Stał pośrodku bezkresnego ogrodu, pełnego czerwonych i białych róż. Każda z nich była inna, choć pozornie taka sama. Od kwiatów emanowało coś na kształt niewerbalnego, emocjonalnego przesłania.To właśnie nadawało im jedyną w swoim rodzaju, wyjątkową "osobowość". Słońce oświetlało ogród ciepłym blaskiem. Pogodnego nieba nie nękała żadna ciemna chmura Kłębiły się tylko tu i ówdzie miękkie, śnieżnobiałe obłoczki, sunące powoli po jasnym błękicie. Podchodził do róż po kolei. Wąchał, chłonął bijącą od nich energię. Niektóre próbował dotknąć, lecz one pod nagłym powiewem wiatru, usuwały mu się spod palców, jakby uciekały przed jego dotykiem. Uchylały się pod jego pełnym zachwytu spojrzeniem. Gdy pochylał się nad rozłożystymi kielichami, miał wrażenie, że słyszy szepty, Róże szeptały miękkimi, zmysłowymi kobiecymi głosami, zbyt jednak cicho, by mógł zrozumieć słowa. Wyprostował się. Spojrzał przed siebie. Jasny promień słońca padł na soczystą, zieloną trawę. Wtedy ujrzał Ją. Wyrastała, nie jak inne z ziemi, lecz z samego środka, leżącego w trawie, sporej wielkości kamienia. Poczuł aurę niesamowitej tajemniczości, lekkiego , przyjemnego lęku, jaki czuł czasem czytając swoje ukochane fantastyczne opowieści. Bił od niej również niepojęty magnetyzm.. W kwiecie zdawały się kłębić wszelkie znane i nieznane mu namiętności. Serce mężczyzny zabiło mocniej, zapłonęło. Rozgorzało żarem tysiące razy silniejszym, niż wszystkie, jakie dane mu było przeżyć, w czasie upojnych nocy, w ramionach licznych kochanek. "To ona" wyszeptał bezgłośnie. Ukląkł i dotknął opuszkami palców, najdelikatniej jak tylko potrafił czarne płatki. Róża nie szeptała. Milczała. Nie uchyliła się jednak, jak inne. Miał wrażenie, jakby wtulała się w jego dłoń. Poczuł ukucie w serdecznym palcu. Zmrużył oczy. Kwiat usunął się spod jego palców i pochylił kielich ku ziemi. Kolec pozostał, wbity głęboko w skórę. Na szary kamień upadła kropla szkarłatnej krwi, mieszając się z inną kroplą, jednakiej barwy. Czarna róża spoglądała na niego głębokimi, mądrymi oczyma. Jej wzrok był jakiś nieobecny, a w kącikach oczu błyszczały krwawe łzy.
* * *
Adam powoli uniósł powieki. Obrócił głowę w stronę okna. Leżał tak przez chwilę, spoglądając w pogodne, jasne niebo za szybą. Zamrugał kilkakrotnie, jakby starając się wrócić do rzeczywistości. Z głośników przyciszonego radia dobiegał śpiew Anji Ortodox. "Odkąd cię ujrzałam w snach, musiałam cię mieć milcząca różo...". Adam westchnął, powoli podniósł się. Usiadł na łóżku i zapalił papierosa.
* * *
Złociste liście szeleściły pod stopami Adama. Świeżo wypastowane buty, rozrzucały je na wszystkie strony, szurając o beton. Szedł zamyślony, jak zawsze z książką pod pachą, tępo wpatrując się w ziemię. Przystanął nagle a jego źrenice rozszerzyły się. Wprost pod jego stopy płynął leniwie wąski strumyczek krwi. Zaczął powoli podążać ku źródłu szkarłatnego strumienia, którym okazał się po chwili zabudowany śmietnik. Przez chwilę stał przed wejściem, z którego sączyła się krwawa stróżka i nasłuchiwał. Nie dobiegał stamtąd, ku zdziwieniu mężczyzny nawet najcichszy dźwięk. Wreszcie usłyszał coś - ciche miałknięcie. Nie dobiegało ono jednak ze śmietnika, ale zza pleców Adama. Obejrzał się. Na krawężniku siedział duży czarny kot, przyglądając mu się nieruchomo zielonymi ślepiami. Posłał zwierzęciu blady uśmiech i wszedł w zabudowanie. Zamarł z lekko uchylonymi ustami. Między pojemnikami na odpady, w niewielkiej czerwonej kałuży, siedziała zupełnie naga kobieta o czarnych, lekko falowanych długich włosach i idealnym na pierwszy rzut oka ciele. Twarz ukrywała między kolanami. . Adam wyraźnie czuł kłębiące się w nieznajomej tysiące emocji, tych znanych i takich, których nie potrafił nazwać. Raziły one sprzecznościami i chaosem. Kobieta drgnęła lekko, jakby wyczuła jego obecność (usłyszała pewnie kroki ciężkich butów i szelest długiego, skórzanego płaszcza). Nadal, niewzruszona, tkwiła w tej samej pozie. Adam poczuł nagły przypływ namiętności przemieszanej z gorącą czułością. Była taka piękna... Podszedł. Ukląkł w kałuży krwi, nie zważając na nowe spodnie. Delikatnie, opuszkami palców, dotknął ramienia czarnowłosej kobiety. Drgnęła. W pierwszej chwili całe jej ciało zesztywniało, jednak zaraz rozluźniła się i miękko, z ufnością, wtuliła twarz w ramię Adama. Przycisnął ją mocno do siebie i gładził po nagich plecach. Jej skóra była miękka, aksamitna. Siedzieli tak, a świat wokół przestał istnieć. Byli tylko oni dwoje. Nie wiedział, ile minęło czasu, gdy nagle oderwała się od niego i wróciła do poprzedniej pozycji. Spróbował nieśmiało przysunąć się, ponownie objąć ją, ale zgrabnym ruchem wywinęła się. Przez chwilę siedział zamyślony. Odezwał się w końcu cicho, nienaturalnie ciepłym, miękkim i łagodnym głosem, dla kogoś, kto zawsze przybierał pozę twardziela.
- Nie będę o nic pytał, obiecuję. Pozwól mi tylko zabrać cię stąd. Będziesz bezpieczna.
Kobieta powoli uniosła głowę. Jej twarz była oszałamiająca. Zdecydowane rysy twarzy, blada cera bez najmniejszej skazy, pełne, ciemne usta i te oczy... Spoglądała na niego głębokimi, mądrymi, piwnymi oczyma. Jej wzrok wydawał się nieobecny. Te oczy przypominały mu coś. Był niemal pewien, że już wcześniej je widział. Szukał przez dłuższą chwilę w pamięci owego wspomnienia, jednak daremnie, uleciało mu z głowy bezpowrotnie. Nie popędzał jej. Lekkim uśmiechem, wzrokiem pełnym łagodności i zrozumienia starał się zapewnić ją o swoich dobrych zamiarach. Nagle w oczach kobiety pojawił się błysk niepohamowanej radości. Niestety tylko na chwilę. Za moment odmalował się w jej spojrzeniu bezkresny smutek. Sposób w jaki okazywała emocje fascynował Adama... Twarz nie wyrażała nic, była wciąż kamienna, nieruchoma, pozbawiona jakiejkolwiek mimiki, jakby wykuta w marmurze. To, co działo się w jej wnętrzu zdradzały tylko oczy, w nich jednak wszelkie odczucia malowały się z tak niepojętą siłą, jakby za chwilę miały eksplodować, a potrafiły zmieniać się w jednym mgnieniu oka diametralnie, a zarazem naturalnie lub mieszać z sobą, w mikstury porażających sprzeczności. Nieruchoma, senna postać, a w oczach wulkan emocji, wodospad pędzący z niewyobrażalną siłą. Teraz wyrażały jednocześnie radość, nadzieję, ufność, smutek, wstyd, strach i wiele innych uczuć, których Adam nie potrafił nazwać znanymi mu słowami, choć doskonale rozumiał ich znaczenie. W całym tym wewnętrznym chaosie, poszczególne uczucia były tak wyraźne, czytelne i intensywne, iż nie miał trudności z ich rozróżnieniem i zidentyfikowaniem. Wszystko to, było dla niego tak niepojęte i ekscytujące, że jeszcze bardziej jej pragnął, pożądał... kochał. Tak, wiedział już, że to właśnie to, czego nigdy dotąd nie zaznał, wśród licznych romansów, erotycznych przygód, podróży w dziesiątki kobiecych ciał. Skąd to wiedział i jak mógł pokochać ją po pierwszym spojrzeniu, pierwszym dotyku, pozostawało dla niego nigdy nie odkrytą zagadką. W zasadzie było to w tej magicznej chwili nieistotne. Ważna była ona i tylko ona. Milczeli długo, wpatrując się nawzajem w siebie, tak głęboko, jakby chcieli zajrzeć w najgłębsze zakamarki swoich istnień. Po chwili Adam przerwał milczenie.
- Będziesz bezpieczna, obiecuję.
Kobieta spojrzała na niego ze zdumieniem, jakby przemówił do niej w najbardziej niezwykłym języku. Nagle piwne oczy rozbłysły nadnaturalnie intensywną nadzieją, zapłonęły. Powoli pokiwała głową na znak przyzwolenia. Adam uśmiechnął się, wstał i podał jej rękę. Podniosła się powoli, zgrabnym, płynnym ruchem. Jej czarne włosy opadły, falując lekko, na ramiona i plecy. Zdjął płaszcz i okrył nim nagość ponętnego ciała. Tak pragnął zaopiekować się nią, czule i troskliwie, jak nigdy dotąd nie potrafił.
- Jak masz na imię? Ja jestem Adam.
Poruszyła bezgłośnie ustami. Starał się odczytać słowo z ruchu jej warg, był on jednak zbyt niewyraźny.
- Nie możesz mówić?
Skinęła powolnie głową. Adam uśmiechnął się ze zrozumieniem i akceptacją, co rozjaśniło piwne oczy spokojem i radością. Wskazała na ziemię. Pod jej stopami leżał mały, skórzany portfelik. Adam podnosząc go, zdał sobie sprawę z czegoś, na co nie zwrócił do tej pory uwagi. Mimo krwawej kałuży na ziemi, ciała kobiety nie znaczyła choćby najmniejsza rana ani skaleczenie. Wydało mu się to dziwne, lecz odpędził od siebie tę myśl uznając za mało istotną. Ważne było, że ona tu jest. Należało przecież tylko cieszyć się, że nie jest, jak mu się wydawało, ranna. Otworzył portfelik z przekonaniem, że w nim znajdzie dokumenty nieznajomej. Długa penetracja okazała się bezowocna. Adam wstał i potrząsnął nim po raz ostatni. Tym razem wypadło z niego coś - mała, nadpalona, pożółkła karteczka zwinięta w rulonik. Podniósł ją i rozłożył. Treść nie zdawała się do odczytania, zamazana, zaplamiona, rozmyta, jakby kroplami wody. Długo próbował rozszyfrować ślady słów, zapisanych na papierze. Udało mu się tylko z pierwszym akapitem: "A imię me Destrukcja, siostra przyrodnia...".
- Destrukcja?- ze zdumieniem spojrzał na kobietę.
Przytaknęła powolnym ruchem głowy.
- Dobrze, jeśli chcesz, będę cię nazywał Destrukcją.
Adam uśmiechnął się do niej pobłażliwie. Poczuwał lęk, spowodowany niesamowitością coraz dziwniejszej sytuacji, Ta otoczka tajemnicy sprawiała jednak, że kobieta jeszcze bardziej fascynowała go. Lekki dreszczyk emocji i skok adrenaliny jeszcze bardziej rozpalały go i przyciągały do niej. Ujął małą dłoń i wyprowadził Destrukcję z cuchnącego schronienia.
* * *
21.11.2006-10-23
Minął już miesiąc, odkąd ją odnalazłem. Z nią każdy nowy dzień to cud. Jest tak czuła i delikatna, zmysłowa, opiekuńcza. Nigdy jeszcze nie poznałem takiej kobiety. Silna, a zarazem taka wrażliwa. Tak bardzo różni się, od wszystkich tych tanich dziwek i skrzywdzonych, naiwnych dziewczynek. Nie przeszkadza mi, że jest niema. Jej oczy mówią wszystko, co można powiedzieć. Rozumiem ją bez słów. Po raz pierwszy w życiu jestem naprawdę szczęśliwy.
* * *
Adam wchodził po schodach, ledwie powłócząc nogami. Dziś w pracy miał wyjątkowo ciężki dzień. Był skrajnie wyczerpany. Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Światło było zgaszone. Skierował się do sypialni. Pokój oświetlało światło świec, stojących w mosiężnym lichtarzu, który nie dawno upatrzyła sobie Destrukcja (miała wielkie upodobanie do tego typu przedmiotów), a on bez wahania kupił go dla niej. Na ławie stało nakrycie dla dwóch osób i butelka czerwonego wina. Z radia dobiegał cichy śpiew Anji Ortodox : "Zaklęta w marmur czekam aż, ktoś mnie zbudzi, cofnie czas..." . Adam uśmiechnął się resztkami sił. "Moja kochana..." - wyszeptał. Ponieważ owej kochanej nigdzie nie było widać ani słychać, położył się na świeżą pościel, obsypaną płatkami czerwonych róż. Nie zauważył nawet, kiedy jego powieki opadły. Usnął.
Ze snu wyrwał go nagły, niespodziewany trzask tłuczonego szkła. Gwałtownie podniósł się i usiadł. Stała przed nim Destrukcja w samym czerwonym fartuszku kuchennym przewiązanym na nagim ciele. Spoglądała na niego, a jej oczy ciskały pioruny. Wściekłość jaka od niej emanowała przeraziła Adama nie na żarty. Na podłodze, obok łóżka, leżał stłuczony wazon z którego wyciekała powolnym strumieniem woda, a czerwone róże rozrzucone były wokół kawałków szkła.
- Kochanie wybacz...
Wstał. Próbował przytulić ją do siebie. Odepchnęła go z nienaturalną dla wątłego ciała siłą. Z impetem poleciał na ścianę, uderzając w nią głową.
* * *
Otworzył powoli oczy. W głowie czuł tępy ból, na dłoni zaś miękki, delikatny dotyk. Destrukcja klęczała przy łóżku ściskając jego dłoń. Na policzkach miała krwawe, rozmazane smugi. Wydało mu się to dziwne, lecz był zbyt skołowany, by się nad tym zastanawiać. Powoli zaczął przypominać sobie, co stało się poprzedniego wieczora. Spojrzał na kobietę ze strachem, złością i wyrzutem jednocześnie. Wyrwał dłoń z uścisku. Opuściła głowę wstydliwie, zaczęła lekko drżeć na całym ciele. Usiadł i uniósł jej głowę, spojrzał w te niesamowite oczy. Malował się w nich niewyobrażalny smutek i poczucie winy. W jednej chwili wszystko, co się wydarzyło, przestało się liczyć. O niczym już nie pamiętał. Przytulił ją mocno i pocałował w policzek. Wtuliła się powoli uspokajając.
* * *
10.12.2006
Nie rozumiem dlaczego Krzysiek tak boi się Destrukcji. Raz jeden widział ją na oczy i postanowił więcej nie przychodzić do mnie, gdy ona jest w domu. Twierdzi, że ona jest "nie z tego świata". Zawsze miał wybujałą wyobraźnię i tego swojego świra na punkcie zjawisk paranormalnych, ale tym razem przesadził. I to się nazywa przyjaciel... Maniak i tyle.
* * *
Adam otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Światło paliło się we wszystkich pomieszczeniach. Destrukcji jednak nigdzie nie było widać. Wszedł do salonu i rozejrzał się. Spostrzegł ją, siedzącą na parapecie i głaszczącą w zamyśleniu dużego, czarnego kota zwiniętego w kłębek na jej kolanach. Podszedł i dotknął ramienia kobiety. Zarówno ona, jak i kot podnieśli głowy w tym samym momencie. Kot rzucił mu przelotne spojrzenie, po czym czmychnął przez otwarte okno. Destrukcja natomiast wpatrywała się w niego smutnym, nieobecnym wzrokiem. Zaczął całować jej twarz, szyję. Ożywiła się nieco, objęła go. Podniósł ją , zdjął z parapetu i przeniósł na łóżko. Położył się obok i przytulił ją czule.
* * *
W środku nocy Adama obudził gwałtowny ruch. Destrukcji zerwała się z łóżka. Mężczyzna usiadł pospiesznie i spojrzał na nią badawczo. Chciał wstać. Nie zdążył. Rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie, pełne niewyobrażalnego przerażenia, po czym uciekła z pokoju. Pobiegł za nią. Wbiegała właśnie do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. Słyszał jak przekręca klucz w zamku, a potem rozległ się łoskot spadających na posadzkę przedmiotów, brzęk tłuczonego szkła. Długi czas stał pod drzwiami, waląc w nie pięściami. Gdy to nie poskutkowało, próbował wyważyć je na rozmaite sposoby. Wszystko na nic. Drzwi sprawiały wrażenie zamkniętych na dziesięć spustów. Wreszcie zrezygnowany wrócił do łóżka. Na głowę nasunął poduszkę i rozpłakał się. Po jakimś czasie zasnął wreszcie.
Gdy rano obudził się, obok niego wtulona, jakby nigdy nic, leżała Destrukcja. Pogrążona w głębokim, spokojnym śnie oddychała równo, powoli, miarowo.
* * *
14.01.2007
Nie mam pojęcia co dzieje się z Destrukcją. Ostatnio coraz częściej jest smutna, przygnębiona, zamyślona i jakby nieobecna. Mam wrażenie, że mnie unika. Martwię się o nią, a zarazem boję się... Może po prostu przestała mnie kochać... Nie wiem, co ze mną będzie, jeśli mam rację. Chyba nie potrafię już bez niej żyć. Bez niej nic nie ma sensu. Bez niej nie istnieję.
* * *
Stanęła w drzwiach łazienki naga, ociekająca wodą. Odrzuciła na plecy mokre włosy. Adam podszedł, chcąc ją przytulić. W pierwszej chwili przywarła do niego, ufnie jak zawsze, położyła mu głowę na ramieniu. Uśmiechnął się. Nagle odepchnęła go i odwróciła się plecami. Stał z początku oszołomiony, po chwili wyciągnął dłoń, dotknął jej wilgotnych, jedwabistych pleców. Wywinęła się spod jego palców. Opuścił głowę i wycofał się, z trudem powstrzymując łzy. Usiadł, opierając się o ścianę i ukrył twarz w drżących dłoniach. Destrukcja odwróciła się, spojrzała na niego. Stała tak, jakby bijąc się z własnymi myślami. Podeszła, uklękła obok niego i czule przytuliła. Wtulił się jak dziecko w jej ramiona.
* * *
28. 05. 2007
Destrukcja rano często wymiotuje i ma dziwne zachcianki pokarmowe. Chyba jest w ciąży. Zostanę ojcem? Jestem taki szczęśliwy! Oby to była prawda.
* * *
Destrukcja siedziała na kanapie, wpatrzona w jakiś punkt na przeciwległej ścianie. Adam siedział u jej stóp, głowę ułożył na kolanach kobiety. Leniwie mijało sobotnie popołudnie. Uniósł głowę i dotknął jej pokaźnych rozmiarów brzucha. Poczuł przyjemne ciepło. Jej piwne oczy rozjaśnił lekki, radosny błysk. Głaskał delikatnie okolice jej pępka. Nagle poczuł kopnięcie maleńkiej stópki na swojej dłoni. Jego twarz rozpromieniła się.
* * *
29.10.2007
Tydzień temu urodziła się Amelia, moja maleńka córeczka. Jest taka śliczna, ma oczy po mamie, będzie kiedyś do niej podobna. Jestem najszczęśliwszym ojcem na świecie. Destrukcji też macierzyństwo służy, znów jest radosna, promienieje wprost, a dla mnie stała się jeszcze bardziej czuła niż kiedyś. Oboje nie widzimy świata poza Amelią.
* * *
Tej nocy, piętnaście minut po godzinie drugiej, całe miasto zostało nagle brutalnie wyrwane ze snu. Powietrze przeciął bowiem mrożący krew w żyłach jęk, powoli przechodzący w rozdzierający krzyk. Roznosił się on w jakiś niepojęty sposób, po wszystkich zakątkach uśpionego miasta, a był to przeraźliwy, przeszywający, nieludzki krzyk rozpaczy. Mieszkańcy długo jeszcze nie mogli usnąć, a owego krzyku nie zapomną do końca życia. Każdemu kto go usłyszał wrył się on w pamięć tak mocno, iż nigdy nie da o sobie zapomnieć i długo jeszcze brzmieć będzie echem w uszach.
* * *
Wczoraj rano, dnia 16.12.br. policja zawiadomiona przez sąsiadów o dziwnych odgłosach, dobiegających z jednego z mieszkań przy ulicy Węgielnej, odnalazła zwłoki 29-letniego Adama L. zamordowanego we własnym łóżku oraz niespełna dwumiesięcznej dziewczynki uduszonej we śnie. Sprawca nieznany, policja wszczęła dochodzenie. Niezwykłym aspektem spawy jest narzędzie, jakim zamordowany został Adam L. Funkcjonariusze odnaleźli w jego piersi ogromnej wielkości kolec róży.
/Nasze miasto 17.12.2007/
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Lorelay · dnia 27.12.2008 15:58 · Czytań: 1021 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: