4. Miejska legenda: Dzień jak co dzień - MarcinD
Proza » Fantastyka / Science Fiction » 4. Miejska legenda: Dzień jak co dzień
A A A

 

4. Miejska legenda: Dzień jak co dzień

Wiem, jak to wygląda - że wampirów nie ma. A jednak są. Przynajmniej ja jestem. No i Liwia, tam gdzieś, w stolicy. I być może jeszcze ktoś nowy u jej boku zamiast mnie. Chciałabym, żeby to nie była prawda, ale cóż, jednak jest. Chociaż z drugiej strony... Perspektywy nie są aż takie złe. Oczywiście nie licząc cholernego słońca. Na szczęście były hulajnogi.
- Uważaj trochę, wariatko! - Jakiś starszy facet krzyknął na tyle głośno, że usłyszałam go mimo słuchawek wrzeszczących z pełną mocą Rammsteinem gdy wyminęłam go szybko z pełną prędkością. Ostatnio polubiłam taką muzykę. Na moment zerknęłam na zegarek, ale miałam jeszcze zapas. W sumie nie musiałam tak pędzić, ale sama myśl o tym, że jechałabym dłużej w słońcu... Nie, to nie wchodziło w grę. I tak czułam się potwornie, mimo że pędziłam tyłem do słońca. Zawroty głowy, zmęczenie, brak siły i to potworne ciepło, jakbym podróżowała przez afrykańską pustynię. Czułam się senna i oszołomiona, na szczęście szybka jazda nieco pobudzała. A poza tym zaraz będzie podziemne przejście. Kilka chwil wytchnienia. Zwykle tutaj kupowałam największą mrożoną kawę - obniżała mi nieco temperaturę i na dłuższy czas, niż woda. Widziałam już z daleka podziemne przejście i nie zwalniając, wpadłam na schody. Bezbłędnie trafiłam w zjazd dla wózków i zjechałam na sam dół, by mniej więcej w połowie tunelu zatrzymać się przy niewielkiej, podziemnej kawiarni.
 
- Jak zawsze, największa mrożona kawa? - zapytała dziewczyna po drugiej strony. Skinęłam tylko głową spod kaptura, a z plecaka wyciągnęłam portfel. Trudno było nie zapamiętać. Codziennie od prawie roku dziewczyna na hulajnodze, ubrana niezależnie od pory roku w dresowy płaszcz i długie dżinsy kupująca mrożoną latem, a zimą gorącą kawę - byłam łatwa do zapamiętania. Zdjęłam czarne, skórzane rękawiczki, sięgnęłam z ulgą po kubek i przez chwilę trzymałam go w dłoniach, chłodząc je. To też było dla mnie w jakimś stopniu fascynujące; w czarnych rękawiczkach mogłam wystawiać ręce na największy upał, czułam tylko ciepło, ale gdybym je zdjęła, słońce nawet przez chmury mogłoby mi zrobić krzywdę. Może już nie tak bardzo, jak kiedyś w BMW Darka, ale jednak... W końcu drewnianym patyczkiem starannie rozmieszałam lody pływające w kawie, przysunęłam zimny kubek do ust i natychmiast poczułam zbawczy chłód. Wiedziałam, że było to tylko chwilowe, ale i tak przyniosło ulgę. Błyskawicznie pochłonęłam cały półlitrowy kubek mrożonej kawy i poczułam, jak boskie zimno rozchodzi się we mnie. Odkryłam  to w zeszłą zimę, gdy temperatura zaczęła spadać. W pewnym zakresie kilkunastu stopni jestem zmiennocieplna, jak cholerne jaszczurki. No nic, trzeba się zbierać. Założyłam rękawiczki, wrzuciłam pusty kubek do kosza, stanęłam na hulajnodze i pomknęłam dalej. Zauważyłam, że zostało mi niewiele więcej niż pół akumulatora, będę musiała podładować.
- Chyba powinienem się zbierać - powiedziałem cicho, gdy leżeliśmy z Wiolettą na kanapie przed dużym telewizorem. Był włączony, z jego głośnika płynęła muzyka z ulubionej playlisty na YouTube, ale na ekranie była tylko czerń.
- Zostań, będę w domu cały dzień. Dawno nie mieliśmy takiej okazji.
- Wiem, ale muszę podjechać do szpitala spróbować porozmawiać z tym gościem - powiedziałem i podniosłem się z kanapy. Wioletta chwyciła mnie za dłoń i spojrzała mi w oczy przymilając się jak shrekowy Kot w Butach. Wynegocjowała niestety tylko szybkiego buziaka. Naprawdę musiałem się zbierać. - Wpadnę wieczorem - westchnąłem tylko na pożegnanie.
 
Gdy turlałem się powoli przez zakorkowane centrum Wrocławia, myślałem o wszystkim, co wydarzyło się od ostatniej nocy. Gość naprawdę byłby tylko kolejną sprawą, kolejnym punktem w statystyce tych dziwnych napaści, gdyby nie ten film i ślad buta na ścianie. Czy faktycznie mogłem zawęzić listę podejrzanych do posiadaczy konkretnego rozmiaru buta? I te dziwne ślady na nadgarstku. Aż prychnąłem. Wampir? No serio? Co za bzdura. Pokręciłem głową i ruszyłem szybciej, gdy zmieniły się światła. Kwadrans później byłem już na terenie szpitala i pielęgniarka wprowadziła mnie do pojedynczej sali, w której leżał poszkodowany.
- Dzień dobry, starszy aspirant Mikołaj Białecki, policja - powiedziałem, pokazałem też odznakę i zerknąłem na pielęgniarkę. - Dziękuję, może nas pani zostawić - dodałem, po czym postawiłem sobie krzesło bliżej łóżka i usiadłem blisko chłopaka. Przez chwilę go obserwowałem w milczeniu, ale nie zwracał na mnie uwagi. Oparcie było podniesione, utrzymywało go w półleżącej pozycji, szpitalna kołdra przykrywała go od pasa w dół, powyżej miał szpitalną koszulę z podwiniętymi rękawami. W zgięcie jednego z łokci był wbity wenflon i podpięta kroplówka. Chłopak patrzył w okno.
- Nic nie pamiętam - powiedział w końcu, nie odwracając wzroku.
- Jasne, wy nigdy nic nie pamiętacie - westchnąłem cicho i popatrzyłem na jego kartę. - Panie Leszku, ona nie chciała pana zabić, rozmawiałem z ratownikami - dodałem, mając nadzieję, że chłopak połknie haczyk. Popatrzył na mnie gwałtownie.
- Ona? - zapytał chłopak i widziałem, jak cały się spiął. - Skąd wiesz, że to ona? Że to była kobieta?
- Naprzeciwko miejsca, w którym ratownicy cię znaleźli, na ścianie był odcisk buta. Rozmiar na to wskazuje, zresztą mamy nagranie damskiego głosu wzywającego pomoc z twojej komórki. Więc stąd pewność, że to była kobieta. I jest jeszcze coś - powiedziałem, zastanawiając się, czy powiedzieć to, czy nie. Rozejrzałem się, czy na pewno byliśmy sami. - Powiedziałem, że ona nie chciała cię zabić. Czekała aż przyjadą ratownicy. Wiesz w ogóle, co się stało? Czemu znalazłeś się w szpitalu? - Chłopak pokiwał głową.
- Podobno byłem wykrwawiony. Ale nie pamiętam zupełnie dlaczego.
- Gdy straciłeś przytomność, trzymała w górze twoje nogi, by krew spłynęła do serca. Dzięki temu przeżyłeś - powiedziałem spokojnie. Chłopak tylko wzruszył ramionami i znów spojrzał w okno.
- Słuchaj, jesteś osiemdziesiątą czwartą ofiarą tej osoby. Za cztery, maksymalnie pięć dni pojawi się kolejna, gdzieś na ulicy. Nie chcesz przyczynić się do tego, by nie było już więcej ofiar?
- Nie złapiecie jej - westchnął chłopak, wciąż patrząc przez okno. Prychnąłem tylko gniewnie.
- Niby dlaczego? - zapytałem i wstałem z łóżka. Pomyślałem, że gdy chłopak wyjdzie, trzeba go będzie wezwać jeszcze raz na przesłuchanie.
- Bo ona nie jest człowiekiem - powiedział cicho.
- Wiem o tym - odparłem, starannie maskując zaskoczenie. - Jeden z ratowników nagrał film w trakcie interwencji. Ugryzła cię w rękę. Ona myśli o sobie dziwne rzeczy, ale…
- Nie. - Przerwał mi chłopak. - Nie musi sobie niczego myśleć. Ona naprawdę jest. Powiedziałem, nie złapiecie jej. Ona nie jest człowiekiem.
- Okey. - Wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi. - Spotkamy się jeszcze na komendzie, panie Leszku - dodałem.
- Pamiętam tylko jej zielone oczy. Nic więcej. Powodzenia - westchnął chłopak. Nie popatrzył na mnie ani razu. Wyszedłem na korytarz i otarłem pot z czoła. Faaak, ja tego naprawdę nigdy nie rozwiążę. Skierowałem się do pobliskiego automatu, po czym wpatrując się w oszronioną butelkę półlitrowej coli wybrałem numer i wrzuciłem monety. Niestety, pół litrowy, mocno gazowany, źródlany Żywiec musiał wystarczyć. Próbowałem ograniczać słodycze. Pijąc spokojnie mroźną wodę, patrzyłem na drzwi izolatki, w której leżał chłopak. I wspominałem jego słowa. Tamta dziewczyna musiała go solidnie nastraszyć. Albo zaskoczyć, że dał się tak załatwić. Albo jedno i drugie. Cholera. Z niechęcią ruszyłem do wyjścia, musiałem oddać naszym technikom film, który otrzymałem od ratownika. I zorientować się, czy udało się znaleźć cokolwiek z miejskiego monitoringu.
 
Ramiona trzasnęły mocno, gdy z całych sił się przeciągnąłem. Prawie cztery godziny siedzenia przed ekranem komputera nie dały zupełnie nic. Monitoring nie pomógł. No, tak naprawdę prawie nie pomógł. Udało mi się z całej, długiej nocy wyłapać tylko kilka sekund filmu. Kamera, zainstalowana mniej więcej pół godziny spaceru od miejsca zdarzenia zarejestrowała spory tłumek przed jednym z klubów. Ludzie wciąż wchodzili i wychodzili, ale na stop-klatce widziałem wyraźnie, że jednym z wychodzących był poszkodowany. Wyszedł, przeciskając się przez tłum, po czym rozejrzał się mocno i ruszył wzdłuż ulicy w jednym z kierunków. Niestety, innych kamer nie było. Zaznaczyłem na osobnej kartce papieru sugestie, by poszukać kamer monitoringu okolicznych sklepów czy bankomatów, a potem westchnąłem. Fak, czekała mnie wizyta w klubie. Ale najpierw film. Ruszyłem do miejsca, gdzie zwykle przebywali policyjni technicy.
 
Zatrzymałam hulajnogę przed wejściem do handlowej galerii i postawiłam ją na nóżce, tuż obok. Wieczorem, jak skończę pracę, pewnie będzie tu stała jakaś inna. Albo gdzieś w pobliżu. Zresztą wtedyi tak będę mogła już przejść się spacerkiem. Szybko weszłam do środka i odetchnęłam z ulgą. Klimatyzacja już zdążyła schłodzić galerię, a dymione, tłumiące światło szyby szklanego dachu sprawiały, że słońce nie było niebezpieczne, mogłam odsłonić skórę, chociaż oczywiście jeszcze w domu zdążyłam jeszcze nasmarować się filtrem sześćdziesiątką. Zabawne, że coś takiego mi pomagało. I dziwiłam się, że nie pomyślała o tym Liwia, gdy awaryjnie uciekałyśmy do domu. Zdjęłam kaptur na plecy i z ulgą ruszyłam w stronę najbliższych schodów. Kawiarnia, w której pracowałam, znajdowała się na pierwszym piętrze, niedaleko strefy gastronomicznej z restauracjami najróżniejszych rodzajów. Widziałam z daleka, że antywłamaniowa brama była już otwarta, więc domyśliłam się, że Karolina była na miejscu. Weszłam do środka z uśmiechem.
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem, rozglądając się. Z zaplecza weszła moja szefowa, kierowniczka kawiarni. Była znacznie starsza ode mnie, miała czterdzieści pięć lat, czarne włosy do ramion i duże, niebieskie oczy. Musiałam przyznać, że jeszcze dziesięć, nawet pięć lat temu z pewnością była piękną kobietą. Teraz było już widać na jej twarzy wiek, ale nawet to w pewnym stopniu tylko dodawało jej uroku. Czas ładnie odznaczał się na jej twarzy. Chyba była tym przypadkiem, kiedy kobiety można porównać do wina.
- Kamila jak zawsze pierwsza. Dziewczyno, nie wypłacę ci się z nadgodzin. - Zaśmiała się.
- Pani Karolino, wie pani, że nie ma problemu - odparłam. - Jeszcze tylko się przebiorę i zaczynamy, tak? - zapytałam, ściągając z ramion mój plecak. Szefowa zmierzyła mnie wzrokiem.
- No właśnie… Jak może ci nie być ciepło? Jesteś ubrana od stóp do głów, a tam już jest chyba ze dwadzieścia stopni - powiedziała, ale tylko wzruszyłam ramionami.
- Nie lubię słońca - westchnęłam tylko i szybko poszłam na zaplecze, by się przebrać. Kilka chwil później miałam już na sobie grube, cieliste rajstopy, czarną minispódniczkę kończącą się tuż ponad kolanami i również czarną koszulę z brązowym kołnierzykiem. Krótkie rękawy koszuli były podwinięte, a na spodniej stronie również brązowe. Do tego jeszcze brązowy fartuszek z logo kawiarni i byłam gotowa. Gdy wyszłam z zaplecza, akurat do kawiarni wchodził już pierwszy klient. Ruszyłam w kierunku lady, a Karolina stała już obok.
- Dzień dobry, co dla pana? - zapytałam z uśmiechem, przestawiając moje emocje na w pełni pozytywne.
- Małe Americano na wynos - powiedział mężczyzna. Miał około czterdziestu lat, niewielki, maksymalnie trzydniowy zarost na twarzy i był ubrany w garnitur. Dostrzegłam, że krawat był nieco przekrzywiony i raczej średnio pasował kolorystycznie do reszty ubrania. Popatrzyłam mu w oczy z uśmiechem.
- Nieeee… - westchnęłam przeciągle, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. - Dzisiaj jest wyjątkowo gorąco. Myślę, że powinien pan wziąć duże Mrożone Latte, nie sądzi pan? - zapytałam z uśmiechem. Mężczyzna patrzył mi w oczy jakby nie rozumiejąc mojego pytania i wiedziałam już, że teraz gdybym tylko zechciała, zostawiłby u mnie całą swoją wypłatę.
- Duże Mrożone Latte, tak, to dobry pomysł, tak - powiedział niemal automatycznie, a ja szybko przygotowałam na fiskalnej kasie rachunek, ściągnęłam z jego karty prawie trzy razy większą kwotę, niż początkowo chciał wydać i wzięłam się za przygotowanie kawy.
- Proszę, pana zamówienie - powiedziałam kilka chwil później i postawiłam duży, oszroniony kubek przed mężczyzną. Ten popatrzył na mnie zaskoczony.
- Mrożone Latte? A nie Americano? - zapytał. Uśmiechnęłam się pod nosem. To był minus, działało to zwykle bardzo krótko. lepszy był gniew i agresja, ale przecież nie mogłam użyć tych emocji.
- Tak - powiedziałam z uśmiechem melodyjnym głosem. - Proszę, to pana rachunek, wystawiłam przy zamówieniu. Dzisiaj jest wyjątkowo gorąco - dodałam. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale machnął ręką.
- Ma pani rację, dzisiaj jest gorąco - odparł, a ja zapamiętałam jego twarz i dzisiejszy dzień tygodnia. Następnym razem będę musiała sprzedać mu to, co będzie chciał. Mężczyzna wziął kubek kawy i ruszył do wyjścia, w drzwiach mijając się z młodą, ciemnowłosą dziewczyną. Była bardzo szczupła, wręcz chuda i miała na sobie tylko krótkie - moim zdaniem o wiele za krótkie - dżinsowe szorty i wydekoltowany t-shirt. To była Iga, druga pracownica kawiarni. Była starsza ode mnie o dwa lata i wyjątkowo jej nie lubiłam. Ale nie uprzykrzała mi się na tyle, by chciało mi się cokolwiek z nią robić. W końcu była tylko człowiekiem, niczym więcej, istotą o wiele gorszą ode mnie pod każdym względem.
- Hej, hej - powiedziała. - Kama, zrób mi małą czarną. - Rzuciła szybko i pobiegła w stronę zaplecza.
- Sama sobie zrób. Spóźniłaś się - warknęłam gniewnie, ale Iga tylko wzruszyła ramionami i zniknęła za drzwiami do zaplecza. Za tą "Kamę" czasami miałam ochotę ją ugryźć. Albo nawet odgryźć jej głowę. Ciekawe, czy by mi się udało?
- Powiedz mi, jak ty to robisz? - zapytała jakiś czas później Karolina, gdy obsłużyłam dwie kobiety przy jednym ze stolików. Tak, jak pierwszego klienta tego dnia, namówiłam je samym tylko spojrzeniem i uśmiechem do wydania o wiele większej ilości pieniędzy. W tej chwili wycierałam do sucha szklanki na kawy, które kilka minut temu skończyły się myć.
- Ale o co pani chodzi? - Odpowiedziałam pytaniem, udając że nie mam pojęcia o co pytała.
- Zawsze udaje ci się namówić klientów na coś ekstra - powiedziała, a ja wyczułam w jej głosie pewną formę podziwu.
- Oj, to wszystko kwestia bycia miłym i uśmiechu - westchnęłam tylko zerkając na dwie dziewczyny, które zajadały się dwoma kawałkami bezowego tortu, na który namówiłam je, gdy zamawiały "tylko i wyłącznie" dwie szybkie kawy. Roześmiałam się nieznacznie i podeszłam do innego klienta.
 
Wieczorem, po całym dniu pracy, spokojnie układam już krzesła na stolikach. Trzeba było jeszcze na szybko "polatać na miotle", jak żartobliwie określałam z dwoma innymi dziewczynami przemycie podłogi w kawiarni i zamknięcie. Wyszłam właśnie z zaplecza, już przebrana i zobaczyłam, jak Iga - dziewczyna starsza ode mnie o dwa lata, kończyła myć podłogę.
- Karoliny już nie ma? - zapytałam, rozglądając się. Iga - brunetka o czarnych włosach i brązowych, głębokich oczach, pokręciła tylko głową.
- Już poszła. Ja otwieram jutro, Gośka jest od dwunastej, więc ja mam klucze. O której będziesz?
- Na pewno wcześniej, niż ty, więc spiesz się - powiedziałam i odwróciłam się w stronę wyjścia. Nim wyszłam, poczułam z jej strony falę gniewu. Cóż, nie byłam zbyt miła wobec moich koleżanek z pracy, ale cóż, one były przecież tylko ludźmi. Szybko ruszyłam korytarzem galerii do wyjścia. Na szczęście moja hulajnoga stała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłam. Szybko ją odblokowałam i ruszyłam w stronę domu.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MarcinD · dnia 21.10.2019 13:38 · Czytań: 384 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
bruliben dnia 24.11.2019 22:27 Ocena: Bardzo dobre
Językowe:

"...dziewczyna po drugiej strony..." (drugiej stronie).

"...nęłam na hulajnodze i pomknęłam dalej. Zauważyłam, że zostało mi niewiele więcej niż pół akumulatora, będę musiała podładować.
(tutaj interlinia?)
- Chyba powinienem się zbierać - powiedziałem cicho, gdy leżeliśmy z Wiolettą na kanapie przed dużym telewizorem. Był włączony, z jego głośnika płynęła muzyka z ulubionej playlisty na YouTube, ale na ekranie była tylk...".

"...shrekowy Kot w Butach. Wynegocjowała niestety tylko szybkiego buziaka. Naprawdę musiałem się zbierać. - Wpadnę wieczorem - westchnąłem tylko na pożegnanie.
(tutaj bez interlinii?)
Gdy turlałem się powoli przez zakorkowane centrum Wrocławia, myślałem o wszystkim, co wydarzyło się od ostatniej nocy. Gość naprawdę byłby tylko kolejną sprawą, kolejnym punktem w statystyce tych dziwnych napaści, gdyby nie ten film i ślad buta na ścianie. Czy faktycznie mogłem zawęzić listę podejrzanych...".

"Zresztą wtedyi ("i" oddzielnie) tak będę mogła już przejść się spacerkiem".

"...chociaż oczywiście jeszcze w domu zdążyłam jeszcze nasmarować się filtrem sześćdziesiątką...".

Sporo jeszcze masz miejsc, gdzie sąsiadują ze sobą, np. "...nie wypłacę ci się z nadgodzin. - Zaśmiała się".

"...ko. lepszy był gniew i agresja, ale przecież nie mogłam użyć tych emocji (duża literka).

Jeszcze raz przeczytałem z przyjemnością. Historia fajnie opowiadana i taka współczesna. Dobry materiał na książkę dla nastolatków.

I Rammsteinem - dobry wybór. Dostojny i poważny. Sam El Dracula, Gary Oldman by nie
zlekceważył tego zespołu.
MarcinD dnia 25.11.2019 06:50
Dzięki za skrupulatne wyłapanie potknięć i braków :-). Cóż, nawet jak po kilka razy czytam tekst, a potem jeszcze przed dodaniem kolejnego odcinka raz jeszcze poprawiam, błędy i tak zostają. Pewnie dlatego przed wydaniem kśążek jest zawsze korekta i łamanie hahaha ;-).

bruliben napisał:
Dobry materiał na książkę dla nastolatków.

Hmm, mniej więcej w coś takiego celuję tym tekstem, starając się jednak uniknąć zmierzchowego cukru.

Rammstein - lubię, szczególnie w samochodzie. Niestety, bo jakoś tak zawsze wtedy "noga cięższa" ;-).
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty