-Tak, przyjedź.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt