pozornie trwając w roli mniejszych słońc
wyznaczonych dla nocy przez człowieka
kocim wzrokiem spoglądają pod stopy
słupom zjednoczonym napowietrzną siłą
w samotni okręgów odległych na rzut cienia
choć jedna bez ramion drugiej nie zapłonie
czasem wiatr tę przyjaźń gwałtownie zrywa
nieproszone drzewo spadając mrokiem spina
a spłoszone krzykiem puszczyka nie uciekają
daleko światłem w korytarze uśpionych ulic
przerażone tkwią w miejscu dokąd przyszły
póki nie zgaśnie ich dusza oprawiona dniem
jak w zdmuchniętej świecy nieśmiertelność
zgaszona asystuje ślepo wrzawie przechodzonej
w ciemno po asfaltowych ciałach olbrzymów
aż po zaułki niejasne i następujące po nich sny
tam gdzie szedłem z cieniem bocian wił gniazdo
kiedy rozpierzchło się światło rannym spojrzeniem
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
alchemik · dnia 14.12.2008 09:54 · Czytań: 564 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: