Kolejne opowiadanie z tomu "Czerwona gondola".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.
Wiele barwnych postaci przewijało się przez nasz dom. Do czarnej sutanny przyzwyczajałem się od najmłodszych lat.
I tak: przez wszystkie lata pobytu na Szajbie sąsiadowaliśmy z księdzem Olepikiem. Codzienne kontakty i nawet te przyjemne, jak częstowanie anyżkowymi ciasteczkami, nie zbliżyły mnie nigdy do niego; po prostu, nie rozumiałem jego słów.
Ksiądz Olepik posiadał wrodzoną wadę wymowy, ciężko, przez nos, z dużym wysiłkiem, cedził pojedyncze wyrazy.
Na co dzień unikałem go - inaczej wyglądała sprawa w niedzielę. Na kościelnym balkonie, gdzie wchodziliśmy bezpośrednio z budynku szpitalnego, długie minuty kazania księdza Olepika stanowiły katusze. Nie dość, że nie docierało do mnie słowo boże, to w tym czasie nie mogłem huśtać się na dechach, napędzających miechy organów.
Ksiądz Olepik, poza tym, uosabiał całkowitą nieistotności spraw doczesnych.
Gdy w czasie procesji "Bożego Ciała" Krysia sypała kwiatki, ja z przejęciem wpatrywałem się w jego postać. Osoba duchowna przyozdobiona złotym, bogato haftowanym ornatem, widząca jedynie hostię, prowadzona pod baldachimem przez dwóch szpitalnych ordynatorów, wyglądała jak gdyby tylko przez przypadek dotykała ziemi.
Po przeprowadzeniu się do miasta, kontakt z księdzem Olepikiem ograniczony został wyłącznie do spotkań w czasie dużych uroczystości rodzinnych, a w naszym domu pojawiła się kolejna, tym razem, biała sutanna osoby duchownej.
Młody, pełen energii, Ojciec Piotr nie przypominał w niczym znanego nam proboszcza; należał do zakonu Sercanów - nic co ludzkie nie było mu obce. Wpadał do nas często, na mała kawkę, pozostawał godzinami, uczestniczył w dyskusjach rodzinnych i posiłkach. Skupiał na swojej osobie uwagę wszystkich, pachniał dużym światem, bez problemu nawiązywał kontakty z ludźmi.
W moim wypadku, uzupełniał lukę w edukacji rodzicielskiej, dotyczącej tematów wstydliwych - stał się powiernikiem najintymniejszych spraw. Nastolatkowi, czującemu już "wolę bożą", w sposób prosty potrafił wyjaśnić problemy związane z wchodzeniem w dorosłe życie. Nie groził piekłem, sprowadzał te sprawy, o których tyle słyszałem na religii i w kościele, nie do grzechu, lecz do zwyczajnej potrzeby fizjologicznej.
Na lekcje religii, prowadzone w małej salce przykościelnej, Artur przynosił wór ironicznych wątpliwości. Ksiądz-katecheta, z którego warg nie znikały nigdy ślady zgęstniałej śliny, nie dawał sobie z nimi rady.
W zasadzie wszyscy lubiliśmy te polemiczne dyskusje, gdyż dzięki nim, ulatywał w zapomnienie temat lekcji. Nie rozumiałem tylko jednego:, dlaczego Arturowi poświęca ksiądz tyle czasu i energii, zamiast wyrzucić go po prostu za drzwi?
Zapytałem o to ojca Piotra i w odpowiedzi usłyszałem: "Kościół ma większy pożytek z jednego nawróconego jak z całego zastępu pobożnych". Dopiero po latach zrozumiałem wagę tej mądrości. Póki co, byłem wdzięczny Arturowi, za nauczenie nas modlitwy, którą witaliśmy katechetę wchodzącego do sali:
Boże, mój ty Boże,
Kiedy ja se włożę?
Gdy ksiądz wznosił zgorszone oczy, kończyliśmy:
Dukata do kasy,
Na te ciężkie czasy!
Mama w czasie jednego z obiadów, w którym uczestniczył Ojciec Piotr, pod wpływem chyba niedzielnego kazania, poruszyła temat wyglądu Boga. Jej wizja, wyniesiona z domu rodzicielskiego wyglądała bardzo krótko: "Pogodny staruszek z siwą, długą brodą".
Ze zdziwieniem stwierdziłem, że Ojciec Piotr nie oponował. Przecież tak często dyskutowaliśmy na ten temat, utożsamiając Boga z nieskończonością, wielkością, dobrocią, ale nigdy nie z uśmiechniętą twarzą "diadiuszki".
Nie zabrałem głosu, a potem, na osobności zapytałem Ojca Piotra:
- Jak to jest możliwe? Przecież moja mama nie wyrosła z dziecięcej wiary. Powinien ojciec starać się wpłynąć na zmianę tych śmiesznych poglądów małej dziewczynki, a nie utwierdzać jej w nich.
- Nie, nie! Właśnie dzięki takiej wierze, matka twoja jest szczęśliwa!
Coś mi się nie zgadzało. Wierzyć byle wierzyć - nieważne w co?
Dłuższe siedzenie, okrakiem na barykadzie, stawało się niewygodne; nie wiedziałem tylko, którą nogę mam przełożyć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
wyrrostek · dnia 31.12.2008 10:07 · Czytań: 714 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: