Przed domem pogrzebowym „Kalia” zatrzymał się firmowy dostawczak. Wysiadł z niego rosły, starszy mężczyzna. Postawił kołnierz od kurtki, zasłaniając się od zimnego wiatru, wyciągnął skrzynkę z zakupami i ruszył w stronę budynku. W wejściu czekał już na niego pracownik dopalający papierosa.
– Na przednim siedzeniu leżą rzeczy klienta, zabierzesz?
– Pewnie. – Mężczyzna zgasił niedopałek i ruszył w kierunku auta.
Właściciel postawił skrzynkę w korytarzu i zaczekał na rozmówcę. Gdy tamten wrócił, sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej fotografię.
– Tu masz jeszcze zdjęcie – pokazał portret około pięćdziesięcioletniego mężczyzny.
– Cholera, facet mocno się zmienił, dłużej zejdzie.
– Wiem. Dlatego przyjechałem najpierw tutaj. – Obaj ruszyli w głąb budynku. – Słuchaj, Waldek, jadę zaraz po kolejnego. Wyrobicie się do trzeciej?
– Myślę, że tak. Chłopak już jest.
– To dobrze. Jak mu idzie?
– W porządku, ma smykałkę. – Waldek przytrzymał drzwi prosektorium, przepuszczając kolegę.
– Cześć, Mariusz! – zawołał mężczyzna do dwudziestoparolatka, pochylonego nad zwłokami.
– Dzień dobry, szefie. – Chłopak wyprostował się i nieśmiało uśmiechnął.
– Waldek, sprawdzisz, czy jest wszystko? – Przedsiębiorca odstawił skrzynkę na stół i podszedł do młodego. – Pamiętaj, żeby obciąć paznokcie.
– Oczywiście, szefie – przytaknął chłopak. – Staram się robić wszystko według wytycznych pana Waldka. Dobrze mi się z nim pracuje.
– No, tak...
– Piotr, te kremy są bez formaliny. – Waldek podał mężczyźnie jedno z opakowań.
– Pokaż... Choroba, a mówiłem dokładnie, jakich potrzebuję. – Spojrzał na kolegę. – Ale masz zapas?
– Tak, to nie takie pilne.
– Dobrze, to wymienię je później. – Piotr zapiął kurtkę. – Muszę uciekać, czas goni. Cześć. Cześć, Mariusz!
– Do widzenia, szefie.
Obaj mężczyźni wrócili do zajęć. Pracowali w milczeniu. Młodszy, Mariusz, zajmował się dołem. Na nogi nikt specjalnie nie zwracał uwagi i ewentualne błędy łatwo było ukryć pod ubraniem. Od góry był Waldek, nowy guru chłopaka.
– Co pan zrobi z uchylonymi ustami? – zapytał, przerywając ciszę.
Starszy z mężczyzn podszedł do półki, wziął małą tubkę i wrócił do stołu.
– Podejdź, zobaczysz. – Otworzył delikatnie opakowanie. – Bierzesz „Kropelkę” i wyciskasz odrobinę na wewnętrzną stronę wargi. Musisz uważać, żeby nie pobrudzić ust na zewnątrz. Klej ciężko schodzi. Zamykasz powoli usta... I gotowe.
– Pan to ma rękę. – Młody spojrzał z uznaniem. – Długo pan się tym zajmuje?
– Niech pomyślę. – Waldek potarł brodę. – Będzie już z piętnaście lat.
– Długo – podsumował chłopak. – Nigdy nie miał pan dość? Wie pan, tego wszystkiego, zapachu... Minęły dwa tygodnie i nadal mnie mdli.
– Przejdzie ci. – Mężczyzna machnął lekceważąco ręką. – Każdemu w końcu przechodzi. Nie, nie miałem. Choć to nie było moje powołanie, trafiłem tu zupełnie przypadkiem.
– Tak? A jak to było?
– Cóż, straciłem pracę. Nie mogłem pozbierać się po śmierci żony. Wiesz, tłumiłem wszystko alkoholem. Nie mieliśmy dzieci...
Chłopak nie odezwał się. Czekał, aż starszy mężczyzna zechce mówić dalej.
– Rodzice zmarli dawno temu. – Waldek usiadł na krześle. – Narobiłem długów, kiepsko to wyglądało. Wtedy Piotr wyciągnął do mnie rękę. Znamy się z podstawówki. Zaproponował pracę dorywczą przy zmarłych. Miało być na kilka tygodni, a siedzę tu do dzisiaj.
– Rozumiem.
Wrócili do pracy. Każdy skupił się na swoich czynnościach. Waldek zajął się makijażem twarzy. Musiał położyć kilka warstw kremu, żeby uzyskać zadowalający efekt. Mariusz założył skarpetki i spodnie na ciało. Mocował się jeszcze z butami.
– Kurde, nie wchodzą! – zirytował się. – I co teraz?
– Pokaż. – Waldek pomacał stopę i but. – Weź nożyczki i rozetnij je na piętach.
– Jak to? – zdziwił się chłopak. – To przecież nowe buty.
– No, właśnie. I rodzina chce, by zmarłego w nich pochować, nie na boso. Tnij.
Po rozcięciu weszły już łatwo. Wtedy razem skończyli ubieranie. Mariusz przytrzymał ciało, a Waldek wciągnął podkoszulek i koszulę. Później zawiązał krawat. Na końcu włożyli marynarkę, którą wcześniej musieli dopasować. Była zbyt obszerna.
– Będzie pan malował paznokcie jeszcze raz? – Młody pochylił się na dłonią zmarłego. – Ciemne trochę przebija.
– Nie. Facet ma spracowane dłonie, ciężko tyrał. Powinien mieć małe niedoskonałości. Nie chcę, żeby wyglądał inaczej niż za życia. Można trochę poprawić wygląd, ale nie można przesadzić.
Postali chwilę w milczeniu.
– Panie Waldku, mogę mieć niedyskretne pytanie?
– Pytaj, najwyżej nie odpowiem.
– Ile pan ma lat?
– Ha! Sześćdziesiąt pięć – zaśmiał się mężczyzna. – A dlaczego pytasz? Wyglądam, jakbym miał już sobie nie poradzić?
– Nie, nie – chłopak szybko zaprzeczył. – Chodziło mi... Czy myśli pan czasem o śmierci?
– W tej pracy nie da się o niej nie myśleć. – Waldek poprawił zmarłemu krawat. – Ale o swojej na razie nie myślę, jeśli o to pytasz.
– Nie? Nie boi się pan? – Młody drążył temat.
– Nie, śmierci się nie boję, każdy musi kiedyś odejść... – Mężczyzna spojrzał poważnie na Mariusza. – Boję się czegoś innego.
– Czego?
– Długotrwałej choroby, bycia przykutym do łóżka, czy to w domu, czy w ZOLu... – Waldkowi nieznacznie opadły ramiona. – Boję się, że nie będę już nikomu potrzebny. Boję się samotności. Teraz mam pracę, robię coś ważnego. Często rozmawiam z rodzinami. Zwierzają mi się, a ja ich wysłuchuję. Jedną z pierwszych rzeczy, której się tu nauczyłem, to słuchać.
Mężczyźni odłożyli ciało do chłodni i zajęli się kobietą, którą przywieziono w międzyczasie. Skończyli dopiero wieczorem. Z kobietami często schodziło dłużej. Niełatwo z martwego ciała wyciągnąć piękno towarzyszące za życia.
– Możesz już iść, Mariusz. – W drzwiach prosektorium stał Piotr. – Późno się robi.
– Dobrze, proszę pana. – Chłopak poukładał narzędzia na półce, umył się, założył kurtkę i ruszył do wyjścia. – Do widzenia.
– Do widzenia – odpowiedzieli mu obaj mężczyźni prawie równocześnie.
– Sumienny – skomentował Piotr, gdy za młodym zamknęły się drzwi.
– To prawda, szybko się uczy.
Przeszli do pomieszczenia socjalnego.
– Kiedy mu powiesz? – Piotr wstawił wodę na herbatę.
– O czym? Że jest martwy? – zapytał Waldek. – Nie wiem, niedługo. Chłopak naprawdę się stara.
– Waldek...
– Wiem, wiem – westchnął mężczyzna. – Każdy musi kiedyś odejść... Powiem mu jutro.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt