Stella - JoannaP
A A A

Mały, przeznaczony do lotów na niewielkie odległości statek, dryfował w przestrzeni. Kadłub nie wyglądał na uszkodzony, wręcz lśnił nowością, a napis ,,Stella” wymalowany na boku ciemnoniebieskimi literami, jeszcze nie zdążył zblaknąć.

Wewnątrz znajdowała się tylko jedna osoba: młoda kobieta przypięta do fotela. Patrzyła przed siebie. Widziała miliardy gwiazd. I ani jednej jednostki ratunkowej.

,,Główny komputer nie działa. Silniki wyłączyły się pół godziny temu. Próbuję oznaczyć pozycję. Pożywienia starczy na jakieś sto godzin, jeśli będę oszczędzać. Mój stan stabilny. Brak poważnych obrażeń. Standardowa dawka Astrocalmu co dwadzieścia cztery godziny, zgodnie z procedurą. Drugi członek załogi zginął.”  

Błękitne niebo. Woda. Twoje oczy. Gorący piasek. Zimna woda. Powietrze stoi, upał tamuje oddech. Leżymy na kocu trzymając się za ręce. Słońce pali, słychać świerszcze. Trawa wyschła na wiór, kłuje boleśnie. Pot spływa po skórze, tworzy w pępkach małe jeziorka. Może trzeba było tam zostać…

Pompka przymocowana do kombinezonu cicho syknęła, na ramieniu poczuła delikatne ukłucie. Wyrównanie oddechu i tętna. Opanowanie.

Po lewej stronie widać było kolorową chmurę: różowo - fioletowy obłok wypełniony rodzącymi się gwiazdami.

Nie patrzyła na Wielką Mgławicę w Orionie ani na niekończącą się przestrzeń. Musiała się skupić, jeśli chciała przeżyć. Bo gdzieś wśród tych obcych gwiazd był dom.

A ona zamierzała do niego wrócić.

Stella nie jest najnowocześniejszym ani najszybszym statkiem firmy Hefajstos. Ciasnota i brak wygód mogły zrażać bardziej wrażliwych podróżników. Ale nie nas, prawda Sam?

Ma w sobie jakiś urok. Rozumiemy ją. Stanowimy jedność: ty, ja i ona.

Patrzymy przez teleskop na Wielką Mgławicę. Stella też patrzy. Nie wiem, jak, ale nasz zachwyt przenika jej kadłub. Śmiejesz się. Próbujesz mnie objąć. W końcu razem! Sami.

Mijamy gwiazdy, wyglądają jak wirujące płatki śniegu: burza śnieżna w kosmosie. Dni mijają, Stella odmierza czas: nasze słońce, centrum naszego układu. Tęsknię za kawą. Cel podróży jest coraz bliżej.

Hamujemy. Czerwony karzeł HD 93254. Artemida. (Miałam sprawdzić, dlaczego nazwano ją Artemidą, ale zapomniałam). Wygląda jak wielkie jabłko albo pomarańcza ( ty wolisz jabłka ja pomarańcze). Jedna planeta stale zwrócona tą samą stroną do słońca. Lądujemy na granicy nocy i dnia, w krainie wiecznego świtu lub zmierzchu.

Automatyczna stacja wydobywcza numer sześć stała samotnie na skalistej równinie. Ze statku kosmicznego wysiadły dwie osoby: inżynierowie z firmy Hefajstos. Anna Kowalska i Samuel Price, ubrani w skafandry, przeszli dziesięć metrów dzielących ich od stacji. Kontrola (w tym celu przybyli) zajęła im trzy godziny. Nagle nastąpił wybuch. Price zginął na miejscu. Kowalska została ogłuszona i poturbowana, ale przeżyła. Po piętnastu minutach odzyskała przytomność. Mała pompka połączona z miniaturowym analizatorem funkcji życiowych wstrzyknęła jej pierwszą dawkę Astrocalmu. Preparat zadziałał już po dziesięciu sekundach. Oceniła sytuację. Price nie żył. Postanowiła wezwać pomoc. Udała się do Stelli, żeby porozumieć się z bazą. Niestety, uruchomienie nadajnika na kanale przeznaczonym do wzywania pomocy spowodowało aktywację wirusa, który opanował system: statek opuścił planetę i z maksymalną prędkością pomknął w kosmos, zbaczając przy tym z uczęszczanych szlaków. Po trzydziestu godzinach silniki wyłączyły się. Działał tylko zapasowy generator powietrza oraz sztuczna grawitacja.   

Minęły trzy dni.

Kiedyś myślałam, że zaginąć w kosmosie to coś strasznego. A teraz czuję przede wszystkim okropną nudę. Może to skutek działania środka uspokajającego?

Słyszałam o astronautach zagubionych w przestrzeni, popełniających samobójstwo z rozpaczy. Mój ojciec opowiadał pewnego razu, jak znaleźli nieboszczyka, dryfującego od kilku lat. Potem śniło mi się, że jestem w kosmosie, wokół mnie nie ma nikogo. Rozglądam się, szukam rodziców, próbuję ich zawołać. Wtedy spostrzegam, że nie mam skafandra. Duszę się. Przez jakiś czas nie chciałam latać do ciotki, mieszkającej na Marsie. Nigdy nie powiedziałam rodzicom, dlaczego.

Widzę siebie z tamtego dnia: mam może sześć lat. Siedzę na kanapie, skulona, jest gorące, parne lato, zaduch, żadnego wiatru. Tata wrócił z jakiejś wyprawy, nie pamiętam, dokąd. Przywiózł mi kawałek skały. Zawsze tak robił: w moim pokoju są odłamki Księżyca, Marsa, asteroid. Fragmenty obcych światów. Śnię o nich. Czasem to dobre sny, czasem koszmary. Teraz tylko Marsjanie wysyłają ludzi w kosmos, Ziemianie zastąpili astronautów robotami.

Chcę myśleć o tobie, Sam, teraz, kiedy w mojej krwi krąży Astrocalm. Pamiętam jeden wspólny wieczór: w milczeniu patrzymy w niebo, świerszcze grają, noc rozbrzmiewa ich monotonną muzyką, kochamy się szaleńczo, w jakimś dzikim zapamiętaniu.

Nic nie czuję. Na żałobę po tobie muszę jeszcze poczekać. Aż minie chemiczny spokój.  

Poczuła głód. Ze składu żywności wyciągnęła tubkę syntetycznej mieszanki odżywczej. Zawahała się, jednak zjadła połowę zawartości. Resztę odłożyła na później.

Nie udało jej się naprawić systemu, był całkowicie zniszczony. Nie miała napędu ani łączności, nie mogła nawet wysłać sygnału S.O.S. Z każdą minutą szanse odnalezienia Stelli malały.

Podejrzewała, że za zamach odpowiadają Pustynne Psy. Wyrzutki społeczeństwa, pozbawieni celu życia, wierzyli, że rozwój technologii odebrał ludziom wolność, zniszczył ludzką naturę. Ich zdaniem człowiek to zwierzę: agresywne, drapieżne, jest w pełni sobą tylko, gdy walczy o przetrwanie, o władzę, na śmierć i życie. Technika uczyniła z ludzi roboty, niewolników posłusznych komputerom, pozbawionych woli. Słabych wyniosła na piedestał, silnych zamknęła w klatkach ograniczeń i zakazów. Odebrała władzę tym, którym się ona słusznie, według nich, należała. Zniosła nierówności, tak naturalne w przyrodzie. Czy w całym wszechświecie nie jest powszechnie obowiązującym prawem istnienie panów i sług, dominujących i zdominowanych? Zwycięzców i pokonanych? Żywych i martwych?

Członkowie Pustynnych Psów porywali statki, organizowali zamachy bombowe, włamywali się do systemów komputerowych.

Niełatwo żyć w doskonałym świecie. Każdy ma jedzenie, dach nad głową, dostęp do opieki medycznej. Oraz mnóstwo wolnego czasu - praca przestała być koniecznością.

W dzieciństwie, zaraz po przebudzeniu, Anna otrzymywała swoją porcję pożywnej mieszanki (coraz zresztą smaczniejszej) i szła do szkoły. Szkołę elementarną kończyli wszyscy, dalej kształcili się jedynie nieliczni. Anna, zaliczona do grupy najzdolniejszych, bez trudu pokonywała kolejne szczeble edukacji.

Stroniła od ludzi, szukała samotności. Nie miała wielu przyjaciół. Dlatego pewnie wybrała Marsjańską Akademię Kosmiczną. Nęciła ją wielka cicha pustka, przestrzeń pozbawiona ludzkich głosów, zgiełku nowoczesnego świata. Mogła stanąć naprzeciw nieznanego, walczyć z nieskończonością, wyjść z tej walki zwycięsko. Nie różniła tak bardzo od Pustynnych Psów, tylko zamiast niszczyć technologię, postanowiła ją wykorzystać. Walka z czymś potężniejszym od człowieka daje większą satysfakcję niż wojenki z innymi ludźmi.

Kiedy jeszcze mieszkała na Ziemi, najbardziej lubiła przesiadywać na ostatnim piętrze wieżowca, w którym mieszkała. Znalazła taki niewielki kącik, kawałek zapomnianej przez innych przestrzeni: nawet roboty sprzątające rzadko tam zaglądały, więc niekiedy znajdowała tam kurz i pajęczyny. Obserwowała pająki, tworzące misterne sieci, z ciekawością, a nawet podziwem: prędzej czy później roboty docierały nawet tam, a pajęczyna znikała, jednak zaraz pojawiała się znowu, pająk odbudowywał ją codziennie, stawiając opór tej niepojętej sile, niszczącej jego daremną pracę.

Lubiła siedzieć przy oknie, patrzeć na chmury spowijające wieżowce, słońce odbijające się w szybach, wypatrywać niewidocznej z góry ziemi. W pogodne dni na nocnym niebie świeciły gwiazdy.

Uciekała na górę przed nudą. Całe życie czuła dziwną pustkę, jakby czegoś jej brakowało. To uczucie niekompletności, niespełnienia, nie dawało jej spokoju, było jak bariera odgradzająca ją od świata. Inni odczuwali czasem coś podobnego: jechali wtedy na dół i wędrowali po równych alejkach, chodzili do parków rozrywki, łykali tabletki poprawiające nastrój lub popełniali samobójstwo: zwykle wyskakiwali przez okno, a roboty sprzątały przed świtem zmasakrowane ciała.

Anna nie skoczyła, poleciała na Marsa.

Stoję, osłonięta kopułą, jak ryba w akwarium. Słońce zachodzi. Niebo jest czerwone, jak zawsze. W oddali Olympus Mons pogrążona w ciemności. Pył zasłania horyzont, nadchodzi burza. Uczyłam się cały dzień, padam ze zmęczenia, stoję i patrzę trochę bezmyślnie na czerwoną pustynię. Obok stoi moja ciotka: niewysoka, chuda, czuję dotyk jej kościstego ramienia, blada, drobna lecz twarda jak wszyscy Marsjanie.  Jej włosy, krótko obcięte, sterczą na wszystkie strony. Jesteśmy w szklarni, otoczone bujną roślinnością, często tu przychodzimy, to nasz ogród, tęsknimy za ogrodami. Szukamy Ziemi, błękitnej kropki.

Na Marsie poznała Sama. Hefajstos ją zatrudnił, Price miał być jej partnerem podczas kontroli stacji na Artemidzie. Romans zaskoczył ich oboje, zwłaszcza Annę. Nie podejrzewała, że kryje w sobie tyle uczuć, tyle silnych emocji. Zniknął jej chłodny dystans oraz profesjonalizm. Jej własne ciało i umysł zbuntowały się przeciw niej. Coś przejęło nad nią kontrolę.

Rzadkie spotkania, spojrzenia, przyspieszone tętno. Zawładnął nimi pierwotny instynkt. Spotykali się nocą w szklarni, jeździli na ziemię, wędrowali po ogrodach, nasłuchując nawoływań zwierząt. Nocą ogrody są inne, pełne tajemniczych odgłosów, przemykających cieni. Lgnęli do siebie, krew pulsowała im w żyłach. Aż nadszedł dzień lotu na Artemidę.    

Minęły kolejne trzy dni. Spędzała je głównie przy teleskopie, obserwowała gwiazdy, wypatrywała statków. Czuła się obca, była intruzem szukającym domu wśród obojętnych świateł.

A gdyby skończyć to teraz? Przecież i tak umrze, czy jest sens dalej trzymać się życia? Kombinezon zareagował na oznaki stresu, wstrzykując kolejną dawkę Astrocalmu. Samobójstwo byłoby nieracjonalne. Należało przestrzegać procedur, a procedury nie przewidywały samobójstwa.

Zadziwiała ją trochę ta obojętność. Co się stało z żalem i rozpaczą? Czy to ona znosiła swój los z rezygnacją czy jej mózg? Gdzie kończył się mózg a zaczynała ona? Czyżby była tylko sumą reakcji biochemicznych? I dlatego tak łatwo zmienić ją w robota, podając odpowiedni środek? Czy myślenie o tym to oznaka normalności czy obłędu?  

Oznaczyła prawdopodobną pozycję statku: znajdowała się daleko od najczęściej uczęszczanych szlaków. Zegar pokładowy działał, więc wiedziała, ile godzin upłynęło. W kosmosie nie ma dni ani nocy, czas mija niedostrzegalnie, dlatego kosmos wydaje się wieczny, choć kiedyś przeminie.

Anna oszczędzała zapasy, jednak tubek z pożywną pastą ubywało, burczenie w brzuchu stawało się coraz głośniejsze, żołądek przysychał jej do kręgosłupa.  

Kończył się też Astrocalm. Zostało osiem tabletek. Na osiem dni. Co potem?

Do tej pory była trochę jak dusza w łodzi Charona, w prawdzie pamiętała swoje życie, ale została odcięta od niebezpiecznych emocji. Niedługo stanie się zupełnie bezbronna wobec samej siebie.

Popatrzyła przez teleskop. I wtedy zobaczyła to. Jaśniało zielonkawą poświatą, ogromne, przysłoniło sobą gwiazdy.

,,Z powodu braku czujników identyfikacja obiektu jest niemożliwa. Nie przypomina niczego, z czym zetknęła się ludzkość w czasie lotów kosmicznych. Stella znajduje się na kursie kolizyjnym. To… zbliża się. Zderzenie za kilka godzin.”

Nie miała pojęcia, dlaczego nie zauważyła tego wcześniej, zupełnie jakby tajemniczy obiekt wyłonił się z niebytu. Dziwna, zielonkawa kula rosła z każdą minutą. Rozmiarami przypominała planety karłowate. Z tej odległości sprawiała wrażenie idealnie gładkiej, bez otworów, kraterów czy wzniesień.  Absolutna doskonałość.

,,Nie wiem czy obiekt jest pochodzenia naturalnego czy sztucznego. Wydaje się nie posiadać najmniejszej skazy. Jeżeli to wytwór obcej cywilizacji, za dwie godziny nastąpi pierwszy kontakt.”

Włączyła reflektory, na szczęście działały. Naciskała guzik, aż rozbolała ją ręka. Miała nadzieję, że obcy zwrócą uwagę na regularność błysków. Może ją zauważą, zainteresują się na tyle, żeby nie staranować. Jeśli byli tam jacyś obcy.

A może już ją zauważyli i przeskanowali? Zignorują ją? Zabiorą na pokład? Pokroją na kawałki? Umieszczą w słoiku? Zaproponują nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Ziemią? Zjedzą na obiad?

Wokoło zimna, ciemna przestrzeń, usiana gwiazdami, człowiek nie mógł dostrzec jej kresu, choćby wytężał wzrok. Nikogo nie było oprócz Stelli oraz nieznanych przybyszów, inni zostali gdzieś daleko, zajęci własnymi sprawami.  

Anna nie widziała nic oprócz obiektu, nie spuszczała z niego wzroku, zdawał się przyciągać statek. Upiorna zielona poświata wypełniła wnętrze Stelli. Nie było słychać żadnego dźwięku, poza trzeszczeniem kadłuba. W kosmosie panowała cisza. Spotkanie podróżników odbywało się w milczeniu.

,,Podchodzę do obiektu. Zderzenie za trzy, dwa, jeden…”

Powierzchnia kuli zafalowała. Stella przeniknęła do wnętrza, jakby przepływała przez taflę wody.

Statek stał w miejscu. Annie wydawało się, że znalazła się w jaskini, ze wszystkich stron otaczały ją ściany. Podłoże, oświetlone przez reflektory, przypominało skałę. Do ścian przymocowano jakieś podobne do kryształowych wazonów naczynia, węższe u dołu, szersze u góry, świeciły czerwonym światłem, zbyt nikłym, żeby rozproszyć ciemność.

Anna miała wrażenie, że widzi jakieś sylwetki poza kręgiem światła, była to jednak tylko jej wyobraźnia, gra cieni, nikt nie nadchodził.

,,Nie widzę obcych form życia. Na razie postanowiłam nie wychodzić. Czekam na rozwój sytuacji.” Jej głos zabrzmiał w tej ciszy nienaturalnie, obco. Nie wiedziała, co powinna zrobić.

Nic się nie działo. Czyżby nie zauważono jej obecności?  

Zdrętwiały jej mięśnie. Zjadła trochę pasty, żeby nie burczało jej w brzuchu. Jak długo ma czekać?

Postanowiła wyjść.

Zabrała wszystkie kapsułki Astrocalmu, włożyła skafander. Czujniki nie działały, nie miała pojęcia, jakie warunki panują na zewnątrz. Zgasiła reflektor, wystarczy wbudowana w skafander latarka. Otworzyła śluzę.

Zeszła powoli po opuszczonym trapie, czujna jak kot.

Podłoże było twarde i suche, jednolite, bez luźnego pyłu, nie zostawiało się śladów. Brak atmosfery, wykryła tylko śladowe ilości radonu, sodu, potasu i argonu.

Ostrożnie stawiała stopy. Podskoczyła. Grawitacja wydawała się podobna do ziemskiej. Zmarszczyła brwi. Jak to możliwe? Kula musiała być niezwykle gęsta.

Dziwne, przypominające wazony, obiekty, które zauważyła wcześniej, rozmieszczone były w równych odstępach co około pół metra, tworząc okręgi, ułożone jeden nad drugim. Odległość pomiędzy okręgami wynosiła metr. Pomieszczenie miało kształt walca. Anna nie widziała na górze żadnego sklepienia.

Tajemnicze kryształy emitowały słabe czerwone światło. Podeszła. Skafander zanotował wzrost temperatury.

Stwierdziła, że wszystkie kryształy są identyczne. Nie różniły się od siebie niczym. Nie miały żadnej skazy, rysy ani pęknięcia widocznego gołym okiem.

,,Szkoda, że nie jestem naukowcem. Czym to jest? Nie wiem. Nie rozumiem. Czy ktoś mnie obserwuje?”

Nawet jeśli ktoś ją obserwował, to z daleka, nie ujawniając swej obecności.    

Obeszła jaskinię dookoła, uważnie przypatrując się ścianom. Światło latarki odbijało się od czerwonawych obiektów, przytwierdzonych do czegoś w rodzaju wąskich półek. Nie dotykała niczego.

Wreszcie usiadła, rozbolały ją nogi. Musiała zdecydować, co dalej, wracać do Stelli, zostać i czekać, nie wiadomo na co?

Palcem wskazującym przesuwała po podłożu: lekko chropowate, nie zostawiło śladu na bieli skafandra.

Kątem oka zauważyła ruch. Myśli przemknęły przez jej napięty do granic możliwości umysł, kto by pomyślał, że są tak szybkie? ,,Idą tu, zobaczę ich, tu już, teraz, teraz, teraz!” Stanęła, serce delikatnie przyspieszyło, poszła kolejna porcja Astrocalmu.

Patrzyła na tunel, rozlany czarną, okrągła plamą na ścianie, lekko falującej, jakby na moment stała się płynna. Falowanie ustało. Tunel czekał.

,,Teraz wiem, że to musi być dzieło Obcych. Oni tam są. Może to dziwne, ale mam wrażenie, że tunel mnie woła. To irracjonalne. Albo całkiem naturalne w tej sytuacji. Postanowiłam iść. Zbadam to miejsce. Szanse na mój powrót na Ziemię są przyzerowe. Nikt nie pozna losu Stelli. Nagrywam dla siebie. Cokolwiek tam się wydarzy… dla mnie to będzie koniec.”

Powoli. Krok za krokiem. Do przodu. Szła korytarzem pogrążonym w mroku, prowadzona maleńkim światłem latarki. Jak wszystko tutaj: idealnie gładki, ta sama niepokojąca perfekcja. Żadnych bocznych odnóg, by mogła zabłądzić.

Kilka razy przystawała, by odpocząć. W pewnym momencie, stwierdziła, że droga zaczęła biec pod górę. Skafander zaczął jej ciążyć, oddech stał się płytszy, a chodnik bezlitośnie prowadził coraz wyżej. Przytrzymywała się ścian w obawie przed upadkiem, ta lustrzana niemal gładkość dawała za małe oparcie dla nóg. Zacisnęła zęby. Parła do przodu. Nie mogła zawrócić.

Światło zamrugało i zgasło. Anna zatrzymała się pomiędzy tym, co za nią i tym, co przed nią. Zrobiła krok do przodu. Trafiła na pustkę. Spadła.

Powoli odzyskiwała przytomność. Leżała twarzą do ziemi, więc przewróciła się na plecy. Nie czuła bólu, chyba nic nie złamała.

Za to pękła szybka hełmu.

Usiadła. Sprawdziła odczyty. Atmosfera azotowo-tlenowa. Ciśnienie około jednego bara.

Znajdowała się w pomieszczeniu podobnym do poprzedniego, tylko o wiele większym, a ,,wazony” świeciły na biało, wszystko przybrało lekko perłowy odcień.

Siedziała na podłodze i patrząc przed siebie, licząc kryształy - siedemdziesiąt osiem w jednym kręgu - nie odważyła się do nich zbliżyć, ani tym bardziej dotknąć, tylko patrzyła. Zdjęła hełm, bez szybki był bezużyteczny. Co ma do stracenia?

,,Co mnie czeka? Nie wiem. Nie mam dokąd iść. Nie ma żadnej decyzji, którą mogłabym podjąć. Ktoś tutaj obserwuje mnie, bada, wie, czego potrzebuję do życia. Czyta w moim umyśle? Z pewnością analizuje w jakiś sposób moją fizjologię, strukturę komórkową, metabolizm. Czy to możliwe? Nie znam jego zamiarów. Być może są one poza ludzkim rozumieniem. Na razie nie zamierzam podejmować żadnych działań. Też będę obserwować.”

Otaczające ją obiekty lśniły, walczyła ze znużeniem, głodem pełznącym powoli wzdłuż kręgosłupa. Mięśnie zesztywniały, musiała rozmasować zdrętwiałą nogę. Wstała, przechadzała się od ściany do ściany.

,,Bezczynność zmusza człowieka do zadawania pytań. Bezczynność i cisza, cisza tak gęsta, namacalna, nieludzka. Moje pytania są banalne, ale nie potrafię zadać lepszych. Nie powinno mnie tu być. Co kazało mi uciec z Ziemi a potem z Marsa w kosmos? Nuda? Biologiczny imperatyw ekspansji, uwarunkowany genetycznie? Ciekawość? Przekora - kosmos milczy więc zakłócę ciszę? Mój wybór był wyborem mnie jako jednostki, wolnym i świadomym, czy wynikał z jakichś uwarunkowań społeczno-socjologiczno-biologiczno-jakichśtam? Chciałabym, żeby ktoś mądry na te pytania odpowiedział, bo mnie to naprawdę interesuje.

Rozgadałam się. Już w szkole mi mówili, że jestem nudziarą i za dużo gadam. Koniec nagrania.”

Zastanawiała się czy zaryzykować wspinaczkę. Może udałoby się jej wrócić do statku? Jednak wyglądało na to, że nie ma tu stałych przejść, tunele otwierają się i zamykają zależnie od czyjejś woli. Poza tym mogłaby spaść.

Po jej lewej stronie ściana zaczęła falować, utworzył się tunel. Krótki korytarz prowadził do pomieszczenia, które wcześniej opuściła. Kiedy przeszła, tunel się zamknął. Stella stała nietknięta tam, gdzie Anna ją zostawiła. A w środku - zapasy odżywczej pasty i wody. Zjadła niewielką porcję, łapczywie popiła, zaschło jej w gardle, woda, chłodna, świeża, przyniosła ulgę. Usiadła w fotelu. Przez chwilę walczyła z opadającymi powiekami, nie spała od wielu godzin, w końcu zasnęła.

Obudziło ją falowanie. Falowała cała przestrzeń wokół, Anna i statek. Materia zmieniała się, rozpływała. Wszystko znikało.

Jej świadomość przez chwilę obejmowała sobą wszystko. Życie, śmierć, nawet wieczność. Nie było jej, a jednak istniała: jako forma energii, wiecznej, niezmiennej, gdzieś pomiędzy Wszechświatem a nicością, poza czasem. Potem narodziła się na nowo, wraz z czasem i materią.

Przerażona, zacisnęła dłonie na podłokietnikach. Chwytała gwałtownie powietrze jak topielec wyłowiony w ostatniej chwili.

Astrocalm przywrócił jej spokój oraz jasność myślenia. Wyrównał oddech. Spowolnił serce.

,,Nie wiem, co się stało. Chyba straciłam przytomność. Miałam halucynacje. To mógł być efekt działania jakiejś toksycznej substancji. Na wszelki wypadek włożyłam skafander. Mam powietrze na dwanaście godzin, w moim uszkodzonym też na dwanaście. Czyli w sumie na dobę. Przeżyję więc jeszcze dwadzieścia cztery godziny co najmniej. Wychodzę się rozejrzeć.”

Na zewnątrz ciągle była atmosfera azotowo-tlenowa. Zakręciła zawór tlenu, lepiej oszczędzać. Zdjęła hełm. Może zdąży go założyć i odkręcić zawór, jeśli skład atmosfery się zmieni.

Zalała ją jasność.

Spłynęła z góry, niemal oślepiając. Anna założyła hełm, światło uaktywniło mocny filtr. Spojrzała w górę.

Przez powstały w sklepieniu olbrzymi otwór zobaczyła gwiazdę. Kula musiała podejść naprawdę blisko, Anna widziała dokładnie ziarnistą powierzchnię.

Kryształy rozjarzyły się intensywnym białym światłem i zgasły. Najniższy rząd zaczął pulsować rytmicznie: trzy krótkie błyski, cztery długie, dwa krótkie, w kolorze czerwonym. Wtedy kolejny rząd powtórzył to samo w kolorze pomarańczowym, następny - w żółtym, kolejne w zielonym, niebieskim, granatowym oraz fioletowym. Kolejne piętra przejmowały ,,temat”, czerwone kryształy wprowadziły inny, jakby nową linię melodyczną: pięć długich błysków, przerwa, cztery krótkie. Pomarańczowe dodały do tego jeszcze trzy długie błyski. Nowy temat przebiegł przez kolejne kolory, ulegając coraz większym modyfikacjom. Czasem temat pierwotny powtarzał się w którymś kolorze.

Anna siedziała, spoglądając w górę, zalewana światłem.

,,To przypomina muzykę. Muzykę stworzoną ze światła i kolorów. Nie wiem, czemu to służy. Sądzę, że wazony świecą pod wpływem światła gwiazdy. To jakiś sposób przetwarzania energii?

Piękne to jest.

Zastanawiam się, dlaczego nie wyparowałam od gorąca, gwiazda wydaje się być naprawdę blisko, tymczasem notuję tylko niewielki wzrost temperatury.  I nie wessała mnie próżnia. Kto stworzył taką technologię? Jaki jest cel tego piękna i doskonałości? Dlaczego Kula przemierza kosmos od gwiazdy do gwiazdy, pochłaniając ich światło? Jak działa? Co nią porusza?

Pewnie umrę tutaj i nigdy tego nie zrozumiem.”

Gdybyś tu był, Sam… Co byś powiedział?

Pamiętam ogrody na ziemi. Słoneczny dzień, południe, ja leżę i ty leżysz na trawie. Świeci słońce, mrużymy oczy. Mówisz, że tam nie ma takich ogrodów, ani na Marsie, ani na tych obcych planetach, są lasy, morza, góry, ale nie ogrody na planetach przemierzanych przez roboty, zbierające i wysyłające dane. Dane, masa danych, cyfr, Akademia Marsjańska dzieli się nimi z Ziemią niechętnie. Wolałbyś zostać na Ziemi, mówisz: ,,Jestem Ziemianinem”, ale co to właściwie znaczy: Ziemianin, w dzisiejszych czasach? To coś mniej niż człowiek, tylko obywatel małej planety na rubieżach Galaktyki. Nie chcesz tam latać, wolisz zostać tu, w ogrodzie, ze mną. Ale wiesz, że musimy lecieć. Choć nie musimy. Jednak coś ciągnie nas do gwiazd, tęsknisz, ale odlatujesz, by wrócić z kolejnej wyprawy. Powtarzasz, że to ostatnia, więcej nie polecisz, po powrocie z Artemidy zamieszkasz na Ziemi. Będziesz odwiedzał ogrody. Czy czekałbyś na mnie? Nie jestem gotowa, by skończyć, dla mnie to początek. Polecieliśmy. Ty nigdy nie wrócisz. Już cię nie ma. Ja pewnie też nie wrócę…

Anna leżała wpatrzona w obce słońce. Kryształy wyświetlały swe pieśni, coraz bardziej złożone, nie była w stanie ich śledzić. Nie wiedziała, jak długo trwał ten spektakl, godzinę czy kilka godzin, straciła poczucie czasu.

Żaden człowiek nigdy przede mną tego nie oglądał. I prawdopodobnie żaden nigdy już tego nie zobaczy.

I wtedy wszystko się skończyło, gwiazda zniknęła zasłonięta sklepieniem, kryształy świeciły przez chwilę jaskrawobłękitnym światłem, by zaraz przybrać swą zwykłą czerwoną barwę. Nagle zgasły.  

Cisza. Ciemność. Nic nie widzę. Nic nie czuję. Wszystko zniknęło. Gdzie jestem?

Ciemność powoli stała się mniej gęsta. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Ręce, nogi, głowa. Miękki fotel.

Otworzyła oczy. Znajdowała się w Stelli, statek dryfował w przestrzeni. Zbliżał się do niego marsjański statek ratunkowy.  

***

- Więc to wszystko… to nie może być skutek działania Astrocalmu? Jest pan tego absolutnie pewien?

- Absolutnie to nie można być pewnym niczego. Ale tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent - tak.

Profesor Sund z Akademii Marsjańskiej i Gregson z Hefajstosa siedzieli w gabinecie tego pierwszego. Za oknem szalała burza piaskowa, pokój wraz z dwoma mężczyznami tonął w rdzawym półmroku. Profesor bębnił palcami w blat biurka, nerwowo krążącemu po pokoju Gregsonowi wydawał się irytująco spokojny.

- Jeśli nie Astrocalm, to co? Co spowodowało te halucynacje? - Gregson stanął, wpatrywał się w Sunda.

- Zadziwia mnie pańska pewność, że to były halucynacje.

- Chyba nie sądzi pan…

- Spokojnie. To niemal na pewno były halucynacje. A przyczyna? Deprywacja sensoryczna.

- Deprywacja sensoryczna?

- Najprawdopodobniej. Proszę sobie wyobrazić: siedzi pan sam w uszkodzonym statku, w przestrzeni kosmicznej, odcięty od świata. Do pańskiego mózgu dociera za mało bodźców i zaczyna on tworzyć obrazy, dźwięki. Cokolwiek. Może nawet wielką kulę, sterowaną przez jakąś obcą inteligencję, przemierzającą wszechświat, dowolnie manipulując czasoprzestrzenią. Czy takie wyjaśnienie zadowala pana?

- Zadowala! Musi…

- Jest całkiem dobre. Racjonalne. Logiczne. Akademia takie lubi. Hefajstos takie lubi. Nawet Ziemia takie lubi. Prawda? - Profesor uśmiechnął się chytrze.

- Niech się pan nie martwi, Gregson. Już niedługo ludzi zastąpicie sztuczną inteligencją, jak już dawno zrobili Ziemianie. Problemy znikną. Nawet Astrocalm nie będzie potrzebny.

- Ziemianie! Ziemianie, którzy boją się podjąć jakąkolwiek decyzję bez konsultacji z Superkomputerem! Do przyszłych kolonii wysyłają wyłącznie roboty, ludzie przylatują na gotowe! My, Marsjanie, jesteśmy inni! Chyba nie sądzi pan, że staniemy się tacy jak oni?

Profesor jednak nie odpowiedział. Pokręcił tylko głową. Pewne zmiany, pomyślał, są nieuniknione.  

***

Anna wyglądała przez okno w sali szpitalnej. Obserwowała burzę. Pomarańczowy marsjański pył całkowicie przysłonił krajobraz. Bolała ją głowa, zaschło jej w ustach. Obiema rękami oparła się o ścianę. Czuła mdłości.

Chwilę wcześniej cierpliwie wysłuchała profesora Sunda. Oczywiście, że go rozumie. Niczego nie widziała. Niczego tam nie było. Tylko halucynacje.

Musiała posłusznie przytakiwać.

Kiedy Sund wychodził, życzył jej powodzenia i puścił do niej oko. ,,Mądra dziewczyna”, powiedział.

Nie wierzyła, że to, czego doświadczyła, to były tylko halucynacje.

Musi wrócić w kosmos. Szukać wśród gwiazd.

Pozna prawdę.

Wiatr nie przestawał wiać, nic nie było widać, ale ona nie przestawała patrzeć. Wysoko ponad burzą pyłową, ponad Marsem i Ziemią, rozciągała się rozgwieżdżona przestrzeń pełna tajemnic. Obce światy, których nigdy nie odwiedzał człowiek. Ona pewnego dnia je odkryje.

I nikt jej nie powstrzyma.

Po opuszczeniu ze szpitala wzięła urlop. Była na pogrzebie Sama, pochowano go na Ziemi, zgodnie z jego wolą. Na jakiś czas pogrążyła się w bólu i rozpaczy. Zaszyła się w małym domku na terenie Ziemskiego Parku Przyrodniczego, nie chciała rozmawiać z nikim, nawet z rodziną. Nocą błąkała się wśród drzew, stając się jej częścią, płakała.

Po kilku tygodniach wróciła do świata. Próbowała zapomnieć o tym krótkim, bolesnym okresie, nikomu o nim nie opowiadała. Na pytania odpowiadała zawsze z uśmiechem: ,,wszystko w porządku”, zresztą, nikt nie wiedział o romansie, wszyscy przypisywali jej zachowanie traumie po zamachu. W końcu cudem uniknęła śmierci. Nie rozumieli tylko, dlaczego odmawiała przyjęcia leków, mogących ukoić jej zszargane nerwy.  

Musiała opowiadać o swojej tragicznej podróży tak często, że miała już serdecznie dość, wróciła więc do pracy najszybciej jak tylko było to możliwe. Chodziły słuchy iż Hefajstos zastąpi swych inżynierów robotami.

Sprawców zamachu nigdy nie ukarano. Pustynne Psy zaprzeczały, jakoby miały z nim coś wspólnego.

Anna tymczasem przemierzała przestrzeń kosmiczną, kursując między kolejnymi stacjami. Wciąż mało jej było przestrzeni, nie chciała, by ją uziemiono. Co robiłaby na  Marsie? Albo na Ziemi? Bała się nudy. Wzywały ją gwiazdy. Marzyła, że kiedyś odkryje ich tajemnice. Śniła o nich.

One tymczasem milczały: olbrzymy, karły, czarne dziury. Wszechświat miliardów galaktyk pozostawał obojętny wobec zamiarów człowieka. Należał do gwiazd.       

                 

             

   



    

   

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JoannaP · dnia 28.12.2017 09:44 · Czytań: 513 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Skuul dnia 15.01.2018 01:01
Cytat:
Stel­la nie jest naj­no­wo­cze­śniej­szym ani naj­szyb­szym stat­kiem firmy He­faj­stos.

To zdanie trochę skojarzyło mi się jakby z marką pojazdu od firmy Hefajstos, dalej wyjaśniasz,
Cytat:
Ze stat­ku ko­smicz­ne­go wy­sia­dły dwie osoby: in­ży­nie­ro­wie z firmy He­faj­stos.
i wychodzi powtórzenie, można lekko zmienić coś tutaj

Cytat:
Anna Ko­wal­ska i Sa­mu­el Price, ubra­ni w ska­fan­dry,
skafandry są różne, narciarskie eskimoskie, a czasami kosmiczne ;) opis zbyt skromny jak dla mnie

Cytat:
Nigdy nie po­wie­dzia­łam ro­dzi­com, dla­cze­go.
bez przecinka
Cytat:
Tata wró­cił z ja­kiejś wy­pra­wy, nie pa­mię­tam, dokąd.
nie pamiętam - bez przecinka - skąd, nie dokąd; przynajmniej tak mi się wydaje ;)
Cytat:
Kiedy jesz­cze miesz­ka­ła na Ziemi, naj­bar­dziej lu­bi­ła prze­sia­dy­wać na ostat­nim pię­trze wie­żow­ca, w któ­rym miesz­ka­ła.
mieszkała x2 psuje zdanie,

W pewnym momencie w zdaniach pojawia się duża ilość dwukropków, czy to miały być średniki?
Cytat:
Inni od­czu­wa­li cza­sem coś po­dob­ne­go: je­cha­li wtedy na dół i wę­dro­wa­li po rów­nych alej­kach, cho­dzi­li do par­ków roz­ryw­ki, ły­ka­li ta­blet­ki po­pra­wia­ją­ce na­strój lub po­peł­nia­li sa­mo­bój­stwo: zwy­kle wy­ska­ki­wa­li przez okno, a ro­bo­ty sprzą­ta­ły przed świ­tem zma­sa­kro­wa­ne ciała.

Cytat:
W pew­nym mo­men­cie, stwier­dzi­ła, że droga za­czę­ła biec pod górę.
przed stwierdziła bez przecinka, ogólnie przecinków jest raz za gęsto, a czasami są zbędne, ale się dokładnie na tym nie znam, więc wyłapuje tylko te łatwiejsze, może jak kogoś poprosisz, to ci opisze to dokładniej.

Ogólne wrażenia pozytywne, halucynacje i przemyślenia to mi się podobna, czasami brakuje mi dokładniejszych opisów, zdania są za krótkie zbyt urywane, choć czasami daje to ciekawy efekt, dzięki za podzielenie się i powodzenia w dalszej pracy o/
JoannaP dnia 16.01.2018 19:46
Dzięki:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty