Chwila, ale nikt tu nie mówi, że nie można czerpać inspiracji z różnych epok, bawić się dawniejszym stylem czy tworzyć stylizacji. Oczywiście, że można. Nikt nie ma raczej pretensji do np. Kaczmarskiego, że jego teksty są stylizowane na dawniejsze epoki, bo robił to w sposób bardzo sprawny, wnikliwy i ciekawy.
Rozmawiamy jednak o konkretnym wierszu, a ten trudno mi jest uznać za taką udaną stylizację. Styl "młodopolski" jest wbrew pozorom bardzo trudną inspiracją i dosyć niestety już skompromitowaną przez licznych epigonów, którzy nieudolnie kopiowali pewne maniery, tak że dzisiaj zaliczają się one do najbardziej oklepanych wyrażeń. To wcale nie jest oryginalne, masa ludzi tak pisze, bo na tym etapie często zatrzymują się jakieś wyobrażenia o poezji wyniesione ze szkoły. Ten wiersz mnie nie przekonuje, bo nie mam wrażenia, że naprawdę przenosi mnie on w inną epokę: raczej na scenę szkolnego teatrzyku, gdzie ktoś ustawił kolumny wycięte z papieru i tłumaczy, że to "starożytność".
Przedstawiasz bardzo oklepane motywy, krzewy gorejące, płomienie (dwa razy, raz oczywiście w sercu), mrok, srebrniki, a wszystko to prezentujesz (owszem, z zachowaniem pewnej płynności) w niezwykle wydumanej formie, od której nie umiesz się w żaden sposób zdystansować. Ostatecznie nie widzę tu ciekawego dialogu z epoką, żadnej myśli, która byłaby świeża i ciekawa dla współczesnego czytelnika, a jedynie jakąś taką pseudo ówczesną estetykę. I nie chcę Cię zniechęcać, bo pewne podstawy masz.
Jesienny syn napisał:
Niemniej ja stylu współczesnego zwyczajnie nie czuję, jest dla mnie zbyt oddalony od klasycznego i prawie w ogóle pozbawiony środków.
Jeżeli ktoś pisze, że współczesny styl jest "prawie w ogóle pozbawiony środków", to sądzę, że zwyczajnie nie zna poezji najnowszej, jego wyobrażenie o niej zatrzymało się gdzieś tak na Różewiczu i Herbercie i nie ma pojęcia, w jaki sposób tworzą dzisiaj, przykładowo, Jacek Dehnel (bardzo klasycyzujący przecież), Roman Honet (cały nurt ośmielonej wyobraźni) czy Marcin Sendecki. Nie mówiąc już o tym, że coraz szerze znane i dyskutowane są już obecnie książki roczników osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, w których dzieją się jeszcze inne ciekawe zjawiska i to one obecnie tworzą jakąś "współczesność" i punkt odniesienia.
Podsumowując, nie namawiam Cię, byś całkowicie rezygnował ze stylizacji: jedynie zachęcam do solidnego zgłębienia tekstów "współczesnych", wsłuchania się najpierw we współczesny język, po to, byś mógł później głębiej i bardziej świadomie bawić się stylizacjami i szukać własnego poetyckiego języka.
Pozdrawiam.