Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.
Bolał mnie ząb. Z dentystą nie miałem nigdy nic do czynienia, gdyż wszystko, co było związane ze zdrowiem rodziny leżało w rękach ojca.
- Chcesz cały czas trzymać się za policzek i jęczeć, czy pójdziesz do szpitala żeby ojciec wyrwał ząb? - Zapytała mama.
Oczywiście byłem bohaterem, zresztą innej możliwości nie miałem.
Siedząc na walizce w zatłoczonym korytarzu wagonu drugiej klasy, nadal trzymałem się za policzek. Sama satysfakcja, że nie pisnąłem w czasie zabiegu, nie uśmierzała bólu po wyrwanym "na żywo" zębie. Istniał inny powód zmuszający mnie do godnego zachowania - jechaliśmy na pogrzeb dziadka.
Była noc, pociąg kołysał. Przechodzący ludzie potrącali mnie uniemożliwiając drzemkę.
Czułem głęboki smutek, choć mało znałem dziadka. Przebywał u nas krótko, chorował na żołądek. W jego postaci najbardziej uderzała twarz; szczupła, wydłużona siwą brodą, której powagę rozładowywał duży, sumiasty wąs.
Lubił przechadzać się po ogrodzie, unikając rozhukanego wnuka. O jego dramacie dowiedziałem się wiele, wiele lat później i chyba dopiero wtedy stał mi się bliższy.
W czasie stypy, zebrana rodzina wspominała nie tylko zmarłego. Skończyłem posiłek a dorośli zasiedli do herbaty.
Na biurku leżała, niedokończona przez dziadka, kopystka. Szpic i przyległe gałązki świątecznej choinki pedantycznie zostały obcięte, w niektórych miejscach pozostały resztki niezdrapanej kory. Wziąłem kuchenny nóż i z godnością przystąpiłem do kończenia rozpoczętej roboty. Wrzawa podniosła się natychmiast - cała rodzina wsiadła na mnie za bezczeszczenie pamiątki. Takiego bólu się nie zapomina - oddawałem przecież, na swój sposób, ostatnią przysługę dziadkowi.
Jedynie ciocia Cesia nic nie powiedziała, chociaż to właśnie ona najbardziej uczuciowo związana była z dziadkiem. Zawsze miała oczy pełne dobroci i miłości.
Dziadek spoczął w Bielsku, a grób jego stał się miejscem tradycyjnych spotkań rodzinnych.
Co roku więc, w Dniu Wszystkich Świętych jeździliśmy autem na Śląsk. Pierwszy odcinek drogi, najdłuższy i bardzo męczący, prowadził nas do Katowic, do miejsca zamieszkania babci Oli. Stamtąd, już wszyscy razem, udawaliśmy się do Bielska, gdzie na miejskim cmentarzu oczekiwali nas Cesia z Władkiem.
Składaniu kwiatów i krótkiej modlitwie połączonej z medytacją, zawsze towarzyszył dotkliwy chłód. Wszyscy, zazwyczaj mocno przemarznięci i zgłodniali, wracali do babci na przyjęcie.
Na stół, prosto z piekarnika, wjeżdżała blacha pachnącego ciasta. To był słynny pieróg z kapustą babci Oli! Filiżanka bulionu podkreślała jeszcze bardziej jego niezapomniany smak.
Spożywanie pierogu stało się po prostu obrzędem, który wszyscy jego uczestnicy, wspominali przez cały rok.
Przekonać się mogłem dopiero po latach, że z kieliszkiem czystej wódki był jeszcze lepszy.
W mieszkaniu babci Oli, w rogu pokoju stała duża szafa, wypełniona po brzegi różnymi drobiazgami. Mimo, iż były ich nieprawdopodobne ilości, babcia zawsze dobrze wiedziała, gdzie co się kryje. Gdy decydowała się na znalezienie czegokolwiek, robiła to w sposób bardzo energiczny, tak, aby zapach naftaliny nie wywołał ataku astmy.
Miałem już chyba wtedy przekroczony dziesiąty rok życia. Obserwowałem jak babcia, z tajemniczą miną zaczęła dokopywać się do dna szafy. Po chwili, łapiąc z trudem powietrze, wydobyła jakiś długi przedmiot, zawinięty w stary papier.
- Już jesteś na tyle dorosły, że mogę sprezentować ci tę wiatrówkę.
Nie muszę chyba zaznaczyć jak bardzo zostałem zaskoczony.
Do strzelania zamiast śrutu, którego babcia nie miała (a jakby miała to i tak bym nie dostał), użyłem zapałek. Dosyć skomplikowanie wyglądało posługiwanie się tą bronią, pamiętającą bardzo dawne czasy. Najpierw trzeba było "złamać lufę", wsadzić nabój, następnie zatrzasnąć lufę i wreszcie naciągnąć długą dźwignię. Ta ostatnia czynność wymagała użycia dużej siły, a efekt końcowy, kiedy to zapałka leciała zaledwie na odległość paru metrów, zniechęcał do dłuższej zabawy.
Krysi nie podobało się to, co robiłem, a do tego była zła, bo nie dostała żadnego prezentu. Aby zaspokoić humory wnuczki, babcia zanurzyła się ponownie w szafie, po czym wyciągnęła lalkę, ulubioną lalkę naszej mamy.
Nie poczułem do niej sympatii, a Krysiunia promieniowała ze szczęścia. Radość jej nie trwała jednak długo; przypadkowo odłożyłem wiatrówkę na tapczan, no i co za pech - lufa wylądowała na porcelanowej głowie lalki.
Krysia wyła, mamie zakręciła się łza w oku, a babcia marzyła na głos:
"Nie mogło to by tak raz być Andrzejusienku żebyś czegoś nie zmajstrował?"
Siadłem przygnębiony w kącie a dorośli zaczęli przypominać najdawniejsze moje wybryki:
- Jak to, nie umiejąc jeszcze dobrze chodzić, ściągnąłem z kuchenki prosto na swoją głowę garnek gorącego mleka.
- Jak to na korytarzu urządziłem ślizgawkę z nielubianego krupniku.
- Jak to kiedyś oświadczyłem zdziwionej mamie, że chciałbym mieć siostrzyczkę.
- Dlaczego? - Spytała zdziwiona mama.
- Chcę zobaczyć jak babcia będzie się wieszała.
- Co ty pleciesz?
- Przecież babcia powiedziała, że się powiesi jak byś miała jeszcze jedno dziecko.
Niepostrzeżenie zacząłem wynosić z pokoju wiatrówkę; nie byłem pewny czy babcia nie zmieni zdania.
Droga powrotna, zresztą jak zawsze, strasznie się dłużyła. Siedziałem na tylnym siedzeniu, naszego opelka i bawiłem się naciągniętą wiatrówką. Po pewnym czasie, z nudy i, jak zwykle, z ciekawości zacząłem ją rozkręcać. Śruby nie stawiały oporu i nagle "Trach!"
Coś z niesamowitą siłą wyleciało w górę.
Część przytrzymująca napiętą sprężynę - kawał ciężkiego metalu, strzelił w dach samochodu, po czym wylądował pod kierownicą.
W potężny dźwięk, ojcowskiego "jezusmariaaa!!!", wtopił się paniczny krzyk matki.
Zdawałem sobie sprawę co się stało i co mogłoby się stać, gdybym trzymał wiatrówkę w innej pozycji, czy bliżej głowy kierowcy.
Nieposkładana broń ponownie znalazła miejsce na dnie szafy i już nigdy nie udało mi się jej użyć.
Rodzice również nie kwapili się z oddaniem jej do naprawy.
Kiedyś, po wielu latach zapytałem mamę: co się stało z babci wiatrówką? Ani mama, ani nikt inny z grona domowników nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
wyrrostek · dnia 14.12.2008 11:37 · Czytań: 791 · Średnia ocena: 3,88 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: