Nie wiem kto jest peelem – Pan? Może uosobienie związku małżeńskiego, a może człowiek? Te niewzruszone zasady i nakazy moralne wygłaszane są przez peela, prawdopodobnie sąsiada pary
, peela stawiającego się w roli duchownego, osoby pouczającej. Wszyscy gniazdują nieopodal. Peel-ewangelista na nic konkretnego nie wskazuje, ogólnie - tylko na rynsztok słowny bliżej niesprecyzowany. Sugeruje ciszę, która – jak przypuszczam – będzie złotym środkiem na uleczenie chorego związku. Jednak doświadczanie ciszy przez partnerów musi być efektem czegoś głębszego, a tego w wierszu nie ma, ja nie odczytuję. Ambonowe rady peela–ewangelisty, z prośbą o zmiłowania, raczej nie świadczą o nim dobrze. Ekspertem nie jest, bardziej klechą, który prawi kazania, nieco ogóle, abstrakcyjne, niedojrzałe.
Niezwykła staranność i precyzja przy przygotowaniu steków ze słownego, złego i niepożądanego „mięsa” świadczy o inteligencji tych niby kochanków, małżonków. Tak peel to określa („stek obelg zapiętych na ostatni guzik”). Potrafią oni doskonale się ranić, serwując sobie takie „zapięte na ostatni guzik” kotlety. I właśnie to „zapięcie” wymaga inteligencji.
Jednak z drugiej strony – dziwię się małżonkom, że wybrali rynsztok, to kontrastuje z inteligencją. Nie wiem czy o jakimkolwiek wyborze mogę tu mówić, taki to jest związek, w którym nie pielęgnuje się miłości. Mimo wszystko wierzę w nich, nie ufam kaznodziei, który ich tylko słucha i bawi się w działalność misyjną.
Jest w wierszu jakaś sugestia ze strony „słuchającego ich”, że bardziej winna jest żona. Nie ma wyrażonej wprost prośby o chwilę zmiłowania „męża nad dziećmi”. Feministki na taką prowokację tylko czekają.
W pierwszym fragmencie wiersza niepotrzebny jest wers: „płyną nimi złe słowa, których lepiej nie słyszeć.” Jest - moim zdaniem - zbędnym dopowiedzeniem. To po pierwsze, po drugie – o czym już wspomniałem – ten wers, między innymi, źle świadczy o jakości ewangelizacji peela. Tak odbieram.