Myślę, że metafora z czerwonymi kartkami kalendarza jest nietrafiona. Czerwonych kartek w kalendarzu, tych odgórnie wyznaczonych, jest coraz więcej, takie mam wrażenie.
Dodatkowych wolnych dni, różnych świąt państwowych i religijnych raczej przybywa.
Problem z radosnym świętowaniem jest gdzie indziej, nie w ilości.
Może chodzi ci o kartki w kalendarzu, które sam oznaczasz czerwonym flamastrem. Liczba takich kartek też wcale nie musi maleć. Rodzą się przecież dzieci, dzieci naszych dzieci, pojawiają się nowi ludzie, znajomi, przyjaciele. Oczywiście, umierają najbliżsi, nasza nekropolia zaludnia się, ale to nie znaczy, że kartka (ze śmiercią) jest w kalendarzu bez znaczenia i oznaczenia. Bywa tak, że nie zawsze rocznica śmierci jest powodem do spotkania. Tak bywa, ale często do takich spotkań dochodzi. „Odkurzone” aparaty rejestrują nasze gesty, miny i blaski w oczach. Odkurzone zapisałem w cudzysłowie, bo dzisiaj raczej na telefonie (z aparatem) kurz nie jest w stanie osiąść. Za to siąść może bateria.
Ten „zebrany kurz” traktowany jako miernik albo licznik dni, też wzbudza we mnie mieszane odczucia.
Zwrotka z kotem i zatartą granicą jesienno-zimową dość banalnie zabrzmiała. Czy coś by się zmieniło, gdyby – oprócz kota – przez okno wyglądał bohater wiersza? Czy wtedy „wesoła okładka” wskazałaby na jakąś wesołość i optymizm wewnątrz? Nie sądzę. Trochę sztucznie jest wywołany ten oksymoron – tytuł w zderzeniu z zasępieniem w treści wiersza.
Ja wykorzystałbym watek niewywołanych zdjęć w „pustym” albumie. Z powodu marazmu, braku aktywności peela, z powodu nieodbytych spotkań, na których aparaty pracowałyby pełną parą, opasły album przepełnia się niewykonanymi i niewywołanymi zdjęciami. Pustka wypełnia nie tylko coś, co pozornie ma wesołą oprawę, ale wypełnia również peela.