Dom nad Węgorapą - SylwiaJ
Proza » Historie z dreszczykiem » Dom nad Węgorapą
A A A
Od autora: Kręgarz zapytał mnie czy miałam wypadek. Jakieś siedem czy osiem lat temu.
- Samochodowy. Rowerowy - usłyszałam zza kotary.
- Nie, ale... jakieś 10 lat temu spadłam z takiej skarpy. Schodziłam do rzeki i obiłam sobie lewy bark.

Do dziś, gdy pomyślę o tamtym wyjeździe. O tym, co by było, gdybyśmy zostały tam do poniedziałku. Tak jak to sobie zaplanowałyśmy na początku. Cały nasz pobyt tam był jak złowieszczy zgrzyt. Jak te zachodzące na siebie kręgi, które chroboczą u podnóża mojej głowy. Gdy przypomnę sobie to zdjęcie z ogniska... To aż przechodzą mnie ciarki. Wyrzuciłam to zdjęcie do kosza. I nie jest mi go absolutnie żal. Choć mogłam trzymać je jako dowód. Udokumentować. Pokazać jakie to było niewiarygodne i dziwne. Może nawet złowieszcze.

Miałam wtedy tą przedziwną zdolność przyciągania do siebie ludzi, którzy lubili manipulować innymi. Tak... byłam wtedy bardzo podatna na czyjeś sugestie. Zahukana i niedowartościowana. Robiłam rzeczy, do których nigdy nie byłam przekonania. Swoje marzenia zakopałam na którymś z beskidzkich szlaków, zarzekając się, że odtąd będę jak moja najstarsza siostra. Niczym niewyróżniająca się szara mysz. Zupełnie zwyczajna i normalna.

Ponoć nie ma w życiu przypadków więc zapewne moja znajomość z B. była mi do czegoś potrzebna. Może do tego by raz jeszcze złapać się w sieć jakichś zaczarowanych słów. Pozwolić się im unieść aż tam - nad brzeg tej niewielkiej, mazurskiej rzeczki. A potem spaść. Boleśnie obić sobie bark. Uciec z tego przedziwnego miejsca w samym środku nocy. A potem rozbierać tą historię na części proste. Wyciągać z niej takie i inne esencje, i soki. 

B. zajmowała się różnymi rzeczami. Dodatkowo parała się magią i czarowała wprost przecudnie. Bajała o sobie takie rzeczy, że komuś takiemu jak ja, słuchać tego było snadnie. Ach, bo ona taka cudowna. Tak miła, ciepła i słodka. Z wierzchu. W środku chropowata, gorzka i nie do przełknięcia. Tyle, że ja byłam wtedy na takim emocjonalnym głodzie, że łykałam zarówno tę słodycz i ciepło, jak i chropowato-gorzki chłód. 

T. był prawnikiem. Takim uroczym. Pomagał mojemu byłemu mężowi w biznesie. I namawiał mnie do tego, żeby podjąć z nim współpracę. Stanowczo odmówiłam, stwierdzając, że mam swój biznes, który w zupełności mi wystarcza. Katastrofy finansowe mojego męża sprawiły jednak, że w końcu się ugięłam i powiedziałam "tak".

Takie historie nie mogą toczyć się dobrze. Takie historie zazwyczaj kończą się źle. Nie wiem, co by było gdybym nie dała skusić się na ten wyjazd do jego domku na Mazury. I nie, żeby z nim. Z nią. Z B. Z jej córką. I z moją - mocno nieletnią wówczas - jedynaczką.

Był koniec lipca, a ja marzyłam już tylko i wyłącznie o odpoczynku. Namówiłam B., bo nie miałam wtedy z kim pojechać. Dostałam od T. klucz i adres budynku. I nie patrząc na nic pojechałyśmy przed siebie. Pod wieczór dotarłyśmy na miejsce. Do wioski, gdzie psy dupami szczekają. Do schowanego za jakimiś drzewami i chaszczami domku, który może nie miał mieć żadnych wielkich wygód, ale w którym miało dać się żyć. 

Stary, poniemiecki dom. Przed nim studnia. Dokoła wielkiego podwórza zrujnowane stodoły i obejścia gospodarcze. Nic, co mogłoby mnie zachwycić. Nic, czym byłabym w stanie zadowolić towarzyszące mi kobiety. W sercu paląca dziura i wstyd. Po co mi to było - pomyślałam - gdzie ja do cholery je przywlokłam. Chciałam zakopać się pod ziemię lub zniknąć. Siąść w ten cholerny samochód i wrócić. A tu prawie wieczór. Człowiek zmęczony całodzienną podróżą. Głodny i brudny. I nawet nie ma się w czym umyć. 

Zostałyśmy. Wbrew tym wszystkim złym przeczuciom i zdrowemu rozsądkowi. Następnego dnia pojechałyśmy na zakupy. Rozłożyłyśmy swoje graty. I nie przejmując się niczym zaczęłyśmy swój przedziwny urlop. Jakbyśmy mieszkały co najmniej w Merkurym, a nie w jakiejś chałupinie na końcu świata i wsi. 

Dom zły. Dom, w którym wszystko miało swoje podwójne znaczenie i wokół którego działy się rzeczy dziwne. Choć może tylko takie nasze odczucie. Przeczuwanie tego, co wydarzyło się potem. Już po powrocie do domu. I niezupełnie na skutek tego, co miało miejsce tam. 

Na dachu radośnie witał nas klekoczący bociek, ale przyczepiona do drzwi kłódka nie chciała nas do tego domu wpuścić. Gdy pierwszego ranka poszłam na spacer, zobaczyłam na łące klacz i źrebię, które tyle co przyszło na świat. Tego samego wieczoru ktoś zadzwonił do B. i poinformował ją o śmierci kogoś z rodziny. Jakunowo i Jakubowo - nazwa miejscowości, w której znajdował się nasz dom i tej, przez którą przejeżdżałyśmy, wracając domu.

Narodziny i śmierć. Początek i koniec. Jakubowo (od pokolenia Jakuba) i Jakunowo (jakby Jakub na nowo). Gdzieś potem znalazłam jakiś cytat z Biblii i jakoś tak mi się skojarzyło wtedy z początkiem Nowej Ery - Ery wodnika. Z pokoleniem "nowych ludzi". Byłam wtedy pod silnym wrażeniem mojej przyjaciółki. Fascynowała mnie symbolika, ezoteryka i religia. Taki jeden wielki misz-masz. 

W czwartek poszłyśmy nad rzeczkę. Idąc za radą T. - z prądem rzeki - postanowiłam popłynąć do mostka. Jakieś 800 metrów. Nie więcej. Wróciłam okrężną drogą. Pieszo. I postanowiłam wejść do rzeki jeszcze raz. Tylko czy to aby właściwe? Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Bynajmniej nie ja. Zrobiłam krok do przodu i w dół. I sru... 

W piątek zrobiłyśmy sobie ognisko. Było zupełnie przyjemnie i miło. Aż do czasu, gdy następnego dnia odpaliłyśmy zdjęcia i gdy jedno ze zdjęć niemal nie wbiło nas w ziemię. Płomień przedstawiał człowieka z uniesionymi ku niebu dłońmi. Widok był tak ewidentny... Struchlałyśmy. 

Moja córka zaczęła nalegać, żeby wrócić. Tłumaczyła to moim wypadkiem i nie tylko. Sama miała wtedy jakieś złe przeczucia. Tymczasem moja znajoma zaczęła psioczyć: nie będzie Ci dziecko rozkazywać co masz robić. Postanowiłam więc zignorować własną córkę i zostać do samego poniedziałku. W sobotę wieczorem odwiedził nas sąsiad. Starszy pan, którego konie pasły się obok tej naszej stodoły. Siedząc przy drinku był nieco bardziej rozmowny. Wygadał się nam, że ktoś tam ponoć kiedyś został zabity. Na ganku. i jakoś tak po tej jego wizycie zrobiło się już zupełnie dziwnie. 

Przyszła niedziela. Następnego ranka miałyśmy wracać do domu. Od samego przedpołudnia jak opętane zaczęły latać wokół nas pszczoły. Pies B. też zachowywał się jakoś inaczej. Nieswojo. Konie za naszymi obejściami też wydawały się być dziwnie niespokojne. I co tu robi ten pies sąsiada - pytałyśmy siebie zdumione. 

Punktem kulminacyjnym był telefon znajomego B. Zbierajcie się stąd i to już - powiedział - przed północą ma was tam nie być. Spojrzałyśmy na siebie zdumione. Dziewczyny właśnie położyły się spać. A my nagle... Jak opętane zaczęłyśmy się pakować. Już i teraz. Jedziemy - warknęłyśmy na nasze rozespane latorośle. 

Nigdy nie dowiem się tego czy to było rozsądne i co by się stało, gdybyśmy tam zostały. Dopiero jakiś czas później... oglądając "Różę" zdałam sobie sprawę z tego, gdzie byłam i co w tych zniszczonych stodołach mogło się kiedyś stać. Ten człowiek. Ta postać w ogniu. Gdy tylko o tym myślę, jeży mi się sierść. Inna znajoma widząc to zdjęcie - już takie normalne, na papierze - powiedziała, że widzi tam trzy postaci. Że jest jeszcze kobieta i dziecko. 

Kilka miesięcy później skończyła się moja współpraca z T. Parę dni później rozstałam się z B. Początek i koniec. Podwójne standardy. Podwójne dno. I nie do końca szczere intencje. Ot, taka lekcja. A do tego obity bark i schrzaniony kręgosłup. A teraz nadszedł czas by się nad tym wszystkim pochylić i zacząć naprawiać swoje zdrowie. Myślę, że swoją podatność na sugestie nie do końca uczciwych ludzi już sobie podreperowałam. Tamten czas to już przeszłość. W międzyczasie trochę rzeczy zdążyło się w tym moim życiu wydarzyć. Jakby nie było: wróciłam do pisania, czytania. Jestem bliżej siebie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
SylwiaJ · dnia 02.12.2019 13:20 · Czytań: 286 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
marzenna dnia 02.12.2019 14:07
:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty