NIBYRYBA PO POLSKU
W dniach przedświątecznych całą Polskę zaalarmowały wieści, płynące z mediów o niezbyt dobrej kondycji naszych, rodzimych karpi. Karp jaki jest każdy widzi i wszyscy wiemy, że zawartość świątecznej ryby w karpiu jest największa. A jednak okazało się, że nasze rybne świętowanie schodzi na psy. Sprzedaż tradycyjnej ryby zmalała do zatrważających rozmiarów, a hodowcy opuścili smętnie ręce i dzikim wzrokiem przyglądali się głoszonym hasłom - "Uwolnić karpia"
Ekolodzy i miłośnicy żywego postanowili karpiem się nie posilać, mało tego, na siłę wtłoczyli w naród, że ten, kto je zjada, ten morderca bez serca, łotr i niegodziwiec. Obrońcy natury ruszyli tłumnie do sklepów i w swoim proteście zakupili łososie. Łososia uwolnić się nie da, bo już trup i nie nasz, bo z dalekiej Norwegii. Tak więc, ci co byli za uwolnieniem karpia objadali się łososiami, a plebs konsumował po cichu nasze, wyłowione ze stawu. Rzecz niebywała, bo tenże plebs podzielił się na dwa obozy. Jedni byli za tradycją i popadli w konspirację, a drudzy za bardziej pospolitym mintajem! Najwięcej w tym zamieszaniu stracili sprzedawcy, bo pewnie tylko oni zmusili się do szlachetnego gestu i... uwolnili karpia.
Z tej i nie tylko tej przyczyny, nasza kochana telewizja pokazała nam wzorcową Wigilię - na każdym programie inną. Na stołach królowały polskie, tradycyjne dania, a to: Łosoś smażony w śmietanie - zamiast karpia. Tuńczyk na surowo a la suszi - zamiast ukochanego śledzika. Kraby w galarecie - zamiast ryby po żydowsku. Nuworysze przepijali winem kalifornijskim, a pozostali tradycyjnym kompotem. Wszak mintaj to morska bestia i piekielnie po nim suszy.
Przyczyn takiego świętowania jest kilka. Jedną z nich i najważniejszą jest zapewne większościowy pakiet na biedę wśród Polaków. Mintaj najtańszy, łosoś dla bogatych, a karp dla średniaków. Ot i cała propaganda.
Drugą i niemniej ważną rolę w rybim zamieszaniu odegrali nasi politycy, karmiąc nas przez cały rok nibyrybą, czyli bardzo sycącymi fałszywkami. Pierwszą i największą podróbką była serwowana pod nos i na każdym kroku tajemnicza waga słów posła Janusza Palikota. Pan Palikot mówił co myśli, a wszyscy zaczynali myśleć za niego. Podobno, ten pan zgładził tak zwaną kulturę politycznego dyskursu i już nic gorszego nie powinno nas spotkać. Chociaż, zdaniem mądrych ludzi tę kulturę każdy nosi w sobie od urodzenia, to jednak większość opozycyjnych polityków płakała rzewnymi łzami w rękawy dziennikarzy, biadoląc nad upadkiem obyczajów. Czyich obyczajów? Tego nie ujawnili.
Niewątpliwie, głośną bombą w zadku nibyryby stało się zamieszanie wyjazdowe, lub jak kto woli afera samolotowa. Jeden pan chciał jechać z drugim panem, na co ten nie wyrażał zgody, więc w ruch poszły czartery i inne, na czym mało kto się zna. Panowie w try miga obrócili tam i nazad, ale zapach rybi pozostał i stał się decydującą kartą w politycznym pokerze. Fałszywka samolotowa zaczynała i kończyła każdą dyskusję, a nawet zawędrowała do sejmu i trybunałów z konstytucyjnym włącznie. Panowie jakoś się z tym pogodzili i wspólnie skonsumowali nibyrybę, poklepując się po plecach i ustępując miejsca.
Pod koniec roku polskie media żyły wielkim show, zafundowanym przez amerykańskie społeczeństwo. Wybory prezydenckie w USA wyparły większość programów telewizyjnych i kilka ulubionych seriali, a nibyrybę zapodano nam tuż po głosowaniu. Jeden z posłów polskiego parlamentu wyszedł na mównicę i obwieścił koniec ery białego człowieka. Odbiło się to wielką czkawką i ogólną niestrawnością, a sam wieszcz zbladł i bezskutecznie próbował się tłumaczyć. Fałszywkę przełknęliśmy z wielkim niesmakiem, ale zapaszek wstydu pozostał.
Inni politycy, żeby nie zostać w tyle prześcigali się z w podawaniu na polski stół nieświeżych i niechcianych potraw. Były prezydenckie weta i obalanie owych. Posłowie w wypowiedziach poza sejmem byli kategorycznie na NIE, a w głosowaniu kategorycznie na TAK, czyli tradycyjny cyrk na kołach.
Stare porzekadło mówi, że do serca mężczyzny najlepiej wejść przez żołądek, czyli dać mu zdrowo pojeść i popalić po konsumpcji. Jako że przysłowia są mądrością narodu, nasz prezydent Lech Kaczyński postanowił przetransponować przysłowie sercowo - kulinarne na politykę i wejść do serc narodu żydowskiego przez religię. Nie ma nic bardziej niestosownego od traktowania przez pryzmat wiary społeczeństwa żyjącego w rzeczywistości demokratycznej. Nasz prezydent zapomniał, że są żydzi i Żydzi i postanowił dać tak zwany wyraz w synagodze, biorąc czynny udział w święcie Hanuka. Przebrany za prawowitego żyda/wyznawcę zapalił rytualną świeczkę, pochylając nad misterium przybraną w myckę mądrą głowę. Dowiedzieliśmy się, że chodzi o pojednanie, co nic nikomu nie mówi, bo pojednaliśmy się z narodem żydowskim już dawno temu. Mało tego, biorąc udział w święcie i jednając się poprzez synagogę pan prezydent dał jasny przekaz, że jego apel skierowany jest li tylko do pobożnych żydów. Ta nibyryba okazała się być najpiękniejszą z podawanych na polskie stoły. Teraz wszyscy czekają na rewizytę. Może dobrym momentem będą zbliżające się Święta Wielkanocne i ktoś znaczny z owej synagogi to odrobi, służąc do katolickiej mszy? Proponujemy rolę ministranta, bo świeczki zapala kościelny.
W kuchni żydowskiej jest potrawa "Fałszywa ryba", a kuchnia ta jest stara i mądra jak świat. Nasi przyjaciele Żydzi twierdzą, że istnieją tylko trzy kuchnie, chińska, żydowska i francuska, i dlatego z szacunkiem przyjmujemy wiadomość, że fałszywą rybę robi się z mięsa... drobiowego - bez podtekstów.
Inną przebierankę zaserwowała nam Pierwsza Dama, czyli pani prezydentowa w trakcie nieudanej wizyty w Japonii. Może nieświadomie, a może na przekór, przebrała się w strój japońskiej gejszy i zapozowała do pamiątkowego zdjęcia. Wiedząc, jakie role w tradycji japońskiej spełniały gejsze, Polacy przetarli oczy i zgodnie stwierdzili, że takiej nibyryby jeść nie będą. Koniec.
Post scriptum
Pewien osobnik z Małopolski wyjechał na Śląsk i po dwóch dniach poczuł w sobie moc dostosowania do nowej rzeczywistości. Udał się do śląskiej piwiarni i tam zagadał do tubylców, akcentując słowa na śląską gwarę. W odpowiedzi stracił dwa przednie zęby i uświadomił sobie, że strojenie się w nieswoje szaty może być przykre. I tutaj rodzi się przesłanie na nowy, a.d. 2009 rok. Bądźmy sobą, bo tak jest lepiej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Jerzy · dnia 07.01.2009 23:38 · Czytań: 1423 · Średnia ocena: 3,86 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: