Sanitariuszka cz. 20 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 20
A A A
Zanim wciągnął na nogi swoje trepy, dokończył zapinanie kurtki i wybiegł za Kariną, minęło sporo czasu. W korytarzu wpadł na Pszczółkę.

-Poczekaj - złapała go za połę kurtki, ale wyrwał się z takim impetem, że dziewczyna aż się zatoczyła.

-Spadaj - wydyszał ciężko.

-Nie możesz tak wyjść! Jesteś słaby... - dalej nie słuchał. Wołanie Pszczółki ucichło w oddali. Jak oszalały, pędził przez pół Warszawy do oddziału Kariny. Był słaby, ale nie czuł ani tego, ani wirowania w głowie. I choć gdy w końcu zobaczył na barykadzie szczupłą sylwetkę Ignaczuka, zataczał się ze zmęczenia, nie zwracał na to uwagi.

-Gdzie Karina? - rzucił bez powitania. Artur podniósł głowę. Obrzucił Mariusza dziwnym spojrzeniem, ale wyraz twarzy chłopaka nie zachęcał do pytań. Wzruszył ramionami.

-Wzięła snajperkę i poszła na dach - zarzucił głową w kierunku pobliskiej kamienicy. -Lepiej teraz do niej nie idź.

Mariusz nie posłuchał. Ledwo Ignaczuk skończył mówić, pędził już do bramy. Jego dudnienie po schodach musiało zaalarmować Karinę, bo gdy tylko wyszedł na dach, długa lufa karabinu snajperskiego skierowała się w jego stronę.

-Od kiedy jesteś gołębiarką? - zaczął lekko.

Nie odpowiedziała. Wróciła na stanowisko, przytknęła gładką kolbę do policzka. Spojrzał na nią z namysłem. Była bez kurtki, w samej tylko bluzie od munduru. Opaska na lewym rękawie zsunęła się z ramienia i zwinęła się na łokciu. Włosy miała roztrzepane, twarz niezwykle bladą. Spodnie, mokre do kolan od śniegu, zesztywniały na mrozie.

-Karina, przepraszam.

-Skoro czujesz się już tak dobrze, wracaj na linię. Potrzebują cię - warknęła.

-Karina... - zaczął.

Dziewczyna poderwała się tak gwałtownie, że przestraszył się, iż spadnie. Zatoczyła się na krawędzi dachu, ale wściekłość dodała jej sił. Skoczyła do chłopaka i na oślep zaczęła go okładać pięściami.

-Nie masz prawa, rozumiesz?! Zabiłam go! Zabiłam! Kochałam... Nie chcę cię słuchać - dodała już spokojniej. Mariusz spojrzał w jej podkrążone oczy i cofnął się o krok. Musiał.

Dopiero teraz z całą przeraźliwością dotarło do niego, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego brata. Zrozumiał z szokującą pewnością, że Nik już nigdy więcej do niego nie zadzwoni, nie roześmieje się, nie porozmawia. Odszedł. Nieodwołalnie. A on w tej samej godzinie próbował...

-Nik jest... był starszy ode mnie o dwa lata - powiedział cicho. Karina znieruchomiała. -Zaciągnęliśmy się jednocześnie. Zawsze powtarzał, że jeden z nas musi przeżyć tę wojnę. Próbował mnie chronić, na początku nalegał, żeby przyjęli mnie do tylnych oddziałów, może do zaopatrzenia... On szedł na pewniaka. Niczego się nie bał. Był twardy.

-Do końca - wyszeptała Karina. Łzy wsiąkały w kołnierz bluzy, na twarzy zostały tylko bruzdy. -On mnie o to prosił, rozumiesz?

-Ty naprawdę... - szepnął. Do tej pory przyjął, że Nik nie żyje, ale nie chciał wierzyć, że to właśnie ona...

-Rozumiesz, prawda? Mariusz? - głos jej drżał.

Zrozumiał, że szuka w nim usprawiedliwienia, że od brata ukochanego chce otrzymać rozgrzeszenie za czyn, którego sama nie rozumiała. I nagle ogarnął go gniew.

-Nie - zgrzytnął tak ciężko, że Karina cofnęła się o krok i spojrzała na niego ze zdumieniem.

-Mariusz, co ty...

-Chcesz otrzymać rozgrzeszenie, ale ode mnie go nie dostaniesz. Zabiłaś mojego brata. Tyle.

Czyjś krzyk, gwałtowna salwa i odgłos upadającego ciała zlał się w jedno. Karina padła się na dach nie starając się nawet zamortyzować impetu upadku i wzięła w ręce karabin. Mariusz, oszołomiony niesamowitą zmianą scenerii, przyklęknął za kominem.

Patrzył na ręce Kariny, gdy ta przeładowała broń i nacisnęła spust. Chciał krzyknąć, żeby pociągnęła a nie szarpała, ale się powstrzymał. To nie była dobra chwila na lekcję techniki strzelania. W jej ruchach, choć spokojnych i opanowanych, drzemała uśpiona siła. Trzy strzały i znowu cisza, tym razem przerażająca, jakby nie na miejscu. Podczołgał się do Kariny.

Leżała na boku, z czołem opartym o kolbę. Przestraszył się, że coś jej się stało.

-Karina?

-Zostaw mnie - wymamrotała. Ledwo ją słyszał. Spojrzał na ulicę. Z góry doskonale widział trzy trupy, trafione idealnie w pierś. Odwrócił wzrok. Strzelać do cieni było łatwo. Patrzeć w twarz zabitemu człowiekowi - gorzej.

-Karina, schodź! - wrzasnął z dołu Ignaczuk.

Dziewczyna wolno uniosła głowę.

-Powiedz mu, że zaraz zejdę - w innej sytuacji pewnie by jej posłuchał. Teraz jednak miał niejasne wrażenie, że Karina za wszelką cenę chce się go pozbyć. I przypomniał sobie ten wyraz oczu. Tak samo patrzył Maciejewski, gdy celował z pistoletu w leżącą i bezbronną Karinę. Teraz on powiedział o kilka słów za dużo.

-Nie zostawię cię.

-Odpuść - mruknęła. Na dach wpadł trzynastoletni harcerz, Sosik, ogolony na łyso. Uszy miał czerwone od mrozu, zamiast kurtki tylko puchową kamizelkę. Zastąpił Kokosa na stanowisku łącznika.

-Doktor chce was widzieć. Ciebie - zwrócił się do Kariny. I zaraz zwątpił, zobaczywszy z bliska jej twarz. -To znaczy, doktor chce się widzieć z panią plutonową - poprawił się zmieszany. Karina rozciągnęła usta w wymuszonym uśmiechu.

-Daj spokój z tymi honorami.

Mariusz zamachał niecierpliwie rękoma.

-Zaraz idziemy, spadaj.

-Doktor kazał mi przyprowadzić Chatul - powtórzył uparcie chłopak. Karina obdarzyła Mariusza kapryśnym spojrzeniem i grzecznie poszła za dumnym z siebie harcerzem.

Ignaczuk pochylał się nad starszym szeregowcem, rybakiem z Gdańska, któremu kula przebiła pierś. Obok leżał jego syn, wyjąc z bólu. Nie czekając na sprawozdanie, pochyliła się nad chłopakiem.

-Co mu się stało? - wrzasnęła po chwili do Ignaczuka, bo chłopak tak skowyczał, że bała się go choćby dotknąć.

-Przywaliła go ścianka. Ledwo się trzymała od ostatniego bombardowania. Był nieostrożny i oto skutek - gdzieś tam z tyłu głowy mignęła jej myśl, że od tej strony Ignaczuka nie znała. Nie przypuszczała, że nawet potrafi wydobyć z siebie taki moralizatorski ton.

Przeraźliwe wrzaski chłopaka powoli cichły. Dziesięć minut później Karina zamknęła mu oczy. Ignaczuk na szybkiego opatrzył ojca.

Mężczyzna z trudem otworzył oczy. Jego oddech zmienił się w krótki, urywany.

-Co z Arkiem? - wyszeptał. Ignaczuk odszukał wzrokiem Karinę, która potrząsnęła głową. Ignaczuk zagryzł wargę. Nie miał sił skłamać.

-Przykro mi.

Mężczyzna zamknął oczy. Odszedł cicho. Ignaczuk złapał go za nadgarstek, ale pulsu już nie wyczuł. Nie patrząc na siebie nawzajem, odciągnęli oba ciała pod mur.

-Dobrze zrobiłaś - powiedział cicho.

-Nie masz prawa tak mówić - odpowiedziała, starannie unikając jego wzroku. Niepotrzebnie zresztą, bo on też na nią nie patrzył.

-Bo to nie ja pomogłem odejść ciężko rannego? - Ignaczuk o mały włos nie wybuchnął śmiechem. -Ja zabijam cały czas. I to nie tylko rannych.

-Nie masz prawa, bo nie wierzę... - urwała. Po chwili zaczęła mówić ciszej, poważniej. -Nic nie usprawiedliwia morderstwa.

-Sama w to nie wierzysz - złapał ją za ramiona i odwrócił powoli do siebie. -Zresztą nie zamordowałaś Nika. Karina, przepraszam cię za to, co powiem, ale... On by nie przeżył. Potrzebował szpitala, dobrej opieki.

-Miał złamane żebra, przebite płuco... - te słowa prawie wypluła. Rozpaczliwie szukała już nie rozgrzeszenia, a choćby krzty usprawiedliwienia dla samej siebie.

-Tym bardziej - złapał ją za podbródek i zmusił, żeby na niego spojrzała. -Na taką operację..

-Wiem! - wrzasnęła, oślepiona nagłym bólem. -Wiem! Ale to wcale nie sprawia, że mi łatwiej.

Kolejne słowa zagłuszył warkot samolotów. Artur spojrzał jej w oczy i pchnął pod mur.

-Leć do schronu!

Zlekceważyła rozkaz i wskoczyła na niewielką dobudówkę, na dachu której ustawili działko. Artylerzysta pokiwał głową, gotowy do działania. Spod hełmu wystawały kosmyki blond włosów.
Przez moment prawie uwierzyła, że to Nik się do niej uśmiecha. Szybko się otrząsnęła.
Pierwsze bomby spadły na bloki kilka przecznic dalej. Potężny grzmot przetoczył się nad zmaltretowanym miastem, fala pyłu uderzyła w twarze czekających żołnierzy. Karina zakaszlała. Nigdy nie lubiła zapachu obsypującego się tynku, oczywistego zwiastunu nieszczęścia.

Chłopak oderwał się od działka i złapał za kieszonkę na piersi. Ze zdumieniem patrzyła, jak odrywa kawałek materiału.

-Masz, zasłoń nos! - krzyknął. Łuna odbiła się blaskiem od nieba. Karina przylgnęła ciaśniej do desek. Bomby zapalające były przepowiednią piekła. Chłopak prawie nie celując wypalił kilka razy. Jeden z samolotów, trafiony w ogon, zakręcił się niczym bąk i spadł gdzieś dalej. Trzy inne przeleciały nad kamienicą i zawróciły.

Kolejny wybuch i fala obsypującego się gruzu odrzucił Karinę w bok. Grzmotnęła w stół na barykadzie i spadła na bruk. Na moment zabrakło jej tchu. Artylerzysta upadł tuż obok z głuchym jękiem. Chciała się podnieść i sprawdzić, czy nic mu się nie stało, ale chłopak przetoczył się i przykrył ją swoim ciałem. Jak zza mgły, usłyszała znowu warkot samolotów.

-Nie jestem maskotką! - wydusiła z trudem. Gdy ucichło, chłopak zsunął się i uśmiechnął do niej przepraszająco.

-Nie gniewaj się, co? - powagę w jego oczach zastąpiła kpina. Nie żałowałaby, gdyby jedna z tych bomb ją zabiła, ale jednak - chłopak chciał ją ratować.

-Nie - przesunęła dłonią po jego ramieniu i naraz, jakby zawstydzona, cofnęła rękę. Wybuch bomby zburzył kamienicę, na której było stanowisko snajpera. Ruiny lśniły teraz mdłym płomieniem. -Ale moje życie nie jest więcej warte od twojego.

-Darwin by się z tobą nie zgodził - chłopak błysnął uśmiechem i pierwszy popędził między ruiny, nawołując rannych. Karina skoczyła za nim. Ranni, którzy mieli siły wygrzebać się o własnych siłach spod gruzów, wkrótce do niej dołączyli. Razem znaleźli Artura, przywalonego działkiem przeciwlotniczym. Karina poczuła, że coś się w niej gotuje. Arturowi nic poważnego się nie stało, ale liczba obrońców tego odcinka z dwudziestu dwóch zmniejszyła się do piętnastu.

-Nie utrzymamy się - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło. Artur usiadł ciężko na śniegu. Nawet nie miał sił dowlec się do barykady, żeby przynajmniej nie moczyć munduru. Stopniały śnieg zaczął spływać ulicą w dół.

-Wiem - powiedział cicho.

-Ale nie możemy się cofnąć.

-To też wiem - zgrzytnął. Podniósł się wolno, jak starzec. -To bez sensu. Nie powinni rzucać tu tylu żołnierzy. To nie jest tyle warte.

-Mylisz się - zaoponowała Karina. -Warszawa nie ma znaczenia militarnego ani strategicznego, ale jest symbolem. Ona bije, wciąż żyje. Jeśli stracimy ją po raz drugi...

Artur rozejrzał się tak naprawdę po raz pierwszy od dłuższego czasu. W feworze walki nie widział ruin, zgliszczy. Teraz jednak dotarło do niego nieodwołalne. W mgnieniu oka podjął decyzję:

-Zwolnię oddział.

-Nie masz prawa! - Karina prawie zaskowyczała. Przeraźliwy strach chwycił ją za gardło. Tego bała się od samego początku, gdy tylko założyła na siebie mundur polski, gdy zobowiązała się walczyć do ostatka: rozkazu demobilizacji. Oznaczał przegraną, najboleśniejszą, bo klęskę dla żywych. Oznaczał, że zawiedli, że nie dali rady.

-Wiem, że chcesz walczyć...

-Nie chcę! - ryknęła. -Rzygam już trupami i krwią! Ale my żyjemy jeszcze tylko dlatego, że ktoś przed nami jest, ktoś czeka, ma nadzieję... Nie masz prawa nam tego odbierać!

-Karina...

-Do czego mamy wracać? Do spalonych domów i mogił?! Nie możesz...

-Karina - zaczął niemrawo artylerzysta. Odepchnęła jego rękę.

-Co?!

-Maciek.

Odwróciła się tak gwałtownie, że o mały włos nie straciła równowagi i runęła w zaspę. Maciek, pochylony mocno do przodu, szedł z jakimś oficerem. Opierał się na kiju.

-Jestem pułkownik Grzywaczewski. Niniejszym rozwiązuję ten oddział. Dziękuję wam za dzielną i pełną poświęcenia walkę. Zwalniam was z przysięgi. Możecie wracać do domów. Wojna się skończyła.

Karina stała jak wmurowana. Miała wrażenie, że na głowę zwaliły jej się pozostałości z kamienic Warszawy. Spojrzała na Maciejewskiego. Blady jak ściana, unikał jej wzroku. Ani zachęcał, ani negował. I nagle zrozumiała.

Trzasnęła obcasami i stanęła na baczność przed porucznikiem.

-Panie poruczniku, plutonowa Wiśniewska melduje się gotowa do służby.

Jakby zapomniawszy o swoich wcześniejszych słowach, Ignaczuk stanął przy niej. Nie powiedział nic, ale zacięty wyraz twarzy mówił sam za siebie. Kolejno, bez słowa, dołączali do nich pozostali żołnierze. Pułkownik patrzył na nich z niedowierzaniem. Kiedy przy Maciejewskim stał już szpaler jego żołnierzy, jak nieprzestępny mur, uśmiechnął się. Cierpko, smutno, ale się uśmiechnął.

-Na pomoc od głównego dowództwa nie możecie liczyć. To już będzie najprawdziwsza partyzantka - ostrzegł. Maciejewski milczał, choć w jego oczach tlił się ogień. Karina wystąpiła.

-To już od dłuższego czasu jest najprawdziwsza partyzantka. Walczyliśmy w lesie, walczyli w górach, bez broni i lekarstw. Damy sobie radę.

Pułkownik cofnął się o krok. Uśmiechnął się przepraszająco.

-Ja tylko wykonuję rozkazy.

Zasalutował i bez słowa zniknął. Maciek odwrócił się do swojego zdziesiątkowanego oddziału. Wbił wzrok gdzieś w gruzy poza ich plecami, żeby ukryć wyraz oczu, niemęski, wilgotny.

-Nie musicie tego robić - zaczął. -Macie jeszcze jedną szansę. Jesteśmy Oddziałem Śmierci. Teraz odejście nie będzie dezercją. Jeśli dojdzie do kolejnej okupacji, będą potrzebowali wyszkolonych ludzi. Moglibyście służyć Polsce w podziemiu. Macie wybór. Możecie się wycofać.

Twarde, żołnierskie słowa. Wyprostowały się zgarbione plecy, rozjaśniły postarzałe twarze. W niektórych oczach coś błysnęło, może wahanie, może pytanie, może bojowe uczucie poświęcenia. Nikt nie wystąpił, nikt się nie cofnął.

-Jesteśmy z tobą - Karina wolno uniosła dłoń do czoła.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 19.12.2008 18:41 · Czytań: 718 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 14
Komentarze
anek_ch dnia 19.12.2008 19:13 Ocena: Świetne!
Kurka... Aż mnie dreszczyk przeszedł na zakończenie. To mówi samo za siebie (chce więcej, częściej!!) ;)
Jerzy dnia 19.12.2008 19:20 Ocena: Dobre
Fajnie się czyta, ale czy tematyka nie nadaje lekkiej wtórności? Bohaterki, pielęgniarki i wojna, czy to już było? Oczywiście, nie znam całości i zadaję tylko pytania, bez ocen.
Chyba powinnaś/powinieneś popracować nad zapisywaniem dialogów. Moim zdaniem didaskalia są źle poukładane. Oto przykład:
Cytat:
-Nie utrzymamy się - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło. Artur usiadł ciężko na śniegu. Nawet nie miał sił dowlec się do barykady, żeby przynajmniej nie moczyć munduru. Stopniały śnieg zaczął spływać ulicą w dół.

a powinno być:
Cytat:
- Nie utrzymamy się - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.
Artur usiadł ciężko na śniegu. Nawet nie miał sił dowlec się do barykady, żeby przynajmniej nie moczyć munduru. Stopniały śnieg zaczął spływać ulicą w dół.

jest tak:

jest:
Cytat:
-Gdzie Karina? - rzucił bez powitania. Artur podniósł głowę. Obrzucił Mariusza dziwnym spojrzeniem

ma być:
Cytat:
- Gdzie Karina? - rzucił bez powitania.
Artur podniósł głowę. Obrzucił Mariusza dziwnym spojrzeniem

Chodzi mi o akapity. Jeżeli stosujesz akapit, to robi się czytelniej i rytmicznie. Dodam, ze po pauzie dajemy spację.
Troszkę zgrzyta też słownictwo. Bardzo śmiesznie określasz głos mówiącego - zgrzytnął, wrzasnął, powtórzył uparcie itd itd
pani jeziora dnia 19.12.2008 19:22 Ocena: Bardzo dobre
masa błędów Linka, ale jak zwykle bosko ;)
lina_91 dnia 19.12.2008 19:33
Jakich błędów, poza tymi już wyszczególnionymi przez Jerzego?

Aha, Jerzy, nie rozumiem za bardzo Twojego zarzutu. Możesz wyjaśnić?
pani jeziora dnia 19.12.2008 19:38 Ocena: Bardzo dobre
głównie literówki i czasem zdarzają się zdania, które wyglądają, jakbyś zmieniła koncepcję gramatyczną w trakcie, nie poprawiając poprzedniej części zdania
Jerzy dnia 19.12.2008 19:57 Ocena: Dobre
Ja nie zarzucam, po pierwsze.
Chodzi mi o zapisy didaskalii do dialogów.
Po wypowiedzi jest powiedział/powiedziała i potem dodajesz jakieś nie mające związku z wypowiedzią opisy. Te opisy muszą być po akapicie.
Cytat:
-Odpuść - mruknęła. Na dach wpadł trzynastoletni harcerz,

-Odpuść - mruknęła.
Na dach wpadł trzynastoletni harcerz,

rozumiesz?

Chodzi żeby oddzielać narrację od dialogu.
lina_91 dnia 19.12.2008 19:58
Ale napisałeś, że coś jest wtórnego. Co?
Jerzy dnia 19.12.2008 20:03 Ocena: Dobre
Zapytałem, czy nie uważasz, że temat jest nieco wtórny. Nie oceniałem, bo nie znam poprzednich odcinków.
Wydaje mi się, że historia pielęgniarki/sanitariuszki na wojnie jest lekko wtórna, czyli już zgrana, ale jeżeli dasz sobie radę, to moze być OK. Boję się, ze wpadniesz w schematy i stereotyp, a to juz nie będzie literatura.
lina_91 dnia 19.12.2008 20:06
Na pewno już uzyty temat. Ale wydaje mi się, że dam radę uniknąć wpadania w schematy. Zresztą, skoroś taki spec - mówię to bez złośliwości - prosiłabym Cię o przeczytanie i ocenienie całości. Jak będziesz miał czas.
Jerzy dnia 19.12.2008 20:08 Ocena: Dobre
Dobrze. Przez święta postaram się poczytać :)
gabstone dnia 20.12.2008 00:41 Ocena: Świetne!
Zgrana? Nie wydaje mi się, bo to zupełnie co innego, niż standarty, przynajmniej mnie się tak wydaje. Jak obiecałam, na pewno wydrukuję sobie całość, bo "mnie" się podoba:) Nie widzę tu dzięki Bogu ani schematu, ani stereotypu, to nie jest dla mnie typowa historia wojenna. Ale może dlatego, że czytam wszystkie części od początku?
lina_91 dnia 20.12.2008 16:38
Gabstone, wracasz mi wiarę :D. I fajny prezent urodzinowy mi dałaś dzisiaj :). Dziękuję :yes:
gabstone dnia 21.12.2008 02:31 Ocena: Świetne!
To wszystkiego naj naj Lina. Mówię, jak zwykle to co myślę, jeśli się mylę niech ktoś mnie poprawia. Cieszę się, ze są zdolni ludzie na pp:)
lina_91 dnia 21.12.2008 16:16
Aż się rumienię :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty