Romek umrzeć wczoraj - Marian
Proza » Obyczajowe » Romek umrzeć wczoraj
A A A

   Nie jest łatwo być synem pułkownika, który dowodzi rodziną jak wojskiem. Trzeba albo bić ojcu w dach, albo zbuntować się i uciec.

   Romek nie chciał bić w dach i prędko ojcowym gwiazdkom przeciwstawił pacyfkę, czyli został hippisem. Już na początku ogólniaka zaczął uciekać z domu. Smakował wtedy życia i, na swoje nieszczęście, prymitywnych narkotyków na bazie makiwary. Jego narkomania postępowała tak szybko, że do matury już nie doszedł. Wyklęty z rodziny pojechał w Bieszczady szukać wolności. Zachłysnął się nią i przedawkował tak bardzo, że któregoś dnia znaleziono go przy drodze do Dwernika zaćpanego prawie na śmierć.

   Miał szczęście, że znalazł go inny hippis. Tamten zaprowadził go na Caryńskie, gdzie od niedawna Wienio Nowacki prowadził ośrodek leczenia narkomanów. Tam Romek trafił z deszczu pod rynnę, czyli spod ojcowego dryla pod rękę Wienia. Nowacki bowiem nie uznawał leniuchowania i gonił swoich podopiecznych do roboty. Wyznaczał każdemu konkretne zadania, utrzymywał iście wojskową dyscyplinę i – o dziwo – miał posłuch. Hippisi pracowali i nie ćpali, bo za to wylatywało się z ośrodka. Romek też nagiął się do tamtejszej dyscypliny, pracował, nie ćpał i wyglądało na to, że wróci do normalnego świata.  

   Gdy ludzie pułkownika Doskoczyńskiego zrujnowali ośrodek, Romek pozostał w górach. Pracował trochę w lesie, trochę na budowach, mieszkał kątem u różnych ludzi i jakoś żył. Któregoś lata dostał pracę przy remoncie schroniska. Pracował dobrze i po remoncie został zatrudniony na stałe. Nie ćpał, ale – ponieważ suma nałogów człowieka musi być stała – zaczął popijać.

   Sprzyjała temu schroniskowa atmosfera. Romek był przystojnym mężczyzną. Z twarzy i zarostu przypominał Chrystusa z odpustowych obrazków i do tego grał na gitarze. Był więc chętnie zapraszany przez gości schroniska na posiady przy ogniskach lub kominku. Tam częstowano go godnie alkoholem, a on nie odmawiał, bo – jak sam mawiał – miał słabą silną wolę. Z początku było to tylko okazjonalne picie z turystami, potem jedno piwko co wieczór „na sen”, potem coś mocniejszego i tak z narkomanii wpadł w alkoholizm.

   Poznałem Romka podczas jednego z takich spotkań przy ognisku i tak zaczęła się nasza znajomość. Czasem odwiedzałem go w schronisku, ale częściej on nocował u mnie, będąc w mieście. Zawsze były to miłe spotkania, bo dobrze nam się gadało.

   Przystojny gitarzysta wpadł w oko Krysi, która przyjechała do schroniska, żeby w górskiej głuszy zapomnieć o stresującym życiu w stolicy. Wpadł tak bardzo, że po miesiącu przyjechała znowu i zamieszkała w jego służbówce.

   Byli razem, chociaż należeli do innych światów. On był odrzuconym przez rodzinę byłym narkomanem bez matury, a ona pochodzącą z bogatej rodziny, wypachnioną absolwentką uniwersytetu. Podczas gdy on pracował w schroniskowym obejściu, ona wiła wianki z łąkowych traw lub opalała się nago nad potokiem.

   Może ta inność, może kaprys Krysi, a może miłość przywiodła ich do tego, że postanowili się pobrać. Romek poprosił mnie, żebym był świadkiem na ich ślubie, bo – jak szczerze przyznał – nikt inny nie przyszedł mu do głowy.

   Zgodziłem się i wyznaczonego dnia o umówionej porze przyjechałem do urzędu stanu cywilnego. Wkrótce poobijanym ARO przyjechali też państwo młodzi ze świadkową i wtedy okazało się, że tylko ja byłem w garniturze. Pan młody był w dżinsach i białej koszuli z ukraińskim haftem, panna młoda wystylizowała się na Słowiankę w lnianej sukience i wianku z chabrów, a świadkowa była ubrana w karminową bluzkę i dżinsy. Gminnej pani ksiądz to się nie podobało. Ślubu jednak musiała udzielić, bo wszyscy mieliśmy wymagane dokumenty i byliśmy trzeźwi. Wieczorem opiliśmy zaślubiny w schronisku i wtedy widziałem Krysię po raz ostatni.

   Młodej żonie prędko znudziło się wicie wianków i postanowiła wrócić do wielkiego świata. Spakowała swoje rzeczy i wyjechała. Broń Boże, nie zabroniła mężowi dalszej pracy w schronisku, ale było jasne, że ona już tam nie wróci. On natomiast byłby mile widziany w stolicy, gdzie jej rodzina miała możliwości załatwienia mu dobrej pracy.

   Romek przez jakiś czas męczył się z podjęciem decyzji o wyjeździe, a ból tej męki tłumił alkoholem. Pił już prawie codziennie różne tanie napitki, bo na lepsze trunki nie było go stać. Koniec końców zdecydował się rzucić pracę w schronisku i pojechać do żony.

   W dniu wyjazdu spotkałem go przypadkowo przed dworcem kolejowym. Swój skromny dobytek miał spakowany w jeden plecak i był lekko zawiany. Powiedział, że wyjeżdża na stałe i serdecznie zapraszał mnie do odwiedzenia go w Warszawie. Niestety nie podał adresu, a ja zapomniałem o to zapytać. Tak oto rozstaliśmy się i wszelki słuch o nim zaginął.

   Odezwał się wiele lat później na portalu „Nasza-klasa”. Mieszkał w małej prowansalskiej wiosce i zaprosił w odwiedziny. Nie miałem ochoty na tak daleką podróż, ale on ciągle ponawiał zaproszenia. Chyba po pół roku napisał, że jest ciężko chory i że chciałby choć raz w życiu najeść się do woli… krówek. Po otrzymaniu tej smutnej informacji pojechałem do Francji.

   Wioskę, gdzie mieszkał, stanowiło kilka domostw rozrzuconych w dolinie, a jego na wpół drewniany dom stał na jej końcu. Na spotkanie mi wyszedł człowiek, którego z trudem poznałem. Był wychudzony, twarz miał porytą zmarszczkami i ziemistą cerę. Brak przednich zębów i wory pod oczami dopełniały widoku człowieka zniszczonego życiem. Z dawnego Romka pozostał tylko uśmiech i łagodny tembr głosu.

   Mieszkał razem z Annette, o której mi wcześniej nie wspominał. Nie wiedząc o jej istnieniu, przywiozłem prezenty tylko dla Romka: wielkie pudło świeżych krówek i butelkę żubrówki. Zaraz po powitaniu, gospodarz zagarnął cukierki dla siebie, więc Annette i mnie pozostało popijanie wódki, bo Romek już nie mógł pić alkoholu. Na stole szybko rosła kupa papierków po krówkach, żubrówki w butelce ubywało wolniej, a gospodarz opowiadał, co przeżył od opuszczenia schroniska.

   W owym dniu naszego pożegnania na dworcu dokupił na drogę jeszcze kilka piw i wsiadł do pociągu. W przedziale był sam, więc wypiwszy piwa, zdjął buty i zasnął. Gdy się obudził, pociąg stał już na bocznicy w Warszawie, a jego plecak i buty zniknęły. Do mieszkania żony dotarł boso, wzbudzając sensację wśród przechodniów i pasażerów w tramwaju.

   Nowy miesiąc miodowy trwał kilka tygodni, a potem Krysia zaproponowała wyjazd do Paryża, gdzie miała drugie mieszkanie. Miała tam też wielu znajomych i zaraz rozpoczęła się niekończąca się zabawa. Dniami i nocami różni ludzie przychodzili i wychodzili, pili, ćpali i uprawiali wolną miłość… również z Krysią.

   Romek w swojej hippisowskiej przeszłości przeżył wiele, ale tego paryskiego życia nie mógł już dłużej znosić. Któregoś dnia, wytrzeźwiawszy nieco, „pożyczył” od żony trochę pieniędzy i wsiadł do pociągu byle jakiego.

   Był to pociąg do Marsylii i właśnie w nim poznał Annette, która jechała do Prowansji. Odziedziczyła tam po babce stary dom na wsi i jechała, żeby rozpocząć w nim nowe życie. Była starsza od niego i też miała za sobą hippisowską przeszłość. Romek był więc dla niej bratnią duszą i tak dwoje exhippisów zamieszkało w chacie za wsią.

   Annette znalazła pracę w restauracji w pobliskim mieście, a on w sadach owocowych pokrywających zbocza okolicznych wzgórz. Na początku pracował przy zbiorach, a potem nauczył się szczepić i pielęgnować drzewa. Robił to dobrze i był cenionym pracownikiem. Niestety, nie przestał pić i każdy dzień kończył na rauszu.

   Zatruty wcześniej narkotykami i stale podlewany alkoholem organizm w końcu zbuntował się. Romek trafił do szpitala, gdzie z trudem go odratowano. Lekarze orzekli, że jedyną szansą dla niego będzie przeszczep wątroby. Został wpisany na listę oczekujących na operację. Czekał na nią i żył wiarą, że będzie niedługo. Nie pił już ani kropli, a jego ciało było tak uczulone na alkohol, że nawet nie mógł nim dezynfekować ran.

   Nie mogąc już pracować w sadach, zajął się fotografowaniem. Robił zdjęcia kurom sąsiada, koszykom wyplatanym przez Annette, górom, drzewom, liściom, talerzom na stole – jednym słowem wszystkiemu. Potem obrabiał je komputerowo, tworząc z nich obrazy czasem kolorowe i wesołe, a czasem czarno-białe i ponure. Miał ich setki i wszystkie, przynajmniej w mojej ocenie, były bardzo dobre. Najlepsze z nich umieszczał we własnej galerii internetowej, którą stale przeglądał. Prowadził długie korespondencje z internautami, którzy ją odwiedzali i oceniali zdjęcia. Pisał też smutne i, według mnie, trudne do zrozumienia wiersze.

   Spędziłem u Romka trzy dni. Spacerowaliśmy po okolicznych wzgórzach, przysiadając co chwilę, bo nogi już ledwo go nosiły. W czasie marszu fotografował krajobrazy i skały, a odpoczywając – zioła, swoje opuchnięte stopy lub moje dłonie. Przez cały ten czas opowiadał o swoim życiu we Francji i o ludziach, których tu spotkał.

   Wieczorami, zajadając krówki, pokazywał inne zdjęcia, czytał swoje wiersze i mówił, wielokrotnie powtarzając i uzupełniając niektóre wątki. Mówił tak, jak by chciał zdać mi jak najdokładniejsze sprawozdanie z ostatnich lat swojego życia.

   Trzy dni minęły jak z bicza trzasnął. Przy pożegnaniu Romek zaproponował, żebyśmy kontaktowali się tylko mailowo, a nie telefonicznie, bo tak byłoby mu mniej smutno. Potem uściskał mnie mocno i stał przed domem, aż zniknąłem za zakrętem.

   Kontaktowaliśmy się tylko raz lub dwa razy w miesiącu. Pisał o nowych zdjęciach umieszczonych w internetowej galerii, o tym, co Annette uprawiała w ogródku lub ile jagniąt przyszło na świat u sąsiada. Nigdy nie uskarżał się na swoje zdrowie, ale każdego maila kończył, podając swoje miejsce w kolejce do operacji.

   Aż któregoś dnia napisał, że był na badaniach, po których lekarze orzekli, że robienie mu przeszczepu byłoby… marnowaniem wątroby, która i tak nie uratowałaby mu życia. Nie było w tym mailu ani pretensji, ani rozpaczy, ani nawet rozżalenia. Był to nasz ostatni kontakt, bo potem Romek już nic nie napisał, a jego telefon milczał.

   Po kilku miesiącach dostałem z Romkowej skrzynki maila od Annette, która napisała: „Romek umrzeć wczoraj.”

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 22.12.2017 09:33 · Czytań: 457 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Gaston Bachelard dnia 29.01.2018 21:00
Bardzoooooooooo! Takie teksty moje oka szukają i poszukują. Chyba różnimy się spojrzeniem na teraźniejszość, ale tak. Paryż, te wonie i zapachy, i ta Annette, na dokładek belle dame. Bardzo te literki do mnie zgadały. Oui. Oui. Oui.
BRAWO.
Marian dnia 30.01.2018 19:48
Dziękuje Gaston za odwiedziny i komentarz. Dziękuję, że polubiłeś ten tekścik. Pozdrawiam serdecznie :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty