Szczenięce lata cz.I - Asocjacja
Proza » Inne » Szczenięce lata cz.I
A A A

 

 

Po wojnie dziadkowie osiedlili się na Ziemiach Odzyskanych. Zamieszkali w malowniczo położnym miasteczku u podnóża Gór Kruczych, w domu "Stokrotka". Był to nasz pierwszy adres. Pod tym adresem, w 1949 roku, przyszliśmy kolejno na świat. Zosia, Synek i ja.
Dom stał pod lasem, na niewielkim zboczu. Do drogi asfaltowej zbiegaliśmy na łeb na szyję. Do domu prowadził mały ganek. Lubiliśmy przesiadywać na jego drewnianych poręczach, szczególnie latem, w ciepłe wieczory. Zawsze towarzyszyła nam mama.
W pamięci zachowałam jej postać, kiedy stojąc oparta o framugę drzwi wejściowych z rękoma założonymi na piersiach uśmiechała się do nas. Z uśmiechem uwalniała ledwie dostrzegalną tęsknotę za czymś, co przeminęło i nigdy nie powróci. A może to te chwile z nami chciała zatrzymać i będąc z nami już za nimi tęskniła?
Kiedy zapadał zmierzch zapalała na ganku lampę, której światło przenikało ogrodzenie podwórka, rozjaśniało lekko drogę do domu i niedaleko stojącą stodołę. Robiło się tajemniczo, ożywały cienie krzewów żywopłotu a nasze wydłużone, ruszające się, pokraczne cienie ze śmiechem ginęły w ciemnych zakątkach lasu. Nie było ustalonych godzin do spania, mogliśmy pleść androny i bajdurzyć do świtu. Z mamą, naturalnie. Bezsprzecznie. I bezpiecznie pośród mroku i cieni.
Drugim miejscem do przesiadywania była kuchnia. Wchodziło się do niej z korytarza na prawo. Naprzeciwko drzwi wejściowych było duże okno z widokiem na podwórko i z widokiem na sad pod lasem. Pod oknem stał stół, przy którym swobodnie mogły siedzieć cztery osoby. Na prawo, za drzwiami był żeliwny zlew, dalej szafko - kredensik na naczynia i pieczywo, na którym stało radio, za nim drzwi do spiżarki. Po lewej stronie kuchni stał piec węglowy z płytą żeliwną, kuchenka gazowa i dwa krzesła. Jedno z nich przynależało już do stołu. Było to moje ulubione miejsce. Po drugiej stronie stołu, vis-a-vis, zasiadywała Zosia. Synek polubił miejsce pośrodku, przodem do okna. Mama siedziała obok mnie, blisko kuchenki gazowej. Ojciec na taborecie, przy szafce, słuchał radia.
Zaczynał się rytuał. Od trzasków, chrobotów, przeciągłych pisków i świstów. Po całym dniu pracy, dla ojca był to czas wytchnienia, otuchy i nadziei. Pokrętłem radia delikatnie i powoli namierzał stację Rozgłośni Polska RWE. (Radio Wolna Europa), która od 3 maja 1952 roku, dzięki Amerykańskiemu Komitetowi Wolnej Europy, rozpoczęła nadawanie z Monachium. W okresie PRL była najczęściej słuchanym (i systematycznie zagłuszanym) radiem zagranicznym. "Będziemy mówili wam prawdę o wypadkach rozgrywających się w świecie, którą sowiecki reżim chce przed wami ukryć, by zabić w was resztki nadziei." Tak w przemówieniu inaugurującym działalność Rozgłośni Polskiej RWE powiedział Jan Nowak-Jeziorański. Z tego okresu zapamiętałam takie nazwiska, jak Dag Hammarskjöld, Konrad Adenauer, Zhou Enlai, Czang Kaj-szek, Józef Stalin, Bolesław Bierut. Czasami ojciec sadzał Zosię na szafce przed radiem a ona czesała mu włosy. Zrelaksowany masażem głowy, wyciszony i tak rozprężony ucinał sobie krótką drzemkę. Po wysłuchaniu wiadomości, po cichutku, wychodził do swojego pokoju i kładł się spać. Nigdy nie mówił o tym, co usłyszał.
Przy stole wznawialiśmy rozmowy i graliśmy w karty. Na początku był to Piotruś, potem Makao, Pass auf, a w późniejszych latach Tysiąc. Mama lubiła sobie pośpiewywać. Płynęły słowa piosenek Ciemna Noc, Mała Błękitna Chusteczka, Frontowa Droga, Hucułka Ksenia. Kiedy zdarzała się awaria w dostawie prądu, ojciec zapalał lampkę naftową. W półmroku, przy trzaskających iskrach z pieca, mama śpiewała kołysankę "Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga". Ciche i spokojne melodie zapraszały nas do snu. Były to nasze i tylko nasze, przepełnione radością baraszkowania i wspólnego spędzania czasu, wyjątkowe Wieczorynki.
- Pora spać! - oznajmiała mama. Wybiegaliśmy, bez szemrania , prosto do swoich pokoi, po schodach, na górę .
Na górze znajdowały się cztery pokoje, w tym jeden podwójny. My zajmowaliśmy dwa pokoje, naprzeciwko schodów. Pokój po prawej stronie górnego korytarza, nad kuchnią, przeznaczony był na brudną bieliznę, służył również jako warsztat szewski ojca. Następny pokój, ten podwójny, to było miejsce do przechowywania przez zimę pszenicy, stał tam też magiel. Z korytarza po wysuwanych schodach wchodziło się na strych.
Spaliśmy do południa. Kiedy dom zaczynał napełniać się dziecięcą wrzawą, słońce stało już wysoko.
- Ojejku, nie ma chleba! Ojejku, nie ma chleba! - nagle dał się słyszeć, któregoś dnia, nie wiadomo skąd, dobiegający lament.
To Synek, wybiegając z kuchni na korytarz, z rękoma wzniesionymi wysoko do góry w dziwacznych podrygach, taneczych przytupach chudziutkich nózin, wielokrotnie obwieszczał swoje odkrycie. Udziwnione przekazanie nowiny - wyjątkowo, według niego, ważnej, w tym momencie, dla wszystkich - wywołało salwę śmiechu. Zdumione, rozszerzone do granic możliwości oczy Synka usiłowały pojąć, co nas tak ponad miarę rozbawiło?
- Wy niczego nie rozumiecie, zupełnie nic nie rozumiecie! - Bezgłośnie grzmiało jego skołatane serce. W ten sposób, przez przypadek, dzięki komicznej scence przez niego odegranej, znalazł w końcu, wśród nas, swoje miejsce, zdobył wewnętrzną przewagę, triumfował. Wśród gwiazd stał się najjaśniejszą. W wieku doroslym nieomylny besserwisser. Pyszny gwiazdor, doskonały.
- Tu są pieniądze, idźcie po chleb i bułki. - zarządziła mama spokojnym głosem starając się ukryć narastające, samonapędzające się ataki śmiechu. Jak staliśmy, tak pomknęliśmy do, oddalonej od domu ponad dwa kilometry, piekarni. Synek zamaszystym krokiem otworzył pochód, bez dwóch zdań, z niewidzialnym, dla osób postronnych, napisem na czole - Chleb!
Zapach wypieków dochodzący z piekarni zaspokoił jego pierwszy głód. Już się uśmiechał. Przywódczo. Dopiął swego.

Na naszych oczach Synek zaopatrywał dom, w którym już nigdy nie zabraknie chleba.

W drodze powrotnej zjedliśmy bułki. Chleba nie mogliśmy nawet skubnąć, ponieważ przed pokrojeniem każdego bochenka mama rysowała na nim nożem znak krzyża i ten zwyczaj musiał być przestrzegany. Dopiero potem mogliśmy walczyć o pierwszy kęs, o piętkę.

Poranki, bez pałętających się między nogami dzieciaków, należały do mamy. W spokoju i ciszy pracowała przy obejściu. Poiła i doiła krowy, wyprowadzała na pole. Wypuszczała i dokarmiała kury, dawała psu jeść, przygotowywała śniadania i gotowała obiady. Dzięki mamie, z mleka mieliśmy własną śmietanę, zsiadłe mleko, serwatkę, maślankę, ser, masło.
Wypieki mamy nie miały sobie równych.
W okresie letnim robiła dżemy, konfitury, soki, marmolady, galaretki. Na zimę kisiła kapustę i ogórki. A gdzie pranie, gdzie sprzątanie? Była czterdziestoparoletnią, fertyczną kobietą i doskonale dawała sobie ze wszystkim radę.

Ojciec, pięćdziesięcioparolatek, pracował zawodowo. Był kolejarzem. Do domu przyjeżdżał na rowerze po godzinie czternastej. Zosia codziennie stała przy furtce i czekała na jego powrót.

- Tatuś! Tatuś! - darła się jak stare prześcieradło, mącąc ciszę spokojnego domostwa.

Rozpędzona, z rozczochranymi włosami, lecąc na złamanie karku, z impetem wpadała w jego ramiona, radosna i uszczęśliwiona. Całusy, przytulanki, obroty. Po uroczystym przywitaniu, trzymając się za ręce... zmierzali... razem, z rowerem, pod górę, do domu.
To był jej tatuś, wyłącznie jej! Dla mnie i dla Synka - dziadek, jednak tak jak dla cioci Zosi, ukochany tatuś.

Na ganku witał nas uśmiechem.

- Masz cukierki? - podpytywała w korytarzu Zosia, próbując dosięgnąć kieszeni marynarki ojca. Szelest papierków oznaczał, że są!
- Daj nam, daj! - molestowała elokwentna córka.
Odsunął ją lekko.
- Stańcie w szeregu i jedno po drugim, migiem deklamujcie mi pierwszą zwrotkę hymnu polskiego - z życzliwością postanowił ojciec.
No, pięknie... Bosko! Ale, nie z nami te numery! Tekst wykuty na blachę, cukierki są po naszej stronie!
"Jeszcze Polska nie zginęła..."
Słodycz wygranej spowiła nas niezwykłym blaskiem, rozpaliła do białości, uniosła. Wprowadziła ojca w zachwyt, jakiego świat nie widział, był dumny.
Biało-czerwonych skrzydeł dodało nam opanowanie, "na cukierka", utworu A.Oppmana "Orlątko". "Tylko mi ciebie mamo, tylko mi Polski żal!..."

Po obiedzie pieczę nad gospodarstwem przejmował ojciec. Krowy, ptactwo domowe... Co tam... A króliki, a trzoda chlewna, a pasieka? A sad, a warzywnik? To wszystko trzeba było oporządzić.

Nasza pomoc była chętnie przyjmowana, głównie ze względu na to, żeby mieć nas na oku. Braliśmy udział w sianokosach, żęciu zboża, przy wykopkach. Przewiązywaliśmy krowy. Zbieraliśmy owoce sadu.
Uczyliśmy się asystując ojcu w wielu zajęciach, w pasiece, przy budowie chlewu i stodoły, naprawie obuwia, młóceniu zboża, zwózce siana, drobnych pracach remontowych. Przy mamie uczyliśmy się przede wszystkim dobrze gotować i robić zapasy na zimę. Zabawą było ubijanie śmietany, robiliśmy masło. Nie omijało nas sprzątanie domu, czy pomoc przy wielkim praniu.
W zimie pomagaliśmy przy ogrzewaniu domu. To zajęcie najmniej nam odpowiadało. Do piwnicy po węgiel trzeba było schodzić po stromych, krętych schodach. Pierwsze pomieszczenie, przy zejściu, załadowane było ziemniakami aż po sufit, dalej, w drugim mniejszym pomieszczeniu leżał węgiel. Na lewo wchodziło się do pralni, w której stał kocioł do gotowania bielizny, stała wanna i duży drewniany stól. Z pralni prowadziły drzwi do pustego pomieszczenia z drewnianą podłogą. Piwnica była ogromna, ciemna, zimna, straszna. Na duchu nie podtrzymywała nas nawet obecność ojca, baliśmy się. Po napełnieniu wiader węglem wybiegaliśmy z niej, ile sił w nogach.

W każdym pokoju stał mały piec kaflowy z solidnymi, żeliwnymi drzwiczkami, nie wyższy od jednego metra z kawałkiem. Dodatkowy okrągły otwór w płycie żeliwnej górnego wyposażenia służył do dosypywania węgla. Ostateczne zamknięcie stanowiła krata metalowa, na której w celu podniesienia wilgotności powietrza stawiano pojemnik z wodą. 

Rano piecyk był zimny, w pokoju chłodno. Całoroczne i całodobowe ogrzewanie  ograniczało się wyłącznie do kuchni. 

W zimowe wieczory kuchnia była wypełniona po brzegi już od wczesnych godzin popołudniowych. Siedząc przy stole ojciec opowiadał nam bajki, czytał wiersze A. Mickiewicza, J.Brzechwy, J.Tuwima.

Kiedy przystępował do czytania wiersza J. Brzechwy "Baśń o korsarzu Palemonie", Synek śmiał się do rozpuku.

Kiedy król Fafuła Czwarty
zachorował nie na żarty ( nienażarty)

Oczywiście, wtórowałam bratu. Bez przymusu, taktownie dawałam Synkowi wsparcie. Jednak, tak naprawdę, nie wiedziałam o co mu chodzi.

Ojciec potrafił wzbudzić w nas zainteresowanie przyrodą i astronomią, bajkowo przekazywał swoją wiedzę w tym zakresie. Przychodził czas, kiedy przygotowywał szkiełka do oglądania zaćmienia słońca. W sierpniu zabierał na wieczorne spacery, po niebie. Oglądaliśmy spadające gwiazdy i - przy okazji - wypowiadali w myślach najskrytsze marzenia. Ze spacerów wracaliśmy w milczeniu. Nie opowiadał, co jest po drugiej stronie księżyca.
Instruował jak poruszać się po lesie, na co zwracać uwagę, żeby nie zabłądzić, jak zachowywać się, kiedy natkniemy się na pociski czy naboje z czasów wojny.
Wypełniał kupony "Liczyrzepki", ochoczo podawaliśmy szczęśliwe numery. Niestety, nie zostaliśmy bogaczami.

Kiedy nadchodziła pora kolacji, niejednokrotnie gotował melzupę, a kto chciał dostawał nawet kawę zbożową "Turek", tradycyjnym bowiem napojem była herbata z dziurawca. (latem zbierany przez ojca dziurawiec suszył się na strychu). Mama czasami dorzucała, na szybko zapieczone po obu stronach, placki z mąki pszennej i kwaśnego mleka z odrobiną sody oczyszczonej. Po kolacji ojciec częstował wszystkich swoich podopiecznych łyżeczką tranu. Zagryzaliśmy go kawałkiem suchego chleba, brrr.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Asocjacja · dnia 26.08.2018 10:28 · Czytań: 305 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Darcon dnia 26.08.2018 10:36
No dobrze, na razie to ładnie odmalowany obraz, choć niewiele z niego wynika. Napisałaś jednak, że to pierwsza część, więc poczekam, co będzie dalej. :)
Na razie powiem tylko, że klimat zbudowałaś. A to ważne przy dłuższych opowieściach.
Pierwszy fragment wolałbym rozbity na większa ilość akapitów. Teraz tekst tworzy ścianę literek.
To nie są moje czasy, ale doceniam subtelne odwołania do historii, nakreślasz w ten sposób sprawy ważne dla ogółu, bo te mniej ważne, codziennie, oddałaś bardzo wiarygodnie.
Pozdrawiam.
JOLA S. dnia 26.08.2018 10:53
Tekst pulsuje. Zadanie, którego się podjęłaś nie jest błahym wyzwaniem, znajduję dużo wartościowego materiału, jasno podanego, z nerwem. Urywki historii dobrze wybrane. Musiałaś wykonać tę pracę z przekonaniem. Próbka, którą przeczytałam, wydają się reprezentatywne dla całości. Zaciekawiłaś. To ważne. Wierzę, że nie sprawisz zawodu. :)

Pozdrawiam cieplutko :)
Usunięty dnia 26.08.2018 13:15
Ładny początek czegoś większego. Jest klimat, są wtręty historyczne, co daje sznytu rzeczywistości. Podoba mi się.
Jednak przyczepiłbym się do formy. O interpunkcji nie wspominam, choć ta jest całkiem niezła, ale nie bezbłędna.
Cytat:
Na­prze­ciw­ko drzwi wej­ścio­wych było duże okno z wi­do­kiem na po­dwór­ko i z wi­do­kiem na sad pod lasem.

A po co pisać 2x "z widokiem na"? Drugie należałoby pominąć.
Cytat:
Na górze znaj­do­wa­ły się czte­ry po­ko­je, w tym jeden po­dwój­ny. My zaj­mo­wa­li­śmy dwa po­ko­je, na­prze­ciw­ko scho­dów.

To samo z pokojami. Za drugim razem można napisać np.: "My zajmowaliśmy dwa z nich."
Cytat:
Pierw­sze po­miesz­cze­nie, przy zej­ściu, za­ła­do­wa­ne było ziem­nia­ka­mi aż po sufit, dalej, w dru­gim mniej­szym po­miesz­cze­niu leżał wę­giel.

I znowu powtórzenie. Drugie "pomieszczenie" można pominąć.
Cytat:
W każ­dym po­ko­ju był mały pie­cyk ka­flo­wy, nie wyż­szy od jed­ne­go metra z ka­wał­kiem. Drzwicz­ki so­lid­ne, że­liw­ne. Góra pie­cy­ka była wy­koń­czo­na płytą że­liw­ną z okrą­glym otwo­rem , przez który można było do­sy­py­wać wę­giel. Do­dat­ko­wym za­mknię­ciem była krata me­ta­lo­wa, na któ­rej sta­wia­ło się miskę z wodą w celu pod­nie­sie­nia wil­got­no­ści po­wie­trza. Rano pie­cyk był zimny, w po­ko­ju chłod­no. Ca­ło­do­bo­we, ca­ło­rocz­ne ogrze­wa­nie było tylko w kuch­ni.

Ufff. był/było... Można to zastąpić czymś innym. To tylko fragment. W następnym zdaniu, bodajże, też powtarzasz "był". I tego jest w całym tekście masa.
Cytat:
Oj­ciec po­tra­fił wzbu­dzić w nas za­in­te­re­so­wa­nie przy­ro­dą i astro­no­mią. Baj­ko­wo prze­ka­zy­wał nam swoją wie­dzę w tym za­kre­sie.

Nas/nam - pominąłbym "nam".
I takich powtórzeń masz całkiem sporo. Gdyby nie to, to tekst byłby bardzo dobry, a tak jest przeciętny. Ale brawo za klimat.
Sam też popełniam błędy i pewnie podobnych rzeczy jest u mnie sporo, ale w swoim o wiele ciężej zauważyć.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty