Czy jesteśmy sami? Czy istnieje życie, a może jakaś siła, energia obok nas? Jeśli istnieje jaką ma postać? Jakie zamiary? Czy jest przyjazna, czy może wroga? Jakie podejmiemy kroki, gdy ją napotkamy?
- Uff, kolejny ciężki dzień za mną. Niestety jutro znów od nowa kolejna harówka. No, ale na szczęście, ta dzisiejsza już minęła. Teraz jeszcze tylko ciepła kolacja, bo na dworze przeraźliwie zimno, gorąca kąpiel i do łóżeczka. Jak przyjemnie będzie popluskać się w wannie. Specjalnie dodam dużo płynu do kąpieli, żeby było jak najwięcej piany. To będzie przyjemne. Ale najpierw trzeba jeszcze przejść drogę z przystanku do mieszkania.
Bartłomiej Spuki, dla znajomych Bat, był typem człowieka pochłoniętego pracą, lecz nie pracoholika. Chociaż człowiek z zewnątrz mógł odnieść właśnie takie wrażenie. Spuki nigdy nie lubił swojej pracy, ale też nie zebrał się na odwagę, by ją zmienić. Uważał, iż mogło być jeszcze gorzej. W końcu praca na uniwersytecie nie jest zła. Tylko ci studenci ostatnimi czasy jacyś coraz słabsi. Mijając sąsiadów z bloku zawsze ich pozdrawiał, znał z imienia, nazwiska, ale z nikim nie zawarł bliższej przyjaźni. Czasami oczywiście wyświadczali sobie niewielkie przysługi, ale nic ponadto.
Bat w drodze do domu zauważył, iż ulice na osiedlu zupełnie opustoszały. Było to dosyć dziwne, gdyż pora nie była jeszcze taka późna i tym autobusem zawsze kilka osób wracało z pracy. Wiatr wyraźnie osłabł. W drodze do domu Spuki nie spotkał ani jednej żywej duszy. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Po dotarciu do bloku, w którym mieszkał, Bat miał duże problemy z otwarciem drzwi od mieszkania, gdyż akurat wysiadł prąd, a nie miał przy sobie latarki. Kilka minut zajęło mu trafienie kluczem do dziurki. Wreszcie wszedłszy do mieszkania Bartłomiej zwalił się prosto na łóżko, zapominając zupełnie o kolacji i kąpieli. Otwierając oczy Spuki spojrzał na zegar elektroniczny ustawiony przy łóżku, który działał także na baterie, w przypadku braku prądu. Zegar wskazywał godzinę 22:10, czyli minęło zaledwie dziesięć minut od momentu wejścia Bata do mieszkania. Pokój sypialny pomimo braku zmian wydawał się mu jakiś inny, obcy. Jednakże najbardziej zdziwiło go światło, jakie zauważył w kuchni.
- Dziwne, może przespałem całą dobę? To by wyjaśniało skąd nagle się wziął prąd. Lepiej pójdę do kuchni wyłączyć światło.
Spuki udał się do kuchni. Podobnie jak w pokoju sypialnym, tutaj także Bat dostrzegł zmianę, ale nie potrafił określić, na czym miałaby ona polegać. Próbując wyłączyć światło w kuchni, Spuki poczuł dziwne mrowienie na karku.
- A to historia! Prądu nie ma na całym osiedlu. Jakim cudem mam światło w kuchni? I dlaczego wyłącznik nie działa?
Bat jeszcze raz wyjrzał przez okno, by sprawdzić, jak sytuacja wygląda w innych blokach. Jedyne co dostrzegł to ciemność spowijająca całe osiedle. Nigdzie nie było prądu, jedyne światło pochodziło z jego kuchni. Na czole Spukiego wystąpiły pierwsze kropelki potu. Bartłomieja ogarnął stan niepewności i zaniepokojenia. Wracając do sypialni, stale zerkał to na boki, to za siebie. Postanowił jednak, iż taki incydent nie przeszkodzi mu w wyspaniu się po ciężkim dniu pracy.
- Pewnie mam zwidy po takiej harówce za dnia, albo to po prostu mi się śni. Kurcze ale jestem zmęczony, idę spać, jakoś się mimo wszystko ułoży.
Po tych słowach Bartłomiej przebrał się w piżamę i ponownie położył do łóżka. Tym razem sen nie przyszedł tak szybko jak wcześniej. Bat przewracał się z boku na bok, próbując usnąć, lecz nic nie skutkowało. Wciąż słyszał jakieś szelesty, chrobotanie, stłumione pojękiwania.
- Cholera, niech w końcu skończy się palić to przeklęte światło w kuchni bo zwariuję! No przecież szału można dostać. I jeszcze te dziwne odgłosy.
Spuki nie wytrzymał już tego. Wstał, ubrał się i postanowił rozwikłać sprawę prądu oraz tych odgłosów. Całe osiedle nadal było pogrążone w ciemnościach. Ale też trudno się temu dziwić, w końcu minęła już północ, więc nawet gdyby był prąd, zdecydowana większość mieszkań byłaby ciemna. Po kilku kolejnych nieudanych próbach zgaszenia światła w kuchni, Bat postanowił udać się do sąsiada, elektryka dwa piętra niżej, który zawsze pracował do późna na komputerze. Z tego, co pamiętał Bartłomiej miał on też swój agregat prądotwórczy, więc pewnie nie odczuwał zaniku elektryczności.
- No otwórzcie się! Co jest grane do cholery?
Próbując sforsować zamek w drzwiach do własnego mieszkania Bata ogarnął niepokój oraz strach, jakiego nigdy w życiu nie doświadczył. Klucz z mieszkania nie pasował do drzwi. Spuki starał się coraz mocniej napierać na nie, ale nic to nie dawało. Drzwi ani drgnęły.
- To niemożliwe! Co się tu dzieje?
Bat wycieńczony walką z drzwiami osunął się na podłogę, drżąc na całym ciele. Po jego czole, policzkach, twarzy, a także plecach spływały całe potoki zimnego potu. Spuki usłyszał odgłos uderzenia jakimś przedmiotem o szybę okienną, ale bał się odwrócić by sprawdzić, co to było. Gdy się w końcu przemógł, zobaczył, jakby "owłosioną kulę", którą ktoś podbijał. Gdy podszedł bliżej do okna przekonał się, iż na parkingu przed blokiem, dzieci w wieku maksymalnie do 10 lat, grają w piłkę nożną ludzką głową. Bat tak szybko jak tylko potrafił odwrócił wzrok ze wstrętem od tego widoku i zwymiotował. Nie zdążył nawet się zastanowić, dlaczego na parkingu przed blokiem w środku nocy nie ma żadnego samochodu, ani w jaki sposób parking ten był oświetlony.
- Jasna cholera co jest grane? Dobra, skup się to pewnie tylko sen, to musi być sen. Przepracowałem się i teraz mam koszmary. Taaaak, z pewnością to mi się śni, zaraz się obudzę, zrobię śniadanie i pójdę do pracy. Co to znowu jest? Aaaaaa.....
W tym momencie głowa pełniąca rolę piłki do nogi przebiła szybę i upadła tuż przed Spukim. Tuląc się w kąt obok łóżka zaczął się on trząść, wrzeszczeć, a wreszcie płakać. Nawet nie spojrzał na twarz "piłki". Tymczasem spod boazerii zaczęła wydobywać się krew. Wodospady czerwonej ciekłej tkanki spływały ze ścian, zalewając mieszkanie. Głowo-piłka unosiła się w tym morzu krwi, jak samotny, wystawiony na sztorm statek. Bat słyszał jęki, przytłumione rzężenie, a także, a właściwie to przede wszystkim, głośny, doprowadzający go do totalnego załamania, głośny śmiech. Po chwili zaczął się on zbliżać, coraz bardziej i bardziej. Spuki był już u kresu sił. Nie chciał już nic widzieć, lecz dotyk czegoś bardzo zimnego na jego plecach wywołał naturalny odruch zerknięcia, co to było.
- Nieeeeeeeeeeeee!
- Panie Spuki czy Pan tam jest? Proszę otworzyć drzwi! Tu policja, proszę natychmiast otworzyć drzwi! Dobra, wchodzimy.
Policjanci zostali zaalarmowani przez sąsiadów Spukiego, po tym, jak przez trzy dni nikt nie widział go na osiedlu. Wyważywszy drzwi mundurowi weszli do mieszkania. Było tu zupełnie cicho, czysto, nic nie świadczyło o tym, iż coś tu się stało. Wyjątek stanowił dziwny zapach dochodzący z sypialni. Podobną woń można odczuć w pobliżu kraterów czynnych wulkanów. Po wejściu tam, żadnemu z gliniarzy nie udało się utrzymać śniadania w sobie. Widok był wprost przerażający. Na łóżku leżała skóra ściągnięta z całego ciała Bartłomieja Spukiego. Jego oczy leżały w zaciśniętych dłoniach. Nigdzie nie było widać śladu krwi, walki, włamania. Jak stwierdził koroner, skóra została ściągnięta za życia ofiary. Jednakże nie odnaleziono żadnego nacięcia na skórze. Nic co pozwalałoby określić, w jaki sposób została ona ściągnęta. Komendant główny policji odbierając informację o sprawie stwierdził lakoniecznie:
- O kurwa, no to mamy problem...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Samotny Wilk · dnia 13.12.2008 22:12 · Czytań: 842 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: