W pierwszej kolejności na stoliku przede mną znalazła się gruba księga. Gdy na nią zerknęłam, domyśliłam się, że musiała być naprawdę wiekowa. Pożółkłe brzegi stron i pofalowana, skórzana okładka tylko mnie w tym upewniły. Zaraz obok księgi mężczyzna postawił niewielką buteleczkę, pożółkłą i zakurzoną. Ostatnim przedmiotem był mały, srebrny krucyfiks. Z jakiegoś powodu ten ostatni sprawił, że poczułam się nieco zaniepokojona. Teraz mężczyzna odwrócił zawartość walizki w moją stronę, tak, bym mogła ujrzeć jej wnętrze i otworzyłam szerzej oczy. Wewnątrz walizy, w odpowiednich uchwytach, był drewniany kołek, młotek, niewielki, starodawny pistolet oraz kilka buteleczek z jakimiś płynami. Była również stara, pożółkła Biblia.
- Nie będzie nam potrzebne nic ponad to, co już wyciągnąłem - powiedział spokojnie mężczyzna. - Chcę tylko upewnić się, że mój pierwotny osąd jest prawidłowy. Cóż... Widzisz, Maju. Mogę ci mówić po imieniu? - zapytał i mówił dalej, gdy skinęłam głową.
- Moja rodzina jest dość stara. Wywodzi się od pewnego holenderskiego lekarza który jeszcze w dziewiętnastym wieku odwiedził Polskę. Wracał z Rumunii i dał początek mojej rodzinie. Wielokrotnie potem wracał do Polski i tutaj, na łożu śmierci podarował swojemu synowi tę walizę, a wraz z nią przekazał mu całą wiedzę, jaką posiadał. On przekazał swojemu, i tak dalej, aż dotarło to do mnie. Ja niestety nie doczekałem się syna i wszystkie te rzeczy, oraz - co ważniejsze - wiedza, należą do mnie - wyjaśnił i zamilkł na chwilę. - Nazywam się Józef, tak w ogóle. Józef Hels, chociaż właściwie moje nazwisko powinno brzmieć van Helsing, po moim przodku, Abrahamie van Helsingu - skończył z dumą.
Patrzyłam na zmianę to na walizkę, to na staruszka. Teraz ja nie wiedziałam, co mam myśleć. Nie rozumiałam, co miało to wszystko wspólnego ze mną? Wiem, że jeszcze kilka dni temu byłam szczęśliwą, radosną dziewczyną, która miała cudownego (tak mi się przynajmniej wydawało...) chłopaka, a teraz... Mimowolnie pokręciłam głową.
- Chcesz się przekonać? - zapytał i sięgnął po szklaną buteleczkę. Odkorkował ją, wyjmując stary, ozdobny korek i wsunął do środka pipetę. Nabrał nieco wody i wysunął w moją stronę. - Spójrz - powiedział i na środek jego dłoni spadła duża kropla. Kompletnie nic się nie stało. Nic. Woda, jak woda. Rozpłynęła się z bruzdach starej skóry, tak, że niemal nie było po niej śladu. Znów wciągnęłam odrobinę powietrza i poczułam wyraźnie zapach. Ostry, drażniący. Kojarzył mi się z czymś, co nie do końca umiałam rozpoznać i zrozumieć, ale jakoś podświadomie odczuwałam to jako zagrożenie.
- Wysuń jeden palec - powiedział łagodnym głosem mężczyzna. - Najmniejszy - dodał. Patrzyłam przez chwilę na niego, po czym z wahaniem wykonałam polecenie. Nasunął pipetę wprost nad moją skórę. Wysunęłam obie ręce spod worka, którym byłam owinięta i przytrzymałam go pod pachami, by wciąż osłaniał mnie od dekoltu w dół.
Gdy na opuszek mojego palca spadła kropla, poczułam ostre uczucie bólu, bardzo gwałtowne, aż syknęłam gniewnie i cofnęłam rękę. Poczułam zapach palonej skóry i usłyszałam skwierczenie. Gwałtownym ruchem zrzuciłam z palca kroplę i popatrzyłam na palec, a potem, ze złością, na mężczyznę.
- To bolało - warknęłam. - To naprawdę bolało - dodałam zdziwiona, zdając sobie sprawę, że ból był tyleż intensywny, co krótki.
- Spójrz na swój palec - powiedział z dobrotliwym uśmiechem. Popatrzyłam na palec i zobaczyłam, że opuszek miałam wypalony, jakbym zanurzyła go w kwasie. Jednak nie było krwi. Przeraziło mnie to. I dostrzegłam coś jeszcze. Rana bardzo szybko zaczęła się leczyć, dosłownie kilka sekund później nie było już śladu, poza drobną blizną.
- Za kilka godzin zniknie również blizna. To była święcona woda. Dość stara, muszę przyznać. Importowana z samego Watykanu - roześmiał się. - Święcił ją jeszcze sam Jan Paweł I - dodał. - Myślę, że woda święcona z lokalnych kościołów nie powinna zrobić ci większej krzywdy niż wywołać co najwyżej podrażnienia skóry, podobne do oparzenia wrzątkiem, no chyba że poświęcił by ją wyjątkowo wierny ślubom ksiądz. No i może nie od razu, musisz nieco… przywyknąć - wyjaśnił.
- Jak to woda święcona? - zapytałam, nieco skołowana.
- No, woda święcona. Taka, jaką księża kropią wszystko co popadnie za opłatę "co łaska" by się nie psuło, jeździło czy też przynosiło zysk - powiedział, z namaszczeniem odkładając buteleczkę na miejsce i w jego głosie wyczułam sarkazm.
- Gdybym podał ci ten krucyfiks... - powiedział Józef, podnosząc krzyżyk. - Myślę że efekt byłby podobny. Tak działa również srebro, im lepszej próby, tym gorzej dla ciebie. Powinnaś go unikać. Oraz oczywiście kościołów, świętych miejsc. Wyjątkiem są cmentarze. Tam zawsze będziesz czuła się dobrze.
- Nie rozumiem... - bąknęłam. Pokiwał głową.
- To oczywiste, że nie rozumiesz - powiedział, po czym odłożył krzyżyk i sięgnął po leżącą obok walizy księgę. - Czy wiesz, kim jesteś, Maju? - zapytał. Pokręciłam głową. Domyśliłam się, że nie pytał o to, jak mam na imię. I nie byłam pewna, czy byłam już człowiekiem. Więc kim byłam?
- Masz bardzo dużo czasu. Myślę, że powinnaś poczytać. Zostawię ci światło - powiedział, po czym podał mi księgę, a butelkę i krucyfiks schował do walizki. Zamknął ją z trzaskiem, skłonił głową i wyszedł. Popatrzyłam na księgę, jaką miałam w dłoniach. Otworzyłam ją ostrożnie i na pierwszej stronie ujrzałam tytuł, napisany ręcznie pięknym, gotyckim stylem. "Wampiry. Fakty i mity o krwiopijczych bestiach spisane przez A. van Helsinga". Cóż. Czy miałam coś do stracenia? Przewróciłam ostrożnie pierwszą, starą kartę...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt