Opowieść o Złotookim - Gabriel Dobosz
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Opowieść o Złotookim
A A A

Gabriel Dobosz – „Opowieść o Złotookim”

Odmienność dziecka urodzonego w jakiejś bezimiennej wsi na obrzeżach królestwa dała się zauważyć już w pierwszych chwilach po jego przyjściu na świat. Z ciekawością przyglądające się wszystkiemu oczy chłopca były złote niczym królewskie monety, których w tych stronach dawno już nie oglądano. Na tym dziwy się nie skończyły, co wyszło na jaw już w trzecim roku jego życia. Chłopiec uczył się mówić, jak każde dziecko ze wsi poznawał słowa. Jego jednak bywały inne. Oprócz zwykłych, powszednich chłopiec używał też tych niedostępnych dla pozostałych. Do jego młodego umysłu zaczęły spływać Słowa.

Mieszkańcy wsi z lękiem wpatrywali się w niebo i szeptali między sobą o cudach. Złotooki chłopiec uważał to za naturalne. Po prostu – gdy wyrzekł jedno z Słów, ciężki kamień przesuwał się; po wypowiedzeniu innego w wygasłym palenisku sam rozpalał się ognień; jeszcze inne wyciągało wiadro ze studni, zdmuchiwało opadłe liście, łatało dziury w płocie, młóciło zboże albo ubijało masło.

Czym był starszy, tym więcej Słów poznawał, a im więcej ich poznawał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że odstaje od pozostałych. Nigdy nie czynił nikomu krzywdy, nie czuł potrzeby, by skierować przeciw komuś swe Słowa, chociaż mógłby to zrobić. Mimo to ludzie się go bali, a nawet gorzej. Brzydzili się nim z tego tylko powodu, że potrafił dokonywać rzeczy dla nich niemożliwych. Chłopiec opuścił zatem wieś. Nie potrzebował niczyjej pomocy, jego Słowa dostarczały mu wszystkiego, co konieczne.

Wędrował przez lata, aż stał się mężczyzną. Z czasem, nauczony dalszymi przykrymi doświadczeniami, zaczął ukrywać swe zdolności przed innymi. Zawsze jednak zdradzały go złote oczy. Gdzie by nie zawitał, niezmiennie wywoływał zainteresowanie, którego tak bardzo chciał uniknąć. Postanowił więc odciąć się całkowicie od ludzi, zamieszkać gdzieś z dala od ich wskazujących palców, wytrzeszczonych ze zdumienia oczu, okrzyków, pytań i obelg miotanych w jego stronę na równi z kamieniami.

Zapuścił się kiedyś daleko wgłąb lasu, gdzie nie docierały już żadne ścieżki, i znalazłszy tam odpowiednią polanę, wyrzekł jedno ze Słów. Wtedy natychmiast pokładły się okoliczne drzewa, ziemia z hukiem otworzyła swe trzewia i wydała z nich kamienne bloki. Mocą Słowa uformowały się bale, kamień został ociosany bez jednego uderzenia młota, grunt – wyrównany, materia zespoiła się na dobre, i tak oto na polanie w parę chwil stanął dom Złotookiego wraz z pięknym ogrodem.

Zamieszkał sam. Mijały lata, podczas których nie widział żadnego człowieka. Wcale za nimi nie tęsknił. Miał swoje Słowa. Przychodziły do niego, z czasem coraz większe, potężniejsze, wspanialsze. Całymi dniami zgłębiał je. Nie potrzebował niczego więcej.

Pewnego dnia wyszedł wczesnym rankiem na werandę. Lubił ożywczy chłód z nie całkiem jeszcze przebudzonego lasu. Nagle pomiędzy drzewami zauważył jakiś ruch. Wielkie, strwożone oczy spojrzały na niego. Małe stadko saren – dorosła para i cztery młode – przyglądało mu się, oceniając czy stanowi zagrożenie. Złotooki drgnął, na co zwierzęta natychmiast ruszyły wgłąb lasu, razem jak na komendę. Coś zakuło go boleśnie na ten widok. Zgrzytnął zębami, czując nagły przypływ złości. Krzyknął i natychmiast gromadka płochliwych istot znieruchomiała, zamieniona w kamień.

Zdarzenie to, z pozoru bez znaczenia, zburzyło jego spokój. Czegoś mu jednak brakowało i Złotookiego zmartwiła ta myśl. Nie mógł wrócić do ludzi, nie znalazłby między nimi miejsca dla siebie. Nie zrozumieją go, żaden z nich nie zdoła, bo są zwykli i szarzy tak jak zwykli i szarzy byli ich przodkowie. Ulepiono ich z innej gliny, pomyślał smutno, lecz w tej samej chwili przyszedł mu do głowy pomysł. Kto powiedział, że to on musi przyjść do nich?

Stanął przed domem i pewnym głosem wyrzekł Słowo. Było to jedno z najpotężniejszych znanych mu, nie potrafił do końca przewidzieć efektu. Złotooki czekał. Minuty mijały i nic się nie działo. Zaniepokoił się, dotychczas Słowa nigdy nie zawodziły. Czyżby ich moc nie sięgała aż tak daleko?

Zrezygnowany, chciał już wrócić do domu, gdy coś poruszyło się wśród drzew. Idzie tu, pomyślał z ulgą i zaraz biel zalśniła w słońcu między gałęziami. Szczupła, niewysoka dziewczyna opuściła leśny cień. Ubrana w zwiewną, jasną sukienkę szła boso, rozglądając się niepewnie. Lekki wietrzyk bawił się jej długimi, czarnymi włosami. Złotooki pomachał do niej. Podeszła z wahaniem.

– Jesteś Maya – powiedział do niej.

– Maya? – Smakowała przez chwilę to słowo. Chyba jej się spodobało, bo lekki uśmiech zagościł na jej bladym obliczu. – A jak ty masz na imię? – Wbiła w niego spojrzenie dużych, ciemnych oczu.

Skrzywił się z dezaprobatą.

– Chodź, pokażę ci dom.

I odtąd Złotooki nie mieszkał już sam.

Maya była dokładnie taka, jaką sobie wymarzył. Lubiła się śmiać, lubiła tańczyć. Miała dobre serce i nie zadawała pytań. Jej palec nigdy go nie wytykał, usta nigdy nie miotały obelg. Rankiem budził go jej śpiew, wieczorami zaś tańczyli na polanie, a wokół nich na jego Słowo wyrastały róże. Do późna rozmawiali, przesiadując w ogrodzie i patrząc na gwiazdy. Żyli tylko sobą i mieli tylko siebie. Tak jak chciał.

Jego Słowa dawały jej wszystko, czego zapragnęła.

Lubiła malować, więc sprowadził dla niej farby i płótno. Przy dobrej pogodzie potrafiła godzinami siedzieć przed domem i uwieczniać, co tylko wyobraźnia jej podpowiedziała – głównie krajobrazy, zwierzęta albo kwiaty z ogrodu. Złotooki widział, że robiła postępy, ale jej malunki, które potem wieszała na ścianach w domu, wciąż pozostawiały wiele do życzenia. Wypowiedział zatem Słowo i w pokoju dziennym pojawiły się prawdziwe dzieła sztuki, obrazy doskonalsze nawet niż te wychodzące spod ręki mistrzów, gdyż były czystą, pozbawioną materialnych skaz ideą. Maya obejrzała je, lecz szybko straciła zainteresowanie. Wolała tworzyć dalej sama.

– Nie podobają ci się? – zapytał ją.

– Skąd. Są piękne.

– Piękne? Są doskonałe. Nie ma na świecie lepszych.

Maya zmarszczyła brwi.

Nie potrafiła docenić perfekcji, ale nie szkodzi, pomyślał Złotooki. Nie tego oczekiwał sprowadzając ją tutaj.

– Jeśli chcesz, zdejmę je – powiedział ugodowo.

– Dlaczego nie wyjawisz mi swojego imienia?

Zamrugał zaskoczony.

– Mieszkamy razem już tyle czasu, a wciąż nie chcesz mi powiedzieć. – Nuta wyrzutu w jej głosie, sprawiła, że Złotookiego ogarnęła nagła złość.

– Czy mało dla ciebie robię? To wszystko – wskazał dokoła zamaszystym gestem – jest twoje! Nie brakuję ci tu niczego, niczego ci nie żałuję. Możesz dostać, co zechcesz, a tobie jeszcze mało?

– Chciałabym tylko, żebyś mi...

– Dosyć! Nigdy więcej o to nie pytaj!

Spełniła jego wolę i Złotookiemu szybko minął zły nastrój. Nie potrafił długo się na nią gniewać, bo była dobra i piękna. Była jego.

Dni upływały im w spokoju. Liście zaczęły opadać z drzew i szybko na polanie zagościły chłody. Gdy spostrzegł, że Maya nie lubi zimna, natychmiast swym Słowem zakazał jesieni wstępu do ich domu. Odtąd miało tu być wieczne lato i wieczne słońce.

Pewnego ranka nie obudził go śpiew. Zaniepokojony, wybiegł przed dom. Znalazł ją spacerującą wśród drzew, wyglądała na zmartwioną.

– Potrzebujesz czegoś? Tylko powiedz...

– Te sarny – nieśmiało wskazała na przemienione w kamień zwierzęta – co im uczyniłeś? Powinny być wolne.

– Nie chciałem, by zniszczyły ogród – skłamał. – Chodźmy do domu.

Następnego dnia także nie śpiewała.

Po pewnym czasie zauważył, że jej obrazy tchną niewidzianym tam wcześniej smutkiem. Były ponure i pełne ciemnych barw. Zapytał o to, lecz zbyła go.

Maya zaczęła chodzić do ogrodu sama. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy obserwowała niebo. Coraz rzadziej chciała z nim tańczyć. Prawie się nie śmiała. Martwiło to Złotookiego. Być może istniało odpowiednie Słowo, by jakoś temu zaradzić, przyszło mu do głowy. Wystarczyłoby wyrzec to właściwe i wszystko byłoby jak dawniej. Nie znał jednak takiego. Jeszcze nie. Zamknął się w swym pokoju, by intensywnie zgłębiać Słowa w poszukiwaniu tego konkretnego.

Przez to nawet nie zauważył, kiedy Maya odeszła.

Po prostu, nie było jej. Przeszukał dom od góry do dołu, obszedł ogród, nawet jakiś czas chodził po lesie, wołając jej imię. Daremnie. Zostały tylko malunki na ścianach, porzucone sztalugi i jej leciutki zapach unoszący się w pokoju, z każdą chwilą odchodzący wraz z nią. Złotooki znów został sam.

W panice pobiegł na werandę i wykrzyknął Słowo, którym przywołał ją za pierwszym razem. Czekał jak wtedy, nerwowo zaciskając spocone dłonie. Stał tak aż do wieczora, uparcie wypatrując jej między drzewami. Tym razem nie przyszła.

– Mayu... – jęknął bezradnie. – Moja Mayu...

Jak to możliwe, pomyślał. Przecież sprowadził ją Słowem. Należała do niego! Wściekły, wywrzeszczał je na całe gardło – raz, drugi, trzeci. Jego głos niósł się po lesie, lecz nikt mu nie odpowiadał.

Zapadał zmrok. Wśród drzew zalegały długie cienie, niebo zaczynało skrzyć się gwiazdami – tymi samymi, na które tak lubiła patrzeć, i być może patrzyła także teraz, lecz już bez niego. Złotooki osunął się na kolana. Belki werandy skrzypnęły lekko, gdy padł na nie i zwinął się w kłębek, łkając cicho.

– Nie przyszła – wyszeptał przez łzy. – Dlaczego nie działają? Ona miała być... Ja... nie chciałem nic złego. Nie potrafię inaczej. Po prostu nie potrafię. Gdybym umiał tylko... – Urwał. Nagle zrozumiał.

Leżąc tak dalej jak bezradne dziecko, powoli zaczął wymawiać każde ze znanych Słów. Z początku szło mu z trudem, lecz po chwili już wyrzucał je z siebie, wypluwał gwałtownie jak najpaskudniejsze przekleństwa. Nawet się nie zastanawiał. Z całych sił, coraz szybciej ciskał nimi ponad lasem, daleko w niebo, by nawet ślad po nich nie został w jego wnętrzu. W ciemności nadciągającej nocy Złotooki w jednej chwili stracił wszystko, co miał. Jego dom zawalił się z hukiem, gdy odeszło podtrzymujące go Słowo. Rozstępująca się ziemia wchłonęła budynek na powrót, ocalał tylko fragment werandy. Nawet piękne kwiaty z ogrodu, wszystkie co do jednego, uschły w mgnieniu oka. Kamienne więzienie skruszało i stadko saren umknęło w mrok. Tak oto odeszły już prawie wszystkie Słowa.

Nagły strach przeniknął go, gdy uświadomił sobie, co zrobił. Bał się nawet wstać – bezradny, pusty i słaby bez swoich zdolności. Jak będzie dalej żył? Nic nie umiał, nigdy nie pracował. Dotychczas nie musiał. Zawsze wystarczało tylko otworzyć usta, by spełniły się wszelkie zachcianki. Odtąd będzie zmuszony żyć zwyczajnie jak wszyscy pozostali ludzie.

Niespodziewanie usłyszał coś. Ciche stąpanie po drewnie zrujnowanej werandy. Złotooki popatrzył z nadzieją. Tak, stała tam! Poznał jej sylwetkę w świetle księżyca.

– Maya! – zajęczał i podpełzł do niej. Jak pies legł u jej stóp i objął je, roniąc łzy. – Błagam, nie odchodź więcej. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj!

– A więc zrozumiałeś?

– Czy teraz będziesz już zawsze... – zawahał się – ... ze mną?

– Po to mnie wezwałeś. Jestem twoja, a ty jesteś mój.

Nieśmiało podniósł głowę. Jej ciepły uśmiech przeszywał nawet ciemności nocy i dodał mu odwagi. Wstał pospiesznie. Wziął Mayę w ramiona, mówiąc coś niewyraźnie.

– Tak, kochany? – nie zrozumiała.

Pochylił się lekko, odgarnął jej włosy i wyszeptał wprost do ucha.

– Mam na imię...

Tak oto Złotooki wyzbył się ostatniego, najważniejszego ze swoich Słów.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Gabriel Dobosz · dnia 15.11.2019 15:17 · Czytań: 644 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 11
Komentarze
PrzemeK155J dnia 15.11.2019 18:09 Ocena: Przeciętne
Cytat:
Od­mien­ność dziec­ka uro­dzo­ne­go w ja­kiejś bez­i­mien­nej wsi na obrze­żach kró­le­stwa dała się za­uwa­żyć już w pierw­szych chwi­lach po jego przyj­ściu na świat.

Opis zdecydowanie zbyt pokrętny, by nadawał się na pierwsze zdanie. Lepiej: ,,We wiosce urodziło się dziecko. Dziecko innje, niż wszystkie pozostałe dzieci.''.
Cytat:
Jego jed­nak by­wa­ły inne. Oprócz zwy­kłych, po­wsze­dnich chło­piec uży­wał też tych nie­do­stęp­nych dla po­zo­sta­łych. Do jego mło­de­go umy­słu za­czę­ły spły­wać Słowa

Poszłeś na łatwiznę. Kolejne wyjątkowe dziecko, magia...od razu kojarzy mi się Czarnoksiężnik z Archipelagu. Jeśli chcesz zaciekawić, wymyśl coś naprawdę wyjątkowego.
Cytat:
Miesz­kań­cy wsi z bo­jaź­nią

Słowo ,,Bojaźnia'' wogóle tu nie pasuje. Jest sztuczne i niestety nie ubarwisz nim swojej prozy. Lepiej użyć słowa ,,lęk''.
Cytat:
obelg mio­ta­nych w jego stro­nę na równi z ka­mie­nia­mi.

Nie lepiej ,,Miotanych w niego kamieni''? To ukazałoby brutalność z jaką go traktowali, a oprócz tego zaoszczędziłbyś kolejne porównanie.
Cytat:
Za­pu­ścił się kie­dyś da­le­ko wgłąb lasu, gdzie nie do­cie­ra­ły już żadne ścież­ki, i zna­la­zł­szy tam od­po­wied­nią po­la­nę, wy­rzekł jedno ze Słów. Wtedy na­tych­miast po­kła­dły się oko­licz­ne drze­wa, zie­mia z hu­kiem otwo­rzy­ła swe trze­wia i wy­da­ła z nich ka­mien­ne bloki.

Nie rozumiem tu jednego. Wypowiadając Słowa potrafił budować kamienne chatki, sprawiać, że drzewa nagle wyrastają spod ziemi, a nie umiał poradzić sobie z jakimiś tam rozbójnikami, czy ludźmi, którzy krzywo na niego patrzyli? Jakiś to dziwny ten twój bohater.
Cytat:
. Było to jedno z naj­po­tęż­niej­szych zna­nych mu, nie po­tra­fił do końca prze­wi­dzieć efek­tu

Skąd wiedział, że jest jednym z najpotężniejszych? Skąd wogóle wiedział, jaką słowa mają moc?
Cytat:
Chcia­ła­bym tylko, żebyś mi...– Dosyć! Nigdy wię­cej o to nie pytaj!

Dialog i sama relacja pomiędzy dziewczyną i tym ,,mężczynzą'' jest niezwykle krótka i bardzo sztuczna. Dialogi są niespójne, brakuje opisów reakcji i charatkeru.

Ogólnie radziłbym ci porpawić całą opowieść. Niezwykle zaciekawiły mnie te Złote Oczy. Szkoda tylko, że później pojawiły się oklepane ,,Słowa'', prosto z typowej książki fantasy dla młodzieży. Stwórz ciekawego bohatera - to znaczy nie pokazuj całego jego życia od początku do końca, tylko zacznij w jakimś momencie i pozwól czytelnikowi go odkryć. Postaraj się zająć tymi oczami - na przykład bohater zdobędzie umiejętność zaglądania do umysłów innych ludzi. Albo - widzenia nieuniknionej, straszliwej prawdy, która czyha wśród nich. Albo coś innego, coś co będzie posiadało nutę tej tajemniczości. W swoim opowiadaniu, zamiast pozwalać czytelnikowi odkrywać, ty zostawiasz wszystko na tacy. Opisujesz suche fakty, przez co twoje oppowiadanie, które może i kiełkuje w jakąś większą, ciekawszą powieść, jest do tej pory mało zajmujące i bardzo oklepane.
Oczywiście, zapewne włożyłeś w to mnóstwo zaangażowania - w swoje dzieło każdy tyle wkłada. Ale postaraj się stworzyć coś, czego nikt nie stworzył, albo przynajmniej zrobić to w taki sposób, że czytelnik na chwile oderwie się od świata.
Powodzenia. :)
Przemek.
Jacek Londyn dnia 15.11.2019 23:59
Przyganiał kocioł garnkowi.

"Słowo ,,Bojaźnia'' wogóle tu nie pasuje". Z tym się zgadzam - bojaźń lepiej by pasowała. A wogóle - lepiej tak nie pisać.

,,We wiosce urodziło się dziecko. Dziecko innje..." Inne dziecko powiedziałoby: w wiosce, ale to innje nie.

"Poszłeś na łatwiznę". A ona pewnie poszedła. Dla odmiany. :)
marzenna dnia 16.11.2019 03:51
Nie ma co wnikać w gramatykę, ortografię czy interpunkcję. Najważniejszy jest przekaz. Jeżeli czytelnik odbiera tekst, czuje emocje, to jest najważniejsze. Ja poszedłabym w bardziej w rozwinięcie opisów przyrody. Zastanawiam się dlaczego Maya, wróciła do tego starego pierdziela.
W sumie facet, został bez grosza, a trudno żyć tylko powietrzem i miłością. :)
pozdrawiam :)
Jacek Londyn dnia 16.11.2019 08:37
"Nie ma co wnikać w gramatykę, ortografię czy interpunkcję".
Niech żyją audiobooki!:)
StalowyKruk dnia 16.11.2019 21:17
Podobnie jak PrzemeK155J wolę nieco dłuższe i bardziej rozbudowane opowiadania, ale gusta są różne. "Słowo" to rzeczywiście dość często używany koncept. Moja ulubiona wersja pojawiła się w jakiejś książce czerpiącej z mitologii nordyckiej i chrześcijańskiej. Szkoda, że zapomniałem jak się nazywa.

Największy jednak problem mam z relacją międzyludzką. Nie wydaje mi się zbyt zdrowa. Dziewczyna jest najpierw wezwana jako towarzystwo na żądanie, potem odchodzi przez jego przywiązanie do Słów, a następnie gdy słowa przestają działać wraca? Czy to nie czasem syndrom sztokholmski?
Gabriel Dobosz dnia 17.11.2019 12:19
Staram się ostatnio pisać krócej, z mniejszej ilości słów wyciskać jak najwięcej treści. Ponadto w tym opowiadaniu chciałem, aby najważniejsze w nim było to, co nie dosłowne. Po komentarzach widzę, że nie do końca się to udało.

Zgoda, słowo "bojaźń" nie było zbyt fortunne ;)

Pozdrawiam, dziękuję za wszystkie komentarze.
marzenna dnia 17.11.2019 18:27
Słowa mają wielką moc. Tak, mogą przyczyniać się do wojny, na mównicach stoją wodzowie, wyznaczają drogę historii. Inni składają fałszywe obietnice. Tłumy lgną do urn, wierząc, w spełnienie nierealnych marzeń. Potok słów, bez pokrycia zalewa mózgi, utrapionego narodu.
Matki przekazują swoim dzieciom, słowa bez wartości.
Słowa potrafią wznieść na wyżyny, określić nasze uczucia. Zapisane w księgach od starożytnych, wciąż są dla nas wartością najwyższą, są prawdą!
pozdrawiam
Usunięty dnia 18.11.2019 21:09
Znowu u Ciebie jestem i znowu świetnie...
Pal licho wszystko, c w tym opowiadaniu może wydawac się niespójne. Pal licho całą tą "banalność" niektórych składowych opowiadania.
jak przeczytałem końcówkę, zatkało mnie. Na amen.

Pozwolisz jednak, że przytoczę co nieco.

Cytat:
Przyglądające się wszystkiemu ciekawie oczy chłopca były złote niczym królewskie monety

Dałbym inna kolejność: ciekawie przyglądające się wszystkiemu...

Cytat:
Nie tego oczekiwał od niej sprowadzając ją tutaj.

Czasami dajesz zbyt dużo zaimków. W tym wypadku można śmiało wywalić "od niej". To tylko jeden przykład. Ogólnie, jeśli bez zaimka zdanie zostaje zrozumiałe, należy się go pozbyć, bo tak trochę brzmi, jakbyś chciał czytelnikowi uszczegółowić coś, czego on sam może się bez problemu domyśleć. Jest to więc poniekąd traktowanie czytelnika jako niedomyślnego, można powiedzieć, przepraszam, głupca - bez obrazy.

Pozdrawiam.
Gabriel Dobosz dnia 20.11.2019 13:07
Antoni, dziękuję za zasadne jak zwykle uwagi. Dobrze, że chociaż zakończenie się sprzedało ;D
Pozdrawiam.
Marek Adam Grabowski dnia 27.11.2019 11:48
Ciekawe i dobrze napisane. Po tytule myślałem, że ten temat już był, ale teraz wiem, że z czymś to pomyliłem.

Pozdrawiam!
gitesik dnia 02.01.2020 09:59
Z pewnością ktoś nakręci bajkę z morałem dla dzieci na podstawie tej historii.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty