Przemijam z godziny na godzinę
goniąc chmury po bezkresnym. Staję się tęczą
zanikającą w słoneczny dzień. Ty padasz
na kolana przepraszając że więcej nie będzie ciszy
w snach tak bliskich że aż dalekich. I usypiasz
na drugim brzegu. Podpływam i oddalam się co chwilę
by zobaczyć jak śpisz. Ziewam na samą myśl
o rozłące. Nasenna tabletka zwiększa jedynie odległość
od poranka. Samotne ramiona starają się przytulić
rozstanie.
Boli gdy podchodzi bliżej.