Starożytny wazon - Konrad Mazur
Proza » Obyczajowe » Starożytny wazon
A A A
Od autora: wizyta zacnego gościa w Radomiu wiąże się z wizytą w muzeum, gdzie bohater główny dokona niesamowitego odkrycia. Tak?

Niebo pociemniało, po szybach spływać zaczęły ciężkie krople deszczu.

- Ono umarło. - cicho wyszeptał Dominik, wpatrując się ścianę lasu, rozciągającą za oknem. Czarne kontury drzew falowały od wiatru, miarowo i dostojnie kołysząc swymi konarami. Siedział z rękami opartymi o brodę, co chwila wycierał wierzchem dłoni wilgotne oczy od łez. Sam smutek - czysty smutek miał wypisany na twarzy.

- Co tak siedzisz cicho, mój ty puszysty misiu? - do pokoju weszła Katarzyna, niosąc pod pachą złożony egzemplarz "Gazety Wyborczej".

- Ty płaczesz? Co się dzieje? - nachyliła się nad Dominikiem i czule spojrzała mu w oczy.

- Nic. - cicho odpowiedział, odwracając się, by żona nie widziała jego łez. - Nic absolutnie się nie dzieje. Coś mi tylko wpadło pod powiekę.

- Oj, mój misiu, ty kłamać nie potrafisz. Spójrz na swoją kruszynkę i powiedz, co cię boli. - Katarzyna nie dawała za wygraną. Naciskała delikatnie na męża, by ten wyjawił swoje problemy. Położyła mu dłoń na ramieniu.

- Daj mi spokój, kruszynko. Nie mam teraz ochoty na rozmowę. Bardzo cię proszę... - Dominik odepchnął delikatnie swą żonę, nie patrząc na jej współczującą twarz.

- No dobrze. - westchnęła kobieta. - Wracam więc do lektury gazety. Wiesz, piszą tu o bazyliszku, który pojawił się w Puszczy Kieleckiej. Bardzo ciekawy reportaż. Miałam ci właśnie o nim opowiedzieć, lecz widzę, że wolisz pobyć sam.

- Dziękuję ci, kruszynko. Doceniam to.

- Tylko nie siedź za długo. Zmrok już zapadł, ja niedługo kładę się do łóżka. A sama nie lubię leżeć  w pościeli. Wiesz o tym.

- Wkrótce przyjdę. - Dominik opuścił głowę, a jego głos był tak smutny, aż ścisnął sercem Katarzyny. Kobieta podniosła się z kolan, zgrzytnęło jej nieprzyjemnie w stawach i, powoli, poszła w stronę drzwi. Nie podobało jej się dziwne zachowanie męża, jego załzawione oczy i sposób wysławiania. Westchnęła i podreptała do sypialni, gdzie miała zamiar zagłębić się w lekturze gazety, wziąść potem prysznic i położyć się spać.

- Co tam ukrywasz przede mną, misiu? - powiedziała cicho do siebie, gdy już usiadła na swoim ulubionym krześle, stojącym obok lampki nocnej. Otworzyła "Wyborczą" na piątej stronie, gdzie znajdował się długi artykuł o tajemniczym latającym stworzeniu, terroryzującym kilka wiosek leżących nieopodal Kielc. Podczas czytania otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, tak niesamowita była to historia.

....................

kilkanaście godzin wcześniej

Byłem w służbach pomocniczych przy organizacji pielgrzymki Papieża do Radomia. Nosiłem plastikową plakietkę na szyi i żółtą kamizelkę bez rękawów. Na jej plecach widniał symbol "gołąbka pokoju". Jakże ważna i odpowiedzialna była to praca. Już od świtu biegałem po ulicy, którą popołudniem miał przejechać samochód, wiozący najznakomitszego gościa, prosto ze stolicy Apostolskiej. Pomagałem ustawiać metalowe barierki wzdłuż krawężników, nosiłem krzesełka dla gości vipowskich, odpowiadałem na setki pytań, zadawanych przez wzruszonych radomian. "Taka wizyta, taka wizyta" - mówili ze łzami w oczach starsi ludzie, przesuwając w palcach części różańca. Chcieli wiedzieć - którędy (tędy), o której (po pierwszej), gdzie (do Katedry), na jak długo (na krótko, bo dziś tylko) - wszystko to ze spokojem im objaśniałem. Zabiegany byłem okropnie, nie zauważyłem nawet, jak minęło południe i tłum począł nadmiernie gęstnieć. Setkami, tysiącami, ludzie schodzili się z całego miasta, przyjezdni z szli dworców, a na dachach kamienic i wieżowców stali gapie. Gdy nadeszła godzina przejazdu Papieża, znajdowałem się na samym tyle masy ludzkiej, gdzie ustawiałem jeszcze ostatnie barierki. Z tego miejsca nie mogłem nic widzieć, a przecież mieliśmy, my, ze służby pomocniczej, wydzielone specjalne miejsce, sektor, przy samej ulicy, z pięknym widokiem na dostojnego gościa. W te pędy pognałem więc, omijając łukiem skupiska pielgrzymów, po trawnikach, między drzewami, do naszego sektora. Zdążyłem w samą porę. Gdy, zdyszany i zziajany biegiem, znalazłem się na miejscu, zobaczyłem pierwsze limuzyny wyjeżdżające zza zakrętu. Eskortowały one pojazd, w którego centralnym miejscu siedział Papież. Uśmiechał się dobrotliwie, błogosławiąc zebranych tłumnie wiernych. Machałem mu jak szalony żółtą chorągiewką, którą trzymałem w prawej dłoni.

- Niech żyje Papież!!! - krzyczałem ja, krzyczeli ludzie wokół mnie, wszyscy krzyczeliśmy w euforii.

W katedrze stałem pod ścianą bocznej nawy. Należałem do tych szczęśliwców, którzy weszli do środka i pilnowali porządku. Tu też musiały przecież działać służby pomocnicze, nie tylko ochrona Escelencji,  wyselekcjonowani dostojnicy kościelni oraz polityczni i garstka zwykłych wiernych. Taką umowę mieliśmy z Kurią. Papież nie odprawił mszy. Odczytał tylko homilię, po czym usiadł zmęczony na złotym tronie. Dalszą część prowadzili kardynałowie. Po dwóch godzinach zakończyła się cała ceremonia. Ludzie powoli poczęli opuszczać gmach Katedry, podekscytowani tym, co usłyszeli i widzieli. Nie wszyscy. Obok mnie stało dwóch jegomościów, czekając na wolną drogę do wyjścia. Jednego doskonale znałem z telewizji, przewodził Polskiemu Związkowi Piłkarskiemu. Rudy, niewysoki, krępy, wygadany.

- Porsche Macan to świetne auto, najlepsze w swojej klasie. Nowak takim jeździ i nachwalić się nie może. Mogę ci sprzedać nowiutkiego za 110 tysięcy. - mówił otyły mężczyzna, o wyglądzie polskiego biznesmena.

- Żartujesz sobie? - odparł mu prezes Związku Piłkarskiego. - To auto nie jest takie świetne. Jeździłem lepszymi. Mogę ci dać za nie najwyżej 70 tysięcy...

Dalszej części rozmowy nie słyszałem, bo panowie sobie poszli. Zastanawiałem się, jak można w takim miejscu, po takiej dawce emocji, rozmawiać o materialnej sprawie, jaką jest oferta sprzedaży auta? Co za ludzie? W tłumie zauważyłem też braci Golców, którzy stali w kolejce do wyjścia i o czymś ze sobą dyskutowali. Spojrzałem na ich ręce, ale nie mieli w nich trąbek, tylko żółte chorągiewki. Jakoś tak od zawsze mi  kojarzyli się z tymi instrumentami dętymi.

- O, wujek! - krzyknąłem, lecz ten mój krzyk znikł w ogólnym zamieszaniu. Nie usłyszał, ale zauważył. Ciepły uśmiech zagościł na pomarszczonej twarzy. Przepchnąłem się w jego stronę i mocno potrząsnąłem wyciągniętą do mnie dłonią starca. Zaraz też tłum nas rodzielił, ja popychany byłem w stronę rozwartych wrót Katedry.

Godzinę później Papież był już w drodze do Sandomierza. Centrum Radomia powoli pustoszało, pielgrzymi wyjeżdżali, mieszkańcy wracali do swoich domów, służby pomocnicze zbierały barierki, krzesła, śmieci. Przed szóstą, gdy skończyliśmy swą pracę, byłem wykończony. Zdałem plakietkę i kamizelkę w siedzibie Kurii, pokwitowałem odbiór wynagrodzenia i, piechotą, skierowałem się w stronę głównego deptaka miasta. Prohibicja została zniesiona godzinę temu, więc w ogródkach piwnych oraz w licznych pubach siedziało mnóstwo ludzi, młodych i starych, racząc się zimnym piwem. Śmiali się, rozmawiali, palili papierosy, pochłaniali w ogromnych ilościach złocisty płyn.

- .. wódka rymuje się z prostytutka, nie?..  Sartre wielkim egzystencjalistą jednak był ... Ostatni wyjazd do Siedlec był udany, dwa zero do przodu i awantura z Psami... Kto teraz stawia browar?... Ale się usrałeś Hipolicie... Widziałeś Papieża? - dolatywały do mnie urywki rozmów, prowadzonych z ożywieniem na świeżym powietrzu. Zapowiadał się piękny, lipcowy wieczór.

Przesuwałem się obok tej wesołej ciżby, powłócząc bolącą nogą. Jakiś skurcz w nią wszedł, po tej mojej całodniowej pracy w służbach pomocniczych. Zauważyłem kolegę, siedzącego przy jednym ze stolików, na zewnątrz Baru "Kajtuś". Przywitaliśmy się bez słowa, podając sobie dłonie. Był operatorem koparki w swojej własnej firmie budowlanej.

Jakoś dotarłem do Parku Jeglanego, płuc miasta, noga strasznie mi dokuczała i musiałem przystawać co chwila, by się nie przewrócić wprost na chodnik, czym bym zrobił niezłe widowisko dla pijącej alkohol gawędzi.  Zatrzymałem się przed Muzeum Archeologicznym, które wznosiło się między Parkiem a Urzędem Miasta. W latach dwudziestych i trzydziestych mieściło się tu najlepsze w Radomiu gimnazjum publiczne, po wojnie budynek został przemianowany na muzeum. Dziś było otwarte do dwudziestej drugiej, więc, z czystą przyjemnością, wszedłem do środka.

Od dawna planowałem zobaczyć nową wystawę, dotyczącą starożytnej Grecji. Poprzednią, o początkach państwa polskiego, obejrzałem kilkakrotnie. Lubię tu przychodzić, oddychać atmosferą tych starych murów, w ciszy kontemplować atmosferę.

- Jeden ulgowy poproszę. - zwróciłem się do kasjerki, czytającej jakiś magazyn kobiecy.

- Widział pan może Papieża? - spytała się, podając mi bilet. - Ja nie miałam jak iść pod Katedrę, bo cały dzień dzisiaj tu siedzę.

- Byłem w służbach pomocniczych. - odparłem z dumą. - Stałem w środku Katedry, gdy Papież przemawiał.

- Co pan powie.. - pokiwała głową kasjerka. W tonie jej głosu poczułem lekki smutek. - A ja tu tkwie jak kołek za tą szybą, gdy taka persona odwiedza nasze miasto. Już drugiej takiej szansy nie będzie, by do nas przyjechał, co?

- Nie wiem. - odparłem zgodnie z prawdą. - Może jeszcze kiedyś przyjedzie..

- Może. Oby. Pan chce z przewodnikiem czy samemu zwiedzać? Przewodnik będzie za piętnaście minut, gdy skończy z ostatnią grupą...

- Mogę sam. Dziękuję.

- Proszę. - pokiwała głową i zagryzła usta. - Wie pan, zazdroszczę panu.. - krzyknęła jeszcze za mną, gdy już skręcałem w lewy korytarz.

Muzeum było spore. Na parterze mieściło się pięć sal ekspozycyjnych, cztery sale na pierwszym piętrze a w piwnicach były lochy, w których mieściły się wystawy stałe - pokój Leszka Kołakowskiego, sceny z radomskiego Czerwca 1976, zwierzęta Puszczy Kozienickiej i eksponaty z Grodziska "Piotrówka". Lubiłem szczególnie tą ostanią, bo od dziecka darzyłem sporą estymą najstrszą część Radomia. Mieszkałem wtedy w domku, znajdującym się zaledwie sto metrów od wejścia na teren wykopalisk. Bawiłem się tam często jako dzieciak, zdarzało mi się znaleźć czaszki ludzkie, kości czy też fragmenty naczyń. Ależ to było fascynujące dla mnie.

Starożytna Grecja. Chodziłem po wielkiej sali i oglądałem skorupy, mozaikę, posążki oraz inne przedmioty pochodzące z tamtego okresu i kraju. Nikogo prócz mnie nie było w pomieszczeniu, późna pora widocznie skutecznie odstraszyła zwiedzających. Mnie to pasowało, lubię obcować z historią w samotnośći. Z rękami założonymi na plecach, podziwiałem wspaniałe eksponaty, wypożyczone do Radomia z kilku europejskich muzeów.

Nagle wzrok mój padł na wazon, stojący samotnie na półce. Przyciągnął moje spojrzenie niczym magnez. Podszedłem bliżej, by się mu przyjrzeć. Brązowy czubek, niżej, na jasnym tle, kunsztownie namalowane wizerunki greckich herosów. Naczynie miało może pół metra wysokości.

- Chwilę... - powiedziałem do siebie. - W domu mam taki sam, tylko mniejszy.

Przybliżyłem się do tabliczki z opisem eksponatu: Wazon z okresu Dynastii Zhou. Wykonany techniką.......(ten element pominąłem)  Znaleziony na greckiej wyspie Kreta, w mieście Chania. Zastanawiający eksponat, świadczący o wymianie handlowej pomiędzy Grecją a Chinami w drugim i trzecim wieku przed Chrystusem. Świadczy to o ......(też pominąłem ten fragment). Wartość przedmiotu: bezcenna. Ten dzban jest tylko repliką, prawdziwy egzemplarz znajduję się w Muzeum Narodowym w Atenach. Pokazywany jest tylko w wyjątkowych okolicznościach z powodu swojej niewyobrażalnej wartości dla kultury greckiej. Nigdzie indziej, na całym świecie, nie odnaleziono podobnego naczynia.

Dalej nie czytałem. Grecki wazon wykonany w starożytnych Chinach? Dokładnie taki sam wykopałem czterdzieści lat temu w Grodzisku "Piotrówka". Stoi w moim domu, na regale, od tamtego czasu. Co jakiś czas wycieram z niego kurze, raz mi wyśliznął się z rąk, spadł na dywan i odpadły mu uszy. Nie robiłem z tego powodu wrzasku ani jakiś problemów. Uszy wyrzuciłem do kosza a wazon postawiłem na  regał, tak jak stał. Nikt z domowników nie zwrócił nawet na ten uszczerbek uwagi. Kawałek skorupy, nic więcej, który służy nam czasem jako podpórka do zdjęć.

Chłodno mi się zrobiło w głowę. Spociły mi się plecy, a po klatce piersiowej przeszedł dreszcz. Wszystko równocześnie. Niczym zahipnotyzowany wyszedłem z Muzeum, wsiadłem do taksówki, stojącej na postoju obok i poprosiłem o kurs na Wośniki, gdzie mieszkam w domku jednorodzinnym, tuż obok osiedla czteropiętrowych bloków.

Usiadłem przy biurku, oparłem swą brodę o dłonie i i zacząłem wpatrywać się tępo w las, rosnący za oknem. Pomyślałem o swoim marzeniu bycia bogatym. Marzeniu, które towarzyszyło mi od osiemnastego roku życia. Teraz ono umarło. Popłakałem się, akurat w tym momencie do pokoju weszła moja żona. Zaczął padać deszcz.

 

Koniec

 

Ps. Bazyliszek nad Kielcami? Co w tej "Wyborczej" wypisują?

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Konrad Mazur · dnia 09.02.2018 21:11 · Czytań: 216 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty