Miłość to tęcza,
brak miłości – bezchmurne niebo,
a my tęsknimy za jednym i drugim.
Opowieść klasyczna – ponadczasowa
– Ale masz wymagania – powiedział wtedy Stary z przekąsem. Stary, to znaczy Zeus. Miał rację. Zachciało mi się Miłości i… dostałem. Za swoje. A raczej nie wiem nawet, za czyje grzechy.
Dotrzymał obietnicy i przywiózł Afrodytę, a w dodatku wyprawił nam huczne wesele. Przyszli dosłownie wszyscy i, nie powiem, impreza była niezwykle udana. Świetnie się bawiono. Ale moim kosztem. Musiałem robić dobrą minę do złej gry, co przychodziło mi o tyle łatwiej, że byłem piekielnie napalony, by się do niej dorwać i zobaczyć wreszcie, co to takiego ta Miłość, o której wciąż mówiono. No i zobaczyłem.
Afrodyta przeciągnęła się, ziewnęła rozkosznie i, zrzucając tunikę, powiedziała nieśmiało:
– Kochanie, taka jestem zmęczona… Nie uważasz, że dziś już trochę późno na tracenie dziewictwa?
Co miałem robić? Zgodziłem się oczywiście, chociaż krew we mnie wrzała tak, że ochłodzić by jej nie zdołały całe wody Styksu.
Nie, nie zwodziła mnie. Naprawdę była zmęczona, bo zaraz też usnęła na moim ramieniu, a ja, trzymając ją w objęciach, poznałem miłość – czułą, delikatną, niespełnioną…
Następnego wieczoru przyniosłem klejnoty. Wystroiłem ją niczym królową. Moją królową. Widziałem zachwyt na jej twarzy, gdy objęła mnie za szyję. Stałem oczarowany, chłonąc bliskość ukochanej kobiety, i znowu poznałem miłość – ciepłą, wzruszającą, radosną…
Niestety, miała okres. Czekałem więc. Z miłością cierpliwą, wyczekującą, oddaną. Z miłością opiekuńczą i troskliwą. Przynosiłem kwiaty i owoce. Uśmiechała się, czasem dotykając mojej twarzy, i byłem szczęśliwy.
A potem nadeszła chwila, gdy wreszcie doświadczyłem wszystkiego. Miłości tkliwej, słodkiej i spełnionej. Szalałem ze szczęścia. Obsypywałem ją klejnotami. Chciałem dać cały świat. Towarzyszyłem wszędzie – na każdą ucztę i zabawę. I co noc trzymałem ją w ramionach. Przeżywałem całą gamę uczuć – namiętnych, gorących i wzajemnych. Tak mówiła…
Lecz pewnego dnia usłyszałem: Kochany, przecież wiesz, że mam różne zadania. Nie mogę ich zaniedbywać. Ty także. Stos zamówień czeka na ciebie. Ale uporamy się z tym i znowu będziemy razem.
Zgodziłem się. Spakowała rzeczy i wyjechała, a ja ugrzęzłem w kuźni, czekając. Z miłością wierną, tęskniącą i pełną nadziei. Długo. Aż wreszcie dotarły pierwsze plotki. Nie wierzyłem. Nie miałem podstaw. Kochała mnie przecież…
Wróciła, ale jakby trochę inna. Bardziej roztargniona, niespokojna, mniej czuła. Trzymałem ją w ramionach, całowałem i pieściłem, a ona pytała: Kochanie, przecież nie wierzysz chyba plotkom? To tylko zazdrość i pogoń za sensacją. No i reklama. Muszę mieć reklamę. Sam rozumiesz, mam obowiązki…
Rozumiałem. Wyjechała ponownie. A ja znowu pogrążyłem się w pracy, czekając na nią z miłością. Ślepą, naiwną i łatwowierną... Plotek było coraz więcej. A może to już nie były plotki? Skąd mogłem wiedzieć? Kochałem ją nadal. Miłością szaloną, zazdrosną i cierpiącą…
A potem, któregoś dnia, dowiedziałem się prawdy.
Wykułem misterną sieć, zawiesiłem przemyślnie nad łożem i postanowiłem wyjechać.
– Kochanie – spytała – czy zdążysz wrócić na ucztę u Zeusa?
– Za dwa dni? Nie dam rady. To zbyt daleko. Trudno, musisz iść sama – odparłem spokojnie, choć wszystkie uczucia burzyły się w sercu.
Łatwo zgadnąć, że nigdzie nie wyruszyłem. Czekałem w ukryciu, chcąc przekonać się wreszcie i… sieć spadła. Zdradziła mnie i w dodatku z tym głupim Aresem!
Cały Olimp zebrałem na świadków. Stary też przyszedł, acz niechętnie. Patrzyłem na niego z nadzieją.
– Ale zrobiłeś z siebie głupca, mój synu! – wsiadł na mnie ze złością. – Po co pierzesz brudy publicznie?! Nie potrafisz utrzymać jej przy sobie, to się tym nie chwal przed światem!
Stary miał słuszność. A ja znowu poznałem miłość. Zdradzoną, oszukaną i gorzką…
Wróciłem do kuźni, zatracając się w pracy. Czasem dochodziły do mnie różne wieści i jeżeli im wierzyć, to przeleciał ją każdy.
A niech tam… – myślałem.
W ten sposób spłynęło na mnie poznanie ostatniej barwy miłości – obojętność.
Nie mam jednak żalu. Minęły wieki, Stary przeszedł na emeryturę, a ja do konkurencji. I odniosłem sukces, bo jak się okazało, oni też zaczęli potrzebować coraz większej ilości broni i klejnotów. W dodatku dla ciesielki nie byłem żadnym zagrożeniem. I tak przetrwałem.
Nie ożeniłem się ponownie. Nie wypadało rozwodnikowi łamać boskich przykazań. Zaraz! Przecież my wcale nie mieliśmy rozwodu! Chyba że taki pogański ślub się nie liczył. W takim razie – cudzołożyłem! Muszę się zastanowić. A najlepiej, gdy poproszę o radę znajomego biskupa. On będzie wiedział, co jest tańsze – rozgrzeszenie, czy unieważnienie.
Ale tak, w ogóle… trochę mi żal dawnych dobrych czasów. I Afrodyty. Ludziom widocznie również. Inaczej po cóż by urządzali wybory na Miss Uniwersum?
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt