Cykl obrazów kobiet - drugi - zula
Proza » Obyczajowe » Cykl obrazów kobiet - drugi
A A A
Od autora: Tekst po poprawkach.

Katarzyna

Mała miejscowość na południu Polski. Kilka ulic na krzyż, a przy nich Kościół, Szkoła Podstawowa Tysiąclatka i Liceum Ogólnokształcące, Ośrodek Zdrowia, przy nim Izba Porodowa i niedaleko Urząd Miasta i Gminy.

Atrakcją był niewielki Rynek wybrukowany kostką. Wokół niego kamieniczki, Komisariat Policji, Poczta, apteka, lodziarnia i restauracja Turystyczna zwana przez mieszkańców mordownią. Postój taksówek, na którym stały tylko trzy taksówki, dwie Wołgi i Moskwicz.

Byłam właśnie córką jednego z taksówkarzy Henryka Kalinowskiego. Jedynaczką niczym niewyróżniającą się od rówieśników.
Moja rodzina była zaliczana do rodzin o wysokim statusie społecznym i materialnym. W kościele mieliśmy swoje miejsce w pierwszym rzędzie. Rodzice udzielali się społecznie. Ja zaś byłam grzeczną dobrze wychowaną dziewczyną, niesprawiającą żadnych kłopotów. Uczyłam się dobrze i byłam wzorem dla innych. Ojciec postanowił dać mi jak najlepsze wykształcenie i zadecydował sam o studiach farmaceutycznych, a w dalszych planach widniało kupno lokalu w Rynku na własną aptekę dla mnie.

 — Nie chcę być aptekarką — mówiłam. — Moim marzeniem była psychologia.
 — Będziesz, bo ja tak zdecydowałem — odpowiadał ojciec. — Farmacja to przyszłość.

Po maturze zdałam na Wydział Farmacji i zaczęłam studiować w Lublinie, odległym o kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnej miejscowości. Kiedy na trzecim roku, zostałam trafiona strzałą Amora i zakochałam się, myślałam, że to miłość na całe życie. Jednak, kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży, mój ukochany nie chciał słyszeć o dziecku, miał inne plany, wpadką obwiniał mnie i po kilku dniach zniknął. Jak się później okazało, wyjechał do Niemiec.
Wszystko runęło jak domek z kart. Za namową rodziców wzięłam urlop dziekański. Po powrocie do domu dowiedziałam się, że rodzice wraz z naszym proboszczem podjęli za mnie decyzję. Urodzę i oddam dziecko do adopcji. O ciąży nikt się nie mógł dowiedzieć. Spakowano mnie i wywieziono na drugi koniec Polski do sióstr zakonnych.
Wszystkim oznajmiono, że pojechałam na praktykę do Francji.

Tam odizolowana od ludzi spędziłam ponad połowę okresu ciąży. Kiedy w dwudziestym ósmym tygodniu dowiedziałam się o tym, że dziecko, które noszę, jest upośledzone i nie będzie zdolne do samodzielnego życia lub nawet skazane na śmierć, poczułam ogromny żal. Drugi raz życie okaleczyło mnie okrutnie. Sama wśród zimnych murów klasztornych, braku ciepła i bliskiej osoby, która by mnie przytuliła myślałam o śmierci.
Przeorysza Amelia powiadomiła rodziców i postanowiono przyspieszyć poród. Oczywiście jak zawsze byłam pominięta w tej decyzji. Za parę dni miałam urodzić martwe dziecko. Podawano mi bardzo gorzki napar do picia. W chwili przebłysku myśli przypominałam sobie koleżankę nieżyjącej już mojej, kochanej babci. Postanowiłam uciec. Pod osłoną nocy wyszłam z klasztoru.

Starsza pani Stefania emerytowana nauczycielka historii mieszkała nad morzem, gdzie z babcią często spędzałam wakacje.
Przyjęła mnie pod swój dach i po wysłuchaniu wszystkiego, postanowiła pomóc. Poprosiła, abym mówiła do niej babciu. Otoczyła mnie ogromną miłością, taką normalną bez stawiania warunków, bezinteresowną i szczerą. Po raz pierwszy mogłam mieć swoje zdanie i decydować o dalszym losie.
Właśnie tutaj w Dziwnowie spędziłam najlepsze chwile w swoim tak młodym jeszcze życiu. Dowiedziałam się, że poszukiwał mnie ojciec, ale babcia nie ujawniła mojego pobytu. Dziewięć dni przed narodzinami mojego synka, zmarła we śnie. Na szafce pozostawiła testament. Bardzo to przeżyłam, ponownie los mnie zranił. Tyle miałyśmy razem planów.

***

Leżałam w sali jednoosobowej, bo nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, ani się widzieć. Byłam już po porodzie i nie chciałam żyć.

 — Moje dziecko dlaczego? — Co dalej? Jak będę funkcjonować? — powtarzałam bezustannie.

Dwa dni wcześniej urodziłam chłopczyka z rozszczepem kręgosłupa i licznymi rozległymi wadami wewnętrznymi. Poród był bardzo ciężki i powikłany i nie było przy mnie psychologa, psychiatry ani księdza. Innych osób deklarujących pomóc też nie było.
Zostałam sama ze swoim cierpieniem, bólem i myślami, a za ścianą mój malutki, bezbronny synek umierał również w bólach.
Jeszcze jeden Jaś, ochrzczony z wody, szedł do nieba drogą krzyżową.
Dzisiaj dostałabym cztery tysiące na rękę.
I słowa Agnieszki Osieckiej:
... Damy ci kwiatek na święto kobiet, czapkę na bakier i Polski obie, damy ci wódki i bilet do kina, kace i smutki i dwóje na szynach, damy przyrzeczeń starych tysiące i niedorzecznie małe pieniądze, damy ci bełkot i stracha w polu, a dla małego miejsce w przedszkolu...

***

Po wyjściu ze szpitala pochowaniu swojego dziecka i załatwieniu spraw spadkowych, postanowiłam sama decydować o swoim życiu.
 — Nie pozwolę już nikomu mnie skrzywdzić — powiedziałam głośno.
Zadzwoniłam do rodziców i powiadomiłam, gdzie obecnie mieszkam, mama tylko porozmawiała ze mną. Ojciec już nie miał córki.
Nie powróciłam na poprzedni kierunek, lecz podjęłam zaoczne studia na ekonomii. Dom babci przekształciłam w pensjonat wypoczynkowy o wdzięcznej nazwie „Stefania”

Po ciężkim dniu postanowiłam mimo brzydkiej pogody, przejść się brzegiem morza. Zawsze twierdziłam, że morze jest w każdej chwili gotowe na przyjęcie człowieka zagubionego w życiu.
Był koniec listopad, okres Andrzejkowy i zaraz zaczynał się adwent. Później Mikołajki i przygotowania do świąt. Odkąd pamiętam, święta w rodzinnym domu zawsze były wystawne. Ojciec przykładał wielkie znaczenie do wystroju domu, postaw się, a nie zastaw się. Niech ludzie widzą i zazdroszczą Kalinowskim: mawiał.

Dla mnie święta zwłaszcza Bożego Narodzenia przebiegały w pensjonacie wspólnie z moimi gośćmi. Nie narzekałam na samotność, gwar i śmiech w całym domu był częstym, pozytywnym objawem zadowolenia.

Szłam brzegiem morza, które o tej porze było nadzwyczaj spokojne, wdychałam powietrze, które było niczym inhalator. Myślałam o przeszłości, którą już dawno zostawiłam za sobą, ale nigdy całkiem nie wyrzuciłam z pamięci. Wspomnień nie wyrzuca się ot tak sobie na śmietnik. Wspomnienia drzemią sobie gdzieś i czekają na dokończenie spraw.
Nagle usłyszałam szczekanie psa, ujrzałam niedaleko, malutkie ledwo widoczne pomarańczowe światełko. Przystanęłam i po oswojeniu z ciemnością, zobaczyłam siedzącą postać na konarze drzewa, palącą papierosa. Pies przybiegł do mnie, szczekając, przestraszyłam się.

 — Proszę, niech się pani nie obawia, nic pani nie zrobi — krzyknął ktoś dźwięcznym głosem z lekko zachrypniętym. — Humor wracaj do pana — jeszcze raz krzyknął.
Kiedy podeszłam bliżej.

Wstał i wyciągnął dłoń do mnie — Jerzy Wolanin jestem.

  — Katarzyna Kalinowska — odwzajemniłam uścisk dłoni.

  — Nie boi się pani tak w ciemnościach sama spacerować? — zapytał.

  — Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam — odpowiedziałam — A pan? — Też... — nie skończyłam.

  — Mam obrońcę w razie, czego — przerwał.


Spacer w towarzystwie nieznajomego był bardzo przyjemny i interesujący. Dowiedziałam się, że przyjechał na zgrupowanie drużyny siatkarzy i był lekarzem sportowym. Odprowadził mnie pod sam dom, pożegnał się i odszedł ze swoim Humorem.
Tego wieczora nie mogłam długo usnąć, przewracałam się z boku na bok, a gdy usunęłam, w snach pojawił się on, Jerzy.
Dzień minął jak zwykle na obowiązkach, kiedy wieczorem usiadłam w fotelu, zadzwonił telefon z recepcji.

Agnieszka powiedziała — Zejdź na dół, masz gościa.

Biegłam jak nastolatka po schodach, a serce mało nie wyskoczyło z klatki. Humor na mój widok zaczął wydawać dziwne odgłosy zadowolenia. A on, mój mężczyzna stał jak drzewo na wietrze, wszystko w nim krzyczało na mój widok. Został wtedy i już go nie wypuściłam z objęć, po dwóch latach urodził się Leoś nasz synek.
A za niedługo na poczcie odczytałam wiadomość.
Chcielibyśmy u państwa wynająć pokój dwuosobowy na dwa tygodnie, z poważaniem Zofia i Henryk Kalinowscy.
Nachyliłam się nad łóżeczkiem.
 — Wiesz synku, kto do nas przyjedzie? — szepnęłam — Twoja babcia i dziadek — maluch uśmiechnął się słodko.

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
zula · dnia 10.02.2018 02:10 · Czytań: 299 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty